Spirala Czasów VIII - valdens
Proza » Długie Opowiadania » Spirala Czasów VIII
A A A
XIV


- ...Wtedy zmieniam się w potwora. Przez zamknięte drzwi wchodzę na hol. Zaciskam pięści i skręcam na prawo w długi, wąski korytarz. Jego ściany wyginają się, pod naporem moich destrukcyjnych myśli, jakby były z gumy, a pozamykane drzwi trzeszczą, niczym naprężane deski beczki. Wybuch gniewu powstrzymuję nie ze względu na drzwi, dom, czy całą okolicę, lecz ze względu na kobietę, która stoi przede mną, w białej nocnej koszuli, na końcu korytarza. Wiem, że jedną myślą, mógłbym rozerwać ją na strzępy i cały budynek obrócić w gruzy. Jednak jej życie, a właściwie to życie, które nosi w sobie, jest powodem, dla którego rozluźniam mięśnie. Powietrze rozpręża się, ciśnienie spada.
Podchodzę do niej. W jednej ręce trzyma świecznik, w drugiej nóż. Spoglądam w jej zimne, jasnoniebieskie oczy. Widzę w nich pożądanie i strach. Zawsze tak na mnie patrzy.
Brzydzę się nią. Jej napęczniały brzuch napawa mnie nie mniejszym wstrętem niż wszystko dookoła. Zabicie tej kobiety, roztrzaskanie jej czaszki o ścianę i wysadzenie przeklętego domu w powietrze byłoby nieopisaną rozkoszą, nirwaną, uwolnieniem. Wiem, że ona dawno przestała być człowiekiem, że diabelstwo i zgnilizna toczy każdą komórkę jej umysłu i szpiku kości. Jest równie zła, jak ja. Ale dziecko jest czyste, niewinne bez względu na wszystko. To nie ono przecież wybierało matkę ani ojca. Nie ono wybrało okoliczności ani sposób, w jaki przyszło na świat.

Dotykam brzucha ciężarnej lewą ręką, a drugą odbieram jej nóż.
"Zrób to." - cedzi przez zęby.

Schodzę do piwnicy. Alisa - bo tak ma na imię ta dziewczyna, idzie za mną. Świecami oświetla schody. Na podłodze leży mężczyzna w białej koszuli. Leży na brzuchu. Nie rusza się, ale wiem, że nie jest martwy. Słyszę, jak dudni jego serce i jak przesącza się krew przez tętnice. Czuję, jak mocą magii przywraca sobie siły, jak wraca do niego plugawe życie. Z każdą sekundą buduje wokół siebie coraz to gęstszą, astralną tarczę. Mam ochotę poczekać, zanim go zabiję. Spojrzeć mu w oczy z ciekawości i dostrzec w nich błaganie, a choćby sam strach. To jednak za duże ryzyko. Zbyt silny jest.
Przykładam mu ostrze do karku i tnę. Rana rozszerza się, pogłębia i wyrzuca na zewnątrz jasną pianę i gęstą krew. Tnę dalej, coraz energiczniej. Podnieca mnie odgłos pękających ścięgien i wreszcie zgrzyt, kiedy metal dosięga kości.
Wtedy mężczyzna zaczyna się ruszać. Próbuje wstać. Szarpie się, krzyczy i charczy, podrzuca nogami, wali rękami o ziemię. Przygniatam go nogą do podłogi i dwunastokrotnie dźgam nożem w plecy. Na koniec wbijam mu ostrze w tył głowy. Zagłębia się aż do rękojeści, a czubek przebija się na drugą stronę, przez czoło.

Podchodzi do mnie Alisa. Podaje siekierę i... w tym momencie zamiera bez ruchu. W tej samej chwili pada na ziemię i wpada w konwulsje. Dostrzegam, że mężczyzna żyje jeszcze! Patrzy w jej kierunku i wyciąga rękę! Jednym uderzeniem odrąbuję mu nadgarstek, a drugim ciosem rozłupuję oczodoły.
Za późno.
Dziewczyna zaczyna krzyczeć. Na białą koszulę nocną, między jej udami rozlewa się krew. Zaczyna rodzić.

Wpadam w furię. Rąbię magika, na oślep, po plecach i karku. Kręgosłup w końcu pęka i głowa odpada od korpusu.

Podbiegam do rodzącej i od razu dostrzegam wypukłość pod jej koszulą, między nogami. Ona jednak nie przestaje wrzeszczeć, choć powinno być już po wszystkim. Klękam między jej stopami i powoli unoszę koszulę. Dziecko, które znajduję na podłodze, jest obrzydliwe - całe owłosione, czarne i potwornie zdeformowane. Stwierdzam, że lepiej będzie dla wszystkich, jak będzie martwe. Podnoszę zakrwawioną siekierę z ziemi, dokładnie namierzam i pierwszym uderzeniem rozłupuję noworodka na pół.
Matka wariuje. Krzyczy, miota się, a we mnie znów wzbiera gniew, silniejszy nawet niż przedtem. Mocniej niż wcześniej wygina się, pod jego naporem, przestrzeń. Alisa, wrzeszczy na cały głos. To nie do zniesienia!
Krzyk kołysze się i wibruje tak mocno, że budzę się - na szczęście. Nie wiem, co dzieje się dalej, doktorze, i szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć. To wszystko.

- Hmm - zamruczał psychiatra, gładząc się po siwej brodzie. - I ten sen się panu powtarza, tak?
Grzegorz skinął głową.
- I to pana gnębi. Hmm. - Lekarz zamyślił się. - I zawsze jest tak samo? Ten sam sen? Hmm. No i niech mi pan przede wszystkim powie: od kiedy?
- Od kiedy... od dawna, ale nie, nie doktorze. Nie zawsze było tak samo. Chociaż wcześniej też śniła mi się ta kobieta, Alisa, o której właśnie opowiedziałem. Zawsze ona, nigdy inna, przez dwanaście lat. Ale to, co pan usłyszał, to koniec tej historii, finał tego całego... romansu. Aha i faktycznie, ten krwawy epizod często powraca, ale wcześniej sny były inne. Inne, ale... zawsze z nią.
- Erotyczne?
- Tak.
- Sadomaso?
- Też, ale to później.
Doktor pytał, notował, myślał, znów pytał, pisał i znów długo myślał. Potem zaczął wypytywać o szczegóły. Nie byłoby w tym nic dziwnego - to jego praca, jednak takie pytania, jak rozmiar piersi, czy pozycje, wydały się Grzegorzowi nieco nie na miejscu, mało profesjonalne, a nawet podejrzane, tym bardziej, że lekarz w pewnym momencie zupełnie zapomniał o notowaniu.
Mimo to oficer nie szczędził staruszkowi dokładnych opisów. Nie przyszedł tu przecież z nadzieją, że "mózgowy znachor" pomoże mu, a tylko po to, żeby wyciągnąć od niego konkretne informacje. Informacje o jego pacjentce. Podniecony doktor z pewnością łatwiej zapomina o tajemnicach lekarskich. "Coś, za coś."

- Doktorze - przerwał w końcu, znudzony całą zabawą, Grzegorz. - Wspomniałem na początku, że przychodzę w dwóch sprawach. Niech mi pan teraz po prostu zapisze coś nasennego i pogadajmy o tej drugiej sprawie.
- No dobrze - odrzekł lekarz po chwili. - W sumie to nic panu nie jest. A te sny. No cóż, niewdzięczną ma pan pracę, to i sny nieprzyjemne. Napatrzy się pan w pracy na trupy, to i trudno, żeby potem nie mieć koszmarów. Przyczyna i skutek, szanowny panie. Przyczyna i skutek...
W tym momencie "pacjent" mógłby polemizować, bowiem "sny nieprzyjemne" pojawiły się dużo wcześniej, w czasach, kiedy wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że Grześ prędzej zostanie gangsterem, niż policjantem. Przytaknął jednak doktorowi, bo nie widział sensu, aby ciągnąć dalej tę makabryczną groteskę.
Lekarz chwycił bloczek recept i długopis.
- Zapiszę panu coś, po czym będzie pan spał, jak zabity.
- Jestem za, panie doktorze, pod warunkiem, że im się nic nie śni.
Staruszek roześmiał się. Przybił na karcie pieczątkę i zapytał:
- Więc o co chodzi?

Grzegorz poprawił kurtkę, wyprostował się i odchrząknął. Kilka sekund minęło, zanim przestawił psychikę z "trybu pacjenta", w który jakimś dziwnym sposobem wprowadził go psychiatra, na "police mode".
- Chodzi o pana pacjentkę, doktorze.
- O moją pacjentkę...
- Tak. O panią Alicję Fleischmann.
- Rozumiem. A dokładniej o co?
- Widzi pan, prowadzę pewną sprawę i wydaje mi się, że pani Fleischmann mogłaby nam pomóc.
- Doprawdy!? Pomóc? - zapytał lekarz, nieco teatralnym tonem i pokręcił głową z niedowierzaniem. - A czy wie pan - kontynuował. - że staruszka, o którą pan pyta, od ponad pięćdziesięciu lat, niemal bez przerwy, przebywa w zakładach psychiatrycznych? Zamkniętych zakładach.
Grzegorz nie wiedział. Skinął jednak głową twierdząco, więc doktor mówił dalej:
- Może mi pan w takim razie powiedzieć, cóż takiego pani Ala może wiedzieć? Czy interesuje was, w którym ze szpitali podawano jej najpaskudniejsze żarcie? A może, którą pielęgniarkę lubiła najbardziej?
Ton pschychiatry, z każdą chwilą, stawał się bardziej ironiczny, a może nawet złośliwy. Trudno jednak zaprzeczyć, aby specjalista nie miał podstaw, by zadawać takie pytania.
- A może interesuje pana jej młodość? - kontynuował doktor.
Grzegorz znów zgarbił się i milczał. Czuł, że sprawy przybierają zły obrót, a lekarz na nowo robi z niego pacjenta.
- Proszę wybaczyć, komisarzu, ale ode mnie nie dowie się pan niczego. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Wszystko, co mogę panu powiedzieć, to to, że pani Alicja jest ciężko chora, i to, co opowiada o swojej młodości, jest bezużyteczne. Zwłaszcza Policji.
- Rozumiem, ale...
Doktor uniósł rękę i pokręcił głową, co miało oznaczać, że nie chce słyszeć żadnych "ale". Grzegorz przerwał i znów odezwał się lekarz:
- Czy to oficjalna wizyta? Czy ma pan jakiś nakaz, komisarzu?
- Nic takiego nie mam, ale czy naprawdę będzie to koniczne? Chcę jeden raz, krótko z tą panią porozmawiać. Doktorze...
- Nie. Absolutnie się na to nie zgodzę. Nie ma pan zielonego pojęcia ile lat i ile ciężkiej pracy kosztowało wielu lekarzy to, żeby pani Ala zapomniała o "demonach przeszłości". Dziś jej stan jest o wiele lepszy i kategorycznie nie zgadam się na jakiekolwiek rozmowy. Wykluczone!
W tym momencie lekarz wstał, obszedł biurko dookoła i gestem ręki zaprosił Grzegorza do wyjścia.
- A teraz proszę wybaczyć. Mam jeszcze innych pacjentów.

Drzwi gabinetu zamknęły się tuż przed nosem policjanta. Grzegorz odwrócił się. Za jego plecami, na ławeczce, siedziała tylko jedna osoba - dziewczyna wpatrzona w swoje wielkie, wojskowe buty.
- Ty ostatnia? - zapytał dziewczyny.
- Nie... Taa...
Grzegorz spojrzał jeszcze raz na drzwi i widniejącą na nich tabliczkę.
" Pon. - Czw. 9.00 - 13.00
14.00 - 18.00 wizyty domowe"

- Która jest godzina? - zwrócił się ponownie do niezdecydowanej dziewczyny.
Odsunęła z przedramienia rękaw czarnego polara i odsłoniła duży zegarek oraz cały rząd blizn po żyletce, nożyczkach, szkłach i Bóg jeden wie, po czym jeszcze.
- Trzynasta trzynaście.

Grzegorz przyjrzał się uważniej dziewczynie. Jej oczy... przeszywające, osobliwie niebieskie oczy, wydały mu się do tego stopnia odrealnione, że przyszła mu do głowy dziwna myśl:
"Może ja śnię?"

Dziewczyna siedziała spokojnie, chociaż nieznajomy od dłuższej chwili przyglądał się jej, jakby była manekinem na wystawie. Przeleciał wzrokiem po jej nogach, piersiach, szyi i zatrzymał się na twarzy. Ich wzrok spotkał się. Czas jakby zastygł, a otoczenie zamilkło.
Minął pewien czas - taki czas, gdzie ilość sekund przestaje mieć znacznie, a ważna jest tylko jego jakość. Ta magiczna chwila trwała i rozciągała się , aż mężczyzna wyciągnął rękę i dotknął dziewczyny policzka. Ta nabrała powietrza i przymknęła oczy.
Kiedy otworzyła je ponownie, nieznajomy był już daleko. Szybkim krokiem zmierzał ku wyjściu.


"To chyba sen!" - myślał Grzegorz. - "...że ją dotknąłem, poczułem... to o niczym nie świadczy!"
Wyszedł na przed szpitalny parking i mocno uszczypnął się w przedramię.
"Cholera! To bez sensu. Szczypanie samego siebie jeszcze nigdy, nikogo nie obudziło."
Po chwili dotarł do swojego auta. Usiadł w mocno rozgrzanym wnętrzu, spuścił nieco szybę, oparł głowę na zagłówku i zamknął oczy. Był bardzo zmęczony. Od kiedy pamiętał, to te przeklęte, realistyczne sny nigdy nie dawały mu odpoczynku i relaksu. Wstawał po takiej teoretycznie przespanej nocy, a godzinę później już ziewał.
Z początku, kiedy te sny zdarzały się sporadycznie i zmęczenie pokonywał następnej nocy, ale od kiedy zaczęły się "seriale", senność towarzyszyła mu ciągle. Gdyby nie kawa, którą pochłaniał w niezdrowych ilościach, to spałby nawet maszerując.
"A może tak właśnie jest!? Może kawa dawno przestała działać i śpię cały czas!? Może przy-ćpałem wtedy za bardzo, i tak mi zostało? Leżę gdzieś, w szpitalu podpięty do rurek i wyobrażam sobie to wszystko."
Zadrżał.
"Przecież nic nie wskazywało, bym nagle miał zacząć dobrze się uczyć, celująco zdawać egzaminy! Czyżbym wymyśli sobie też bajecznie piękną Kasię, szkolenie w stanach, karierę Jamesa Bonda, samochód..."
W tym momencie przypomniał sobie, że musi przestawić auto. Nie zamierzał przecież poddać się, kiedy doktorek zamknie mu przed nosem drzwi.
Przekręcił stacyjkę i znów na dźwięk silnika zamyślił się na sekundę.
"Ech bzdury" - wyśmiał samego siebie. Wrzucił wsteczny bieg i ustawił wóz przodem w kierunku szpitala, by móc obserwować wyjście.
"Myślę, więc jestem" - wywnioskował, wygaszając silnik.
"Myślę, więc jestem!?" - pomyślał chwilę później. - "Następna bzdura! Jak z tym samo-szczypaniem. Czy w snach nie myślę? A czy wtedy jestem!?"
Takie myśli mogły doprowadzić go w linii prostej na oddział psychiatryczny, i to nie jako odwiedzającego, więc na tę chwilę postanowił nie myśleć, choćby miało to nawet wiązać się z "niebytem".
Opuścił nieco oparcie fotela, rozsiadł się wygodnie i zaczął obserwować.

Budynek szpitala - ogromny, z czerwonej cegły wyglądał poważne, śmiertelnie poważnie. Bez wątpienia w jego wnętrzu odegrał się niejeden, prawdziwy dramat. Śmierć, krew, łzy, obłęd - wszystko to wniknęło w jego mury i musiało wytworzyć wokół niego aurę, która narzędzie każdego różczkarza, połamałaby w drzazgi.
A jeśli chodzi o wnętrze - bezzwłocznie powinni zająć się nim mistrzowie Feng Shui. Porozstawialiby po kątach rośliny, dodaliby krągłości, porobili łuki, wybili kilka ścian, a na koniec, i tak stwierdziliby, że należy wyburzyć cały budynek.
To jedno z tych ponurych miejsc, gdzie człowiek, za żadne skarby, nie chciałby się znaleźć na stałe. Ba, nawet zatrzymywać na dłużej.
W tym momencie Grzegorz postanowił, że nie zmruży oka, zanim wszystkiego nie wyjaśni. Nawet gdyby miał zatruć się, a choćby i wykorkować od kofeiny.

Doktorek długo nie wychodził. Słońce w międzyczasie zaczęło chować się za budynkiem, który w tym momencie policjantowi skojarzył się z zamkiem krzyżackim. Uśmiechnął się do tego absurdalnego porównania, lecz od razu pomyślał, że nie jest rozsądne ignorowanie jakichkolwiek myśli, kiedy jest się w jego sytuacji. Nie miał na to czasu. Wiele wskazywało przecież na to, że niedługo znajdzie w "lochach" tego "zamku" i zamilknie na zawsze, lub - co gorsza - umrze na serce i również zamilknie, i tak samo - na amen.
Intuicja nie raz w pracy mu pomagała, choć często podsuwała POZORNE absurdy.
"Ale zamek!? A może jeszcze księżniczka i Wielki Mistrz, smok..." Znów uśmiechnął się do swoich myśli i ziewnął w dłoń.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
valdens · dnia 22.10.2007 22:55 · Czytań: 872 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 1
Komentarze
MarcinD dnia 23.10.2007 11:30 Ocena: Bardzo dobre
No i cóż... Grzegorz zaczął szukać pomocy u specjalisty... A ja nadal czekam... Historia wydaje się być coraz bardziej zakręcona... I co dalej...? Czekam. A opowiadanie bardzo dobre.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty