słowo szkoła brzmiało jak dziesięciomiesięczny wyrok
bez prawa do widzeń. a ty błyszczałaś jeszcze
nieodkryta. czarnogładka.
mokre trampki nie schły nocą, kiedy pływaliśmy
na chmielówce pierwszy raz nago. by od świtu,
z ptasim piórem na żyłce i leszczyną w dłoni
(glisty przypełzały same), szastać poczuciem dorosłości
wypuszczanym z dymem. butelki koniecznie
brązowe, z zielonych nie piłaś. ustępowałem.
niczym wklejeni w leśną polanę smakowaliśmy brak
odpowiedzialności: jabłka pożyczane, chleb ze smalcem
i namiot – wiecznie zgrzytający zamek.
zdarte karty, kiedy padało.
byłem blisko, ty, jak najdalej swoich.
i choć dotrzymałaś: wrócę. na pewno. to już tylko
szorstkobiała. ale tamto lato zakończyłem
w tobie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
voytek72 · dnia 14.09.2009 19:04 · Czytań: 2772 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: