Z poślizgiem - MarioPierro
Proza » Historie z dreszczykiem » Z poślizgiem
A A A
Styczeń


Działo się to w styczniu zeszłego roku. Wiadomo, jak zwykle wygląda ten miesiąc: zero burz, pola pod śniegiem, w otwartym terenie wiatr gasi w zarodku nawet większy ogień, więc robotę mamy głównie w mieście. Tyle że całe życie staje w miejscu. Pożar czy wiatr, nic go nie ruszy. No, może z małymi wyjątkami.
Danka, moja kuzynka, była z Wojtkiem już dwa lata i nic nie wskazywało, by mieli się rozejść w najbliższej przyszłości. Jasne, czasem słyszałem, jak robili widły z byle igły. Ale w porównaniu do moich sprzeczek z Martą to był pikuś. Pan Pikuś!

Jak Wojtek został strażakiem...

O wszystkim mogła przesądzić skłonność Wojtka do lewego windowania strażackiej premii. Wiem, co mówię: od początku byłem jego przełożonym. Zaczynał jako szczeniak, mi wtedy było bliżej trzydziestki i dostałem go na naukę. Nigdy nie zbijał kokosów, ale od pewnego czasu nasza brygada wyraźnie poprawiła stan konta. A jego w tym zasługa była największa.
Cóż, miałem wszelkie powody, by go bronić. Po pierwsze sam tak kiedyś dorabiałem. Szczerze: nie pamiętam, by ktoś utrzymał się u nas dłużej niż pół roku, jeśli tylko uczciwie wypełniał swoje obowiązki. Po drugie większość tych, którzy stosowali ten niecny proceder, też nie była cieciami. Ten jest idealny, co bąki zbija, więc przez parę lat zrobiliśmy w szeregach porządną selekcję. A Wojtka można określić jednym słowem: mistrz. Powierzchnia jego palenisk przekraczała nieraz sześć hektarów, lecz zawsze umiał nad nimi w porę zapanować. I zatrzeć wszelkie ślady. Po trzecie wreszcie niezły był z niego kumpel, zwłaszcza do wypitki.
Pamiętam, jak świeżo po Nowym Roku siedzieliśmy w barze przy jednym stoliku z dobrymi znajomymi "niebieskich". Poprawialiśmy imprezę sylwestrową, na którą nie wszyscy mieli czas lub po prostu nie wyszła. Gdyśmy już byli dość dobrze zagrzani, ktoś wyraził zdumienie faktem, że Wojtek, który zawsze dbał o kondycję, pali papierosa, a on na to:
- Ja popalam wszystko!
I byłby się wygadał, gdybym go znacząco nie szturchnął, z pozoranckim uśmiechem od ucha do ucha. Powiedziałem, że popalamy czasem ziele, oczywiście nie w remizie. Złapał w mig. Na lekkie dragi przymykali czasem oko, drugoplanowa sensacja, wiedzieliśmy o tym. Z dwojga złego lepiej było zaryzykować takie oskarżenie niż tamto prawdziwe. Ale chyba nie wyszło.
Policja nas w tej sprawie nie tknęła, choć dwa dni później wiedzieliśmy, że wiedzą, bo gdy wróciłem do domu, Marta swoim zwyczajem wyśpiewała mi wszystko, co mówili na mieście. Tematem dnia był podpalacz Wojtek i jego wierna żona. Co gorsza, puszczono pogłoskę, że rozpalał ogień także w sercach dwóch znajomych koleżanek. Jak z tym było naprawdę, do dziś nie wiem.
- I co ty na to, Jacek? – Marta spytała trochę nerwowo, choć incydent jej bezpośrednio nie dotyczył.
- O ile znam Dankę – zacząłem, siadając na fotelu przed pralką mózgu z butelką Chivasa i dwiema szklankami w rękach – ten szum na krótką metę może jej obrzydzić życie. Potem jakoś im się ułoży.
- Czemu dla ciebie zawsze wszystko jest takie proste? – Odepchnęła szklankę, którą jej podałem. – Nie chcę, kurwa, znowu zaczynasz! Wiesz, że wolę irlandzką?
- Oj, tylko szklaneczkę, dobrze ci zrobi...
- U ciebie ostatnio co dzień jest tylko szklaneczka! Wystarczy mi ta na chodniku przed domem! Słuchaj, mówię do ciebie! Pojęcia nie mam, co zrobi Danka, ale wiem jedno: gdyby twoja przeszłość wyszła na jaw, dawno byś mnie tu nie widział!
Wszystko wykrzyczane zostało jednym tchem i nosiło wszelkie oznaki groźby, niezbyt jednak poważnej, bym się przejął. Wiedziała, że rozwód bardziej uderzyłby w nią. Huśtawka nastrojów: oto styl Marty. Zaraz wszystko miało wrócić do normy.
- Taaaa...- westchnąłem znużony. Wystarczyło.
- Przepraszam, znowu się uniosłam.
- Spokojna główka, o tej porze roku też mi się zdarza.
- Ale zobaczysz – nie dawała za wygraną – u nich coś trzaśnie.

... i jak został na lodzie.


Cokolwiek było powodem, niecały tydzień później Wojtek przyszedł do pracy wyraźnie rozdrażniony, wypił gorzką kawę, po czym ogłosił wszem i wobec, że rzuciła go laska. W głosie dźwięczała charakterystyczna dla pierwszego szoku mieszanka goryczy ze szczyptą dziwnej wesołości. Nie potrafię tego inaczej określić. Dziwna wesołość faceta, który mógł być wzorem męża, a ma szansę zostać totalnym Casanovą. Nie rozumiem, czemu to się sprawdza prawie we wszystkich przypadkach. Ze mną byłoby podobnie, pomyślałem.
Oczywiście tamten dzień musiał znaleźć swój finał w barze. Wojtkowi nieraz śpiewaliśmy piosenkę o strażaku Samie. Szczególnie pasowały do niego słowa: "Robi wszystko za dwóch". Teraz pił za czterech. Ni to świętował, ni to pił z rozpaczy.
Nie mówiłem wiele, niech się chłopak sam wygada. Albo niech milczy, jeśli chce. Byleby pił ile wlezie i szybko zapomniał o wszystkim. Wszak po to dałem mu urlop na całe dwa tygodnie.
Wyszliśmy na krótko przed zamknięciem. Pożegnaliśmy resztę kolegów i odwiozłem Wojtka do domu. Nie powiem, przyzwoity jednorodzinniak. Na pewno nie było łatwo go podpalić, a przy tym dobrze ogrzewany, to już git. Wysiadłem z auta, wyniosłem Wojtka, co z uwagi na jego gabaryty nie było łatwym zadaniem i zaprowadziłem pod ogrodzenie. Był zaskakująco przytomny, chyba wytrzeźwiał od mrozu.
- Dzięki za wszystko, staruszku - rzekł - dalej sobie poradzę.
Mówił poważnie, więc go zostawiłem, I gdy tak został na lodzie, ubrany w kurtkę przydającą mu wymiary Rambo, wyglądał jak polarnik u kresu wyprawy, na końcu świata.

W pewnym sensie my wznieciliśmy płomień.


Na wszelki wypadek w rozmowach z nim postanowiłem przynajmniej na jakiś czas unikać tematów osobistych. Po prostu wkurzało mnie, kiedy inni próbowali mu wmówić, jak to się niby wspaniale stało, "właściwie żyliście jak pies z kotem, stary. Podziwiam, że z nią tak długo wytrzymywałeś..." i reszta już szła w ten deseń.
Niestety, nie potrafiłem ich powstrzymać. Przeciwnie: stopniowo wciągali mnie w tę grę. Co najgorsze, zamiast zgasić w Wojtku ostatnie wspomnienie o Dance, tylko krzesaliśmy iskry, które padały na suchy grunt.

Danka dolała oliwy do ognia.


Tak, Wojtek został na lodzie, a Danka równie dosłownie na starych śmieciach. Jako miła fryzjerka potrafiła zarobić na swoje utrzymanie, miała też w sobie tyle sprytu, by z napiwków wyciągnąć drugą pensję, jednak wciąż mieszkała na trzecim piętrze starej śródmiejskiej kamienicy, w mieszkaniu odziedziczonym po wujku.
Nieco później, kiedy już było po wszystkim, zwierzyła mi się z intymnego snu, jaki miała owego fatalnego wieczora. Śniła o ostatnim seksie z Wojtkiem. Był to seks w formie czystej, bez cienia uczuć. Z wyjątkiem nienawiści, którą mu tak bardzo chciała okazać wyślizgując się spod jego masywnego ciała w ostatniej chwili, kiedy już dochodził. Zapewne wcześniej gotowa była to zrobić w rzeczywistości, a sen był efektem owych niespełnionych myśli. I kiedy przyszło do realizacji zadania, wojtkowa sikawka trysnęła, nie tym jednak, czym powinna lecz... żywym ogniem! Wciąż śpiąc czuła gorąco na skórze i ostry zapach dymu. Oba te doznania były tak realne, że nie tylko ją obudziły, ale jakimś sposobem wydostały się poza sen. W ułamku sekundy Danka zdała sobie sprawę, że łóżko, na którym leży naprawdę płonie i to bynajmniej nie z namiętności.

Gorąca uczta


Ogień – co niedługo potem mogliśmy zobaczyć – trawił niemal cały dom, przepalił wszystkie kable w mieszkaniu, odciął drogę do drzwi na korytarz, zewsząd otaczał poparzoną Dankę na diabelskim łożu, tak nam później mówiła. Odruchowo skoczyła na równe nogi, gdy syczące jęzory zaczęły ją lizać po twarzy, szarpiąc za włosy. Potknęła się o nogę łóżka i zawinięta strzępkami ciężkiej kołdry runęła jak długa. Skręcając kostkę, łamała sobie głowę, jakim cudem jeszcze żyje. Wołanie o pomoc wydało jej się absurdalne: wszyscy, którzy byli w budynku, musieli już wiedzieć o pożarze, kilku sąsiadów widziało ją wcześniej, gdy wracała z pracy, poza tym ktoś na pewno usłyszałby jej krzyki sprzed chwili. Czyżby nikt z członków dwunastu rodzin nie mógł zadzwonić po straż? Z nieznanych sobie powodów przestała zwracać uwagę na cokolwiek, jakby sen trwał dalej. Jakiś wewnętrzny głos, niby ruski budzik starej daty, zdolny wyrwać niedźwiedzia z zimowego snu, brzęczał do niej: "Pobudka! Wstawaj, już! Nie do pracy, mała, do życia! Ogłaszam alarm!!! To nie są ćwiczenia!!!". Chciała usłuchać, lecz paraliż we wszystkich stawach nie pozwalał jej ruszyć najmniejszym palcem. Gorąco, jakiego nie doświadczyłaby w najbardziej słoneczne letnie dni, zdało się teraz błogim ciepłem, dym wsiąkał w nozdrza, na moment straciła czucie. Odniosła wrażenie, że jest już po tamtej stronie. Co gorsza: w piekle, gwałcona i poniżana przez samego Lucyfera. A przecież nic złego nie zrobiła, prędzej Wojtek powinien tu być!
Wściekłość ożywiła ją nieco, dodała sił niczym dobre kakao. Absolutna władza ognia jakby traciła przywileje. Płomyki, od których zajął się cały dywan, tapety i meble, teraz same zajęły się bardziej przyziemnymi sprawami. Coś w pobliżu zabulgotało, Danka poczuła gorycz w ustach. Odzyskawszy świadomość, zobaczyła pod sobą zjedzony wcześniej obiad, odgrzany ponownie jak w mikrofalówce.
Okno, jak na złość, było bardziej wytrzymałe niż meble. Nie ustąpiło całkiem pod wpływem ognia. Wąski otwór przepuszczał mało powietrza. Droga ewakuacji korytarzem pozostawała niedostępna. Danka nie chciała zginąć od uduszenia. Wreszcie zebrała w sobie siły, żeby podczołgać się do okiennicy. Cokolwiek miało się stać, musiała ją wyważyć. Wiedziała, że prędzej czy później przybędziemy.
Nie pamiętam już, czy powiedziała to wszystko naraz, chyba nie. Zapewne skleciłem sobie tę relację ze strzępków jej wypowiedzi, kiedy leżała w szpitalu. W każdym razie po tym wszystkim myślę sobie, że wtedy, otwierając okno, mogła rozważać samobójstwo. Nawet nie musiałaby się bardzo wysilać.

Z poślizgiem


Resztę sami widzieliśmy. Sąsiadom z parteru i pierwszego piętra włos z głowy nie spadł, gdyż uciekli w porę. Teraz otaczali nasze wozy ciasnym kręgiem i wybałuszając oczy mogli się w milczeniu zakładać, czy drugie, a zwłaszcza trzecie piętro nie runie zanim posprzątamy. Lokatorzy dwu najwyższych także stali żywi, cali lub bardziej w kawałkach, w zależności od tego, jak szybko spierniczyli. Została ta jedna...
Wojtek wciąż był na urlopie, kiedy więc po pierwszej syrenie zobaczyłem go na remizie, wiedziałem, co się kroi. Pozwoliłem mu jechać z nami, ale na miejscu przegiął pałę. Uparł się, że sam wjedzie na podnośniku po Dankę, odparłem, że chyba ocipiał po uszy. W ten sposób nieświadomie rozpętałem dramat. Przybyliśmy z wyraźnym poślizgiem, a ja na moment całkiem zapomniałem o Dance. Rozwścieczony, zacząłem sypać argumentami: jeszcze dobrze nie wytrzeźwiał, zresztą od początku urlopu pił, na co przecie w milczeniu potakiwaliśmy. Coś chciałem dodać, ale w tym momencie po raz pierwszy i ostatni poczułem na własnej szczęce jego skumulowaną złość.
Nie to, żebyśmy nigdy się nie tłukli. Owszem, najczęściej to ja wychodziłem na tym gorzej, chyba że dawał mi fory. Jednak nasze walki zawsze były takie "półserio" i przynajmniej każdy wiedział, czego po drugim oczekiwać. Teraz zresztą przyłożył mi jak na siebie dość słabo, lecz odczułem to jako jeden z najboleśniejszych ciosów, jakie w życiu przyjąłem. Odszedłem na bok. Nie miałem przecież szans. Część ekipy zdążyła już wziąć jego stronę, że też tego nie przewidziałem? Słowem, mój autorytet legł w gruzach, wyprzedzając kamienicę.
Właściwie dlaczego tak obstawałem, żeby Wojtek nie mógł sobie uratować swojej byłej? Bo to moja kuzynka? Bo byłem na służbie, a on nie? Czort z tym! Niech se zgrywa Don Juana po pijaku! Przy jego łatwości wychodzenia z kaca to był pikuś. Pan Pikuś!
Obserwowałem tę scenę jak przez mgłę, widziałem i nie widziałem zarazem. Co jakiś czas odwracałem wzrok w nieokreślonym kierunku. Nagle znów zobaczyłem ich dwoje. Danka wyglądała jak rodowita Etiopka, Wojtek jak Indianin. Dwa światy, które kończyły się na płotku podnośnika. Jego policzki pałały jakimś wstrętnym pożądaniem, idę o zakład, że miał w gaciach kij od miotły. Co za tupet! Biedna Danka płonęła całym ciałem, ale tylko ciałem i nie miała najmniejszej ochoty na niego spojrzeć. Coś do niej mówił, zaczęła powoli schodzić na podnośnik. Tylko spokojnie, mała. Jedna noga, teraz druga. Aj!
Niby przypadkiem poślizgnęła się na krawędzi płotka i straciła równowagę. O ile dobrze pamiętam, na ostatnim przeglądzie płotek nie był oblodzony. Dlaczego Bóg do tego stopnia leci z niektórymi w kulki? Zabrania wystawiania Go na próbę, a sam wystawia nas! Na pewno Go o to kiedyś zapytam, jeśli przekupię św. Piotra. Dość powiedzieć, że w tym przypadku Aniołem Stróżem okazał się obdarzony refleksem szachisty Wojciech. W ułamku sekundy zdążył skarcić Dankę wzrokiem, po czym, jakby mało było atrakcji na ten dzień, w ostatniej chwili złapał ją za nogę tak niefortunnie, że z impetem uderzyła plecami w płotek. Danka znieruchomiała, zwisając głową w dół. Wojtek pospiesznie wciągnął ją na górę, by sprawdzić tętno. Oczywiście żyła. Do dziś jeździ na wózku, ale mówi zrozumiale. I wszystko pamięta. Tylko dzieci z nikim mieć nie będzie.
Gdy zjeżdżali, przez chwilę miałem wrażenie, że między nimi przeleciał gasnący żar.

I ty, Bronek, przeciwko mnie?


Oficjalnie podaną przyczyną pożaru było przewrócenie świeczki przez nawianego w sztok pana Bronisława, sąsiada, mieszkającego piętro niżej. Danka zeznała policji, że owszem, pił często, ale nigdy nie sprawiał większych problemów. Nie urządzał awantur, pracował i rzadko pożyczał od niej pieniądze, choć miał na karku okazałe długi. Szybko zaprzyjaźnił się z Wojtkiem, który kiedyś rzekomo wyciągnął do niego pomocną dłoń i od tej pory często przychodził do niego na libacje...
Tak więc, choć stosunki dobrosąsiedzkie nie przypominały idylli, na pewno były raczej lepsze niż gorsze. A potem po raz pierwszy w życiu niechcący spalił dom. Ma się tego pecha. Po cholerę mu ta świeczka była, nie pamiętam. Nie odcięli mu prądu, jeśli chciał sobie oświetlić drogę, mógł włączyć światło. Dziwne. Nie miał sił podejść do ściany? A miał siłę i celność, żeby zapalić świeczkę?
Oczywiście nic nie czuł, gdy go ogień parzył, pijany szczęściarz. Zresztą jakoś udało mu się w porę umknąć. Też dziwne, na takiej bani człowiek śpi przecież twardym snem. Wlepili mu parę miesięcy, nie pamiętam już nawet ile, tak mało w tym procesie uczestniczyłem. Potem już go nie spotkałem.

Ostatni raz, na końcu świata


Sprawa z Wojtkiem tylko pozornie była bardziej skomplikowana. O powrocie do Danki nie było mowy. Pił już nie za czterech, a za wszystkich. Z remizy nie musiałem go wywalać, sam obiecał odejść. Krótka piłka. Do dziś nie mogę uwierzyć, że tak łatwo poszło.
Przez następne trzy dni mieliśmy całkowity spokój. Czwartego dnia zapalił się pobliski las. Rzadkość o tej porze roku, ale podpalenia weszły mi w krew i nawet nie zwróciłem na to uwagi. Mogłem zapytać chłopaków, czy któryś z nich nie wie czegoś o nielegalnej akcji drugiego. Tylko co by to dało. I tak beznamiętnie gasiłbym z nimi ten ogień, być może czyniąc komuś doskonały ubaw, gdyby mnie bodaj Łukasz nie zawołał:
- Jacek, chodź tu szybko, musisz to, kurwa, zobaczyć!
Zobaczyłem. Pod konarem grubego dębu, jakby z nim złączone, leżało coś przypominającego zwęglony gruby pień. To coś było przez długi czas jednym z moich lepszych kumpli, zwłaszcza do wypitki. Cztery dni wcześniej po raz ostatni podało mi rękę.
Znalezienie kanistra, którego zawartość Wojtek wylał na siebie i dookoła było wręcz formalnością. Ten skubaniec nie tylko wiedział, w jakiej odległości go wyrzucić, aby ocalał przed ogniem. W swej wspaniałomyślności dla ułatwienia pomalował go na kolor krwistoczerwony. Zgodnie z naszymi przewidywaniami w środku nie było ani kropli, byłem pewien, że pociągnął z gwinta kilka łyków. Podobno tak jest szybciej i mniej się czuje. Bardzo możliwe, ale nie chcę sprawdzać.
Aha, byłbym zapomniał. Kanister nie był całkiem pusty. Zamiast benzyny znaleźliśmy w nim spory rulonik papieru, który po rozwinięciu okazał się testamentem Wojtka. Nie pominął nikogo, pamiętał o każdym koledze, o ich żonach i laskach też. Nie mam zamiaru wymieniać wszystkiego, co nam podarował, powiem tyle, że wymowne były owe prezenty. Mnie i Marcie na przykład dostało się sześć lodówek: trzy wypełnione po brzegi Chivasem, trzy Tullamore'm. A że z powodów obiektywnych szybko znalazłem najkrótszą drogę do tych pierwszych, oboje znaleźliśmy jeszcze krótszą drogę do rozwodu. Przysiągłem sobie nie popełniać błędu Wojtka i wszelkie palące opinie na mój temat gasić ciepłym moczem.
Marta też, odpukać, dobrze sobie radzi. Prawdę mówiąc, w chwili obecnej lepiej ode mnie, zresztą zazdrosny nie jestem. Otworzyła sklep monopolowy, w którym na początku sprzedawała same Tullamore'y, a potem interes poszedł z górki. W międzyczasie, na zmianę ze mną, pomagała też Dance, gdy ta wyszła ze szpitala i bezskutecznie poszukiwała pracy.
A propos, zgadnijcie, co dostała od byłego...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MarioPierro · dnia 22.02.2010 09:26 · Czytań: 1156 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 8
Komentarze
Usunięty dnia 22.02.2010 10:24 Ocena: Dobre
Cytat:
Wiadomo, jak zwykle wygląda ten miesiąc: zero burz, pola pod śniegiem, w otwartym terenie wiatr gasi w zarodku nawet większy ogień, więc robotę mamy głównie w mieście. Tyle że całe życie staje w miejscu. Pożar czy wiatr, nic go nie ruszy.

Wiesz, jako, że ze strażakami mam bardzo często do czynienia, to wydaje mi się, że w zimie maja wyjątkowo dużo roboty, a pożary to ogólnie tylko cześć wezwań.

Cytat:
Gdyśmy jużeśmy

że co? :|

Cytat:
ten szum na krótką metę może ją obrzydzić.

może obrzydzić coś Dance, czy może komuś obrzydzić Dankę?

Cytat:
niełatwy w podpaleniu

czyli że co?

Cytat:
właściwie pasowaliście do siebie, jak ty z nią, stary wytrzymywałeś?

czegoś tu chyba nie rozumiem...

Cytat:
na co przecie w milczeniu potakiwaliśmy

hmmm...

Cytat:
Gdy zjeżdżali, przez chwilę miałem wrażenie, że między nimi przeleciał gasnący żar.

nie rozumiem...

Cytat:
Oficjalnie podaną przyczyną pożaru było przewrócenie świeczki przez nawianego w sztok pana Bronisława, sąsiada, mieszkającego piętro niżej.

trochę naciągane... przy ustalaniu przyczyn pożaru jest dosyć dużo roboty, a nie jestem pewna, czy jedna świeczka jest w stanie spalić całą kamienicę, albo chociaż mieszkanie pod

Cytat:
Przez następne trzy dni mieliśmy całkowity spokój.

przez następne trzy dni licząc od kiedy?

Cytat:
Pod konarem grubego dębu, jakby z nim złączone, leżało coś przypominającego zwęglony gruby pień. To coś było przez długi czas jednym z moich lepszych kumpli, zwłaszcza do wypitki.

:lol: to brzmi tak, jakby narrator porem zakumplował się z tym czymś zwęglonym, musisz jakoś zaznaczyć, że kumplowali się wcześniej

Cytat:
A propos, zgadnijcie, co dostała od byłego...

Mów!!! :smilewinkgrin:

Nie powiem, żebym nie była ciekawa tej historii :) Przyzwoicie. Świetnie sprawdziłoby się, jako dygresja w czymś większym. Tylko trochę mi zgrzytały zbyt rozbudowane i miejscami mocno metaforyczne opisy, bo całość utrzymana jest w konwencji relacji z wydarzeń i opowiedziana dosyć prostym językiem.
MarioPierro dnia 22.02.2010 12:13
Oke, przepraszam za zbyt rozbudowane opisy i za to, że to nie Ty byłaś podpalaczką ;)

Co do reszty, sporą część na pewno poprawię (bo rzeczywiście wygląda okropnie), z częścią zarzutów będę polemizował, ale znacznie później, bo może nie będzie mnie tu nawet przez najbliższych 48 h (cokolwiek by to nie znaczyło :lol: )
Tym samym, potencjalni komentatorzy mogą korzystać i jechać sobie po tekście do woli :)
Elwira dnia 22.02.2010 16:34 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
budzik starej daty, zdolny rozbudzić niedźwiedzia


można się tym pobawić

Cytat:
żeby Wojtek nie mógł sobie uratować swoją byłą?


swojej byłej

Tyle wytropiłam ;) Mnie się niezmiennie podoba. Szkoda tylko, że na tym konkursie nie wyszło. Trudno. Posiadasz niezwykłą zdolność obrazowania opisami. Są długie, a nie nużą. Może dlatego, że ubrane w bogatą metaforykę.

Pozdrawiam.
Usunięty dnia 22.02.2010 16:41 Ocena: Przeciętne
Tak mogą tylko pisać ludzie "Skazani na Shawshank".
Bardzki dnia 22.02.2010 18:48 Ocena: Bardzo dobre
Naprawdę ogniste opowiadanie zwłaszcza z tym czarcim szlaufem. Bardzo mnie to rozbawiło, mimo że historia dość tragiczna.
Izolda dnia 23.02.2010 21:03 Ocena: Bardzo dobre
Zgłasza się komentator z potencjałem do zjechania strażackiego tekstu.:D Jak mogłeś tak załatwić Dankę? Że wózek? No dobrze, ale jeszcze dzieci jej spaliłeś na panewce? Jesteś potworem!

Przerwę sobie zrobiłeś długą, ale przynajmniej pracowałeś nad długością. Twoje podtytuły uświadomiły mi, że mało kto z nas pamięta, że to taki sympatyczny zabieg dający oddech tekstowi (w Twoim wypadku, powiew podsycający płomienie).
W porównaniu z Twoimi możliwościami, zbyt skrótowo wyszło to uderzenie Danki plecami w płotek, nie żebym chciała, abyś się bardziej nad Danką znęcał, ale to jest kluczowa scena, a potraktowałeś ją po macoszemu. Zrób coś żeby było więcej widać.
Napracowałeś się chłopie, dam Ci czwórkę czyli piątkę albo piątkę czyli czwórkę, jak wolisz.:D
Usunięty dnia 25.02.2010 11:07 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Gorąco, jakiego nie doświadczyłaby w najbardziej słoneczne letnie dni, a które kaleczyło do granic bólu


Zastanawiam się, czy gorąco może "kaleczyć"? Zgrzyta mi tu! ;)

Cytat:
Właściwie dlaczego tak obstawałem, żeby Wojtek nie mógł sobie uratować swoją byłą?


"swojej byłej"

No, przyjemna gawęda osnuta wokół prastarego mitu miłości i ognia ;) Język, profesjonalnie, z przemyślunkiem, bez zarzutu. Ciekawie, nie bez ironii, wplątłeś w tak krótką historyjkę całe losy... Bardzo ładnie :yes:

P.S.
"Pan Pikuś" mnie tylko irytował, jako niepotrzebny, w moim odbiorze - "infantylizm".

Pozdrowienia!:)
MarioPierro dnia 07.03.2010 16:05
Z powodu problemów z siecią wracam nie po zapowiadanych 48 godzinach, a dwóch tygodniach. A nawet i teraz mam mało czasu, by rzetelnie odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości. No to sru! :D

Oke:
Cytat:
Wiesz, jako, że ze strażakami mam bardzo często do czynienia, to wydaje mi się, że w zimie maja wyjątkowo dużo roboty, a pożary to ogólnie tylko cześć wezwań.

Zapewne masz rację. Ale chciałem tym wprowadzeniem jakoś zachęcić do dalszego czytania. Tylko realizm trochę kuleje. Spróbuję przerobić.

Cytat:
Cytat:
niełatwy w podpaleniu

czyli że co?

Czyli, że niełatwo go było podpalić:) Wiem, niezgrabnie mi to wyszło, podobnie jak i całe opowiadanie, bo zdecydowaną większość napisałem w ciągu jednej nocy, praktycznie tuż przed wysłaniem na wspomniany konkurs. I stąd tyle błędów, zarówno formalnych, jak i logiczno-treściowych, również niemało widzę takich, których mi nie wytknęliście. Będzie trza jeszcze popracować nad tym tekstem...

Cytat:
to brzmi tak, jakby narrator porem zakumplował się z tym czymś zwęglonym, musisz jakoś zaznaczyć, że kumplowali się wcześniej

No wiem :lol: Palę się ze wstydu, bo ten fragment akurat nie miał być zbyt komiczny, a wyszedł...

Cytat:
Cytat:
A propos, zgadnijcie, co dostała od byłego...


Mów!!! [Smile-Wink-Grin]


O nie, to już sama się domyśl! Zostało to bardzo wyraźnie zasugerowane w jednej z pierwszych części, zresztą sama zwróciłaś uwagę na to zdanie :yes:

Za resztę wielkie dzięki, uwagi na tyle cenne, że aż żal by było nie skorzystać ;)

Elwira: Tobie właściwie nie muszę chyba nic mówić, bo subiektywność ocen to jeden z naszych ulubionych tematów, a za uwagi dziękuję tak samo, jak Oke. No i rad jestem, że się, mimo wszystko, podobało.

Ołowiany, wielkie dzięki za niezwykle obszerny, rozbudowany komentarz, komplement i dodanie otuchy. Tak trzymaj :lol:

Bardzki, a ty kiedy mnie w końcu solidnie zjedziesz, choćby w rewanżu za kilka moich krytycznych ocen? :p

Cytat:
Naprawdę ogniste opowiadanie zwłaszcza z tym czarcim szlaufem. Bardzo mnie to rozbawiło (...)

Tamten motyw miał właśnie bawić, coby trochę rozładować atmosferę. Zresztą w ogóle nie lubię pisać ciągle w jednym tonie, wolę zawsze trochę pomieszać. Nie wiem, czy słusznie czynię.

Cytat:
mimo że historia dość tragiczna.

O! Naprawdę? :D

Izolda:
Cytat:
Jak mogłeś tak załatwić Dankę? Że wózek? No dobrze, ale jeszcze dzieci jej spaliłeś na panewce? Jesteś potworem!

Hm, tak sobie właśnie pomyślałem: czy paraliż automatycznie implikuje impotencję? (pardon za aliterację, proszę o skupienie się na treści:)) I tak sobie odpowiadam (też myśląc): teoretycznie nie; w praktyce, w większości wypadków (znów ta aliteracja) tak. Zwłaszcza biorąc pod uwagę splot takich wypadków jak te, które przydarzyły się Dance. Tak mi się zdaje i tak zostaje póki jakiś spec od medycyny nie przekona mnie, że jest inaczej. Więc sorry :(

Cytat:
W porównaniu z Twoimi możliwościami, zbyt skrótowo wyszło to uderzenie Danki plecami w płotek, nie żebym chciała, abyś się bardziej nad Danką znęcał, ale to jest kluczowa scena, a potraktowałeś ją po macoszemu.

W sumie nie myślałem o tym, żeby akurat tę scenę jakoś rozwijać, ale rzeczywiście: skrót jest trochę za duży. To jeden z tych efektów pośpiechu przy pisaniu.

kmkmk:
Cytat:
Zastanawiam się, czy gorąco może "kaleczyć"?

Ja też :)

Cytat:
"Pan Pikuś" mnie tylko irytował, jako niepotrzebny, w moim odbiorze - "infantylizm".

Nie no, pana Pikusia się odczep. Infantylizm, powiadasz? No tak, ale czy taki niepotrzebny? Jak wspomniałem wcześniej, chciałem jakoś szybko wciągnąć w opowiadanie i to był jeden z takich chwytów. Poza tym narrator choć ma coś pod beretem, to jest trochę prostacki i spędza dużo czasu przed telewizorem... :)

Jeszcze raz dzięki wszystkim, pozdrawiam gorąco i do następnego razu!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty