Dieu le veut - Bóg tak chciał - MalinowaKrolowa
Proza » Obyczajowe » Dieu le veut - Bóg tak chciał
A A A
Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan Bóg,
Który jest, Który był i Który przychodzi,
Wszechmogący.

Ap 1,8

Bóg jest jedynym bytem, który aby rządzić, wcale nie potrzebuje istnieć.
Charles Baudelaire

Dieu le veut (Bóg tak chciał)


Krystian szedł wykładaną kamieniami węgielnymi Aleją Świętego Szczepana, gdzie stała Katedra. Za Domem Pańskim (niegdyś bluźnierczo nazywanym kościołem) dzieciaki grały w futbol, nowiutką, świeżo pobłogosławioną piłką. Na ławkach rezerwowych odsunięci na bok gracze popijali mineralną wodę święconą.
Spojrzał na postać św. Pawła na tarczy swego zegarka. Obie jego ręce – krótsza i dłuższa wskazywały teraz dwunastą. Rozprawa rozpocznie się za dziesięć minut.
Dobrze, że udało mu się wcześniej wyjść z pracy. Pracował w fabryce różańców – początkowo jako zwykły nawijacz paciorków, potem z czasem awansując na stanowisko brygadzisty, aż w końcu dyrektora do spraw promocji i reklamy. Jego żona była rzeczoznawcą w ZRSP – Ziemskiej Radzie Sądu Przedostatecznego. Brała udział w procesach heretyków, bluźnierców i innowierców. Jej specjalizacją była Literatura Zakazana. Krystian właśnie spieszył na rozprawę, by spotkać się tam z żoną, a po zakończeniu procesów odwiedzić wraz z nią cmentarz.
Wszedł do Domu Pańskiego, gdzie – przed obliczem Ojca Niebieskiego – odbywały się wszystkie sądy ZRSP. Przed wejściem przejechał przez specjalny czytnik Kartą Wiernego, opracowaną przez Ministerstwo Wolnej Woli i Sumienia dla kontrolowania odwiedzin w Domu Pańskim. Wnętrze Katedry zachowane było w konwencji złotej lub ewentualnie złotawej. Zewsząd patrzyły na Wiernych świńskie oczy barokowych aniołków – z tych czasów pochodził wystrój kościoła, wszystkie nawy oplatały ciasno złociste winorośle, korona cierniowa Jezusa Chrystusa Pana Naszego wysadzana była diamentami, a ściany zdobiły liczne pozłacane freski przedstawiające sceny Biblijne. Po prawej stronie ołtarza, gdzie znajdowało się miejsce dla Prokuratorów w Imię Boże i rzeczoznawców ZRSP namalowana była św. Kinga. Z opaską na oczach, trzymała w ręku wagę, na której szalach (podtrzymywanych, oczywiście, przez wspomniane już aniołki) mierzyła się sprawiedliwość. Rysunek wiązał się z przypowieściami Księgi Sprawiedliwych. Na ławce przed niewidzącym wzrokiem św. Kingi siedziała już jego żona odmawiając modlitwę. Miała czarne włosy, spięte w ciasny kok i czarne oczy, bez blasku. Ubrana była z czarny golf i długa sądową togę. Dziś prowadzili dwie sprawy. Jedna to problem karłowatego „profesorka”, twierdzącego, że opracował akcelerator, który pozwala na otrzymania antymaterii podstawowej, co wyjaśnia teorię Wielkiego Wybuchu i powstania Ziemi. Jasne, jasne – świat już dawno przestał wierzyć w takie bzdury jak Wielki Wybuch, teoria ewolucji czy lądowanie na Księżycu. Albowiem to Bóg stworzył świat i człowieka oraz dwie gwiazdy świecące, ażeby człowiek czerpiąc z nich korzyści sam nigdy nie mógł ich dosięgnąć. Druga rozprawa wytoczona została pisarce Wandzie M., która w swych bezbożnych dziełach głosiła prawdy ateistyczne, a nawet naukę szatana.
Z zakrystii wyszedł Najwyższy Sędzia Ziemski – Arcybiskup Abraham VI. W Domu Pańskim nastała cisza, a osoby biorące czynny udział w rozprawie powstały i złożyły mu honory. Sędzia stanął za ołtarzem i poprosił na salę oskarżonego numer jeden.
W ławie oskarżonych – po lewej stronie ołtarza – zasiadł drobniutki człowieczek o wystraszonych oczach. Jego twarz pokryła sinawa opuchlizna – nic dziwnego, w końcu Pan Bóg Sprawiedliwy każe herezje, nawet za życia. Przeczytano mu zarzuty. Do wszystkiego przyznał się ze skruchą, obiecał poprawę i zgodził się na wszelkie decyzje sądu w sprawie jego osoby. Tym samym zgodził się na ponowne przyjęcie go do wielkiej i wspaniałej Wspólnoty Domu Pańskiego po dwuletniej rechrystianizacji w specjalnych ośrodkach w Katyniu lub Oświęcimiu. Wyrok zatwierdzono i spuchniętego profesora, z wyrazem ulgi wypisanym na drobnej twarzy, wyprowadzono z Domu Pańskiego tylnym wyjściem.
Teraz przyszedł czas na bluźnierczą literatkę.
Na salę wprowadzono niewysoką kształtną kobietę w wyuzdanym stroju – czarnej sukni odsłaniającej piersi, nogi, a nawet plecy. Miała zielone oczy i włosy w dziwnie jaskrawym odcieniu blondu. Prawa strona jej twarzy też była lekko spuchnięta. Posadzono ją w ławie oskarżonych i przypięto do krzesła skórzanymi pasami.
- Proszę się nie obawiać – rzekł sucho Arcybiskup – To na wypadek, gdyby demony w Pani duszy skłaniały Panią do ucieczki lub agresji.
- Proszę się nie obawiać o moje demony – one są spokojne. Chyba przegapiły lekcje o agresji w szkole dla zjaw i demonów Lucyfera – odparła dźwięcznie uwięziona
- Proszę nie drwić i zachować powagę sytuacji – upomniał ją młody członek ZRSP o urodzie i ruchach wiewiórki w okresie godowym.
Krystian zauważył, że na rozprawach niemal wszystkie zdania zaczynają się od słowa „proszę”. Zbędne uprzejmości.
- O jakiej powadze sytuacji Pan mówi? – zdziwiła się pisarka – Dla mnie sytuacja jest nad wyraz groteskowa: jestem więziona i przesłuchiwana przez bandę oszołomów, wierzących w fikcje literacką sprzed trzech tysięcy lat…
- Proszę zachować te uwagi dla siebie – przerwał Sędzia i przeżegnał się szepcząc „Świeć Panie nad jej duszą” – Teraz zostaną Pani odczytane zarzuty.
Z Ławy po prawej stronie powstał młodzieniec o jasnych włosach i odczytał z kartki:
„Pisarka Wanda M., urodzona 6 czerwca 2006 roku w Stolicy Wyznania Jezusowego Polonii zwanej wtedy Warszawą, córka Grzegorza i Łucji, staje przed Ziemską Radą Sądu Przedostatecznego oskarżona o zawieranie w swych dziełach treści bezbożnych, bluźnierczych. Dzieła jej są otchłanią piekielną dla czytelników, a ze wszystkich stron zieje heretyczna ohyda. Dlatego wnioskuje się o wprowadzenie jej utworów na Listę Literatury Zakazanej i zniszczenie wszystkich egzemplarzy tych dzieł. Oskarżona jest również o świadome wyparcie się Prawdy Wiary, niestosowanie się do Praw Bożych i Państwowych oraz propagowanie poglądów ateistycznych”
- Przyznaje się Pani do zarzucanych jej czynów? – spytał Arcybiskup
- Do nazwiska ciężko się nie przyznać. Natomiast w kwestii dalszych oskarżeń mam kilka zastrzeżeń. Szczególnie do tej ohydy. Moje książki to literatura piękna, żadnej ohydy nie wprowadzam, a tym bardziej nie zieje ona na czytelników.
- Ohyda zawiera się w bezbożności. Przyznaje się Pani czy nie?
- A czy jak się nie przyznam to coś zmieni? Chyba nie. Więc przyznaje się Państwu do wszystkiego, szczególnie Panu w najładniejszej todze.
- Jestem biskupem i tak powinna mnie Pani tytułować.
- Nie wierze w Boga, więc nie uznaje też jego kapłanów.
- Nie rozumiem. To chociaż powinna Pani uszanować. To tytuł.
- Tytuł, którego nie uznaję. Gdybym powiedziała Panu, że mój ojciec jest księciem Nibylandii, to czy zacząłby mnie Pan tytułować księżniczką?
W odpowiedzi Arcybiskup zamruczał ponuro.
- Więc przyznaje się pani do paktowania z Szatanem?
- O nie. Ja nie paktuje z nieistniejącymi. No chyba, że mają Państwo jakieś jego zeznania na ten temat.
- Kim jest więc dla Pani Jezus Chrystus Pan Nasz? Jego istnieniu też Pani zaprzeczy?
- Nie. Jezus istniał na pewno. Był filozofem i to całkiem mądrym. Wielu jednak było w naszej historii mędrców, którzy całą swą mądrość poświecili dla głupoty, w którą uwierzyli…
- Dość tego. – syknął Arcybiskup nachylają się nisko nad ołtarzem - Czy godzi się Pani wyrzec szatana i heretyckich poglądów, poddać się Woli i Prawom Pańskim egzekwowanym na ziemi przez wspólnotę Domu Pańskiego oraz…
Nim Sędzia zdążył skończyć pytanie kobieta z impetem splunęła mu w twarz.
- Dlaczego to zrobiłaś, niewierna czarownico? – zawołał wstając i przecierając policzki jedwabną chusteczką.
- Jak to wy mówicie: człowiek pluje, Pan Bóg ślinę niesie. – odparła rozciągając w uśmiechu czerwone wargi – Gardzę wami. Gardzę wami i tą cała klerykalną rządową machiną pod wezwaniem świętej Ciemnoty. Chcę wolności! Wolności, słyszysz? Zasranej wolnej woli. A tu wszystko kręci się wokół przykazań Boga Jedynego, Prawdziwego i Zmyślonego. Piszę dla wolności, przyznaję się do niewiary i czekam na pieprzony wyrok. Dość mam znoszenia waszych ucisków. – wykrzyczała Wanda. „Odważna kobieta. Że też nie ma wstydu i bojaźni przed Gniewem Bożym” – pomyślał Krystian.
- Nie widzę innego wyjścia… - zwrócił się Sędzia ochrypłym głosem do swej świty z ZRSP – jak Święty Oczyszczający Ogień, w którym spłonąć muszą też jej księgi. To chyba jedyny nikły ratunek dla jej zbłąkanej duszy…
Pisarka parsknęła śmiechem. Biskup ściągnął wargi i trzy razy uderzył młotkiem o blat ołtarza.
- Wyrok zatwierdzono na oczach Pana! Wykonanie wyroku: jutro o świcie! Koniec rozprawy.
Ludzie zaczęli wychodzić. Ligia zabrała swoją teczkę i zeszła do Krystiana.
- Niech będzie pochwalony, żono. – przywitał ją
- Na wieki wieków, amen, mężu. – odparła – Spójrz, kto tu idzie.
Zbliżała się do nich Felicja – córka sąsiadów. Była to młoda kobieta, teraz już zamężna i przy Nadziei.
- Błogosławiony owoc żywotna Twego, Felicjo – pozdrowił ją Krystian, wciąż mając przed oczami czerwony uśmiech heretyczki. Jak mogła mieć tak czerwone usta?
- Bogu niech będą dzięki. Czy jadą Państwo teraz na cmentarz?
- Tak, wybieramy się tam. – odparła Ligia
- Byłabym zobowiązana, gdybym mogła zabrać się z Państwem samochodem. Mam niedaleko spotkanie Katolickiego Koła Przyszłych Matek. Rozmawiamy o tym, jak napełnić nasze łona Duchem Świętym.
- Oczywiście, że Cię podwieziemy, skarbie. Chodźmy już.
W pośpiechu opuścili Dom Pański.
Jak te usta mogły być tak czerwone?

***

Wracając z cmentarza odebrali ich córkę Marysię ze zbiórki ZHJC – Związku Harcerstwa pod wezwaniem Jezusa Chrystusa Pana Naszego. Marysia była bystrą, ale bardzo cichą dziewczynką. I dobrze w sumie. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Gdy wrócili do domu zamknęła się w pokoju i sumiennie odrabiała lekcje. Krystian i Ligia mogli wtedy porozmawiać swobodnie w kuchni. Ich relacje ciężko nazwać przyjaznymi czy uczuciowymi. To było małżeństwo raczej z rozsądku, a że oboje mają dość łagodny i bogobojny charakter, to nie wiodło im się najgorzej.
Krystian usiadł przy stole i położył przed sobą splecione dłonie.
- Wybieramy się jutro na Błogosławienie Teatru? –zapytał
- Nie mogę, Krystianie. Mam bardzo dużo pracy, w której wesprze mnie mam nadzieje Duch Przenajświętszy. Wiesz - sprawy administracyjne nowej wyprawy oddziałów JAHWE do Krajów Nieoświeconych. Nie masz pojęcia, jak wielu mamy chętnych. To prawe, że Ci młodzi ludzie idą walczyć za Prawdę Wiary. Wynagrodzi im to Pan w Królestwie Niebieskim.
JAHWE- Jezusowa Armia Honorowego Wojska Ewangelickiego była pokojową organizacją wojskową wysyłaną z Misją Nawracania do krain pełnych innowierców. Siłą i słowem objawiali im Prawdę Wiary.
- A, tak- słyszałem coś o tym. Słyszałem również o problemach finansowych kraju, o jakiś długach w Stanach. To prawda?
- Tak. Też coś słyszałam, ale jestem pewna, że z pomocą pośpieszy nam Jezusowe Państwo Francuskie. Poza tym Bóg nad nami czuwa i na pewno ześle Kapłanom jakieś rozwiązanie. – odparła jego żona
- Ale i w społeczeństwie coraz gorzej. Dzięki opiece Ducha Świętego, na szczęście, nie w naszym domu. Ale ludzie nie mają już pieniędzy, a tu trzeba jeszcze Zbawienne zapłacić. Po cóż właściwie takie podatki?
- Ciszej mów. Bo jeszcze Cię ktoś z sąsiedztwa usłyszy, jak bluźnisz – odszepnęła Ligia – Zbawienne pozwalają Domowi Pańskiemu godnie funkcjonować i składać sowite ofiary Panu Niebieskiemu, a On jest tu najważniejszy i Jego łaska. Potraktuj to jako czynsz za swoje mieszkanie w Królestwie Niebieskim.
- Ja rozumiem, ale ludziom na chleb czasem nie starcza.
- Z łaską Bożą i chleb się rozmnoży i wino i wszelkie dobra. Łaska, łaska jest najważniejsza. Idę już do sypialni, dziś jeszcze winna jestem Bogu dziesiątkę Różańca. Dobranoc, Krystianie.
Wyszła z kuchni zostawiając męża samego z myślami. A myślał on znów o czerwonych ustach, które z taką łatwością bezcześciły Imię Boże. Żal było mu pisarki i przez myśl przemknęło mu, że mógłby ją przed śmiercią wyspowiadać. Jako wysoko postawiony pracownik zakładu państwowego miał do tego prawo. Co państwowe to Pańskie. Postanowił zaryzykować, odwiedzić skazaną przed świtem i oczyścić z grzechów.


***

Krystian wyszedł z domu jakąś godzinę przed świtem. Założył szafirowy habit spowiednika i przewiązał się sznurem w pasie. Idąc ulicą mijał dwóch Jezuitów – zakonu odrodzonego, na rzecz utrzymania Boskiego Porządku w kraju. Prowadzili młodą parę: mężczyzna szarpał się, a kobieta ze wstydem spuszczała głowę. „Pewnie bezprawny lub przedślubny akt kopulacji. Ktoś z sąsiadów usłyszał. Ktoś doniósł.” – pomyślał Krystian i przyspieszył kroku. Zmierzał ku Twierdzy św. Augustyna, gdzie trzymano heretyków przed wyrokiem Oczyszczenia. Zakratowane okna cel wychodziły na ulicę, aby bliscy mogli mieć kontakt ze skazanymi i aby każdy mógł zobaczyć bluźnierców. Krystian szedł wzdłuż rzędu krat tasując wzrokiem śpiących lub udających sen więźniów. Wreszcie odnalazł ją. Siedziała skulona w koncie i płakała. Nie łkała. Tylko łzy bezszelestnie spływały jej po policzkach.
- Wando… - szepnął wsuwając głowę między kraty.
Podniosła się i w mgnieniu oka pobiegła do krat. Ich twarze były bardzo blisko siebie. Prawie się dotykały.
- Witaj, Wando.
- Witaj…
- Krystian. – przedstawił się
- … Krystianie. Widziałam Cię na rozprawie. Po co przyszedłeś? Chcesz uratować moje książki?
- Nie. Chcę uratować Ciebie. Wiedz, że masz jeszcze szanse oczyścić swą duszę. Mogę Cię wyspowiadać przed końcem ziemskiego żywota. Mam takie prawo wobec Boga.
Wanda odsunęła się od krat i zaczęła spacerować po celi.
- Ha! Niewolniku wiary! Nie chce rozgrzeszenia przed pustym tronem w sennym Królestwie. Nie wierzę w Twego Boga. Nie chcę takiej Twej pomocy. Ale..- znów przywarła twarzą do krat. – Ale możesz zrobić dla mnie coś innego. Sam ureguluj swą wiarę. Idź szukać Boga tam, gdzie go nie ma. Idź choć raz ulicą w dół od katedry. Tam droga wyłożona jest kośćcem. Tam ludzie uprawiają wolność i biedę. Tam Bóg nie budzi ich głosem słowika i nie utula do poduszki pohukiwaniem puszczyka. Tam każdy dzień to walka o przetrwanie. Tam rozwija się nauka, technologia, sztuka. Stamtąd można wysłać ludzi na Marsa. Tam wolność jest jedynym prawem, obowiązkiem i bogactwem. Ludzie umierają z głodu i biedy, stają się ofiarami kościelnym łapanek, wszystko, co robią jest bezprawne. To margines. Idź tam i szukaj swego Boga. Zobaczymy jak silna jest Twoja wiara. Już nie zdążysz przyjść opowiedzieć mi o tym, ale proszę zrób to dla mnie…
- Dobrze. Więc nie chcesz rozgrzeszenia? Niech Duch Święty czuwa nad Twoją duszą. A ja zrobię, o co prosiłaś. Poszukam Boga na Bezbożu. A teraz idę już. Zaraz świta i przyjdą strażnicy. Żegnaj, Wando. I szerokiej drogi do Królestwa Niebieskiego – oddalił się od okna idąc w stronę Katedry.
- Krystianie – usłyszał ciche zawołanie. Wrócił do okna Wandy i znów wsunął głowę miedzy pręty krat.
- Co? – spytał
- „Taki ze mnie nędznik, żem nawet w podzięki ubogi.” – zacytowała literatka płaczliwym głosem - Lecz mimo to dziękuje za odwiedziny. Wiele to dla mnie znaczy.
Wtedy dotknęła swoimi niezwykle czerwonymi wargami jego ust i pocałowała go gorąco. A on oddał pocałunek i czmychnął z ustępującą już miejsca świtowi noc.
„Ach, jakże jestem żałosny i zły, jakże grzeszny i bezbożny.” – myślał. Pełen wyrzutów sumienia zaczaił się przy katedrze i czekał świtu.

***

I dwóch Katów Apokalipsy podpaliło stos. Początkowo Wanda gorączkowo błądziła wzrokiem po tłumie, szukając jego twarzy. Obawiał się tego, więc ukrył się szczelnie pod kapturem i stanął za uboczu za gęstą grupką Pobożnej Publiki. Tu nie mogła zmierzyć go bystrym wzrokiem i posłać uśmiechu czerwonych ust, uśmiechu pokusy. Kiedy płomienie, pochłonąwszy wszystkie egzemplarze dzieł jej życia, zaczęły lizać jej stopy wybuchła histerycznym, wariackim śmiechem, śmiechem nieznającym wstydu, który z czasem przerodził się w krzyk cierpienia. Wrzeszczała i wiła się przy słupie, kiedy ogień trawił jej ciało zmierzając ku górze.
Jakże Bóg może na to pozwalać? A może… Może nie ma żadnego Boga… Nie! Jakże może pozwolić sobie na tak bluźniercze myśli? Mocniej ścisnął się w pasie sznurem i oddalił się od katedry. Drogą w dół.

***
Szedł osiedlem marginesu. Faktycznie było tu inaczej. Ale jakoś dziwnie znajomo. Kolorowych domów nie zdobiły tu krzyże, a hałas nie ustawał ani na moment. Tak było chyba w czasach dawnych – jakieś trzy dekady temu, kiedy był jeszcze bardzo mały. Wtedy panowała podobno wolność wyznania i wśród ludzi szerzyło się zło i rozpusta. Biesy nago wędrowały po ulicach wesoło witane przez tłum. Brat podnosił rękę na Brata. Grzechom nie było końca. I wszystko zmieniło się, prze Przymierze na Szczycie Veritas, zwanym wtedy Mont Blanc. Pan objawił się tam w postaci gęsi o siedmiu szyjach Prorokowi Masjeszowi. Odnowił Pan przymierze z człowiekiem i przekazał władzę ziemską w ręce kapłanów. I odtąd ludzie w zgodzie z Bogiem żyli, czerpiąc prawa i obyczaje jedynie z Pisma Świętego.
Pozostał jednak margines, który Boga przyjąć nie umiał.
Krystian szedł po dziwnych betonowych bloczkach, którymi wyłożona była droga. Dostrzegł w bramie jednego z domów jaskinie rozpusty – ludzi ubranych na ciemno o bladych twarzach, pijących Zakazany Napój i palących Rośliny Nieczystości. Ludzie śmieli się głośno i stukali obcasami swoich ciemnych, ciężkich butów przypominających diabelskie kopyta.
Dalej minął ukrytą w stercie kartonów grupę dzieci o wychudzonych twarzach. Widząc go wszystkie przystąpiły doń i zaczęły miauczeć żałośnie o jałmużnę.
- Nie mam. Naprawdę nie mam. – rzekł i odszedł szybkim krokiem
Potem ujrzał człowieka o twarzy ciemnej jak kawa w kolorowym berecie, palił Roślinę Nieczystości i coś mruczał pod nosem. U jego stóp leżała martwa, naga kobieta.
Następnie jego uwagę przykuł Dom Nierządnic, gdzie młode półnagie dziewczyny oplatały swymi ciałami Grzeszników. Ujrzał tam Kapłana, który rozpinał koszulę jednej z Nierządnic. Z domu bił nieznany zapach, smród nędzy i grzechu.
Jakże Bóg mógł na to pozwolić? Jak? Czemu dzieci głodują, a dziewczyny sprzedają swą godność? Czemu trupy leżą na ulicach? Czemu i Kapłan oddaje się tu rozpuście? Czemu Pan patrzy na ten grzech? Czemu…?
Drogę zastąpili mu owinięci dziwnymi, białymi chustami mężczyźni w czarnych kurtkach. Mieli w rękach noże i nieznane Krystianowi czarne narzędzia w kształcie klamek.
- Patrzcie no, Panowie… Jakiś Tartuffe zaszczycił nas swoją obecnością. – drwiąco rozpoczął największy z nich - Witaj posłańcu Boży. Niesiesz dla nas jakąś ofiarę?
- Nie mam pieniędzy. Zostawcie mnie. – rzekł spokojnie Krystian
- Jak to nie masz? A Wszechmogący nie może Ci zesłać many z Nieba? – spytał posiadacz największej czarnej klamki.
- Głupiś – skarcił go Największy – To byłą manna, kaszka manna, która nakarmiła mężów Izraela na pustyni. To jak będzie z tą ofiarą?
- Odejdźcie, Niewierni – rozkazał Krystian
- O-o. Panowie! Ten świętoszek chyba chcę z nami porozmawiać na temat wiary. Chodźcie! Pokażemy mu naszą wiarę!
Poczuł delikatne uderzenie w tył głowy i nastała ciemność.

***
Obudził się skrępowany w jakimś ciemnym zaułku i teraz wszystko potoczyło się bardzo szybko. W nozdrza uderzył go zapach Zakazanego Napoju, znany mu jeszcze z dzieciństwa. Obok ujrzał jakąś roznegliżowaną, nieprzytomną kobietę. Poczuł, że z tyłu głowy wyrósł mu ogromny, bolesny guz. Nie miał na sobie spodni, w których było trochę pieniędzy i Modlitewny Pager. Przed nim zbiry w białych chustach tańczyły wokół ognia buchającego z beczki.
- Spójrzcie, kto się obudził! – krzyknął jeden z nich widząc, że Krystian próbuje się podnieść.
Zbliżył się do niego Największy z nożem. Nachylił się nad nim i dmuchając mu w twarz dymem wykrzyczał:
- Witaj, świętoszku, w świecie naszej wiary! Rozpusty i rozkoszy! I zgadnij, kogo dziś złożymy im w ofierze?
Nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, zbir wbił mu nóż w brzuch.
- Gdzie jest teraz Twój Bóg? Teraz, kiedy powinien Cię ratować… – wyszeptał zbliżając twarz do ucha Krystiana. – Gdzie jest…?
- Jezuici! Zwiewamy! – krzyknął ktoś i w ciągu mgnienia oka cała ferajna gdzieś się rozpłynęła. Krystian został sam z nożem w brzuchu, czując jak umiera. Tak głupio, okrutnie i prozaicznie. W bezbożnej dzielnicy, zmazany grzechem cudzołóstwa i bluźnierstwa. Ból wydawał się nie do zniesienia. Gdzie jest teraz Bóg? Czemu go nie uratuje? Tak wierzył. Usłyszał krzyki ludzi na ulicy. Jezuici wkroczyli i robią łapankę. Próbował krzyczeć, ale nikt go nie słyszał.
- Panie Mój… Panie… Czemuś mnie opuścił? – wycharczał, plując krwią na chodnik. Odpowiedzi na to pytanie nigdy jednak nie było dane mu usłyszeć. Wreszcie jego dusza uwolniła się od świata pełnego okrutnej wiary i Boga. Zawisła w próżni z innymi duszami, przez śmierć ciała pozbawionymi prawa do egzystencji. Nie było tu Boga. Boga nie było.
Tak odszedł w wieku trzydziestu trzech lat Krystian J., porzucając wiarę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MalinowaKrolowa · dnia 20.10.2009 09:08 · Czytań: 1084 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 6
Komentarze
SzalonaJulka dnia 20.10.2009 10:57 Ocena: Bardzo dobre
Heh, no nie wiem, czy to kategoria 'religijne', czy raczej jednak 'sf'. Na początku przechylało się raczej w strone groteski - przynajmniej mnie zbytnie spiętrzenie 'zua' pobudza do śmiechu (np. ośrodki wychowawcze w Katyniu i Oświęcimiu) - później powiało przyjemnie Orwellowskimi klimatami.
Zastanawiam się, do jakich wniosków zmierza autorka - Boga nie ma w państwowo-kościelnej machinie, nie ma go też wśród 'wolnych'. Po obu stronach barykady ludzie są równie źli. Złymi czyni ich zniewolenie (pranie mózgu), lub bieda - tu i tu brak świadomości czynów.
Krystian traci wiarę, której nigdy nie miał.
W każdym razie, jest nad czym podumać. Napisane bardzo sprawnie - błędy zostawiam innym do wytknięcia, bo tu 'szpecem' nie jestem.
Nad oceną pomyslę. Pozdrawiam :)
Tukas dnia 20.10.2009 18:23
Stylistycznie niezłe (poza formą dialogową - rozmowy toczą się raczej długimi monologami, co sprawia wrażenie sztuczności). Fabularnie - przeszarżowałaś z absurdem i zbyt oczywiście forsowałaś przekaz, co bardzo przyćmiło rewelacyjne (!) zakończenie.

Bez oceny. No bo kim ja jestem, żeby Cię oceniać?;-)
MalinowaKrolowa dnia 20.10.2009 19:56
Julka - tak wiem, że opowiadanie jest nieco niekonsekwentne, ponieważ na początku bawię się groteską, a potem znacznie spuszczam z tego tonu. Sama zastanawiałam się, gdzie umieścić ów twór. Ostatecznie padło na "religijne".
Niejasność zakończenia i fabuły miała skłonić do refleksji. Więc cieszę się, że masz o czym pomyśleć :)
Nie zgodzę się, że Krystian nie wierzył - bo wierzył, może nieco ślepo, ale dość mocno. I wiarę stracił.

Tukas- dziękuję za cenne uwagi. Mógłbyś rozwinąć nieco forsowanie przekazu? Bo nie jestem przekonana, czy rozumiem, co masz na myśli.

Czekam na ocenę Julki, Tukasowi się upiecze - za błyskotliwe usprawiedliwienie :)
SzalonaJulka dnia 20.10.2009 22:14 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Nie zgodzę się, że Krystian nie wierzył - bo wierzył, może nieco ślepo, ale dość mocno. I wiarę stracił.


Nic tu nie skłoniło mnie do myśli, że Krystian wierzył w Boga - raczej tylko uległ 'zaprogramowaniu' na wierzącego. Deklaruje wiarę, bo nie zna alternatywy.


Trudno mi wybrać ocenę - w taki sposób żonglujesz schematami, że opowiadanie balansuje na cieniutkiej granicy między wtórnością i kiczem, a oryginalnością, która wyłania się właśnie z ciekawego zestawienia tych schematów. Heh, 'krakowskim targiem' bdb :D
Usunięty dnia 21.10.2009 09:55 Ocena: Dobre
Wszystko ładnie, za wyjątkiem tej końcówki:
Cytat:
Wreszcie jego dusza uwolniła się od świata pełnego okrutnej wiary i Boga. Zawisła w próżni z innymi duszami, przez śmierć ciała pozbawionymi prawa do egzystencji. Nie było tu Boga. Boga nie było.
Tak odszedł w wieku trzydziestu trzech lat Krystian J., porzucając wiarę.

Wieje patosem...

Piszesz bardzo ładnie, nie mam się za bardzo czego czepić. Za to sam pomysł to nic nowego. Momentami miałam wrażenie, że czytam coś pomiędzy "Equilibrium" a "Rokiem 1984". Ostatnio trafia się tu trochę tekstów na tą modłę :)
MalinowaKrolowa dnia 21.10.2009 19:02
Julka - Wierzyć = być przekonanym, że Bóg istnieje i pokładać w nim nadzieje związane z życiem doczesnym i wiecznym.
Krystian wierzy - trochę jak małe dzieci w św. Mikołaja, ale wierzy.
:)
Oke_Mani - Mnie też ta końcówka jakoś zgrzytała... Pomyślę jak ją zmienić...
Opowiadanie nie jest nowe. To właśnie teksty z portalu przypomniały mi o nim i skłoniły do wklejenia go.
Wiem też, że to nic odkrywczego - kiedy nie mam oryginalnej wizji, lubię pobawić się szablonami. Taki swoisty recykling. :rol:
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty