Niktosie
Jako człowiek, posiadam przywilej bezkarnego przechadzania się po mieście. Mogę włóczyć się ulicami i pędzić chodnikiem, jakby sam diabeł mnie gonił. Nie odmawia mi się korzystania z pasów, z zielonego, pachnącego paprociami parku. Mam pełne prawo kupić sobie gorącego pączka i zjeść go po drodze, nawet mażąc się przy tym truskawkową marmoladą z jego wnętrza. Uwielbiam truskawkową marmoladę. Mogę ją zlizać z ubrudzonej kurtki. W sumie, mogę równie dobrze zlizać ją z betonowych płytek. Chociaż nie. To wbrew normie. Tacy, jak ja nie odbiegają od normy. Nie odważyłbym się tego dokonać. Wtedy tak, dostrzeżono by mnie. Lecz nie zdołałbym. Wytrę ją chusteczką i pójdę dalej, nie zwracając na siebie uwagi. Taki już jestem i wielu jest takich jak ja. Czy to jednak powód, by mnie nie widzieć? Bo mnie nie widzi żaden z was. Jestem przecież Nikim.
Podobni mi żyją zawsze tak samo, żenią się, mają przeciętne dzieci i bytują sobie dalej, aż do śmierci. Zawsze sobie i tylko sobie. Na ślubie pojawia się niewiele więcej osób, niż na naszym pogrzebie, a to z tego powodu, że część z nich po drodze zwyczajnie umiera. Na zwolnione miejsce wstępuje ktoś inny i wszystko jest już w porządku. Umieramy i dopóki ma kto nas zastępować wszystko jest w porządku? Umieramy i was nawet to nie rusza?
Tacy jak ja nie mają wielkiego charakteru. Nie buntują się i nie wygłaszają manifestów jak ten. Nie potrafią. Ich zadaniem jest hodować ziemniaki, wydobywać węgiel i pracować na zmywakach w tanich barach. Potrafimy harować doskonale, po to jesteśmy. Lecz że jest nas tak wielu, nikt nie przywiązuje do tego wagi. Mamy prawo być i tyle. Czyżbyśmy na więcej sobie nie zasłużyli? Kto więc zasłużył sobie bardziej? Wy?
Do czasu, aż nie rzucimy się z mostu, nie palniemy sobie w łeb, nie zaszlachtujemy własnej matki lub nie skręcimy karku potomstwu, pozostajemy anonimowymi Niktosiami. Świat nie ma nas w dupie, lecz w poważaniu również nie. Możemy też spróbować dokonać czegoś wielkiego, jednak wszystkie próby skazane są z góry na porażkę. Nie po to zostaliśmy stworzeni i należy się z tym pogodzić. Wielkie zrobić możemy jedynie okropieństwa. Do wtedy nikt nas nie widzi.
Czy naprawdę musimy je popełniać, by nie umierać jak zwierzęta, jak bezimienne, bezbarwne twory? Jak przepalone maszyny, które natychmiast zastępuje się nowymi? Czy jesteśmy jak lodówka? Czyżby tak blisko było nam zwykłym pralkom? Obok was jest gorący kaloryfer, a w kuchni smakowity kotlet na patelni; do tego bieżąca woda w kranie. Bez nas nie byłoby tego wszystkiego. Może jednak Nikt okazuje się czasem Kimś?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Jack Duck · dnia 03.10.2009 10:51 · Czytań: 1031 · Średnia ocena: 2,83 · Komentarzy: 15
Inne artykuły tego autora: