witam, ach witam...
Pragnę tylko zauważyć, iż osoba (jak ja nie cierpię słów "podmiot liryczny"
głosząca zapisane słowa (a raczej jej stopień niezrównoważenia),
wymaga wprost nadawania takiego szyku. Rytm ma być "spowolniony", czytanie "trudne". Dziwne? Nienaturalne? Dziękuję
Ten
miał tak brzmieć.
- "wiecznie pieszczę" - mają brzmieć ślisko. Przedzielone "cię", straciłyby na wilgoci.
Przy "liżą skórę moją" - także chodzi o wymowę. Przy "liżą moją skórę", "moją" miałoby zbyt głośny początek, a w zastosowanym przeze mnie układzie, każde słowo można coraz ciszej, coraz ciszej i plum.
Ogólnie rzecz biorąc (wbrew temu, co było przytoczone w powyższych komentarzach), długo siedziałem nad kolejnością poszczególnych słów, unienaturalniając i nawadniając brzmienie porządnie.
Możliwe, iż cały szkopuł w tym, że zwykle pisząc, staram się dobierać słowa/szyk/brzmienie pod postać, do której one należą.
Nie cierpię ujednolicania stylu pisania przy wszelkich możliwych sytuacjach. Język nie może być jak kozik. Może porządny, może nawet i ruski, ale dziadzio był w błędzie mówiąc, że on "krawaty wiąże, usuwa ciąże". Język winien być bardziej plastyczny, dostosowywać się do odpowiednich celów, bardziej scyzorykowato, niż kozikowato.
Proponuję więc (łagodnie, bez dosadności) przyjrzeć się wierszom od mniej mechanicznej strony. Wiadomo - trudna mechanika, trudno się "wczuć". Jednak pamiętajcie, że jeśli autor wielokrotnie używa zmienionego szyku/znaczenia/barwy-smaku-zapachu, to ma to raczej świadomy wydźwięk i problemy w odbiorze są jak najbardziej celowe. Nie wszystko przecież być musi lekkim limerykiem, prawda?
Pozdrawiam!