Opowieść o tym jak pisarze kształcą dzieci, czyli jak zgłupieć nad własnym dziełem.
Zabrałam dziecko ze sobą i ustawiłam w kolejce jak wszyscy inni. Niech stoi i czeka aż je posadzą przy moim stoliku. Nie będę dźwigała grubasków, wybrałam najmniejszego. Wieczorem zajrzałam do mądrego instytutu. Nadal wisiała kartka z informacją, że czekamy.
No to czekaliśmy.
Przysiedli się jacyś przestraszeni rodzice, to im z nudów opowiedziałam o spostrzeżeniach ze zwiedzania instytutu. Trochę głupawo na mnie patrzyli, bo to tacy, co swoje dziecko za któreś z cudów świata mają.
Pinstytut dzieli się na dwa oddziały, nie powiem, że szpitalne, choć właściwie niektórzy sądzą chyba, że są tam akuszerkami. Raczej mi to przypomina dwie katedry. Do jednej posyłamy noworodki, których masa przekroczyła objętość pampersa midi. W drugiej znajdują się mniejsze, również te z wagą zwaną potocznie wcześniaczą. Oczywiście porody dzieci z obydwu katedr mogą trwać niewspółmiernie do osiągniętej masy urodzeniowej. Jak na zdobycze współczesnej nauki i przywileje równouprawnienia przystało, w instytucie prezentują dzieci zarówno matki jak i ojcowie. Co za matka ze mnie, muszę zobaczyć kto się odezwał ostatnio do mojego dziecka. Przepraszam...
Już jestem, wracajmy do tematu.
Znamienne dla Pinstytutu jest, że dzieci posiadają tylko ojca lub tylko matkę. Inaczej niż w przyrodzie, ale tak jak w przyrodzie, jedni są bardziej płodni inni mniej. Trudno po dzieciach, które przyprowadzają to ocenić, bo nie wiadomo ile z nich ukrywają w domu. Nie ma też żadnych przesłanek, by domyślić się czy do instytutu przyprowadzą pociechy, którym potrzebna jest pomoc, czy te którymi chcą się pochwalić. To weryfikowane jest dopiero na miejscu. Często dzieciaki, które wydawać by się mogło rodzicowi, nadają się do długiego procesu wychowawczego, okazują się całkiem przyzwoicie ułożonymi pociechami. Natomiast dzieciska zadufanych w sobie, nijak na dzieci nie wyglądają.
Mnie osobiście rozczula, kiedy nad którymś dzieckiem odbywa się rozmowa:
- To dziecko w ogóle nie jest podobne do dziecka.
- Tak, tak, temu dziecku stanowczo daleko do dziecka.
A już w ogóle popadam w zachwyt jak się komuś wyrwie:
- Nie znajduję tu dziecka w dziecku.
Staram się wyobrazić, co czuje wtedy taki rodzic. Większość wypowiadających się jednak nie zwraca na to uwagi, przecież liczy się tylko dobro dzieci.
A dzieciaki wiadomo, rodzą się różne, niektóre upośledzone, niektóre z ciężkimi wadami. Są w Pinstytucie takie z wyraźnymi defektami natury fizycznej, są i te z niedostatkami w sferze umysłowej. Najłatwiej dostrzec niedostatki, które wynikają z niechlujnego ubranka, bo pierwsze rzucają się w oczy.
- Nie zapiąłeś dzieciaczkowi guzików i gazeta mu z majtek wychodzi - powiedzą do rodzica gorliwie.
- W ogóle to smarki mu wiszą pod nosem i wstydziłbyś się go przyprowadzić, kiedy go nie domyłeś.
Jeszcze gorzej jak się okaże, że:
- Dziecko nie ma wciągniętej gumki do gaci i cały czas mu spadają, lepiej było go zostawić w domu i nie świecić gołym tyłkiem.
Zanim zdecydowałam się posadzić dziecko na krzesełku, trochę poprzemykałam pod ścianami sal balowych i przysłuchiwałam się niezauważona przez rozmówców.
Jak już miałam zwiedzoną większość sal, to przyszło mi do głowy: "Taki ładny bal, pobawię się." Też tak pomyśleliście?
Podoba mi się konwencja, jest prosta: możesz na balu być kim chcesz, wybierasz sobie imię i strój. Oczywiście nie wszyscy lubią konwencję, więc masz i takich co na wizytówce pokazują swoje dane personalne oraz noszą twarz bez maski. Znajdziesz i mieszane warianty. Jak na prawdziwym balu, jedni lubią kombinować w strojach, inni nie. Są i tacy co zmieniają maski, żeby urozmaicić sobie i innym zabawę.
Zabawa zabawą, czasem bywa całkiem poważnie i nie do śmiechu. Jak w życiu, jednego dnia jesteś na rauszu i traktujesz wszystko z przymrużeniem oka, innego bierzesz życie nazbyt poważnie i wnerwia cię głupie gadanie.
Zastanawiam się czy w naszym instytucie więcej tych wyluzowanych czy tych spiętych i nie umiem powiedzieć, tygiel jak każdy inny. Co rodzic to inna osobowość. Dzieci dzieciom nierówne, nawet jak z tego samego ojca czy matki. Wy widzę trochę spięci na razie.
Wybaczcie mi, sprawdzę czy jakiś liścik nie napłynął do mnie.
Wróciłam, wielce rada, później wam powiem jak wysyłać listy.
Jeśli chodzi o pogaduszki nad główkami dzieci, to wkradają się pewne mechanizmy.
Pierwszy z nich - na kształt efektu halo - to aureola. Jeśli jako pierwsze coś ładnego w dziecku znajdę, znaczy dziecko grzeczne i pochwalę. Opinia jednego rodzica zaraz odbija się na opinii innych i potrzeba dwóch rodzajów rodzica, żeby to zweryfikować. Albo się trafi taki, co się zna i pochwali więcej elementów (wtedy utwierdza nas w przekonaniu, że dziecko nam się trafiło zdolne i mądre). Albo powie, że to bzdura, dziecko się nadaje do fryzjera i do wanny (wtedy podejrzewamy, że niektórzy poprzednicy chwalili na wyrost, bo i różne cele w chwaleniu upatrywali). Gorzej jeśli tym, który pierwszy efekt aureolki przerwie, będzie taki malkontent, któremu niewiele dzieci się podoba. Jeszcze straszniejsze, gdy przyjdzie rodzic, co się lubuje w robieniu zamieszania i powie celowo coś niezgodnego z większością. Robi to, tak dla zaznaczenia: "Wszyscy się gówno znacie, ja wam powiem, co wiem." Wtedy to, w efekcie aureolki nam namiesza i nie wiadomo czy zdezorientowane dziecko przebierać, szorować czy czesać.
Nie cieszą się sympatią rodzice, którzy nic dziecku nie poprawią - leniwi, zadufani czy zbyt do dziecka przywiązani?
Wśród rozmówców mogą nam się trafić: rodzice oblatani w temacie, jak i nieznający się nic a nic. Zanim poznamy za czyimi odwiedzinami najbardziej tęsknimy, zdarzyć się mogą sytuacje, nie zawsze warte zapamiętania.
Tak naprawdę, gdyby chodziło tylko o to ubranko i zęby bez próchnicy, byłoby wszystko do naprawienia. O wiele gorzej się sprawy mają, kiedy staną nad twoim dzieckiem i prawią:
- Właściwie to nadaje się do psychologa, na terapię z nim.
- Do jakiego psychologa, psychiatry mu trzeba.
- Zgadzam się z przedmówcami, w zakładzie zamknąć, do niczego to coś niepodobne, jak można przyprowadzać tu takie dzieci?
Wtedy część rodziców jest zadowolona, bo dziecko oryginalne i jakaś dysputa się wokół niego toczy, część idzie przebierać dziecko albo nad nim popłakać.
Są i tacy, co za nic w świecie brudasa nie umyją, nawet się nie podpiszą więcej pod swoim dzieckiem i przepadają bez wieści.
Najsmutniej jest chyba tym rodzicom, których stoliczek i dzieci siedzące przy nim, wszyscy mijają jak powietrze.
Oczywiście zarząd nie wypatrzy wszystkich nadużyć, to i różnie plotą rodzice do siebie, ale jak wypatrzy to przystawia pieczątkę, więc większość jak nie wie, co z gęby wypuścić, to ją trzyma na kłódkę i tylko drzwi strzelają. A licznik bije.
Właśnie, zajrzę do moich dzieci, jak się nikt nie odezwał, to choć zobaczę czy na dziecku oko zawiesili.
Jeszcze was nie zniechęciłam? Opowiadać dalej?
Nie mogą się w Pinstytucie zdecydować czy popatrzeć tylko na dziecko czy zajrzeć też w oczy jego rodzicowi (w końcu maska otwory na oczy ma). Co prawda wszystko co powiemy trafia do rodzica, bo dzieci przecież w większości na nocnikach siedzą i nie mają pojęcia, co im za uszami brzęczą. Ale jeśli ktoś tylko szybko na dziecko okiem rzuci, to mu wygodniej mówić:
- Oceniam tylko dzieci, nic nie mam do ich rodziców, niech się martwią sami co spłodzili. To jest instytut szlifowania wyglądu dzieci, reszta nas nie obchodzi. Pouczają rodziców, tonem niekiedy ścinającym krew u przysłuchujących się. Nic to, każdy jakoś radzić sobie musi. Czy to młodociany rodzic, co na hodowli dzieci się nie zna czy to stary wyga, co żadnej krytyki się nie boi. W końcu życie jest brutalne, jak dziecko pod ocenę innych rodziców wystawia, to niech nie płacze, że mu ubranka z dziurami wytknęli lub rozpoznali, że dziecko cierpi na jakąś chorobę. Na przykład na enterozę (czyli czkawkę spowodowana nadmierną ilością przedziałków – grzebyka polecamy używać oszczędnie, potem dziecko główka boli, a innym rodzicom mieni się w oczach).
Diagnozy co do dzieci, już wiemy – lepiej jak są, nawet okrutne. Choć nad niejedną diagnozą już wielu rodziców zachodziło w głowę: "O co chodzi, o co do diabła chodzi?"
A skoro przy diable jesteśmy, to mamy też przecież do czynienia z efektem szatańskim i ten od anielskiego przytrafia się częściej. Jak wynajdą w dziecku jakąś paskudną wadę, to tego dziecka już za nic nie pochwalą, bo jest brzydkie i głupie. Może mu nawymyślają od takich czy owakich i rodzicowi po łbie się dostanie, że nie czyta żadnej fachowej literatury i wreszcie powinien zacząć (zwłaszcza współczesną, bo nie wypada wychowywać dzieci jak to robiły nasze babki).
W najlepszym przypadku powiedzą:
- Nic tu dla siebie nie znajduję.
I bądź tu człowieku mądry, co temu dziecku jest? Do wyboru mamy: brzydko wygląda i nic pewnie nie da się poradzić (operacja plastyczna jedynie). Albo jest tak upośledzone umysłowo, że nikt nie podejmie się terapii. Brzydkie i głupie z pozoru dzieci, podlegają efektowi szatańskiemu bardzo często. Nawet ten, co lubi mieszać i wypowiadać się nonkonformistycznie, przy skazanym dziecku nie odważy się powiedzieć:
- Nie musisz wcale od razu posyłać do zakładu opieki „Kosz”.
Niestety, nie z każdym dzieckiem da się coś zrobić. Bo dzieci mają to do siebie, że żyją swoim życiem. Choćbyś człowieku od ust sobie odejmował, żeby to dziecko na ludzi pchnąć i tak czasem nic z nim zrobić nie umiesz. Bywa, że nie jesteś go w stanie ubrać w inne ubranie, bo taki masz sentyment, że tylko byś głaskał. Wtedy czasem jacyś rodziciele obrażą się na ciebie:
- To ja sobie żyły wypruwam, żeby to twoje dziecko jakoś lepiej wyglądało, a ty mi się tak odwdzięczasz? Po co ja do ciebie tyle mówię, jak ty dalej to samo? Kolejne dziecko przyprowadzasz i ono takie samo głupie jak poprzednie.
Znana jest strategia podłożenia kupy do nocnika tego dziecka, którego rodzic nie pochwalił naszego albo jeszcze gorzej narozrabiał. Smród zaczyna się roznosić wokół stoliczka, a w atmosferze smrodu wszystkich dotyka znieczulica, którą czasem nazywamy waleniem na dekiel. Jak zwał tak zwał, efekt tego jest taki, że jak ganiamy od stolika do stolika z pogardą roznosząc wątpliwej jakości zapachy, to wkrótce tylko najbardziej odporni są w stanie z uśmiechem łagodzić zjeżenie wszystkich o wszystko. Niektórzy w takim zapachu czują się jak ryby w wodzie, są i tacy co cierpią na alergię, nosy mają zatkane albo zapach własnych perfum tuszuje im te niedogodności.
Druga strona medalu – jak wszyscy chodzą z kadzidełkami to tak mdli, że już się nie widzi dokładnie dzieci, bo odurzenie powoduje zatarcie konturów krzesełek.
Najlepiej jak się przemykają po sali ci, którzy otwierają okna i wietrzą, inaczej można się udusić.
Troszkę pobędziecie to się nauczycie, kto ożywcze powietrze wpuszcza do sal.
Jeszcze muszę powiedzieć o pokojach do rozmów. Żadna tam nowinka, pełno teraz takich w różnych instytutach. Są i tu, oczywiście takie z tematami dotyczącymi Pinstytutu i z takimi całkiem nie. Historie rozmów z pokoików - jedne dłuższe, drugie krótsze. Niewątpliwie pomagają poznać rodziców i zorientować się pobieżnie w ich preferencjach i światopoglądach. Ale z tym ostrożnie, każdy mówi co chce, jedni się kreują, drudzy walą siebie w całej okazałości, prosto z mostu.
Wspomnę tak od niechcenia, że jak to na kobicie, matki na mnie aż takiego wrażenia nie robią. Z jedną się zaprzyjaźnię z drugą pokłócę, wiadomo jakie są baby. Nie zdziwi nikogo zapewne, że większą uwagę zwracam na ojców, bo to gatunek mniej mi znany od własnego, przejrzanego już na wylot. Mam w każdym z działów swoich ulubieńców, których wypowiedzi nie mijam bez wsłuchania się. Więcej nie powiem.
Jak większość placówek kształcenia, Pinstytut ma swoje tablo, to i wiem jak pod maską niektórzy wyglądają i czasem zajrzę do albumu zawiesić oko, na pejzażach też.
Idę sprawdzić czy w nocniku, któregoś z moich dzieci kupa nie śmierdzi.
Macie już dzieci na krzesłach? Sprawdźcie sobie też.
Z dedykacją dla Dali.
Jej odpowiedź na komentarz:
To dziecię ma już rok i ciągle domaga się piersi . Krnąbrne i uczesać się nie chce. Dorwę ten wiersz jesienią i nauczę chodzić rytmicznie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Izolda · dnia 15.09.2009 10:15 · Czytań: 1170 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 20
Inne artykuły tego autora: