Egzorcyzmy Sylwii Brom - bury_wilk
Proza » Inne » Egzorcyzmy Sylwii Brom
A A A
EGZORCYZMY SYLWII BROM

Ojciec Bruno szedł pewnym, sprężystym krokiem nie zwracając uwagi na pełne zaintrygowania spojrzenia mijanych przechodniów. A jego widok rzeczywiście przyciągał wzrok. Wysoki, przystojny, z jednodniowym zarostem, który nie wyglądał niechlujnie, lecz dodawał męskości. Ciemne okulary, zaczesane do tyłu włosy, długi płaszcz... Gdyby nie biel koloratki prędzej można by wziąć go za agenta w stylu Jamesa Bonda, niż za księdza.
Minął skrzyżowanie, przystanek autobusowy i po chwili zniknął w półmroku bramy starej kamienicy. Ogarnął go niemal nienaturalny chłód, zupełnie jakby nagle znalazł się w odwiecznym królestwie cienia, w świecie niewidzialną barierą oddzielonym od ludzkiej rzeczywistości, gdzie za węgłem może czaić się każde zło, a strach jest bytem równie namacalnym, co wielki, czarny pies śpiący pod trzepakiem. Pies ów, również nie wyglądał przyjaźnie. Oczy miał półprzymknięte, ale duchowny czuł, że zwierzę bacznie go obserwuje. Jerzyki uwijające się w podcieniach okien krzyczały ostrzegawczo, a krzyki te ostro odbijały się echem w zamkniętym w studnię podwórzu.
Trudno było nie odnieść wrażenia, że to zasadzka, że każdy kolejny krok prowadzi w głąb śmiertelnej pułapki.
A jednak ojciec Bruno nie okazywał strachu. Mało tego, czuł się zupełnie bezpiecznie. Z odwagą patrzył na psa, rzucał wyzwanie cieniowi, prowokował chłodną grozę. Miał ze sobą sprzymierzeńca w postaci niezachwianej wiary i wsparty na tejże wierze gotów był stawić czoła złu tego świata. Wydawało się, że stosowniejszym byłoby raczej spytać, czy to zło jest gotowe sprostać temu śmiałkowi.
Czarny pies uniósł powieki pokazując jarzące się żółcią oczy, warknął groźnie, ale nie próbował zaczepić przechodzącego księdza. On był tylko strażnikiem, obserwatorem, świtą kogoś znacznie potężniejszego, kogoś, kto czekał wewnątrz starego domu.
Dzwonek nie działał, ale staromodna, lodowata w dotyku kołatka spełniała swoją rolę doskonale. Ksiądz nie musiał długo czekać, aż drzwi, z przeraźliwym zgrzytem otworzą się umożliwiając wejście do wnętrza kamienicy.
Najpierw uderzył ciężki, stęchły zapach, przygniatający i duszący, a zaraz za progiem opadła zasłona mroku i czającej się w niej grozy. Z tej ciemności wyłonił się wysoki, chudy i przeraźliwie blady mężczyzna. Mocno podkrążone oczy, słaby oddech i drżące ręce świadczyły, że człowiek ten jest na skraju wyczerpania.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
- Na wieki wieków. Pokój temu domowi. Jestem Bruno Łoter - księdzu wydawało się, że usłyszał dobiegający gdzieś z góry chichot, ale nie przejął się tym zupełnie.
- Robert Brom. Cieszę się, że ojciec przyszedł.
Gospodarz wyciągnął dłoń i odebrał mocny uścisk prawicy gościa. Niemal natychmiast poczuł się silniejszy i jakby optymistyczniej nastawiony do życia, choć w obecnej sytuacji nie było to na pewno łatwe.
- Niech się pan nie boi. Prawdziwa moc i potęga jest z nami, a nie z Szatanem.
- Z całych sił staram się w to wierzyć, ale wie ksiądz... Już brak mi sił...
- Nie wątpię, to nigdy nie jest łatwe. Zły, jeśli już uda mu się opętać jakiegoś człowieka, postępuje wyjątkowo okrutnie.
- Nie zaprzeczę.
- A jednak, warto uświadomić sobie, że to tylko desperacja. Szatan jest wiecznym przegranym. Cokolwiek by nie uczynił, zawsze pozostaje tylko częścią boskiego planu i w dniu sądu ostatecznego zostanie starty na pył. Nie ma możliwości by stało się inaczej, stąd narastająca frustracja i złość. Może wygrać niezliczoną ilość bitew, ale wynik wojny i tak jest przesądzony.
- Dobrze jednak być po stronie zwycięzców - gospodarz zmusił się do czegoś, co przypominało uśmiech.
- Jak ona ma na imię?
- Sylwia. Proszę tędy, na górę... I niech się ojciec nie da zwieść...
- Spokojnie. Robiłem to już wiele razy. Z Bożą pomocą i teraz się uda. A zaskoczyć mnie nie łatwo.
Jednak tym razem ojciec Bruno nie docenił przeciwnika, z którym miał się zmierzyć. Telefon od zrozpaczonego pana Roberta wydawał się bardzo typowy. Ksiądz brał pod uwagę, że jak to często bywa napotka osobę po prostu chorą psychicznie, ale po wejściu w podwórze kamienicy był niemal pewien, że czeka go trudna walka z demonem. Zła aura unosząca się nad tym miejscem była tak silna, że nie pozostawiała większych złudzeń. Na piętrze powinna leżeć w łóżku nieszczęśliwa, zapewne okaleczona, opętana kobieta pozostająca gdzieś na pograniczu życia i śmierci...
- Witam księdza. Może herbaty?
Sylwia Brom była średniego wzrostu szatynką, lekko przy kości, o przyjemnym obliczu i wesołych oczach. Ubrana w szare leginsy i sweter, poruszała się swobodnie, wydawała się zdrowa i w pełni sił. Nic, absolutnie nic nie wskazywało na to, że może być opętana.
- Czy to na pewno...? - egzorcysta był całkiem zbity z pantałyku. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że gdzieś czai się potężny demon, ale przecież to niemożliwe, żeby był w tej niewieście! Zaraz, a może to mistyfikacja, może to ten mężczyzna? Jego wygląd dużo bardziej odpowiadałby symptomom...
- To ksiądz jest specjalistą. Ale ostrzegałem, że potrafi zwieść.
- Wzywam cię Szatanie ujawnij się w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego!!!
Pełne mocy słowa, wypowiedziane spokojnie, lecz głosem nie znoszącym sprzeciwu uderzyły w pustkę. Nic. Żadnego efektu.
- Wzywam Cię!!!
Sylwia wyglądała na mocno zdziwioną, Robert na przerażonego, co jeszcze bardziej zbiło egzorcystę z tropu. Może jednak on? To wszystko jest za bardzo niewiarygodne, to wszystko na kilometr śmierdzi wredną sztuczką.
- Okaż się!!! - tym razem ojciec Bruno patrzył prosto w oczy Roberta.
- Ja? - gospodarz aż się zająknął.
Egzorcysta nie zdążył nic odpowiedzieć, bo Sylwia wybuchnęła prawdziwie dzikim śmiechem. Chichotała głośno, łzy płynęły jej z oczu, widać było, że chce coś powiedzieć, ale nie potrafiła się opanować. Obaj mężczyźni patrzyli na nią oszołomieni, nie potrafili zdobyć się na żadną reakcję, dlatego minęło dobrych kilka minut, nim się uspokoiła na tyle, by móc się odezwać.
- To jakaś ukryta kamera? O co chodzi? Robercie, żart wyśmienity, obśmiałam się jak nigdy.
Gospodarz poczerwieniał jak przysłowiowy burak, a skonsternowany egzorcysta bezradnie opuścił ręce. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie przeżył.
- To może... - sapnął po dłuższej chwili, - skoro tu już jestem, napiję się tej herbaty, porozmawiamy chwilę i sobie pójdę...
- Pójść sobie? Po tak zabawnym początku? - w jednej chwili twarz Sylwii zmieniła się nie do poznania. Oczy zaskrzyły jej diamentowo, mięśnie spięły się, a głos nabrał drapieżności? - O nie kochany Bruno, teraz już cię nie wypuszczę!
Coś trzasnęło, coś zazgrzytało, powietrze zadrgało. Pies z podwórza pojawił się w drzwiach i usiadł na progu blokując wyjście. Jego bulgoczący, niski warkot powstrzymał Roberta, który krok po kroku cofał się szykując do ucieczki.
- Nie, nie, kochany mężu, zostań. Przecież przyrzekałeś, że będziesz przy mym boku w doli i niedoli... a teraz, w najpiękniejszej od dawien dawna chwili chciałbyś wyjść?
- Ugnij się przed boskim majestatem! - egzorcysta otrząsnął się wreszcie z szoku i spróbował przejąć inicjatywę. Teraz przynajmniej miał jasność, kto jest jego wrogiem. Uniósł krzyż rozpoczął żarliwą modlitwę.
- Słabiutko proszę księdza, słabiutko. Słyszałam, że będziesz godnym przeciwnikiem, a to co widzę, to chyba kpina? - kobieta z pogardą splunęła pod nogi duchownego. - Długo się szykowałam i jak widzę niepotrzebnie. Szkoda, bardzo szkoda... Ale jeśli zaczęliśmy się bawić, to niech przedstawienie trwa nadal.
- To nie żarty demonie! W imię Najwyższego podaj mi swoje imię!
- Dobre, dobre...
- Imię!!!
- Teraz powinnam powiedzieć "imiona", albo "jeden, dwa, trzy, cztery, pięć", albo "adin, dwa, tri"... A może wolisz eins, zwein, polizei, zieben, acht, gute nacht?... Tak to na filmach leci? Niestety, nic z tego. Nie znam języków. Nie byłam w Babel.
- Imię!!! - upór ojca Bruno był godzien podziwu, zwłaszcza w kontekście tego, że na opętanej najwyraźniej nie robiło to najmniejszego wrażenia.
- Ojcze nasz, któryś jest w niebie... - Robert ukląkł i zaczął głośno się modlić.
- Kolejny raz wzywam cię w imię Ducha Świętego, podaj mi swoje imię!- modlitewne wsparcie męża opętanej dodało egzorcyście wiary i siły.
- A Sylwia nie ładne? Ale dobrze, przecież to żadna tajemnica - kobieta w żywe oczy kpiła z rytuału. - Mam na imię Magdalena.
- Co? - to krótkie pytanie z pewnością nie należało do obrzędu, ale ojciec Bruno nie potrafił się powstrzymać. Różne diabelskie imiona już słyszał, ale to był jakiś absurd! Magdalena? Imię z Ewangelii?
- Magdalena kochasiu. Nie podoba ci się?
- Przecież to niemożliwe.
- Czyżby? Niejednemu psu Burek mój drogi.
- ... Bądź wola twoja, jako w niebie, tak i na ziemi... - Robert zamknął oczy i nieustępliwie klepał pacierz.
- Skoro już się poznaliśmy, to pewnie chcielibyście zobaczyć mnie w prawdziwej postaci?
- Apage Satanas, apage Satanas...
Ale przepędzanie nic nie dało, a opętana powoli, zmysłowo ściągnęła sweter, biustonosz i resztę odzienia. Za chwilę całkiem naga stała przed mężem i oniemiałym księdzem.
- Tak, to ja, to moje ciało. Ciało kobiety. Jestem kwintesencją grzechu.
- To ciało nie należy do ciebie!
- Och, kochany, mylisz się. Mylisz się bardzo. Należy do mnie i tylko do mnie! Mało tego, niedługo należeć do mnie będą też ciała twoje i tego pędraka - głową wskazała na nieprzerywającego modlitwy męża. - Jednak ciało, to tylko wisienka do tortu, którym są wasze dusze.
- ... I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom...
- Irytujesz mnie! Dość!!!
Robert nagle zwinął się w pół i jęknął przeciągle. A potem już nie wydał żadnego dźwięku. Usiłował coś mówić, a może krzyczeć, ale tylko bezradnie poruszał ustami. Nie poddał się jednak łatwo. Nigdy nie był szczególnie wierzący, ale teraz zaufanie do boskiej mocy eksplodowało w nim tyleż irracjonalnie, co nieograniczenie. Nie mógł się odezwać, ale przecież została myśl i czyny. Uklęknął i uczynił znak krzyża.
Sylwia, czy raczej Magdalena spojrzała na niego gniewnie, a posłuszny niewypowiedzianemu rozkazowi pies rzucił się na mężczyznę. Białe kły zacisnęły się na ramieniu, a po chwili suchy trzask nie pozostawił wątpliwości jaka siła drzemała w zwierzęcych szczękach.
- Dość! Przyda mi się jeszcze...
Czarny brytan natychmiast odpuścił i cofnął się na próg pokoju.
- No jak chłopcy? Spokornieliście trochę?
Nikt nie odpowiedział. Robert nie był w stanie, zaś ojciec Bruno zdał sobie sprawę, że wszystkie standardowe kroki, jakie podejmował w niczym nie pomogą i szukał w myślach czegoś skuteczniejszego. Wdawanie się w słowne utarczki też wydawało się ślepą uliczką. Gdyby to egzorcysta miał przewagę, mógłby się tak bawić, ale w obecnej sytuacji jedynie by się rozpraszał. Lepiej było milczeć, modlić się w myślach i mieć nadzieję, że nowa strategia zirytuje demona i sprowokuje do popełnienia jakiegoś błędu.
- Oj, nieładnie. Przychodzisz do mnie księżulku i nawet porozmawiać nie chcesz? A ja tak długo czekałam. Cały ten cyrk jest przecież dla ciebie. Sylwia była moja już dawno, sama, bez niczyjej pomocy została moją wyznawczynią. Robert... to przecież tylko ożywiona kupka prochu. Modliłeś się przed naszą randką wiele godzin, zbierałeś siły i błagałeś swojego Boga o wsparcie, ale ja przygotowywałam się niemal od roku. Tak bardzo chciałam cię poznać...
- Milcz zły duchu! Zaklinam cię, w imieniu Trójcy Świętej rozkazuje ci zamilknąć! - egzorcysta nie wytrzymał, ale po raz kolejny jedyne, co osiągnął to wybuch śmiechu.
- Oj, kochanie, przecież jestem kobietą, to naturalne, że lubię sobie pogadać. Tak, tak, kobietą. Mówiłam, że się przygotowałam, spójrz więc na mnie - przybrała wyzywającą pozę. - O cielesności nie mogłam zapomnieć, więc doceń, że to specjalnie dla ciebie. Wygoliłam się, wyperfumowałam... No wiem, że trochę za dużo mam tu i ówdzie, ale rok temu ważyłam zdecydowanie więcej. To dla ciebie wyrzekałam się jedzenia i męczyłam na ćwiczeniach. Bardzo chciałam ci się spodobać...
- Jesteś odrażająca, ohydna, nie chcę cię znać! Apage Satanas!
- Och, teraz, to mnie uraziłeś kochanie.
- Nie jestem twoim kochaniem zły duchu, jestem sługą bożym i w imię Boga Ojca Wszechmogącego rozkazuję ci ugiąć się przed wolą Pana. Rozkazuję ci opuść to ciało, ten dom i ten świat! - najwyraźniej na egzorcystę spłynęła nowa fala siły, bo w tym, co mówił nie było znać ani trochę rezygnacji, ani krzty rozpaczy i bezsilności. Ojciec Bruno wyprostował się, ekstrawaganckim gestem poprawił okulary, po czym sięgnął po kropidło i ani na chwilę nie przestając się modlić suto skropił wodą święconą pokój, czarnego psa i opętaną kobietę.
Czy był to dobry pomysł, czy wręcz przeciwnie, trudno było powiedzieć, ale po raz pierwszy tego dnia starania egzorcysty przyniosły widoczny rezultat. Zrobiło się cokolwiek strasznie. Skwierczało, trzeszczało, uniosła się gęsta jak mleko, gorąca i parząca mgła, pies warcząc wściekle nastroszył sierść i wycofał się do korytarza, a Sylwia z krzykiem na ustach podskoczyła i łypiąc nienawistnie oczami zawisła na suficie.
- Mam lepszą wodę toaletową mój słodki, a ty właśnie mnie zdenerwowałeś!
Splunęła na swojego męża, a gdy tylko ślina zetknęła się z jego ciałem rozbłysła zielonym płomieniem. Robert rzucił się w boleści, oczy niemal wyskoczyły mu z oczodołów, na szczęście diabelski płomień szybko zgasł.
- ... zła się nie ulęknę... - Bruno nie dał się wystraszyć tym pokazem i ponownie użył kropidła.
Sylwia z sykiem spadła ze sklepienia i zniknęła we mgle. Zapanowała złowroga cisza.
Egzorcysta starł dłonią spływające mu po czole krople potu. Demona nigdzie nie było widać, więc podszedł do Roberta, objął go ramieniem i pomógł wstać.
- Wszystko będzie dobrze. Pan jest z nami. Uporam się z Szatanem, potem zajmę się tobą. Módl się, módl się z całych sił, choćby tylko w myślach.
- Jesteś moim mężem - gdzieś z boku doszedł ich uszu świszczący szept. - Przysięgałeś mi w obliczu tego samego Boga, którego teraz przeciw mnie usiłujecie wezwać. Na imię tego Boga zobowiązałeś się być mi wiernym... A zatem rozkazuję ci, dopełnij przysięgi! Teraz!
Potężna, niewidzialna siła uderzyła egzorcystę odrzucając go w kąt pokoju. Tymczasem Robert nagle wyprostował się, można było odnieść wrażenie, że urósł i zmężniał. Strzaskana ręka wisiała mu u boku, ale na jego twarzy nie znać było grymasu bólu. Oczy płonęły mężczyźnie nienaturalnym, zielonkawym blaskiem.
- Tak pani, jestem twój na wieki - mężczyzna odzyskał zdolność mówienia, ale spożytkował ją zupełnie nie tak, jak chciałby tego sługa boży.
- Panie Robercie! - ksiądz szybko zdał sobie sprawę z tego, co się działo. - Ocknij się Robercie Brom, w imię Jezusa Chrystusa, zrzuć z siebie jarzmo diabelskiego czaru!
Ale gospodarz domu nie słuchał egzorcysty. Moc demona, który zawładnął jego żoną była zbyt potężna.
- Potrzymaj mi ptaszka, co śpiewa w naszej klatce, chcę się zabawić.
Szept kobiety był cichutki, ale poddany urokowi mąż był mu całkowicie posłuszny. Bez chwili zawahania ruszył w stronę księdza biorąc po drodze zdrową ręką solidny, kuchenny nóż.
Ojciec Bruno nie dał się zaskoczyć. Demon może i był niespodziewanie potężny, ale walka wręcz z człowiekiem, nawet znajdującym się pod wpływem obcej mocy to było coś innego. Ksiądz dbał o swoją formę fizyczną, znał wiele sztuk walki i kuchenny nóż w ręku okaleczonego mężczyzny nie powinien być dla niego groźny.
Uskoczył, złapał będącą już w zamachu rękę i wykorzystując impet przeciwnika przerzucił go przez siebie. Doskonale opanowanym ruchem rozbroił Roberta i unieruchomił, a potem sięgnął po drewniany krucyfiks i przyłożył go pokonanemu do czoła.
- W imię Ojca i Syna...
Nie dokończył, ponieważ w tej samej chwili na plecy wskoczył mu pies. Kły zatopiły się w ramieniu egzorcysty, krzyż upadł na podłogę. Posłuszny podszeptom żony Robert pozbierał się szybko i wespół ze zwierzęciem zaatakował duchownego.
Zrobiła się trudna do ogarnięcia szamotanina. Ojciec Bruno, mimo że zaskoczony i boleśnie kąsany przez piekielnego ogara, nie dał się łatwo pokonać. Walczył z zaciekłością i furią tym większą, iż wreszcie zdał sobie sprawę, że tym razem na szali leży jego życie i jego dusza. Może i wyszedłby z tej potyczki zwycięsko, ale demon nie po to zastawiał pułapkę by ofiara tak łatwo się z niej wydostała.
- Dość! - krzyk kobiety zagłuszył odgłosy walki.
Robert i pies natychmiast odstąpili, a ksiądz poczuł, jak zaczyna mu brakować powietrza.
- Boże, nie opuszczaj mnie...
- Nie czujesz się kochany, jakbyś tonął?
Egzorcysta nie tylko tak się czuł, ale tonął naprawdę. Nie zastanawiał się, jak to możliwe, ale wiedział, że woda wdziera mu się do płuc, że zalewa go i pochłania. Upadł w obłok wciąż ciągnącej się po podłodze mgły i wijąc się walczył ze śmiercią.
Magdalena w ciele Sylwii Brom podeszła do swojej zdobyczy.
- No jak? Widzę, że już nie jesteś taki hardy kochanie? - postawiła mu stopę na piersi i mocno przycisnęła na ziemi. - Podoba ci się? Lepiej się przyzwyczaj, bo od teraz będę twoją panią.
Ksiądz wierzgał, rzucał się, ale wszystko to nie zdawało się na nic. Wreszcie opadł z sił i tylko poruszając jak ryba ustami usiłował złapać oddech. Kobieta kucnęła nad nim, objęła pulchnymi udami i lekko ścisnęła, potem pochyliła się tak, by bujne, choć nie najładniejsze piersi zawisły nad jego twarzą.
- Jesteś już gotów mój kochany?
Egzorcysta nie był w stanie odpowiedzieć, ale zdobył się na przeczący ruch głową.
- Nie? To jeszcze chwilę poczekamy. Mamy czas - zdjęła duchownemu okulary i przymierzyła je sobie. Najwyraźniej nie czuła się w nich najlepiej bo po chwili ze skrzywioną miną odrzuciła je gdzieś za siebie. - To, jak to ładnie opowiadałeś mojemu mężowi? Że Szatan jest wiecznym przegranym? Że mogę wygrywać tylko bitwy a wojnę i tak zakończę jako pokonana? Widzisz kochany, jest w tym sporo racji, ale umknął ci jeden ważny szczegół. Wy, ludziki, zwłaszcza ci, co podobno tak mocno wierzycie w Boga, gotowi jesteście przecierpieć całe życie w oczekiwaniu na jakiś obiecany tryumf za miliony lat. Mnie to nie obchodzi ani trochę. Dziś jest mój czas, dziś jest moja radość i dziś są nie setki, a tysiące, miliony moich wygranych bitew. Może nie wygram wojny, ale zupełnie mnie to nie interesuje. Zwyciężam dziś i sprawia mi to ogromna radość!
Ojciec Bruno słyszał te słowa, jakby dobiegały zza grubej kurtyny. Oczy mu zmętniały, pozbawiony tlenu umysł powoli gasł.
Demon w ciele kobiety pogłaskał niedogoloną twarz duchownego a potem złożył mu na ustach namiętny pocałunek. Dom zadrżał w posadach, a gorąca mgła zaskrzyła jakby strzelały w niej elektryczne impulsy.

*

Ojciec Bruno szybko odzyskał siły. Czuł się tak dobrze, jak chyba jeszcze nigdy. Szedł pewnym, sprężystym krokiem, z zadowoleniem zwracając uwagę na pełne zaintrygowania spojrzenia mijanych przechodniów. Szczególnie cieszyły go skrywane za woalem wstydu uśmiechy młodych, ślicznych dziewcząt. Biel koloratki zdawała się je odstraszać, ale coś w duszy księdza podpowiadało mu, że to tylko poza, że zakazany owoc tym bardziej pociąga. Poprawił ciemne okulary i uśmiechnął się swobodnie do stojącej na przystanku blondynki w kusej spódniczce.
- Równaj, równaj, dobry pies - Sylwia Brom zdawała się strofować idącego przy niej czarnego brytana, ale wzrok miała wbity w plecy księdza i można było odnieść wrażenie, że to do niego skierowane są jej słowa.
Robert szedł przy boku żony, rękę miał na temblaku, ale jego wesoła twarz w żaden sposób nie wyrażała bólu. Przecież był piękny, słoneczny dzień a obok szła ta, której ślubował wierność. Życie było cudowne i trzeba było z niego korzystać!

epilog

Mały, ale ciepły pokoik okazał się zupełnie przytulnym miejscem dla wielu grzesznych igraszek. Sylwia Brom, nowa gospodyni na plebanii czuła się w nim jak u siebie w domu, a jej swobodny nastrój udzielał się tak ojcu Bruno, jej mężowi Robertowi, jak i wielu gościom, którzy w różnym celu do pokoiku tego zachodzili.
Czy to podstarzały proboszcz, czy ministrant o poczerwieniałych ze zdenerwowania uszach, czy siostra z pobliskiego zakonu, czy wreszcie ktoś z wiernych, w tym miłym miejscu wszyscy szybko pozbywali się kompleksów i sztywnych, sztucznych oporów. Zupełnie, jakby jakaś magiczna aura wpływała na powszechną radość życia.
Tego wieczora nikogo z zewnątrz nie było. Tylko domownicy: przystojny egzorcysta czytający właśnie "Hustlera", wycierający kurze Robert, wielki, czarny pies śpiący przy kaloryferze i śledząca "Taniec z gwiazdami" Sylwia. Spokojny, cichy wieczór.
Nagle drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów a do środka pomieszczenia wpadło kilka postaci odzianych w purpurowe płaszcze i takież kaptury. Zaskoczenie było zupełne. W kilka chwil pies miał nałożony kaganiec i solidne więzy, Robert leżał ogłuszony z czarnym workiem zarzuconym na głowę, ojciec Bruno zakneblowany, ze związanymi na plecach rękami szarpał się tyleż wściekle co bezradnie, a Sylwia złapana na arkan, przygwożdżona do podłogi leżała u stóp najdostojniejszego, trzymającego duży, srebrny krzyż przybysza.
- Jak to możliwe, że dałam się zaskoczyć! - syczał wściekle kobiecy demon.
Przybysze zaśmiali się tubalnie, po czym chórem odpowiedzieli:
- Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!

10.2009
LCF
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
bury_wilk · dnia 31.10.2009 11:00 · Czytań: 1333 · Średnia ocena: 4,43 · Komentarzy: 20
Komentarze
Usunięty dnia 31.10.2009 16:50 Ocena: Świetne!
Świetne :) Nie ma to jak hiszpańska inkwizycja w zakończeniu ;)
Bardzki dnia 31.10.2009 21:03 Ocena: Świetne!
Stary temat w doskonałej formie. Coś ostatnio obrodziło. Kolejny bardzo dobrze napisany tekst. Dla mnie świetnie.:)
gabstone dnia 01.11.2009 00:57 Ocena: Świetne!
Świetny tekst. Dobrze narysowane postaci. Uśmiałam się z tej inkwizycji jak rzadko...
Ale zjadłeś jakieś 75% przecinków, co jest u Ciebie normą już. Aha i końcówka? Wiedziałam , że ten podpis z kimś mi się kojarzy... Szary,byłeś natchnieniem:)
Usunięty dnia 01.11.2009 06:50 Ocena: Świetne!
Cytat:
bury_wilk napisał/a:
Kurde... no i natchnęliście mnie do czegoś strasznego... :p


:lol:
Usunięty dnia 01.11.2009 16:00 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Jerzyki uwijające się w podcieniach okien

:confused:

Cytat:
Najpierw uderzył ciężki stęchły zapach,

wyszło mi, że ksiądz uderzył zapach :)

Cytat:
zaraz za progiem opadła zasłona mroku i czającej się w niej grozy. Z tej ciemności wyłonił się wysoki, chudy i przeraźliwie blady mężczyzna.

coś mi tu strasznie nie pasuje, chyba ta opadająca zasłona

Cytat:
Kobieta kucnęła nad nim, objęła pulchnymi udami i lekko ścisnęła, potem pochyliła się tak, by bujne, choć nie najładniejsze piersi zawisły nad jego twarzą

poproszę jakiś jaśniejszy opis, bo po takim w ogóle nie mogę się rozeznać w sytuacji

Bury, specjalnie dla Ciebie wyrwałam się do kompa i mam nadzieję, że to docenisz :smilewinkgrin:

Gdzieś Ty pogubił przecinki? Brakuje ich chyba drugie tyle, co jest w tekście.

Co do samej treści, jest naprawdę świetna. Ale jak dla mnie, tym epilogiem zepsułeś cały nastrój...Z naprawdę klimatycznego opowiadania zrobiła się groteska.
Tukas dnia 01.11.2009 17:40 Ocena: Dobre
A moim zdaniem to puenta ratuje całość. W pierwszej części opowiadania nic oryginalnego nie pokazałeś, postać Sylwi(i?) nie przeraża, za to całkiem irytuje, a zwroty akcji są tak dramatyczne, że nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.
Ratuje Cię styl i to błyskotliwe oczko w kierunku czytelnika.
db-
gabstone dnia 01.11.2009 22:16 Ocena: Świetne!
Oke jerzyki to takie ptaszki:)
bury_wilk dnia 02.11.2009 09:05
Ojojoj...
Szary, tak właśnie to miałem namyśli pisząc o natchnieniu :) choć prawda jest taka, że tekst już był zaczęty.
Bardzki, co do tej formy, to myślę, ze jakieś zastrzeżenia się znajdą, ale cieszy mnie, że znaleźli się zadowoleni czytelnicy.
Gabinio, zaskakujesz mnie... Niczego się nie doszukiwałaś tym razem? ;)
Okitoki, śmiem stwierdzić, że zaznaczone przez Ciebie fragmentz są ok i nie będę ich zmieniał. No, może specjalnie dla Ciebie w jednym z nich dodam przecinek :D A propos przecinków, to zdaję się Ty mówiłaś, że jesteś zwolenniczką minimalizmu :D :p I oczywiście doceniam i oczywiście cieszę sie niezmiernie. A epilog IMO jest doskonały, jeśli nie formą, to pomysłem na pewno. I w pewnym sensie, to miała być groteska, może nie taka wprost, bo pisana "na poważnie" ale wydawało mi się, że jak stereotypy poodwracam trochę, to będzie to bardzo czytelne.
Tukas, no widzisz, z Tobą wyszło trochę odwrotnie niż z Oke. Dla niej część pierwsza była klimatyczna, choć nie do końca chciałem taki efekt osiagnąć, dla Ciebie nie była, za to nie udało mi się dać Ci do zrozumienia, że bawię się tą konwencją. I tak źle i tak niedobrze :)
Wszystkim bardzo dziękuję za poczytanie i chęć pozostawienia komentarza.
Izolda dnia 02.11.2009 16:40 Ocena: Bardzo dobre
Oj chłopie oberwie Ci się.
Tak się chciałam bardziej najeść Twojego egzorcysty, tak się nastawiałam na coś ciekawego po kilku pierwszych zdaniach, spodziewałam się po nim Bóg wie co. I rzeczywiście tylko chyba On wie co pokręciło się po drodze, bo mam niedosyt, czegoś mi uparcie brak i nawet jeśli obrócić wszystko w konwencję podobną do epilogu to dalej jest nie tak. Stłuc Cię na kwaśne jabłko za zmarnowanie takiego wdzięcznego tematu i tyle. Jak to mówią ładnie żarło i zdechło. Powiem Ci za to dlaczego. Byłam niedawno na spotkaniu z egzorcystą (choć to nie były niestety egzorcyzmy:D) i po prostu jakbyś tam był to napisałbyś lepiej. Dlatego dostajesz pałką przez łeb, że się nie przygotowałeś do tematu. Na pocieszenie piątka za styl i za Magdalenę.
bury_wilk dnia 02.11.2009 20:11
Heh, Izoldo :) Poniekąd masz rację, że ten tekst jest daleki od wierności rzeczywistym egzorcyzmom i w tym względzie nie tylko nie sięgałem do źródeł, ale w ogóle się nie wysilałem. A to wszystko dlatego, ze bardziej celowałem w tego typu produkcje filmowo książkowe, a nie w prawdę. A że można by lepiej? Nie mówię nie :)
Izolda dnia 02.11.2009 20:46 Ocena: Bardzo dobre
Za to, że się ładnie przyznałeś przyniosłam trochę lodu na guza po pałce (zauważyłam też, że wyciąłeś tamte erki, więc przybędę, może bez pałki).
bury_wilk dnia 02.11.2009 22:18
Oj od razu przyznałem, wcale nie miałem zamiaru tego ukrywać :) To nie miał być ani dokument, ani nawet oparty na rzeczywistości thiller, a jedynie pastiż takiego thillera :)
wiewioorka dnia 04.11.2009 10:49
He, he he samo życie, to chyba o nas bo ja mam na imię Sylwia, a mój mąż Robert. Cóż za zbieg okoliczności...
wiewioorka dnia 04.11.2009 10:51
Sylwii, przez dwa i ...
bury_wilk dnia 04.11.2009 11:13
no popatrz, przypadki chodzą po ludziach :p
Lancan dnia 05.03.2010 16:19 Ocena: Świetne!
No, wreszcie łyknąłem Egzorcyzmy :) Bardzo zgrabne opowiadanie, wyważone opisy, czytałem z przyjemnością.

Miałem więcej do powiedzenia, ale raz, że nie komentuję na bieżąco po przeczytaniu, a dwa, że chwilę wcześniej portal pożarł moją skrzętną wypowiedź i teraz będzie króciutko ;)

Zgadzam się z Oke (co trochę mnie martwi :bigrazz: ) w kwestii epilogu. Ale to jak widać jest już zupełnie sprawa gustów i guścików. A Ty chyba lubisz takie wywrócenie kota do góry ogonem :D (jak w tym opowiadaniu o moherkach) no i dobrze.

Gratuluję :)
bury_wilk dnia 06.03.2010 12:56
Szkoda, że nie ma tej dłuższej wypowiedzi :/
a co do kota, to cóż, coś jest na rzeczy ;)
Dzieki za odwiedziny i pozostawienie po sobie śladu :)
Wasinka dnia 14.03.2012 10:00
Początek podpowiadał, że będzie poważnie, klimatycznie, ale potem robiło się coraz bardziej... hm... groteskowo (?) i, kurczę, sztampowo. Widzę, że się chciałeś pobawić nieco tym tematem i sposobem podania, ale ogólnie wyszło tak, jak w filmach tworzonych dla mało wymagającej publiki (wybacz...). Przystojny ksiądz, rozebrana laska, znajome teksty demona o radowaniu się tym, co teraz, do tego podrzucony humorek w kwestiach złego bohatera (to Ci wyszło bez wątpienia)- wszystko to znajdziesz we współczesnych sztampach.
Oczywiście czyta się nieźle, bo język (literacki, oczywiście, bo inny to nie wiem ;)) masz giętki i pociągający, tworzący klimat, jaki sobie założyłeś, budujący obrazy.
Napisałeś gdzieś w komentarzach, że bawiłeś się konwencją - to się chwali, ale w rezultacie wyszło - w moim odczuciu tylko, naturalnie - jak opisałam wyżej.
W kontekście tego, co miałeś zamiar tu pokazać - końcówka świetna.
Cóż, czytało się lekko, tak czy owak, więc miło, ze tu trafiłam.
Pozdrawiam z kapryśnym marcem za oknem i z uśmiechem.
bury_wilk dnia 15.03.2012 08:10
Kurczę, już zapomniałem, że takie coś popełniłem... to pewnie znaczy, że nie było dla mnie zbyt cenne :) ale skoro jest, to jest :)
Do sztampy sie nie odniosę, bo musiałbym to najpierw przeczytać :D Napisałaś, że końcóka fajna, więc ją tylko sobie odświeżyłem; za grosz nie rozjaśniło to mroków mojej niepamięci w zakresie reszty tekstu, ale Hiszpańska Inkwizycja... tak, to jest dobre skojarzenie :)
Fajnie czasem być zaskoczonym, że coś sie zrobiło :D
Pozdrawiam serdelecznie (to tak w kwestii giętkości języka ;) )
Wasinka dnia 16.03.2012 09:13
Ech, tak najechałam z tą sztampą, ale to może też wynik tego, że przejadły mi się egzorcyzmy...
Ale fajnie, że przyczyniłam się do zaskoczenia w związku z zaskoczeniem, "że coś się zrobiło" :)
Serdelecznie jakoś dziwnie skojarzyło mi się z serdelkami (może się akurat posilałeś), ale giętkość doceniam ;)
Pozdrawiam ze słonkiem.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:59
Najnowszy:wrodinam