VIII
Przednia szyba jeszcze nie odparowała, więc jechali powoli. Magda, z fotela pasażera, co chwilę wycierała szybę po stronie kierowcy, śmierdząc przy okazji tak, że Grześkowi zapierało dech w piersiach.
Wreszcie szyby odparowały i dziewczyna zasiadła spokojnie w fotelu. Nos przykleiła do szyby i w zupełnej ciszy oglądała Gdańsk.
Mknęli grunwaldzką w stronę centrum. Po lewej stronie drogi, w ciemnościach, chował się gmach politechniki, a dalej budynki Akademii Medycznej. Po prawej stronie, po trudnej wojnie, odpoczywał sowiecki czołg, ozdobiony przez chuliganów sprejami; w serduszka, w kwiaty, penisy...
Właśnie mijali fantastycznie oświetlony budynek multikina. Magda odwróciła się i długo przyglądała się mu, aż zniknął jej z oczu.
- Grzegorz, który mamy rok? - zapytała.
- Dwa tysiące siódmy.
- W tym roku jeszcze nie byłam - stwierdziła i uśmiechnęła się nadzwyczaj pięknie, jak na umazaną we krwi wariatkę.
***
Wybiła dwudziesta druga, kiedy dojechali na miejsce.
- Proszę. Wejdź do środka - zaprosił gospodarz. Jedną ręką przytrzymywał otwarte drzwi, a drugą wskazał wnętrze.
- Śmiało, śmiało.
Dopiero teraz dostrzegł, że Magda jest bosa.
"Trzeba będzie jej kupić jakieś buty... hm... no i ciuchy."
Rodzice Madzi, zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miała cztery lata. Nawet ich nie pamięta. Dorastała, razem ze starszą siostrą, w domu dziecka. Po osiemnastych urodzinach siostra dorwała faceta i zamieszkała w jego małym mieszkanku na Oruni. Miejsce dla Magdy znalazło się w nim dopiero po sześciu miesiącach, kiedy na świat przyszło dziecko. Magda rzadko wtedy piła i w ogóle nie ćpała, a oryginalna matka nie miała w głowie o dzieciach...
"Na nich nie ma co liczyć. Nawet jeśli jeszcze żyje - wątpliwe, że pamięta o siostrze. A jeśli ma jakiekolwiek pieniądze, to z pewnością nie na buty i ciuchy, a na wino i dragi."
- Jezuniu, jak tu ładnie! - Magda zachwyciła się przedpokojem.
Najpierw obejrzała halogeny w suficie, potem obrazki na ścianach, wieszaki... i lustro!
- O matko! - krzyknęła tak, że Grzegorz aż podskoczył. - Jak ja wyglądam!? - Zademonstrowała, obiema rękami, podnosząc swoje skołtuniałe włosy do góry, wysoko pod sufit. - Jak szczur! Nie?
Grzegorz popatrzał na dziewczynę i zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć.
Dostrzegła, że ma z tym problemy.
- Jak szczurzyca? - skorygowała pytanie i wybuchnęła głośnym śmiechem. Chwilę po niej roześmiał się i Grzegorz.
- Magda - przerwał Grześ. - Weźmiesz teraz gorącą kąpiel. Potem włożysz moją piżamę, zjemy dobrą kolację i pójdziemy spać. Jutro nie będziesz pamiętać ani o szczurach... ani o szczurzycach.
Uśmiech, który powinien pojawić się teraz na ustach dziewczyny, nie pojawił się, nawet najmniejszy. Nie kiwnęła nawet głową twierdząco, ale taka reakcja była i tak o niebo bardziej optymistyczna niż wcześniejsze: "Ty nic nie rozumiesz! Nie da się uciec!".
Grześ przekręcił zamek w drzwiach i wyjął klucz.
"Dla pewności."
Wyszła z łazienki po kwadransie. Stanęła w progu kuchni w komicznej pozie - prezentując, że w spodnie od piżamy zmieściłyby się dwie takie jak ona.
Puszyste włosy spięła gumką, która wytrzasnęła nie wiadomo skąd.
- Chodź tu, zrobimy coś z tymi spodniami. Zanim coś zjesz mogą ci spaść z... na podłogę - zaproponował Grześ.
Kiedy tak na nią teraz patrzał, nie mógł wyjść z podziwu, że Magda tak młodo wygląda! Minęło ponad dziesięć lat, a ona nie zestarzała się nawet o rok. Co prawda schudła trochę, ale to akurat jeszcze ją odmłodziło.
"Niewiarygodne!"
Magda weszła na środek kuchni i uniosła koszulę. Wskazała wzrokiem związaną niżej pępka, wystającą ze spodni białą gumkę.
Grzegorz podszedł do sprawy profesjonalnie. Chwycił za węzeł, wyciągnął jakieś dwadzieścia centymetrów gumy, szybko zawiązał nowy supeł i schował całość do środka. Magda tymczasem uniosła koszulę wysoko, zdecydowanie za wysoko...
- Gotowe - powiedział niczym zawodowy krawiec, poprawiając przy okazji modelce także koszulę. - Zapraszam do stołu.
Magda przez chwilę stała bez ruchu, ale Grzegorz już siedział, więc i ona w końcu usiadła.
Na stole stały dwa talerze z uszkami w czerwonym barszczu. Od uszek, pierogów i pyz zamrażalnik Grzegorza zawsze pękał w szwach, a barszcz z proszku w połączeniu z nimi też smakował całkiem dobrze. Grześ często wracał z pracy bardzo późno - Kasia spała - więc, chcąc nie chcąc, nauczył się przyrządzać te "fast-food`y" sam.
- Nie smakuje ci? - zmartwił się Grzegorz.
Myślał, że będzie głodna jak wilk, tymczasem wiosłowała łyżką w talerzu bez większego entuzjazmu, by nie rzec z obrzydzeniem!
- Może nie lubisz barszczu? Mam inne rzeczy.
- Nie, nie, ja uwielbiam barszcz, znaczy zawsze lubiłam. - Spojrzała na zmartwionego kucharza. Zjadła kolejne uszko, by nie robić mu przykrości.
Połknęła je z trudem - jakby przełykała kamień.
W tej samej chwili zerwała się od stołu! Talerze i sztućce podskoczyły z brzdękiem. Zakryła ręką usta i czym prędzej pobiegła do toalety obijając się o ściany po drodze.
Wróciła po dziesięciu minutach. Blada jak papier.
- Grzesiek, przepraszam - Ze łzami w oczach. - Chyba odwykłam...
- Nic się nie stało, Magda, jutro zaczniemy od nowa - uspokoił. - Może z kaszkami dla niemowląt. - Uśmiechnął się, bo pomyślał, że to całkiem błyskotliwy pomysł.
- Grzegorz! - krzyknęła. -Nie mów więcej o jutrze! Jest tylko dziś. Rozumiesz!?
Zrozumiał i nie rozumiał. Przełknął uszko i odłożył sztućce na stół.
- Magda, o czym ty pleciesz? Jutro będzie jutro! Nowy dzień. Wczoraj było wczoraj - poniedziałek... - zawahał się. - albo wtorek. Nie dziś jest wtorek... nie ważne, ale przed wtorkiem jest poniedziałek, po wtorku - środa. WCZORAJ, DZIŚ, JUTRO! Magda, nie zgadza się coś?
- Grzesiu - zaczęła ripostę. - Czy zdarzyło ci się kiedyś żyć jutro? - zrobiła krótką pauzę. - Albo wróciłeś do wczoraj?
Cisza.
- Podpowiem ci, bo nie jesteś tego świadomy. - kontynuowała. - Tak, zdarzyło ci się to... i to nie raz, ale... nigdy w tym świecie, w tym, który nazywasz rzeczywistym. Tutaj masz tylko dziś, TYLKO. We śnie masz wczoraj i jutro.
Gdyby nie ta torebka, z wczorajszym cementem, Grzegorz nie słuchałby tych bzdur, ni minuty dłużej, a nawet i teraz nie zamierzał słuchać.
Przeżył najbardziej pokręcony dzień swojego życia. Padał na twarz. Wszystko czego teraz potrzebował, to długi i normalny sen.
- Magda, wystarczy, pogadamy ju... - I tu przypomniał sobie, jak jego nowa lokatorka reaguje na słowo "jutro". Przemilczał.
- Idziemy spać.
- Ale Grześ! Ja musz...
- Nie! Nic nie musisz! - krzyknął.
Nie udawał złości.
- W takim razie powiem ci tylko jedno. Tylko jedno.
- Słucham.
- Przepraszam.
Zarzuciła Grześkowi ręce na szyję i wtulona, z całej siły, w jego tors: "Przepraszaaaaam! Przepraszaaam!"
- Ej - odepchnął ją delikatnie. - To już trzy.
- Przepraszam - Uśmiechnęła się.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
valdens · dnia 31.08.2007 09:41 · Czytań: 1122 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: