Parasol był kiedyś granatowy, choć spełzł i przybrał odcień nieba, które zwiastuje schyłek dnia. Całkiem odwrotnie niż jej młode myśli, które prowadzą porankiem życia do odkrywania wszystkiego, co dalekie od granatu burzowych chmur i odległe od niebieskiego, pozbawionego nadmiernej słonecznej ingerencji.
Długie włosy, jak makaron myśli spływający na kartkę papieru, opadały w końskim ogonie na plecy. Pisała oparta o plastikowy stolik i tylko pół pochylonej sylwetki parasol chronił przed słońcem.
Ileż to potrzeba młodzieńczego zapału i determinacji, by spisać słowa wysypujące się z gładkiego czoła aż w dwóch osobnych konwencjach. Dziennik dostępny dla zainteresowanych potrafił przypomnieć różne wydarzenia, w zależności od potrzeb poszukującego, pamiętnik skrywał to co intymne, niedosiężne, niezrozumiałe dla siebie samej. Jego konfesyjność dodawała zatrzymanym obrazom smaku oraz przymnażała wiary we własną moc sprawczą.
Oto jest coś z niczego, moja księga, moja siła, moja moc. Kiedy niewytłumaczalny świat przesypuje się dzień po dniu przez palce, coś co pozostaje na tych kartach tłumaczy nieogarnioność i zarzuca cumę, aby przytroczyć do stałego gruntu.
Bose stopy lekko brudne z powodu zagubienia klapek, tylko palcami dotykały zimnych płytek chodnikowych i cała ulotność tego gestu malowała zawieszenie nad ziemią. Jestem tu i dotykam cię końcem siebie – zdawało się mówić młode ciało – a jednak jest mnie tu tylko tyle, reszta spływa prosto na kartki, które tak systematycznie zapisuję.
Bił od niej spokój i tylko sam Anioł Stróż do spółki z kusicielem mogli się domyślać, ile tego spokoju ma naprawdę w środku, a ile burz i niezakończonych w myślach tematów. W jej uszy wsączała się muzyka, która niosła: „ Z głową w chmurach, łapać życie, gubiąc rytm”. Być może kołysała duszę dziewczyny, a być może burzyła grzywę myśli porywanych biciem serca w takt wysłuchiwanego tekstu.
Skórę piekł żar lejący się tego dnia bardzo hojnie z przestrzeni, jednocześnie lekkie zrywy delikatnego wiatru zwodziły ukojeniem. Czemu wierzy bardziej, może całkiem po równo dostrzega konieczność i żaru, i chłodu i godzi się na jedno i drugie? A może jeszcze nieuświadomione ma rozważanie wagi każdego z nich?
Koc był kiedyś krwistoczerwony, choć w słońcu zbladł i przeistoczył się kolorem w niedojrzałą truskawkę. Całkiem odwrotnie niż jej dojrzałe myśli, które krwisto i dramatycznie zwiastowały, że brak kobiecie słodyczy bitej śmietanki i jeszcze niejedną walkę stoczy, nie tylko w życiu ale i we własnych myślach.
Długie włosy spięte z tyłu głowy, rozsypywały się niesfornie koło uszu i powiewały pojedynczymi pasmami, jak myśli, które niepowiązane w pęczki krążyły nad jej głową.
Pisała leżąc na brzuchu i często spogladając przed siebie.
Ileż to trzeba dojrzałego życia przecedzić przez palce, by w wirze obowiązków, zajęć i organizacji codzienności porzucić swój pamiętnik i poprzestać na snuciu wrażeń, odczuć i wątpliwości wyłącznie w swojej głowie. Konfesja dostępna na wyciągnięcie ręki, pozostaje już tylko echem wieczornym, podczas spotkania z Aniołem Stróżem na dobranoc. Ileż to musi dziać się powtarzalnych i schematycznych wydarzeń, by porzucić dziennik i ograniczyć zapis życia do spisu wakacyjnych atrakcji w kieszonkowym kalendarzu podręcznym.
Kiedy cuma dawno zarzucona, a wszelkie rejsy zaplanowane i ujęte w grafik, tylko nieoczekiwane burze targają czasem okrętem i ulegają następnie wyciszeniu jak każdy sztorm.
Bose stopy brudne od poprzyklejanej trawy tylko palcami dotykały koca i wystawiały się całe podbiciem w stronę słońca, wołały o tęsknocie do ognia.
"Niespokojną ziemię pod stopami zawsze mam" (jak wsiąka w jej uszy wraz z piosenką, która przeplata się tekstem z myślami, zaplatając z nich ścisły warkocz) i niedosyt ciepła na wrażliwych częściach duszy.
Bił od niej spokój i tylko duchy czyste z nieczystymi wiedziały, ile naprawdę lawy przelewa się w środku wraz z pasmami włosów kołyszącymi się na wietrze koło głowy.
Skórę rozgrzewało słońce, zawieszone wysoko na horyzoncie, a gorące pieczątki zostawione w postaci piekących wrażeń lekko tłumił udawany wietrzyk, który zbyt cicho łgał, że jest. Konieczność współistnienia i przeplatania obydwu dostrzegała tak wyraźnie i namacalnie, że niemal czuła jak przyszyci na sztywno są do niej – żar słońca i chłód wiatru.
Pomiędzy parasolem i kocem mieszało się powietrze i choć żadna z nich do tej pory nie spojrzała na drugą, w pewnym momencie obydwie odwróciły się w swoją stronę i popatrzyły w oczy.
Czy spojrzenie to przyniosło tęsknotę za tym czego żadna z nich już lub jeszcze nie ma – za młodością, za dojrzałością?
Czy ten krótki moment napełnił je zadowoleniem z tego co każda posiada, ceni i pielęgnuje w sobie?
Czy przeczuły nawzajem swoje myśli podczas dziwnej minuty, w której upływający czas skierował dwa spojrzenia na siebie?
To wiedzieli tylko Stróżowie, którzy w tamtej minucie mentalnie pomachali do siebie i każdy z nich powrócił do zabawy ich włosami.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Izolda · dnia 05.09.2009 08:11 · Czytań: 1181 · Średnia ocena: 2,83 · Komentarzy: 15
Inne artykuły tego autora: