Ach, wyrwać się stąd raz! TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.(część II.Z POCZEKLANI DWORCOWEJ) - Krystyna Habrat
Proza » Długie Opowiadania » Ach, wyrwać się stąd raz! TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.(część II.Z POCZEKLANI DWORCOWEJ)
A A A
R. XIX. ACH, WYRWAĆ SIĘ STĄD RAZ !
( część II opowieści "Z poczekalni dworcowej" - z powieści: TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.)
Celina Rumianówna zmieniła się. Teraz po dyżurze w świetlicy dworcowej stara się jak najprędzej uporać z domową krzątaniną, pomaga matce gotować i sprzątać, a jak już ta nic jej do zrobienia nie wynajdzie, siada przy oknie z książką. Zapisała się do biblioteki i przyniosła powieść, którą Andrzej zachwalał.
Brnie z uporem przez odrażające opisy i ostre dialogi. Stara się wczuć w sytuację bohaterów, współczuje im, ale w realnym życiu omija takich z daleka. Ucieka, gdy z restauracji sąsiadującej ze świetlicą doleci ją podobne słownictwo. Tam w mrocznym kącie kiwają się przy kuflu podobne typy. Takie książki też dotąd omijała.
Ona woli się przy lekturze wzruszać. Tak samo na filmie. I przy piosence. Jak zapiecze ją pod powieką łza, wie, że przeżyła coś w całej pełni.
Jednak Andrzej czymś takim pogardza. Żachnął się, kiedy napomknęła, że wolałaby poczytać o ludziach godnych naśladowania. Odtąd nie ujawnia mu własnych upodobań. Nawet zaczyna się ich wstydzić. Ma przecież niewyrobiony gust.
Nikt nie otworzył jej oczu na to, co w książkach najważniejsze. W szkole wiekowa profesorka od polskiego była wyraźnie znudzona nieustannym przymuszaniem uczniów do czytania lektur. Ziewając, dyktowała im, co powinni zapamiętać do matury. Wszystko według podręcznika, gdzie najwyżej cenione były problemy społeczno-patriotyczne. Poza program się nie wychylała.
Tymczasem książki polecane przez Andrzeja nie mieszczą się w szkolnych kategoriach. Ich bohaterowie nie walczą o wielkie sprawy. Nie dążą do niczego. Po prostu żyją. Nie zawsze przykładnie. Podobni są trochę do jednego pracownika kolei, Wacka, który zagląda do świetlicy roześmiany od ucha do ucha i irytuje Celinę natrętnym adorowaniem. Opędza się od niego jak może.

Po kilku próbach wgłębienia się w akcję książki odkłada ją rozczarowana. Nie dobrnęła nawet do połowy. To jeszcze nie dla niej. Ani wzrusza, ani uczy. Tylko wyszydza wszystko. A to za mało.
Wróci do niej, jak nauczy się widzieć w książkach to, co Andrzej widzi. Bardzo tego pragnie. Nie wie, czy mu się przyznać, że zachwycił ją oglądany w telewizji teatr Szaniawskiego. Tyle w nim było melancholijnej tajemniczości, że się zachwyciła. Andrzej pewnie by wolał Jonesco ze starcami w kubłach na śmieci. Musi ją nauczyć w czym rzecz, co się jej powinno podobać.
Za oknem dyszy lokomotywa. Śpiewa ptak. Czas gotować obiad. Po południu ma dyżur w świetlicy na dworcu. Nawet się dziś nie zobaczy z matką ani z ojcem, którzy w tej chwili pracują.

Pomimo zniechęcenia Celina dalej pożycza ambitne książki. Zdecydowanym gestem podaje bibliotekarce kartkę z tytułami, jakie najpierw wypisał jej Andrzej, ale teraz sama uzupełnia. Czytuje w świetlicy recenzje z różnych czasopism, to już wie, które wybierać. Zmusza się do czytania pozycji brutalnie ostrych, takich na przekór temu, co ją dotąd zachwycało. Wie, że wszelką "ładność", tak przytulnie chwytającą za serce, Andrzej wyszydzi, jako "sentymentalne śliczności". Rezygnuje więc z tego, co dotąd lubiła.
Jak on to mówił? Że coś jest naprawdę piękne, kiedy otrze się o brzydotę, o dziwność.

Wracając do domu po dyżurze w świetlicy, Celina za każdym razem okrąża rynek, aby zajrzeć do księgarni PEGAZ i coś tam sobie wybrać, lub choć popatrzeć na rzędy książek, przekartkować te porozkładane na ladzie. Kierownik księgarni, Derbisz, to starszy pan koło czterdziestki. Tęgawy i z lekka łysiejący uśmiecha się do niej i usłużnie pomaga w wyborze książki. Kiedy wynosi stamtąd ciężki pakunek, uśmiecha się sama do siebie i do mijanych przechodniów. W domu matka kręci głową w zadziwieniu. Wylicza, ile to jej koleżanek wyszło już za mąż, podczas gdy ona tylko czyta i czyta.

Nocami, przejeżdżający pociągami ledwo zauważą uśpione miasteczko. Tylko gdzieś w górze, ponad semaforami, jaśnieje samotny prostokąt. To okno Celiny. Ona jeszcze czyta.
Kiedy jednak długo nie widzi Andrzeja traci zapał do preferowanych przez niego książek. Oddaje w bibliotece niedokończone i bierze takie, przy których sobie popłacze albo dowie się czegoś więcej o życiu ludzi mieszkających w ciekawszych miejscach niż jej miasto rodzinne, gdzie jak mówią: diabeł mówi dobranoc.

I tak, naczytawszy się o niezwykłych postaciach z cudownych miast, wsiada któregoś wieczora w pociąg jadący do Krakowa. Nad ranem wysiada podniecona oczekiwaniami a miasto wita ją zamglone mżawką. Może nawet nie wita, wcale jej nie potrzebuje? Choć była tu raz z wycieczką szkolną, musi zapytać o drogę. Uprzejmy pan aż cofa się kilka kroków, żeby pokazać którędy najlepiej iść. Oszołomiona rozgląda się zachłannie. Gdzie spojrzy: coś znanego z książek i widokówek. Teatr Słowackiego. Barbakan, Brama Floriańska, rynek, Kościół Mariacki, Sukiennice... "Czy ja naprawdę - dziwi się - jestem tu, w tak ważnym miejscu czy to tylko sen?"
Nie zważa na siekący kapuśniaczek. Przeszkadza to jedynie w zadzieraniu głowy na wieże kościołów i attykę kamienic. Cały czas pamięta, że gdzie tylko stąpnie, wkracza w jakiś wątek historii, poezji, legendy. W muzeum Sukiennic długo podgląda rozszalałą czwórkę koni Chełmońskiego. Przechodzi z lewa na prawo i z powrotem, cofa się, przybliża. Musi sprawdzić, czemu gdziekolwiek stanie, konie pędzą na nią wprost.
Ciągle wzruszona wkracza na trakt królewski. Rozglądając się podąża ulicą Grodzką na Wawel. Czasami zbacza z drogi, by obejrzeć coś ciekawego. Zwiedza kościoły. Pochłania wzrokiem każdy załom szarego muru. Spogląda pod nogi, jakby miała nadzieję dostrzec ślady stóp królów i innych wielkich z minionych epok.
Odczytuje tablicę na domu, gdzie mieszkał krótko Conrad. Zachwycił ją niedawno jego "Lord Jim". Wprost ją oszołomił. Teraz przychodzi jej do głowy, że prawdziwie wielka literatura też wzrusza. Nawet bardziej niż lekka powieść.
Powraca Plantami, a kiedy w świetle ulicy na lewo dostrzega w dali znajomy zarys Kopca Kościuszki, skręca w tamtą stronę. Jednak zawraca przy alejach. Bolą ją już nogi. Zapada zmierzch. Żółcą się zapalające latarnie, migają jasne prostokąty wystaw, mienią światłami kałuże, oślepiają samochody. Przemokła od deszczu. Zaraz? W którą stronę ma iść?
- Przepraszam, którędy do dworca? - zapytuje jakąś panią.
Ta ledwo rzuca na nią wyniosłe spojrzenie i przechodzi bez słowa.
Celinie robi się nieswojo. Ogarnia ją nagle poczucie, że w tym momencie miasto to zatrzaskuje się przed nią.
Pierzcha zachwyt. Czuje już pierwsze drgnięcie lęku, który szybko się rozrasta. Już nie widzi miasta. Jest przemoknięta, głodna, zmęczona.
W barze śledzi ukradkiem dwie siedzące obok, rozgadane, jak się domyśla: studentki. Zazdrości im swobody wyrażania się i wiedzy. Jej zdarza się w emocji zacinać, zapominać słów. Jedząc teraz pierogi z serem, pogrąża się w niechęci do siebie. Już nic jej nie cieszy. Nie może nawet przełykać.
Deszcz ciągle siąpi. Potem spływa skośnie po szybach odjeżdżającego pociągu, zacierając oddalające się światła miasta. Dalej kryje wszystko ciemność.
Całe szczęście -myśli - nie natknęła się tu nigdzie na Andrzeja. Wstyd przyznać się, ale miała taką nadzieję. Pewnie by ją to speszyło do reszty. Nawet nie wie, gdzie on pracuje. W jakiejś chyba redakcji. Tylko w jakiej?

Zaraz po przyjeździe dopada ją bufetowa.
- Słyszałaś o tej wariatce? No, o tej chudej z księgarni na rynku, co pisywała na wszystkich donosy. Wczoraj w południe wybiegła na środek rynku półnaga. Zabrało ją pogotowie. W kaftanie bezpieczeństwa! Takim z rękawami wiązanymi z tyłu. A ona wrzeszczała i pluła w koło.
Wszyscy dziś opowiadają o tej nieszczęsnej. Mówią, że zwariowała od książek. Rzeczywiście, zawsze nosiła ze sobą ich pełne tobołki.
Niektórzy twierdzą,że rzucił ją kiedyś narzeczony. Może mąż? Dokuczała mu strasznie i nie wytrzymał. Całe miasto wrze z emocji. Każdy dorzuca nowe szczegóły W tym mieście niemal wszyscy się znają, przynajmniej z widzenia, a ta rzucała się w oczy. Łaziła zawsze ze spuszczoną głową i coraz bardziej obwisłą wargą w grymasie obrzydzenia. Gadała sama do siebie, potrząsała głową. Słała skargi do urzędów i gdzie się dało, że wszyscy ją krzywdzą. Że nasyłają na nią śmiercionośne prądy! Poprzez gniazdko elektryczne i telewizor. Wrzeszczała, jak kto przechodził za blisko jej okien. Omijano ją z daleka i pukano się w czoło.
Ta wariatka tylko w księgarni stawała się kimś innym. Rzeczowo informowała o nowych pozycjach. Znała się na tym. Jednak czasem zagalopowała się w jakieś mętne rozważania i ciągnęła je monotonnie bez końca, obracając się obsesyjnie wokół jednego tematu. Wtedy rozmówcy cofali się zaskoczeni i szybko wychodzili. Jak placówka została sprywatyzowana, nowy właściciel bał się, by jej reputacja nie kładła się cieniem na jego interesach. Wczoraj podobno spróbował ją zwolnić. Wypadła wtedy na rynek z potarganymi włosami, szarpiąc na siebie odzienie i rozrzucając je gdzie popadnie. Potem upadła na schody przy księgarni, jakby zamierzała, niczym Rejtan, zasłonić sobą drzwi przed nadejściem zła.
Mieszkańcy mają na długo o czym opowiadać. Chyba nikt tu dotąd nie widział kobiety splątanej kaftanem bezpieczeństwa. Ale ta była złym człowiekiem - szepczą bez współczucia jeden drugiemu. W tak brzydki sposób kończy ktoś zły.

Celina dawno nie widziała Andrzeja. Nawet nie wie, czy jeszcze tu kiedy wstąpi. Niemal zapomniała, jak on wygląda, dlaczego tak się jej podoba. Pamięta jedynie jego przymglone oczy, jakby zapatrzone w swój świat wewnętrzny, co jak wyczytała, cechuje introwertyków. Każdy prawdziwy artysta jest introwertykiem. Ale nie powie mu o tym. Pewnie, by się skrzywił z wyższością. Trochę jej zbrzydło to jego wywyższanie się. Niech on sobie nie wyobraża, że dziewczynę z prowincji tak łatwo oczarować i zaraz poleci za nim z zamkniętymi oczami.

Ostatnio, nawet ten, co ją we snach stąd zabiera, jest nie wiadomo kim. Fruną oboje ponad miastem , trzymając się za ręce, a ona w białej sukni. Są jak z obrazu Chagalla. Widziała to niedawno w książce.
Od niejakiego czasu, niemal co dzień, puka w okno świetlicy Wacek i śmieje się do niej, pokazując wszystkie zębiska. Pracuje na kolei jako technik elektryk. Niewysoki, ale ma długie wąsy i wszędzie go słychać, gdyż mówi głośniej od innych i wyrzuca z siebie słowa tak gwałtownie, jakby się ciągle kłócił. Kłótliwy może nie jest, ale wciąż się zacietrzewia. Nikt się nie odważa mu sprzeciwić, bo on wszystko wie najlepiej i zawsze jego musi być na wierzchu.
O, Wacek lubi się przechwalać. Kiedyś idąc z Celiną, bo ta jakoś od powrotu z Krakowa chętniej na to przystaje, dopadł siedmioletnich - może - chłopaczków grających w palanta i począł im chełpliwie tłumaczyć, jak on kiedyś w to grywał i dotąd nikt go nie pokona. Z takim ferworem wymachiwał nad nimi rękami, że pospuszczawszy głowy, poumykali jeden za drugim. A Wacek dalej pokrzykiwał. Do niej? Sam do siebie?
Przychodzi teraz do Celiny domu. Przynosi kwiatki, bomboniery. Prawi grzeczności matce, z ojcem pali papierosy. Celina, parząc kawę, przygląda mu się z kuchni niespokojnie: "czyżby to on był tym, na kogo czeka?"
Matka Celiny raz i drugi napomyka o szykowaniu wyprawy. Czas by było haftować monogramy na obrusach i pościeli. Sama wniosła kiedyś w posagu komplety pościeli monogramami. Sama te monogramy haftowała na każdej sztuce prześcieradła czy poszewki. Każdy komplet zawierał sześć sztuk i był przewiązany różową wstążeczką. Mama rozczula się na to wspomnienie a Celina krzywi się, że ta moda minęła. Zresztą jeszcze nie wie jakie monogramy wyszywać. Jak się będzie kiedyś nazywała, za kogo wyjdzie?
Nie grymaś, nie grymaś - napomina matka. - Jak trafia ci się porządny chłopak, nie przebieraj. W czym tu zresztą przebierać. Inni starający jakoś się nie pchają. A latka lecą.
Wiele koleżanek Celiny wyszło już za mąż. Niektóre nie mogły nawet doczekać matury. Krążą teraz dumnie po rynku z pociechami w wózkach. Może i jej czas by było ukoić niecierpliwe czekanie. Tylko Wacek nie zna się wcale na literaturze, nawet mało co czyta. Czy taki człowiek jest prawdziwym człowiekiem?
- Co tam powieści - wykrzykuje nagabywany - liczą się jedynie fakty, no reportaże, książki historyczne, wszystko co oparte na dokumentach, a nie coś przez kogoś tam wymyślone, udziwnione...
- Nie znasz się na tym co piękne - oburza się Celina i stara się wyłuszczyć w czym rzecz. Przy Wacku potrafi być elokwentna i mądra. On jej nie onieśmiela.

Któregoś dnia, gdy tylko pionki na szachownicy i tykanie zegara przecina nudę świetlicy, ktoś kładzie rękę na książce, którą Celina czyta.
To Andrzej!?
Zaczytana nie dostrzegła jego wejścia! Dawno go nie było. Sterta zapisanych kartek, które przed nią kładzie, jest tym razem pokaźna. Przeważa proza. Celina zaczyna czytać łapczywie.
Po chwili zwalnia zaniepokojona. Waha się, co powiedzieć. Już myślała, że zna się trochę na tym, ale ostatnie teksty Andrzeja są niezmiernie powikłane. On się lubuje w penetracji świata odrażającego. Bohaterów, jakich opisuje, można wypatrzyć w przyległej restauracji, którą ona omija. Kiwają się tam nad kuflami nieogolone typy i snują bełkotliwie swą przyziemną filozofię.
- Po co wyszukujesz takich...?
- To przecież mocne. Samo mięso życia! Przeminął czas sentymentalnych bajek.
- Pomóż mi to zrozumieć. Kult brzydoty, ten cały turpizm, wcale mnie nie przekonuje. A skąd ty takich znasz?
- Już Czechow radził adeptom literatury podróżować trzecią klasą, aby poznawali rozmaite typy ludzi z ich problemami.
- Dlatego aż tu przyjeżdżasz?
- Nie tylko! Ciągnie mnie tu ładna dziewczyna - odpowiada, patrząc jej uważnie w oczy.
Celina rumieni się, a tu jak na złość zapowiadają pociąg do Krakowa. Andrzej pośpiesznie zgarnia swe rękopisy, schyla się po skrzypce, i żegnając Celinę szepcze:
- Zdaje się, że jestem bliski tej tajemnej wiedzy, jak pisać. Wkrótce będę to wiedział. Już tak próbuję...Tobie jednej mogę o tym mówić... Ale zmieniłaś się w ostatnich czasach. Oczy ci błyszczą. Dawniej spojrzenie miałaś nieprzytomne...Jesteś coraz piękniejsza. Tylko umykasz moim wpływom...A chciałbym...
- Pośpiesz się! Pociąg odjedzie!
Wybiegł a Celina śledziła go niespokojnie spoza uchylonej firanki. Żeby tylko zdążył! Nie! Lepiej, żeby się spóźnił! Nie zostawiał jej teraz!
Pociąg do Krakowa odjechał już dawno a ona ciągle patrzy w okno. Tylko nie tęskni już za dużym miastem. Zdaje się jej, że w dużych miastach bez przerwy pada deszcz. Usiłuje sobie uzmysłowić, czy Andrzej naprawdę powiedział na koniec: Przyjadę niedługo. Czekaj. Może się jej tylko przywidziało? Ktoś z tyłu chrząka. Uczeń w okularach prosi szachy.

Rzadziej już mówi się o tej, co zwariowała. Jakaś kobieta wprawdzie zarzeka się, że niedawno widziała ją, jak szła polami w wianku z mleczy na głowie, ale inni twierdzą, że ją gdzieś wywieziono i żyje w zamknięciu, może nawet zmarła. Trudno dociec. Rodziny bliskiej nie miała. Poróżnili się kiedyś przy dzieleniu spadku. Ktoś tam ponoć chwycił siekierę, ktoś był zabity czy też sam rzucił się pod pociąg. Nikt dokładnie nie pamięta. Faktem jest, że ta kobieta trzymała się od wszystkich z daleka. Ale uważała, ze wszyscy ją krzywdzą i gdzie się dało słała anonimy. Bano się jej i unikano. Została po niej przestroga, że złego zabierają w końcu w kaftanie z zawiązanymi na plecach rękawami, bo zły to wariat.

Księgarnia nabrała ostatnio wielkomiejskiego charakteru. Błyszczą na ladach barwne okładki. Tylko Derbisz spuścił nos na kwintę. Po cichu przyznaje, że stracił orientację, które pozycje wartościowe a które przyciągną mniej wyrobionego czytelnika i zapełnią kasę. Ubyło czasopism literackich, by stamtąd czerpać rozeznanie. Cieszy się jednak niezmiernie, kiedy do księgarni zachodzi Celina. Ona wie co wybrać. Ma kilku takich miłośników literatury. Tylko ze względu na rosnące ceny kupują mniej. Celina nie lubi wychodzić z pustymi rękami, rzadziej więc okrąża rynek, by tu wstąpić.

W pobliżu księgarni, na miejsce sklepu z żelastwem, otwarto sklep przyrodniczy. Założył go, przybyły tu po wakacjach, mąż nauczycielki muzyki. Pobrali się niedawno. Niemłoda już pani, mieszkała w tej kamienicy od lat i udzielała lekcji gry na fortepianie. Teraz gamy znad sklepu mieszają się z trelami ptactwa. Na cały rynek niesie się świergot.
Celina przystaje przed wystawą co dzień, posłuchać, popatrzeć na ruchliwą barwność i ptaków i ryb w akwariach. Ma wrażenie, że daleki świat przysłał trochę swych barw specjalnie dla niej. Niby w miasteczku jest dość zieleni i jeszcze czerwienią się skośne dachy, wyzierają zza płotów słoneczniki, bordowieją na tle ścian malwy a w oknach pelargonie. Dalej rozległe pola przybierają kolory pór roku. Jednak wszystko to wydaje się bezbarwne, zanadto swojskie, przytłumione smętnym pokrowcem kurzu, co unosi się tu tumanami.
- Chciałabym znaleźć się tam, gdzie te ptaki fruwają pośród drzew - wzdycha.
- Nic prostszego - wykrzykuje Wacek, wydymając pogardliwie usta - wystarczy uskładać forsy i można pojechać z jakimś biurem podróży.
- Byłoby to aż tak łatwe - dziwi się Celina. - Tylko ile to może kosztować?
Wacek pewny siebie rzuca od niechcenia jakąś sumę i ona już wie, że nigdy nie będzie miała tyle, aby wydać na coś, bez czego można się obejść. W jej rodzinie zawsze wydaje się z rozmysłem i przede wszystkim na jedzenie, ubranie, opał. Gdyby coś zostawało, mogliby się budować. Mama o to się modli. Tu większość ma własny dom z ogródkiem, a ci co tego nie mają czują się gorsi. Tylko trudno myśleć o budowaniu się, gdy najpierw należy obsprawić trójkę dzieciaków w przybory szkolne, nowe ubrania. Nie dla nich było zamieszkać we własnym domku, choćby najmniejszym, z ogródkiem. Dziadek kolejarz, ojciec, zawsze mieli służbowe mieszkania. Domu nigdy nie będzie, ani wyjazdu stąd.
Celina z niechęcią wspomina swój wyjazd do Krakowa. Tam cały czas siąpił deszcz. A dziwna kobieta nie raczyła odpowiedzieć na pytanie o drogę. Wydaje się jej, że w wymarzonym mieście jest obco i zawsze pada deszcz. I nikogo tam nie zna. Cały dzień nie miała tam komu powiedzieć: dzień dobry. Nikt do niej nie zagadał.
Ale Wacek opowiada, że zabierze ją do egzotycznych krajów w podróż poślubną. Też coś! Ani jej to w głowie! Chociaż, chociaż, Wacek właściwie wcale nie tak okropny.

CDN (następnie cz.III -ta już w PP publikowana: "A gdzie skrzypce, gdzie wiersze?")

OPOWIEŚCI Z POCZEKALNI DWORCOWEJ
I cz. Z poczekalni dworcowej.
II cz. Ach, wyrwać się stąd raz!
III cz. A gdzie skrzypce, gdzie wiersze?
IV cz. Czy pisanie można ot tak sobie rzucić?
Wchodzą one w skład powieści: TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.
http://nakanapie.pl/book/486916/tu-gdzie-spad%C5%82-grad-wiekszy-od-jab%C5%82ka.htm
http://zaczytani.pl/ksiazka/tu gdzie spadł grad większy od jabłka, druk
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 14.05.2009 09:32 · Czytań: 847 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Usunięty dnia 16.05.2009 15:56 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Jedząc teraz pierogi z serem, pogrąża się coraz bardziej w nie chęci do siebie


- "niechęci" razem

Cytat:
Pewnie, by się skrzywił.


bez przecinka. W ogóle, mam wrażenie, że za dużo ich robisz, tyle, że sama w tym nie jestem orłem, więc Ci nie powytykam.

Cytat:
"czyżby to on miał być ten na kogo czeka?"


-lepiej by brzmiało, zamiast "ten" - "tym"

Cytat:
Sama wniosła kiedyś w posagu stosy Jednak Jednak kompletów z własnoręcznie wyhaftowanymi monogramami na każdej sztuce prześcieradła czy poszewki, a każdy komplet przewiązany wstążeczką.


- co to za "Jednak Jednak" się wkradło?

Cytat:
Czy taki człowiek jest prawdziwym człowiekiem?


- trafiłeś w mój czuły punkt, dobre spostrzeżenie :-)

Cytat:
Sterta zapisanych kartek, jakie przed nią kładzie, jest więc tym razem pokaźna.


- może lepiej "które" ?

Cytat:
Samo mięso życia!


- to lubię :yes:

Cytat:
Rodziny bliskiej czy nie miała


- chyba bez "czy"

Cytat:
Uczył biologii i teraz na emeryturze


- może lepiej "Uczył biologii, a teraz na emeryturze", sama nie wiem..

Cytat:
Celina przystaje przed wystawą co dzień, posłuchać, popatrzeć na ruchliwą barwność i ptaków i ryb w akwariach
[

- po "co dzień" dałabym myślnik, nie przecinek, bo brzmi niestylistycznie. A - i bez "i" przed ptokami ;-)

Cytat:
Chociaż, chociaż, Wacek właściwie wcale nie tak okropny.


- tutaj może "jest", albo - jeśli taka Twoja stylizacja - "taki" ?
To tylko moje sugestie!

Dziwię się, że nikt tego nie czyta, bo TU COŚ JEST. Jakaś treść!!! Dobre, trafne opisy motywacji i życia wewnętrznego bohaterów, narracja przywodzi mi na myśl Milana Kundere; czasem dłużysz, może trochę więcej "akcji" by się przydało, ale jest całkiem dobrze! Moja rada taka, abyś zrobił trochę akapitów, wprowadził trochę powietrza między wersy, bo taki zbity tekst może odstraszać zaglądającego. Pewnie będę Cię czytać, bo to są fajne rzeczy, a nie takie tylko "piardu piardu" dla poklasku. Dużo pracy nad formą Cię czeka, ale jest do zrobienia, bo masz intensywny wgląd w rzeczywistość. I za ten wgląd ocena 5!
Pozdrawiam!
Krystyna Habrat dnia 16.05.2009 17:53
Dziękuję. Uwagi są b. cenne. Niektóre błędy (np nie chęci; Jednak, Jednak;"i";) wynikły nie z niewiedzy, ale z nadmiaru korekty. Gdy autor długo poprawia swój tekst i przerabia, nowe błędy same się pojawiają. Tych już autor nie dostrzega a tekst coraz gorszy. Interpunkcja - tak. Więcej akapitów - oczywiście. Pozdrawiam majowo.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty