Czekałam na kolejny tramwaj. Odjechały już dwa nabite pasażerami do granic pojemności. Stałam na przystanku wyglądając następnego.
Wysokie obcasy pozwalały na to płynne, kobiece kołysanie bioder, a ja chciałam kołysać biodrami, bo on to lubił, tego jestem pewna. Widziałam, jak na mnie patrzył, gdy biegłam korytarzem po klucz do drzwi, który został tamtego dnia w zamku... On to lubi - powtarzam sobie zawsze, ilekroć masuję obolałe stopy i wyciągam z szafki płaskie sportowe botki. Wracają zaraz na miejsce, a ja wychodzę wyprostowana jak wieża, kołysząc się w tańcu bioder.
Stałam więc na przystanku obolała i uśmiechnięta do myśli, że może zadzwoni. Zadzwoni czy nie, ale ja i tak będę czekać, zawsze na wysokości moich obcasów, z głową w chmurach.
W ciągu ostatnich tygodni emocje unosiły mnie i rzucały w przepaść. Było tego zbyt dużo, abym mogła dłużej wszystko trzymać w sobie. Czułam, że z nią mogłabym porozmawiać... - o nim.
Tramwaj hamował ostro na światłach, samochody stały w korkach. Nie słuchałam muzyki, słuchałam hałasu miasta. Ulubione opowiadania zostawiłam na biurku w pracy. Teraz myślałam o niej. Była już leciwą staruszką, miała problem z pamięcią, ale dawała sobie doskonale radę. Wierzyła, że każdy dzień, który rozpoczyna filiżanką kawy, ma większy sens i na pewno dziś dowie się całej prawdy. Może nawet zobaczy coś więcej?
Powinnam z nią porozmawiać! Powinnam ją odwiedzić? Wypije ze mną owocową herbatę i opowiemy sobie wszystko, to znaczy, że każda opowie coś swojego. Nie chciałam spotykać się u mnie w domu, tam ciągle nie ma porządku. Długo jeszcze będę ważyć słowa w starych książkach, zanim je wyrzucę.
Zadzwoniłam do niej zaraz, jak wysiadłam na przystanku, by zapytać, czy jeszcze czeka. Była zmęczona i przyznała, że nie czuje się ostatnio dobrze. Przeczuwałam, że dolega nam to samo.
- Duszę się, wiesz, jakoś się dziwnie duszę... - powiedziałam szczerze, bo nie mam przed nią tajemnic.
- Wiem, o czym mówisz. Możemy porozmawiać - odpowiedziała bez emocji.
- Jesteśmy więc umówione? - spytałam.
- Tak, czekam na ciebie w każdej chwili.
Weszłam do sklepu po herbatę. I pieszo szłam w kierunku Centrum miasta. Tam ją spotkam. Wiedziałam, gdzie będzie. Zawsze szukała miejsc pełnych ludzi, albo tych pustych, gdzie zieleń nie dawała spokoju. Lubiła patrzeć na gołębie.
Dziś właśnie karmiła je w parku.
- Widzę, że i z tobą nie jest dobrze... - przywitała mnie badawczym wzrokiem poszarzałych już oczu.
- Chyba masz rację, nie jest dobrze. A jak ty dajesz sobie radę?
- Nie zawsze czuję w sobie energię, czasem mam wrażenie, że znikam, ale w moim wieku już mnie nic nie zdziwi. I Świat już się zestarzał, tylko udaje, że mu w kościach nie strzyka, ale jak zostajemy sami, to widzę, jak sinieje z bólu. Wiesz, nie bierze nic przeciwbólowego, udaje bohatera, niby już niejedno widział...
Wiedziałam, że ona i Świat mają ze sobą romans. Można powiedzieć, że kochali się zawsze, jednak jemu nie wypadało z nią być. Chciał poznać inne. Zostawił ją dla tych innych! I bardzo szybko związał się na stałe z tamtą – zaborczą i wymagającą - tak niepodobną do niej. A teraz zaczynał tęsknić. Spotykali się więc czasem. On, z miłością swojego życia – Wyobraźnią.
Świat musiał być realny. Jego wybranką została Realność. Może to przypadek, bowiem pewnego dnia oznajmiła mu, że będą rodzicami i na świecie pojawi się Nowy Sens, a on chciał być ojcem, więc pozostali razem - związani właśnie tym Nowym Sensem. A Wyobraźnia wypłakiwała oczy z tęsknoty, może dlatego były dziś takie jasne?
- Wiem, że Świat sobie nie radzi, słucham radia. Myślałam, że możesz mu pomóc... – popatrzyła na mnie z nadzieją.
- Martwię się o ciebie. Jesteś potrzebna. Jemu i mnie też! Nie możesz się zestarzeć, nie możesz... umrzeć! – protestowałam, wyrzucając z siebie słowa szybko i głośno.
Jej twarz na chwilę zajaśniała, nawet miałam wrażenie, że na policzkach dostrzegam rumieńce.
- Masz rację, jestem potrzebna wam wszystkim, ale czasem przestaję w to wierzyć. Czasem boję się, że on o mnie zapomni, że nie będę mu już potrzebna... Pojedzie ze swoją Realnością w podróż i nie wróci do mnie...
- Ty się boisz? Masz za mało wiary - ty masz za dużą wyobraźnię!
- Przecież jestem Wyobraźnią! – zaśmiała się, a ja zauważyłam ironię Losu.
- A Los? – spytałam – co u niego?
- Ten twardy, jak zawsze. Znosi wszystko, to na zimno, to na gorąco. Wścieka się i pokornieje, ale jest. Próbuje dawać sobie radę, widzę jego starania. Mówi nawet do mnie czasem po imieniu i chwali, chwali to, co piszę.
- Piszesz? – byłam trochę zaskoczona, bo kiedyś nie miała na to czasu.
- Tak. Zapisuję coraz więcej siebie, tak na wszelki wypadek. Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę...
- Nie mów tak, dasz radę, przecież on ci to sam powtarza. On ci da siłę. Świat da ci siłę, bo jesteś mu potrzebna!
- Ale ona... Tamta mu nie pozwoli o mnie myśleć! Świat ma pozostać z Realnością. Są związani Słowem. Nie mogą się rozstać. Ludzie by tego nie zrozumieli. Ludziom jest potrzebny porządek. Jestem tylko Wyobraźnią. Świat nie dałby rady przetrwać ze mną. Mogę być tylko jego muzą, jego marzeniami...
- Nadal go kochasz? - pytałam ciepło, bo czułam, że potrzebuje czułości.
- Zawsze go będę kochać, tak już zostanie, do końca... Świata.
Patrzyłam, jak Wyobraźnia sypie gołębiom groch z papierowej torebki. Spotkałam się z nią, bo chciałam rozmawiać o sobie, a słuchałam jej. Zaczynałam rozumieć, że ona bardziej potrzebuje tego spotkania. Była stara i zagubiona w tym wszystkim, co ją ostatnio spotkało. Rozczarowanie, brak wiary? W siebie samą? W Sens? Związała się z Losem, ale nie była szczęśliwa. Świat ją fascynował, dodawał skrzydeł. Bez niego nie istniała.
- Wiesz, Świat lubi zwierzęta. Ma dobre serce. Realność o tym wie. Kupiła mu psa. Mam jego zdjęcie. To szczęśliwy pies. Ma dobrego pana...
Wyobraźnia wyjęła z torby laptop. Siedziałyśmy teraz na ławce i oglądałyśmy zdjęcia Świata.
- Jest fantastyczny!- zakrzyknęłam głośno, aż spłoszyłam gołębie.
Świat wyglądał świetnie. Był uśmiechnięty i nic się nie zmienił przez lata. No, może troszeczkę wyglądał poważniej, ale przez to był nawet bardziej interesujący. Wyobraźni zaczęły błyszczeć oczy. Nie wiedziałam, czy to łzy, czy tęsknota. Może jedno i drugie?
Przez chwilę jeden z gołębi próbował usiąść na obudowie komputera, ale nie mógł złapać równowagi. Zaczęłyśmy się śmiać obie - ja i moja przyjaciółka Wyobraźnia.
- Wiesz – powiedziałam – byłaś mi potrzebna, tak bardzo się cieszę, że jesteś. Są chwile, kiedy mam wrażenie, że cię tracę, że przepadłaś w Świecie, że nie wrócisz, a mnie tak bardzo będzie brakowało spotkań z tobą!
Teraz ona zaczęła mi się przyglądać.
- Nie myśl tak, wiem, że jestem ci potrzebna. Przecież jestem. Trzymam cię za rękę.
- A on? – pytałam – czy on cię trzyma za rękę?
Milczała chwilę, ale odpowiedziała.
- Tak, on mnie trzyma za rękę. Trzyma za rękę swoją Wyobraźnię...
- Rozmawiacie o tym?
- Tak, czasem tak. Ale najczęściej rozmawiamy o Świecie, Życiu, Podróżach, Marzeniach... Ale to ty miałaś mi chyba o czymś powiedzieć? Bolą cię nogi od tych wysokich obcasów?
- Tak, bolą. Przecież nie trzeba Wyobraźni, aby to zauważyć! - Zaśmiałam się znów za głośno.
- Zdejmij buty, pochodź czasem boso po trawie. On nie tylko lubi, jak kołyszesz biodrami, naprawdę lubi, gdy stąpasz boso... w jego wyobraźni. Boso po trawie...
- I Świat też lubi, jak Wyobraźnia nie krępuje ruchów Natury, prawda? - spytałam, chociaż miało to być tylko potwierdzenie.
- Tak. Świat tak naprawdę sam lubi chodzić boso i patrzeć w chmury. Kiedy tylko Realność mu na to pozwala...
- Wiem, jest zaborcza, dużo wymaga, często kaprysi i narzeka... Myślisz, że naprawdę go kocha?
- Nie wiem, czasem myślę, że tak, a czasem mam wrażenie, że to gra. Jest Stereotypem. Wie, jak być powinno i nie ma wyobraźni.
- Ale on potrzebuje wyobraźni, potrzebuje ciebie! - Znowu podniosłam głos, tym razem z irytacją.
- Potrzebuje mnie, ja w to wierzę, dlatego jeszcze istnieję... - Teraz Wyobraźnia zamyśliła się, a gołębie zaniepokojone brakiem kolejnych ziaren grochu zaczęły podchodzić bliżej i zaglądały mam w oczy. W końcu głośnym gruchaniem wyrwały Wyobraźnię z Marzeń. Tak. Wyobraźnia marzyła.
- Odprowadzisz mnie kawałek? - Chciałam, aby poszła ze mną.
- Nie tylko cię odprowadzę, ale pójdę z tobą! Chyba jestem ci teraz potrzebna.
Wstałyśmy z ławki i poszłyśmy razem w nieznanym nawet sobie kierunku. Ja i moja Wyobraźnia. Jak dawniej zakochana w Świecie. Świecie, który wybrał inną, albo tamta go wybrała. Bo miał być Sens, zupełnie Nowy Sens...
Tymczasem nasze historie jak bliźniacze siostry stąpały tuż za nami. Słyszałam dwa równe oddechy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
julanda · dnia 09.01.2010 09:53 · Czytań: 4175 · Średnia ocena: 4,18 · Komentarzy: 38
Inne artykuły tego autora: