To sobie aGRAFko podyskutujemy.
W rodzinach bez ojca często właśnie ten brak rodzi sfrustrowaną matkę.
To zależy jeszcze od tego dlaczego ona jest samotna.
Poza tym większym problemem jest tzw. psychiczna nieobecność ojca.
Nie trzeba być aniołem żeby trafnie stawiać diagnozy, pierwszy dotyk czasem wystarczy.
Nie jest napisane ile czasu minęło od pierwszego do drugiego „najszczęśliwszego” dnia, czasem to trwa długo.
Bardzo surowo oceniasz matkę, to nie jest błyskawiczna przemiana, to jest właśnie zmaganie się z sobą, jednego dnia na chwilę wychodzi, a następnego znów może legnąć w gruzach.
Piotruś jest przyzwyczajony do rozdrażnionej matki, dla niego nagrodą jest dotyk i poświęcony czas.
Ciąg przyczynowo - skutkowy może być inny niż piszesz. To nie matka przestała zaganiać Piotrka, to on z zaspokojonej potrzeby wykonał to co powinien wcześniej i matka nie musiała go zaganiać.
Ten drugi najszczęśliwszy dzień to też nadanie tożsamości chłopcu poprzez ciepłe pożegnanie go zdrobnieniem jego imienia. Czy wiesz, że „łobuziakom” rzadko kto zdrabnia imiona i przemawia do nich pieszczotliwie.
To jest koło które czasem samo zaczyna się nakręcać, jedno dobre zachowanie skutkuje następnym, tak samo jest ze złym.
„Zadaniem domowym” jest okazać zainteresowanie wyrażone dotykiem i słowem.
Oczywiście ostatnia część jest taka trochę utopijna, dlatego jej bardzo nie rozbudowywałam i zostawiłam miejsce „na poznanie samego siebie” poprzez to co tam każdy z Was wkłada.
Waikhru – to zdanie też jest bazujące na fakcie, tylko nie dotyczyło akurat Piotrusia.
Moja koleżanka leżała na sali poporodowej z kobietą, która odrzuciła swoje dziecko i przez cały pobyt w szpitalu nie „nadała mu imienia”.
Marcin jest zahamowany i musi mieć wiedzę dlaczego jest nieakceptowany w grupie. U Marcina trzeba wyzwalać „naturalną złość” żeby miał jakąkolwiek motywację do pracy. Trzeba go budzić, żeby wykonał najprostsze zadanie i jeszcze doprowadził je do końca.
W jednym wypadku wyciszanie, w drugim stymulacja.
Ale prawdą jest, że nie przy każdym dziecku można się przyznać do tego co w nim złości innych.
Wiem, że w drugiej części może być zamieszanie, ale Piotrek konsekwentnie musiał tam pozostać bezimienny, żeby dopiero symbolicznie matka nadała mu imię na końcu.
Podobają mi się te wszystkie Wasze skrajności w odbiorze.