Awers - Miladora
Proza » Obyczajowe » Awers
A A A

Gdy już raz umrzesz, nie potrzebujesz
martwić się śmiercią.
Abe Kobo

Awers
Opowieść o dwóch stronach tej samej monety

   Istnieją ludzie, z którymi przebywanie potrafi wzbudzić jakiś szczególny rodzaj nostalgicznej zazdrości połączonej z tęsknotą. Ludzie mający pewien wewnętrzny blask opromieniający wszystko, co robią, i niezależnie od tego, czy jest to dobre, czy złe, blask ten sankcjonuje każde działanie, zaciera wszelkie granice, sprawiając wrażenie niewinnej zabawy, nawet gdy zabawa ta zmierza ku granicom perwersji. Gdyż ludzie tacy charakteryzują się rzadko spotykaną formą wyabstrahowanej pierwotnej niewinności, co każe wybaczać im to wszystko, czego sobie wybaczyć najczęściej nie jesteśmy zdolni.

   I to właśnie – owo połączenie blasku, wdzięku i niewinności z brakiem jakichkolwiek hamulców czy skrupułów, rodzi w nas tę zazdrość i tęsknotę za czynami, których sami nie mamy odwagi popełnić. Coś, co według naszych norm jest niemoralne czy głupie, w ich wykonaniu potrafi być zabawne i pełne fantazji. I nie ma innego wytłumaczenia, gdyż na wszystko co czynią, rzucają jakiś czar, nieodparcie zniewalający tych, którzy krążą w pobliżu. Nie może ich zbrukać ani skalać żaden postępek, ani żadna przygoda, bo są jak Wenus odnawiająca swoje dziewictwo – czyści, jaśniejący i niewinni.  I niezależnie od tego, jak długo pozostajemy pod ich wpływem, wrażenie to nigdy nie przemija. Nie blaknie z biegiem czasu, nie zaciera się – ta pamięć jest wciąż żywa i wciąż zdolna do wywołania w nas tej samej nostalgicznej zazdrości.

   Minęło wiele lat od czasu jej poznania. I niewiele mniej od chwili stracenia kontaktu. A wciąż ją pamiętam. Ta dziewczyna była uosobieniem wdzięku, urody i wesołości. Przywodziła na myśl anioły z witrażowych okien, renesansowe Madonny, urocze putta ze sklepień kościelnych, i patrząc na nią żałowałam, że nie mogę być taka sama, a jednocześnie, że nie jestem chłopcem. Cóż w niej było takiego, co nie pozwalało jej zapomnieć? Uroda? Wdzięk?  Czy czar jej osobowości, tak zniewalająco niewinnej, młodzieńczej i radosnej? Jej uśmiech, czy jej gesty? A może wszystko naraz? Nie umiem odpowiedzieć i wiem tylko, że chciałam przebywać zawsze w pobliżu, patrzeć na nią, wchłaniać obecność, nasycać się widokiem twarzy, tak jakby część jej uroku mogła spłynąć także na mnie i także mnie uczynić kimś podobnym – na obraz i jej podobieństwo.

   Tej dziewczyny nie dało się nie lubić. Jej twarz o jasnej karnacji, okolona równie jasnymi, jakby świetlistymi włosami o falujących pasmach, szaro-niebieskie oczy, którym nawet leciutkie zezowanie nie dosyć, że nie ujmowało, a wręcz przeciwnie dodawało jeszcze jakiegoś pikantnego wdzięku, białe, równe zęby i brzoskwiniowy puszek na policzkach – wszystko to sprawiało niezatarte wrażenie na każdym, kto ją poznawał. Toteż chłopcy uganiali się za nią całymi tabunami. I nie tylko chłopcy. Dziewczyny także krążyły niezmiennie w pobliżu, łaknąc jej przyjaźni. Co trzeba przyznać, dla wszystkich była jednakowo miła i jakoś nie słyszało się, by złamała komukolwiek serce. Przystępna, wesoła i pogodna, może nawet nie uświadamiała sobie istoty swojego wdzięku i wpływu, jaki miała na innych. Dla niej było to tak proste i naturalne jak oddychanie, a czyż zdajemy sobie sprawę z tego, że oddychamy?

   Robiła wrażenie osoby, dla której szczęście jest stanem wrodzonym, czymś absolutnie łatwym i nieskomplikowanym, choć niewypływającym bynajmniej z bezmyślności. To była raczej radość życia i emanacja beztroskiej pogody owo coś, co wyczuwało się najbardziej. A wdzięk jej zgrabnego, smukłego ciała harmonijnie korelował z urodą rozświetlonej uśmiechem twarzy.  Dla mnie była jak mity greckie, jak Eos Różanopalca, Psyche, Iris i jak Eurydyka. I chociaż o rok młodsza zaledwie, sprawiała, że przy niej czułam się znacznie starsza, brzydsza i poważniejsza, niż w rzeczywistości byłam, bo ja nie umiałam wydobyć z siebie wówczas takiej spontanicznej, beztroskiej wesołości.

   Poznałam ją, kiedy w czasie egzaminów wstępnych zakwaterowano nas wszystkie w jednym akademiku. Zjawiła się w towarzystwie swojej przyjaciółki i niewiele dni upłynęło, gdy, ku mojemu zdziwieniu, przyjęły mnie do siebie. Ten okres to była wspaniała przygoda, spotęgowana jeszcze świeżo uzyskaną dorosłością, gorączką egzaminów i podniecającą perspektywą studiów w obcym mieście. Cóż mogło być bardziej ekscytującego niż wyrwanie się z domu, spod kurateli rodziców i życie na własny rachunek, i odpowiedzialność. Poznawanie nowego miasta, nowych ludzi, studencki światek tak specyficznie inny od znanego dotąd świata licealistów – to właśnie nadawało dotychczasowym kolorom życia nowych, nieznanych odcieni. A w tym nowym świecie najbarwniejszą z barwnych była właśnie ona – dziewczyna o uroku i temperamencie, o jakich każdy mógł marzyć.

   Zaprzyjaźniłyśmy się, a potem przeżyłam szok. Szok niewynikający bynajmniej z konfrontacji moich norm moralnych z rzeczywistością, lecz spowodowany ogromnym zdziwieniem z kontrastu, jaki zaistniał między ową rzeczywistością a moimi wyobrażeniami, gdyż ona, ta urokliwa boginka, dotknięcie której zdawało się być czystym świętokradztwem, ona właśnie spała z każdym, kto miał na nią ochotę. Z niezmąconym wdziękiem i spokojem przechodziła przez czyjeś łóżka i z jednych ramion do drugich, pozostając wciąż tak samo czysta i nieskalana, jakby nic się nie wydarzyło. A największym zdziwieniem napełniał mnie fakt, że mnie, którą usilnie starano się wychować w poczuciu seksualnego grzechu i wstydu, mnie właśnie nie przychodził do głowy nawet cień myśli, żeby ją potępić. Widocznie moją, choć nieuświadomioną jeszcze całkowicie psychiczną niezależność, popartą dojrzewającym we mnie wolnomyślicielstwem, zachwycił ten brak jakichkolwiek skrupułów czy wyrzutów sumienia. Bo mimo tego, że ja też już przeszłam swego rodzaju erotyczną inicjację, nie potrafiłam tak lekko i beztrosko przejść nad tym do porządku dziennego i temat ten wciąż był dla mnie w pewnym stopniu tabu.

   Niezależnie więc od wszystkiego, mój podziw nie zmniejszył się ani odrobinę. A może nawet zwiększył, wzbogacony o uznanie, że miała odwagę robić to, co chciała, a czego ja nie miałabym odwagi uczynić.

   A potem spojrzałam na to innymi oczyma. Nie, ona nie spała z każdym, kto jej zapragnął. Ona spała tylko z tymi, na których sama miała ochotę. A że miała ochotę na prawie wszystkich?  Może to było kwestią temperamentu, a może szukała i nie znalazła jeszcze tego jednego, jedynego? Nie wiem. Przyznała, że ma chłopaka w swoim mieście i chociaż z jej słów niekiedy przebijała tęsknota, to jednak nawet to uczucie, choć nie mogłam w nie wątpić, nie przeszkadzało jej w zaliczaniu różnych łóżkowych atrakcji na wszystkich innych, że tak powiem, frontach.  Więc kim w sumie była? Rzadkim połączeniem Madonny z Mesaliną? Zmysłową niewinnością?

   Później jeszcze, z różnych strzępków zdań i fragmentów wypowiedzi, zaczęłam sklejać odpowiedź. Nie było to wcale takie proste i początkowo nie mogłam zrozumieć jak ktoś, kogo w wieku trzynastu lat wprowadzono w świat zmysłów bez udziału jego własnej woli, może mieć jeszcze ochotę na miłość, skoro to pierwsze, przedwczesne doznanie musiało być przecież w jakimś stopniu również pogwałceniem psychicznym. A później zrozumiałam.  Pomogła mi w tym, już po paru latach, moja przyjaciółka, która miała podobne przeżycia, i która postępowała z mężczyznami w identycznym stylu.

   – Nie rozumiesz? – zapytała. – Kiedy to zdarza się w taki sposób, przestaje ci potem zależeć. Nie ma znaczenia, ile razy jeszcze się stanie, bo i tak zabrano ci już prawo wyboru. Więc rekompensujesz sobie stratę, wybierając innych... a wybierając, nie dajesz siebie, tylko bierzesz. Co zresztą jest całkiem przyjemne...

   Minęły lata. Nie wiem, co stało się z moją Madonną-Mesaliną. Straciłam z nią kontakt już na pierwszym roku. Zaczęła mieć problemy ze zdrowiem, a potem przeniosła się na studia do innego miasta. Tam, gdzie przebywał jej chłopak. Kiedy widziałam ją po raz ostatni, była znacznie szczuplejsza, a jej świetliste włosy, zmatowiałe teraz i krótko obcięte, robiły wrażenie lekko przerzedzonych.

Ale niech nikt mi nie wmawia, że to kara za to, jaka była. Tolerancja nie jest szukaniem moralnej satysfakcji.

   To zrozumienie.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Miladora · dnia 26.10.2009 07:55 · Czytań: 1133 · Średnia ocena: 4,18 · Komentarzy: 19
Komentarze
Usunięty dnia 26.10.2009 10:45 Ocena: Dobre
Lepiej brzmi: [Opowieść o dwóch stronach monety]

Ta dziewczyna była uosobieniem wdzięku, urody i wesołości. Przywodziła na myśl anioły [ona liczba pojedyńcza, one liczba mnoga]

Madonny renesansowe na [renesansowe Madonny]

Minęło wiele lat od czasu, gdy ją poznałam [kiedy ją...]

przeszłam swego rodzaju erotyczną [albo określ na czym polega, albo bez: swego rodzaju]

Zaprzyjaźniłyśmy się, a potem przeżyłam szok. [bardzo niezręczne, wystarczy wstawić zajawkę historii i będzie ok]

mój podziw nie zmniejszył się ani odrobinę. A może nawet zwiększył, [masło maslane]

Nie, ona nie spała z każdym, kto jej zapragnął. Ona spała tylko [powtórki]

Przyznała, że ma chłopaka w swoim mieście i chociaż z jej słów przebijała tęsknota [konieczna zmiana szyku zdania] i przywiązanie, to jednak nawet to uczucie, [zgubiona mysl - zdanie się rozjeżdża] choć nie mogłam w nie wątpić, nie przeszkadzało jej w zaliczaniu różnych łóżkowych atrakcji na wszystkich innych, że tak powiem, frontach. [że tak powiem? - psuje wrażenie]

Ogólnie, zrozumiałem, że to jakaś uzewnętrzniona reminiscencja, tylko dlaczego bohaterka prowadzi wew. monolog, który kończy się tak wzniosłymi życiowymi podsumowaniami? Jest niezrozumiałe skąd taka, a nie inna droga rozumowania. Nie wynika z tekstu, co się takiego ważnego zdarzyło w jej życiu.

Ocena dobra
Miladora dnia 26.10.2009 11:34
Witaj, Moffisku... ;)
1. Przywodziła na myśl anioły, bo nie jednego konkretnego, tylko właśnie te, z witrażowych okien, których jest przecież wiele, a są w jakiś sposób podobne.
2. Kiedy używam szyku przestawnego, to świadomie... ;)
3. "Gdy ją poznałam" - specjalnie także.
4. "Swego rodzaju inicjację" - dlatego, żeby nie określać jaką, a dać do zrozumienia, że to nie było takie jednoznaczne.
5. Nie wiem, co to jest "zajawka historii". Po prostu zaprzyjaźniłyśmy się, a potem przeżyłam szok... ;)
6. Nie wiem, dlaczego w stwierdzeniu, że podziw się nie zmniejszył, a może nawet i zwiększył, jest masło maślane... ;)
7. Powtórka celowa (podobno to jest dozwolone... ;) )
8. Zdanie nie ma zagubionej myśli - jest logiczne i dotyczy uczuć, które nie przeszkadzały jednak bohaterce w zaliczaniu innych facetów. Natomiast "fronty" usuwam... ;)
Przekaz tego opowiadania jest zupełnie jasny - to wspomnienie. Prawdziwa historia opowiedziana po latach. Próba zrozumienia kogoś, kto zapadł w pamięć wystarczająco mocno, by w niej pozostać. Nie wynika z tekstu, co się takiego ważnego zdarzyło, bo nic się nie zdarzyło i nic właściwie nie ma wynikać, oprócz konstatacji, że ludzie są bardzo różni i oprócz próby zrozumienia motywów ich działania. Gdybyś, Moffisku, opowiedział mi historię o swoim koledze szkolnym, byłoby to samo. Też byłaby to tylko historia.
Taka jak ta... ;)
Pozdrawiam...
Krystyna Habrat dnia 26.10.2009 11:36 Ocena: Dobre
Wydaje mi się, że wstęp nieco mglisty i przydługi. Przemyśl pierwsze pięć akapitów. Zajrzę tu jeszcze raz.
SzalonaJulka dnia 26.10.2009 11:50 Ocena: Świetne!
Milluś, a na mnie ta historia zrobiła ogromne wrażenie. Może dlatego, że fascynuje mnie szukanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie są tacy, jacy są. Zrozumienie o którym piszesz, jest tym trudniejsze, im doświadczenia danej osoby są odleglejsze od naszych. Dlaczego przez to, co mogło by mnie zniszczyć, ktoś inny przechodzi pozornie bez szwanku? Żeby spróbować zrozumieć, trzeba jeszcze umieć odrzucić własne odczucia (zazdrości, irytacji, fascynacji) - stąd rozumiem ciut długi wstęp.
Oki, bredzę z rana ;) Najbardziej Cię cenię za to, że pytasz: dlaczego - i w opowiadaniach i przede wszystkim w życiu :)
sirmicho dnia 26.10.2009 13:09 Ocena: Świetne!
Heh, co tu dużo pisać. Dla mnie jesteś mistrzynią. Warsztatowo absolutnie rewelacyjnie, styl do pozazdroszczenia. Historia, no cóż... jak to historia. Ale podana tak wykwintnie, że nie sposób się jej oprzeć.
Izolda dnia 26.10.2009 14:57 Ocena: Bardzo dobre
Twoje podejście do tych wspomnień bardzo urzekające i jakoś nie styl czy warsztat mnie tym razem ujął, tylko właśnie pespektywa z której oglądasz ludzi. Jakbyś siedziała na krześle obrotowym, na którym kręcenie powoduje wydawanie nieschematycznych sądów. Bardzo mi się podobało, bo przecież siedziska większości ludzi mają taką pannę bez zastrzeżeń - za puszczalską. Uwielbiam takie patrzenie jak Twoje i połknęłam te wspomnienia jak likierek.
Przyglądanie się z Tobą ludzkim motywacjom i dążeniom daje dużo satysfakcji.
milla dnia 26.10.2009 16:12 Ocena: Bardzo dobre
Hmm, no proszę. zmieniasz styl, jak kameleon i potrafisz go utrzymać.
tekst nieco długi, jak na moje możliwości:), ale koniec końców, przeczytać się opłacało.
Też mam wrażenie, że wstęp nieco przydługi , i że tekst obroniłby się w części bez niego. aczkolwiek jest on pełnym wyjaśnieniem Twojego zapatrywania się, więc nie wiem, gdzi by tu znaleźć złoty środek.
Historia, jak sądzę, pewnie pradziwa. zresztą obrazek namalowany własnie w taki sposób, że ma się wrażenie, że faktycznie stało się to naprawdę. często się tak zdarza, że czegoś się nie domaluje, choćby nazwosko nie przypasuje do postaci i wtedy wrażenie naciąganej rzeczywistości.
lubię takie obrazki. zawsze na przekór rozumkowi, który ma chęć od razu kwalifikowac ludzi do szufladek.
pzdr ciepło. bd
Miladora dnia 26.10.2009 16:16
Uff, przepraszam, Moffisku - wyrzucono mnie od komputera i posłano w Polskę, dlatego dopiero teraz dopowiadam swoją odpowiedź na Twój komentarz... :D
Opowieść o dwóch stronach tej samej monety, to opowieść o dwóch stronach nie jakiegoś człowieka, ale właśnie tego jednego, konkretnego, dlatego "tej samej monety". Bo to nie jest jakakolwiek moneta i jakikolwiek człowiek... ;)
Dziękuję za "rozbieranko"... :D
Miladora dnia 26.10.2009 16:39
Dziękuję, Kochani, za wizytę i odpowiadam po kolei... ;)
Sokol kochana - wstęp może się wydawać trochę długi i nawet trochę mglisty, ale jak oddać tę fascynację drugim człowiekiem i jego osobowością? Pokusiłam się na swobodne puszczenie wodzów swoich odczuć, chcąc przez to sama zrozumieć, co jest takiego w niektórych ludziach, że robią takie, a nie inne wrażenie. Dzisiaj nazywamy to charyzmą. To miała być swobodnie snuta opowieść i to bez jakichś większych pretensji. Byłam ciekawa, czy Wy też zrozumiecie z niej to co ja - że ludzie są bardzo różni i że nie można nikogo osądzać, nie znając pobudek jego działania... ;)

Masz rację, Szalona - dlaczego jednych ludzi pewne doświadczenie może zniszczyć, a na innych nie pozostawia śladu, albo pozornie nie pozostawia śladu, bo przecież nasze postępowanie jest zawsze jakąś wypadkową doświadczeń... ;)

Dziękuję, Sirmicho - co do stylu, to wydaje mi się, że każda historia, którą próbujemy opowiedzieć ma już a priori jakiś rytm i jakąś konwencję i musimy się do niej dopasować. Tej historii nie da się przekazać krótkimi zdaniami, tak myślę... zresztą wspomnienia z samej swojej natury mogą być nieco rozlewne i nawet nieco mgliste... ;)

Dziękuję, Izoldo - myślę, że przyglądanie się ludziom i próby znalezienia odpowiedzi na zadawane przez nich, nawet bezwiednie pytania, co znajduje odbicie w ich postępowaniu, to dobre ćwiczenie wrażliwości pisarskiej i znajomości psychologii... ;)

Millcia - to historia prawdziwa od początku do końca. Tkwiła we mnie przez szereg lat i dopiero podczas pisania przypomniałam sobie pewne rzeczy i zrozumiałam je. Dlatego chciałam się nią podzielić. Bo często mechanizmy ludzkiego działania są ukryte na pierwszy rzut oka i trzeba wejść pod podszewkę, żeby je pojąć... ;)

Dziękuję Wam wszystkim serdecznie, bo chciałam się przede wszystkim przekonać, czy zrozumiecie tę historię tak, jak ja... ;)
buźki z uśmiechem
wyrrostek dnia 26.10.2009 18:43 Ocena: Świetne!
Dziwne, po przeczytaniu całości łącznie z komentarzami mam trochę odmienne odczucie. ;)
Samo opowiadanie bez wstępu byłoby dość zwyczajne, choć napisane zostało, wiadomo, po mistrzowsku i dodatkowo w moich klimatach. :)
Twoje rozważania natury teoretycznej, droga Miladorko są najcenniejsze i tak bardzo prawdziwe. :yes:
"I to właśnie – owo połączenie blasku, wdzięku i niewinności z brakiem jakichkolwiek hamulców czy skrupułów, rodzi w nas tę zazdrość i tęsknotę za czynami, których sami nie mamy odwagi popełnić."
Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.
w sumie świetne,
pozdrawiam. :)
Usunięty dnia 26.10.2009 20:00 Ocena: Bardzo dobre
Opowiadanie jak zwykle majstersztyk... Nie mam co zarzucić :) Zastanawiam się tylko, czy ja na swojej drodze nie spotkałam takich ludzi, czy po prostu nie potrafię na nich patrzeć tak pozytywnie jak Ty.
Miladora dnia 26.10.2009 23:17
Dziękuję, kochany Wu - widzę, że równie wiernie towarzyszysz mi, jak ja Tobie, z tą różnicą, że mnie tak nie "rozbierasz"... ;)
Kochana Oke - jeżeli Ty się nie doczepiasz, to teraz już mogę właściwie iść spać spokojnie, chociaż prawdopodobnie dorwie mnie i tak de Nipper i wyniucha jakiegoś królika w tekście... ;)
Dziękuję... ;)
Swoją drogą myślę, że jeżeli się kogoś lubi i akceptuje, to sporo mu można wybaczyć... :D
Usunięty dnia 05.11.2009 06:47 Ocena: Dobre
idąc Twoim tokiem rozumowania, to akceptuję i wybaczam:)
Miladora dnia 05.11.2009 12:06
idąc Twoim tokiem rozumowania, to dobrze byłoby jeszcze umieć to okazać... ;)
wiesiek1 dnia 07.11.2009 06:04 Ocena: Świetne!
Ładnie piszesz Miladoro. Czytam Twoje teksty i właściwie jakoś się w nie dopasowuję, jakby odświeżona moja kraina. Więc powracam sobie do nich, bo dla mnie są takimi pigułkami na przemyślenia, nastroje i tak jest np teraz:)
Powiem po mojemu - te które mają być mądre - są mądre
te do uśmiechu - są dowcipne
Z fusów mi wychodzi, że masz być spokojna...więc tylko pisz
Pozdrawiam :)
Kazjuno dnia 14.06.2020 09:07 Ocena: Świetne!
Ciekawy portret, ciekawe przemyślenia, a jednocześnie... trudna do zdefiniowania osobowość bohaterki. Kiedyś też zauroczyła mnie podobnie urodziwa dziewczyna, też jej dodawało blasku radosne usposobienie. Nie byłem w niej zakochany, choć jak pewnie wielu, miałem na nią ochotę. Poza pogodą ducha i nieskazitelną urodą wydawała się ideałem.
Kiedyś wróciłem w rodzinne strony po dłuższej nieobecności i zaskoczył mnie koleś - przystojniak, o którym wiedziałem, że jest podrywaczem. Byliśmy na dyskotece w najlepszej knajpie w mieście i pojawiła się ONA.
- Jak chcesz, to możesz ją dzisiaj zaliczyć - zaskoczył mnie, bo może raz obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem, ale właściwie nigdy z nią nie rozmawiałem.
- No jasne - odpowiedziałem, nie wahając się sekundy.
Koleś podszedł do niej, zamienił z nią parę słów i niedługo potem, cicho, starając się nie zbudzić śpiących na piętrze rodziców wkradałem się z NIĄ do salonu, gdzie zniosłem pościel. Łatwość z jaką ją zaliczyłem, odebrała mi jakąkolwiek poprzednią fascynację jej osobą. Po paru następnych latach zaliczyłem ją ponownie, podobnie łatwo jak poprzednio. Już wtedy kolesie określali ją mało pochlebnie, pogotowiem seksualnym. Potem jeden z nich się z nią ożenił i po paru miesiącach rozwiódł. Mimo, że była puszczalską, lubiłem ją. Kiedy dowiedziałem się, że się wyprowadziła do Wrocławia, przyszła mi ochota się z nią spotkać, choćby porozmawiać (tym razem już będąc żonaty i nie nastawiałem się na zaspokojenie fizjologicznej potrzeby). Byłem rozczarowany. Oględnie mówiąc, straciła zarówno urodę jak i poprzedni urok wesołej dziewczyny.

Po przeczytaniu Awersu, podobnie jak Ciebie, Milu, zaintrygowało mnie pytanie, co ją odmieniło, upodobniając do twojej bohaterki po spotkaniu w latach późniejszych? Pewnie dewotka lub dewot powiedziałby: "kara za grzechy". Wydaje mi się, że nie umiała walczyć o siebie, mogła ją złamać seria życiowych porażek. Może do klęski doprowadziła ją fizjologiczna usterka, nimfomania, nad którą nie była w stanie zapanować. Podobny los często spotyka osoby nie potrafiące zapanować nad uzależnieniami od używek. Tabloidy roją się od zdjęć przedstawiających filmowe gwiazdy "po latach", które farmakologią ale też alkoholem i substancjami psychoaktywnymi "na siłę" chcą utrwalać urodę. A przecież wygląd twarzy jest odbiciem psychiki, więc gdy szare komórki ulegną dewastacji?
Nic więcej mądrego nie wymyślę.
Dzięki, Milu, za niedzielną pigułkę. Przynajmniej nie jest sztucznym psychotropem, więc na pewno bardziej odżywcza.

Have a nice Sunday, Kaz (Zapomniałem dodać, że popołudniu piszemy Have a nice afternoon, wieczorem - evening, a na dobranoc - sleep well).
Miladora dnia 14.06.2020 14:43
Kazjuno napisał:
Mimo, że była puszczalską, lubiłem ją.

Postępowała po prostu jak wielu facetów korzystających z każdej okazji.
Ale to ciekawe, Kaz, że facetów nie określa się mianem "puszczalskich".
Cóż... wielowiekowa tradycja nadała inną rangę i inną odpowiedzialność kobietom.

Czasem się zastanawiam, jak potoczyło się jej życie. Czy w ogóle jeszcze żyje...
Ale tego nie da się już sprawdzić.

Dziękuję serdecznie za następną wizytę. :)
I miłej niedzieli.
Kazjuno dnia 15.06.2020 08:13 Ocena: Świetne!
Masz rację, Milu, że tak jakoś utarło się przez dziesiątki wieków gdy chodzi o sprawy intymne. Krzywdząco dla przeciętnych kobiet.
Z czego to wynika?
Wydaje mi się, że przywilej mężczyzn zaliczających na pęczki kobiety i ich chełpienie się zdobywaniem kobiet wynika z tradycyjnej roli, jeszcze wywodzącej się z kamienia łupanego. On był zdobywcą, polował zaopatrywał w żywność, znosił trofea. Jej rolą było pilnowanie domowego ogniska, dbanie o wychowanie potomstwa o garderobę, siedzenie na 4 literach w miejscu. Więc praktycznie biorąc, On miał więcej wolności, więc hasał na boki.

Ale spójrz na awers. Wszak kobiety też bywały zdobywczyniami i o tych słynnych, jakoś nie mówi się "puszczalskie". Nie przypominam sobie, by tak definiowano królową Egiptu Kleopatrę. Także Katarzynę Drugą, na temat której kontaktów intymnych krążą legendy, czy używającą z Rasputinem żonę Mikołaja II. Weźmy na przykład słynną kobietę szpiega Matę Hari. Jakoś nie przypominam sobie, by pod jej adresem padało określenie puszczalska.

Przejdźmy więc do czasów nowszych. Czy przypominasz sobie, by o Marilyn Monroe ktoś pisał puszczalska? A przecież cała jej kariera usłana była wieloma "przygodami".
Weźmy czasy już bardziej współczesne. Tabloidy co rusz rozpisują się o rozlicznych romansach piękności, nie słyszałem pod ich adresem obelżywych określeń.
Pamiętam z pracy w filmie kiedy nienawidzący Agnieszki Osieckiej kierownik produkcji wściekał się na słynną piosenkarkę. Że bezczelna baba, do tego nimfomanka, ale jakoś nie powiedział "puszczalska". Też takich inwektyw nie słyszałem o Kalinie Jędrusik, o Wioletcie Willas.

Nasuwa mi się prosty wniosek. Więc przywilej zaliczających partnerów i partnerki znanych postaci sankcjonuje ich zdobywczość, która daje więcej swobód i wolności.
A zwykła kobieta? Cóż ma być jak za czasów kamienia łupanego - czyli kurą domową. Może stąd ten bunt przeciętnych kobitek z ruchów feministycznych. Też chcą żyć jak filmowe gwiazdy. Stawać się zdobywczyniami sięgającymi po wolność, której zakazuje odwieczna tradycja.
Natomiast wracając do twojej bohaterki, także do wspomnianej przeze mnie dziewczyny.

Odnoszę wrażenie, że tym paniom przychodziło wszystko za łatwo. Ty się męczyłaś, bo miałaś szersze ambicje, piękna koleżanka miała darowane przez naturę i czynniki, o których nie rozpisywaliśmy się, wszystko podane na tacy. Szczęście przychodziło im za łatwo. Zderzyły się ze ścianami życiowych trudności z ludzką zawiścią, mężowską zazdrością, kłopotami w zdobywaniu pospolitych korzyści i wygód. Przytłoczył je i zgniótł brak wolności.
Ech, Milu, wybacz, że musiałem się wyszczekać.
Działała jeszcze wczorajsza tabletka.
Dzisiaj już nie zażyję następnej. Przywalony jestem uzdatnianiem Gnębicieli i Krzywdzonych.
Jutro może sięgnę po tabletkę następną.
Have a nice day, Kaz
Miladora dnia 15.06.2020 14:07
Masz sporo racji, Kaz, bo zwycięzców, obojętnie jakiej płci, rozlicza się inaczej. :)
A miano "puszczalskich" zarezerwowane jest dla pospolitych kobiet.

Natomiast mylisz się, że żona Mikołaja II "używała sobie" z Rasputinem, chociaż oczywiście pojawiały się i takie domysły, by wytłumaczyć wpływ, jaki Rasputin miał na carską parę.
"Słynna kobieta szpieg" Mata Hari to też legenda, bo jeżeli nawet próbowała być kimś w rodzaju szpiega, to najbardziej nieudolnym w historii szpiegostwa. Bardziej do niej pasuje określenie "głupia", bo na wszystkie sposoby próbowała zarabiać pieniądze, nie myśląc o konsekwencjach.
Taka ciekawostka - wiesz, dlaczego mimo eksponowania nagiego ciała nigdy nie zdejmowała stanika? Bo miała naprawdę fatalny biust. ;)

Kazjuno napisał:
że tym paniom przychodziło wszystko za łatwo.

Łatwo im przychodziło mieć kogo tylko chciały, ale to nie znaczy, że wszystko. I że nie miały żadnych ambicji. Trudno ocenić moją bohaterkę, skoro nie wiadomo, jak potoczyło się jej dalsze życie. Czy osiągnęła coś, czy nie. Ja mam jednak nadzieję, że tak.

Miłego poniedziałku. :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty