Witajcie drodzy kandydaci na grafomanów. W dzisiejszym odcinku omówimy sobie skomplikowany problem podręczników pisania. W krajach anglosaskich wydawanie wszelakich możliwych poradników ma długą i bogatą tradycję. Nic więc dziwnego, że od czasu do czasu coś z tego wątpliwej jakości dorobku, zostaje przełożone na nasze tubylcze narzecze. Cóż zatem można znaleźć w księgarniach, antykwariatach i jatkach z tanią książką?
"Sztuka pisania". Trafiłem na to swojego czasu na taniej książce za jedyne 7 zł. Cholera, mogłem mieć za to 3 piwa... Jakiś czas potem wpadł mi w ręce drugi egzemplarz, który bez żalu ofiarowałem Bibliotece Narodowej. Jak skomentować zawartość? Zasadniczo jest to zbiór felietonów napisanych przez amerykańskich pisarzy i redaktorów, głównie związanych z czasopismem "Writer’s Digest" (taka odmiana "Reader’s Digests", tyle że dla nie dla ćwierć - ale pół inteligentów). Wśród autorów znaleźli się m.in.: Steinbeck, Hemingway, Vonnegut, Asimov, Card… W środku jest totalna kaszana. Pierwsze felietony pochodzą z lat 20-tych XX wieku, ostatnie z progu lat 90-tych. Już to dyskwalifikuje książkę jako poradnik. Wyobraźmy sobie, że chcemy napisać współczesną powieść SF korzystając z porad Sienkiewicza czy Prusa… Słowo pisane i sposób jego podania czytelnikowi przechodzi dość szybką ewolucję.
Jeśli natomiast ktoś chce poznać historię amerykańskiej literatury XX wieku - polecam. Początkujący grafoman wywnioskować z tej lektury może tylko jedno: Amerykańska literatura różni się od europejskiej na tyle, że ich ewentualne porady - nie przydadzą się w zasadzie na nic. Np. rozdzialik o opisach postaci zawiera curiosa, za które u nas każdy redaktor spuszczałby po schodach...
Nigel Wats "Jak napisać powieść" - to typowy poradnik typu "uczymy się pisać powieści w weekend", których istnienie sygnalizowałem już we wstępie. Został przełożony z wielkobrytyjskiego, ale obok ogromnej ilości bełkotu można tam znaleźć kilka pożytecznych rad m.in. jak budować sceny, jaki wybrać punkt widzenia narratora, jakie są danego rozwiązania zalety, a jakie wady etc. Można to sobie przeczytać, przemyśleć, nawet niekiedy zastosować. Curiosalne są partie poświęcone redakcji - hłe hłe - przełożone żywcem z angielskiego, a co za tym idzie, kompletnie nieprzystające do naszej rzeczywistości. Zakończenie, gdzie autor radzi m.in jak wybrać sobie agenta literackiego i jak powinna wyglądać strategia marketingowa, można sobie odpuścić. (Chyba, że bohaterem naszej powieści będzie angielski pisarz ;-) I na koniec coś fajnego. Wedle tego autora (a pracuje w wydawnictwie i sądzę, że zna się na tym) początkujący pisarz, za swoją debiutancką książkę, nie powinien liczyć na zaliczkę większą niż 2-6 tysięcy funtów. Po ile to funt dziś stoi? Coś ze 6 zł... A zatem nasz angielski kolega po fachu bierze 12-36 tys. zaliczki!!! Obyśmy kiedyś doczekali i w Polsce takich honorariów (nie mówiąc o zaliczkach).
Lesley Grant-Adamson "jak napisać powieść kryminalną". Kolejny poradnik tego samego typu - wydany zresztą w tej samej serii (był jeszcze jeden - "pisanie scenariusza filmowego"). Jest tu kilka fajnych, dość konkretnych rad, które można wykorzystać pisząc nie tylko dzieło kryminalne. Oczywiście jest też trochę uwag na temat wydawania własnego dzieła - co pozwala boleśnie odczuć różnice cywilizacyjne między nami a USA...
Na końcu rzecz bardzo cenna - tabela znaków korektorskich! (i to dostosowana do naszych wzorów i z przykładani przeprowadzenia korekty!). Polski wydawca trochę ni w pięć ni w dziewięć dodał do tego interesujące posłowie Joanny Chmielewskiej - nawet na temat.
Albert Zuckerman "Jak napisać świetną powieść". Niczego sobie książeczka - autor, krytyk literacki i selekcjoner jednego z amerykańskich wydawnictw, dogadał się z Kenem Folletem i dostał od niego pierwsze wersje "Człowieka z Petersburga" Bardzo wskazane jest zapoznanie się z tą pozycją przed, a najlepiej w trakcie, czytania poradnika. Wersje pierwotne autor poddał następnie gruntownej analizie - pokazał z czego Follet zrezygnował, co dodał i postarał się wyjaśnić, dlaczego dzięki temu osiągnął lepszy efekt. Cholernie ciekawa pozycja i z czystym sumieniem zalecam jej przestudiowanie.
Tradycyjnie z ostatnich rozdziałów dowiedzieć się możemy, jak daleko w tyle zostaliśmy za USA. I tak w kraju za wielką wodą: najemny redaktor lub pisarz, za przeczytanie cudzej książki w maszynopisie i wydanie opinii, czy się nadaje do czegokolwiek, bierze od 500 do 1000 dolarów. Za zaznaczenie błędów w maszynopisie i uwagi bardziej szczegółowe 2-5 tys. $ (a ja to robię za darmo, o kurde dom bym już chyba za to wybudował… )
Stephen King "Pamiętnik rzemieślnika" - aaaa… eeee… ups… jeszcze nie przeczytałem. Ale słyszałem, że dobre.
*
Porzućmy kraje dalekie i paskudne, gdzie zarabia się miliony i wrócimy bliżej naszego podwórka.
Issac Asimov "Złoto i Magia" (tak wiem mieszkał w USA i był do tego Żydem, a nie Słowianinem, ale urodził się zupełnie niedaleko ;-) Ciekawy zbiór felietonów o historii SF w USA i zwłaszcza o tym, jak ludzie traktowali tę literaturę. A traktowali ją, z grubsza, jak u nas - tzn. wkręcali sobie śrubkę w skroń, póki pisarze od SF nie zaczęli zarabiać milionów dolarów. Wtedy nabrali szacunku. Asimow pisze sporo o tym, jak sam został pisarzem, jak wyglądały początki jego kariery i myślę, że z tego powodu wato po tę pozycję sięgnąć.
Kir Bułyczow "Jak zostać pisarzem fantastą". Pozycja dość podobna, tylko napisana w bardziej ciągłej chronologicznie formie, z mniejszą ilością dygresji. To doskonała książka. Upiornie miejscami gorzka i porażająco smutna, ale i autorowi przyszło żyć w bardzo nieciekawym miejscu i paskudnych czasach. O tym, jak zostać pisarzem Bułyczow w zasadzie niewiele pisze, opisuje za to własną cierniową drogę. Z jego uwag sporo możemy się dowiedzieć… Przy okazji jest to okazja, by niejako od kuchni zobaczyć życie codzienne w kraju totalitarnym. I lepiej poznać znakomitego pisarza, i dobrego człowieka, którym był.
Izabela Filipiak "Twórcze pisanie dla młodych panien". Ta "modna i głośna", "skandalizująca" autorka swojego czasu machnęła zbiór awangardowych opowiadań i równie awangardową powieść, po czym poczuwszy pisarką uraczyła czytelniczki "wysokich obcasów" (to taki femino-marksistowski dodatek do jednej z polskich gazet) cyklem felietonów, o tym, jak pisarką należy zostać. Felietony reklamowano sloganem: "jak pisać i jak żyć". (Hy, hy, mam nadzieję, że nikt nie próbował). Felietony zebrane zostały następnie w tomik, pouzupełniane, i tak powstała omawiana pozycja.
Zasadniczo, poszukującym wiedzy, książka ta do niczego się nie przyda. Jeśli komuś wpadnie w ręce, polecam zebranie grupy przyjaciół, zgromadzenie zapasu piwa i czytanie na głos ustępów - zabawa będzie przednia. Wśród jej porad znajdują się m.in. sugestie, by dla rozwoju twórczego opisać swoją pierwszą miesiączkę.
Książka jest, z grubsza, o niczym - choć autorce wydawało się, że pisze o tym jaka jest genialna... I za to dzieło dałem, psiakrew, 24.40 zł...
"Lekcja Pisania". Dziełko to powstało w ten sposób, że wydawca poprosił grupę ludzi, których uznał za czołowych polskich pisarzy o to, by w krótkich felietonach udzieli porad, jak dołączyć do ich grona. Wśród autorów zbiorku widzimy głównie autorytety: A. Szczypiorski, Cz. Miłosz, H. Kral etc. Najwyraźniej wydawca czytał jedynie słuszną gazetę i wedle jej wskazań typował… Pytanie: "co młody człowiek zrobić powinien, by pisarzem zostać", okazało się jednak dla nich zbyt trudne. Zamiast udzielić odpowiedzi napisali, jacy są wielcy, wspaniali i genialni. Książeczka kwalifikowała by się do wymiany na papier toaletowy, gdyby nie jeden zawarty w niej tekst - esej Henryka Grynberga. Tylko on zrozumiał polecenie redaktora zbioru i potrafił coś z sensem napisać. Przerażające, że proste pytanie, zadane po polsku, najlepiej zrozumiał emigracyjny pisarz używający na co dzień angielskiego i jidysz… Jest to jednak człowiek naprawdę mądry, nie to co nasi ćwierćinteligenci, udający inteligentów, a nawet intelektualistów…
Jerzy Wittlin "Vademecum grafomana" - urocza książeczka, z której możemy dowiedzieć się, jak zostać prawdziwym grafomanem. Niestety jest to dzieło satyryczne, a nie podręcznik. Niemniej szczerze polecam zapoznanie się z nim! Ot tak, dla poprawy humoru. Warto przytoczyć fragment rozdziału poświęconego tłumaczeniom z języków obcych: "jeśli zauważymy, że nasze tłumaczenie, w ponad 30% nie pokrywa się z treścią oryginału, rezygnujemy z sygnowania go na okładce nazwiskiem zagranicznego autora".
Feliks W. Kres "Galeria złamanych piór". Jest to zbiór felietonów drukowanych w miesięcznikach "Fenix" i "Science Fiction". Autor zasadniczo nie przewidywał, że kiedykolwiek ukażą się w postaci książkowej, a gdy miały się ukazać nie bardzo wierzył w sens ich publikacji, skutkiem czego nie zadbał o to, by scalić je w jakąś całość. Może to wada, a może wręcz przeciwnie, zaleta? W każdym razie, jeśli ktoś nie dysponuje kompletem numerów obu wymienionych pism, może sobie nabyć i zapoznać się z tym zbiorem porad i uwag do tekstów nadesłanych przez początkujących grafomanów. Same teksty obecne są w licznych cytatach i są to czasem takie kwiatki, że włosy dęba stają.
Uwagi, w każdym razie, wydają mi się w większości całkiem sensowne - choć różnimy się poglądach na niektóre kwestie. Spośród polskich poradników ten wydaje mi się najlepszy - oczywiście do czasu, kiedy przyjdzie mi do głowy napisać własny…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
valdens · dnia 03.08.2009 15:02 · Czytań: 16060 · Średnia ocena: 3,63 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: