Widzę, że większość wytkniętych błędów poprawiona
Więc tylko powtórzę, że personifikacja strychu jest bardzo stopniowa, także można się zatrzymać po każdym kolejnym zdaniu, by opanować śmiech i przygotować się na dalszą jego porcję. Ale kilka błędów i innych wpadek jeszcze zostało:
Cytat:
Nawet wynieść się z niego nic nie dało, bo albo zamknął klapę wejściową (wejściem na strych były rozkładane schody), gasił światło, a nawet zmiękczał podłogę.
Zmień szyk w pierwszej części zdania: "Nawet nie dało się z niego nic wynieść (...)".
Cytat:
I w końcu zaczął przejmować kontrolę nad światem.
Kto? No, ja wiem, że strych, ale wyjaśnij to laikowi, który od razu powie Ci, że to ten człowiek (podmiot domyślny się kłania
)
Cytat:
Walka wciąż się toczy, strych jest niezniszczalny, a ja siedzę w starym bunkrze. Coraz bardziej zacieśnia się wokół mnie krąg żołnierzy francuskich.
2xsię w dwóch sąsiadujących zdaniach. Sorry za czepialstwo, ale te szczegóły (typowe niestety dla naszego skądinąd pięknego języka) też grają swoją rolę. Zresztą tu wystarczy zamienić odpowiednie czasowniki (lub nawet tylko jeden z nich) na synonimy bez "się" i będzie OK.
Ale za to:
Cytat:
Gdyby ktoś chciał zawiesić w tam karabin maszynowy, to ten lewitowałby po prostu w powietrzu.
należą Ci się moje słowa uznania!
Bardzo lubię metafory "pogodowe" i sam nawet niedawno wpadłem na całkiem podobną, ale jednak nie taką. Duży plus za ten krótki skrawek tekstu.