KLATKA GULIWERA.
Chyba niejeden, kroczący całe życie w obcisłym uniformie rozumu, zapragnie kiedyś wyrwać się na moment i zakosztować odrobiny uciech zakazanych - rozmyślał docent Kacper Literowicz – zwany przez studentów „Literką”.
Jego odstępstwo nie jest aż tak zdrożne, czy choćby niestosowne. Prawdę powiedziawszy - nic w tym złego. Ani trochę. Ale jednak... Może go to ciut ośmieszyć.
Pół biedy póki owo zauroczenie, czy też bzik, bo nawet nie szaleństwo, daje się ukryć przed ślepiami złośliwców i wie o tym tylko on sam. To, jeśli się nie uda, robi z poważnego człowieka - głupca. Ale szczęśliwszym takie coś przynosi splendory, wieńczy skroń laurem. On nic takiego sobie nie roi. Chce tylko na moment zatrzymać się w biegu, jaki wyznacza żmudna praca naukowa, do której zawsze podchodził z całkowitym oddaniem, poświęceniem nieomal zakonnym, i obejrzeć błyskotkę, co kusi z boku. Miałby to pominąć, zamknąć oczy?
Conrad pisał, że należy iść za marzeniem ciągle. I ciągle. Aż do końca... Ale chyba za tym największym marzeniem. Kacper za przedsięwzięcie, które go ostatnio opętało, duszy by nie oddał. No najwyżej ćwierć, albo pół.
Tu urwał podniosłe rozważania i ruszył do kuchni, by oddać się przyziemnej konieczności spożycia śniadania. Tam ujrzał cały stół zajęty przez słoiki z ogórkami. Kazia ich wczoraj na zimę ukisiła. Szkło lśniło w jasnej smudze od okna, choć słońce, jak to pod koniec lata nieco już przybladło. Nagrzane pomieszczenie dotąd pachniało koprem, czosnkiem, kminkiem.
Kazia uwijała się przy tej robocie do późna w noc. Dziś wstała razem z nim przed szóstą. On, jak zwykle zamknął się w swym pokoju, bo lubił jeszcze w piżamie zasiadać do notatek i książek. Był zwolennikiem teorii, że pusty żołądek i rześkość poranka sprzyja chłonności mózgu, a o swą sprawność intelektualną jako naukowiec musiał dbać nade wszystko. Zresztą kręcąc się o tej porze po mieszkaniu, tylko by swą osobą powiększał rozgardiasz, jaki czyniły jego trzy córy, wrzaskliwe nastolatki w spodniach, wyglądające jak chłopczyska. One go nieco peszyły. Blade miał pojęcie o problemach dziewczyn w tym wieku. Nieraz podczas przygotowań do wykładu, czy pisania artykułu te ich chichoty i pokrzykiwania wytrącały z rytmu. Zaraz szare komórki stawiały opór i - wbrew surowym zasadom pracy umysłowej - popadał w zniechęcenie. Najwięcej hałasu bywało rano jak szykowały się do szkoły. Kazia raz po raz je uciszała. Pilnowała, by miał spokój podczas pracy.
Pojawiła się na chwilę wraz z aromatem kawy. Zadźwięczała filiżanka, postawiona na biurku. Kazia przysiadła obok i bez słowa piła swoją. Nigdy mu nie przeszkadzała, gdy zatopiony w notatkach, nie zauważał nic innego, nawet, co pije. Ledwo dotarł do niego lekki trzask drzwi, gdy przed ósmą wybiegała do pracy. Śniadanie spożywał zwykle sam. Tak bywało co dzień.
Zasiadł teraz przy wolnym skrawku stołu do czekających na niego pod serwetką kanapek. Były z serem i pomidorami. Nalał z dzbanka herbaty. Jedząc, zapatrzył się w słoje z zielono- żółtymi z ogórkami. Pomyślał z dumą, jaka z tej Kazi wspaniała organizatorka życia domowego! Wszystkiego dopilnuje, wszystko sama zrobi. Cały dom na jej głowie. Przy tym nie złamie ani jednego z długich, lakierowanych na cynobrowo, paznokci. Jej mieniące się rudawym połyskiem włosy zawsze starannie uczesane, a wielkie, jakby zdziwione, brązowe oczy tchną kojąco spokojem. Jej uroda, jej wyszukana elegancja nieodmiennie napawa go dumą. Pracuje w dziekanacie, jako sekretarka. Mówią, że ma dużo serca przy załatwianiu spraw. Szczególnie życzliwa wobec onieśmielonych studentów z prowincji. Wypłakuje się jej w rękaw niejedna nieszczęśliwie zakochana, której grozi zawalenie sesji. Nawet nie nazywają Kazi “dziekanica”, jak inne, oschłe i wszechwładne, panie na tym stanowisku. On jednak dokłada starań, by to jej królestwo omijać z daleka. Unika głównego wejścia i nieomalże łamie nogi przekradając się w mrokach bocznych schodów. Wolałby ... ach... nieważne!
Zjadł kanapki, wypił herbatę i poszedł się ogolić. Z lustra nad umywalką wyjrzał na niego ponury facet, z białymi włosami albinosa i wystającą dolną szczęką. Zawsze miał dylemat: używać elektrycznej golarki, by możliwie najmniej patrzeć w swe nieciekawe oblicze, czy zakrywać je warstwą piany? W końcu i tak musiałby zobaczyć to, czemu przyglądać się nie lubił. Zgodnie zaleceniami psychoterapii, powinien akceptować swój wygląd i więcej się nim nie przejmować. Właściwie nie jest tak całkiem pozbawiony urody. Sylwetkę ma niczego sobie. Ani śladu brzucha. I nie garbi się. Podobno starczy, by mężczyzna był ciut ładniejszy od diabła. Powtarza to sobie ile razy spojrzy w lustro i zaczyna się dziwić, jak taki ktoś może mieć taką żonę, jak Kazia? Urodziwą. I pełną zalet.
Westchnął i skończywszy toaletę, powrócił do zarzuconego papierzyskami biurka. Wreszcie, gdy nikt mu przez ramię nie zagląda, mógł wyciągnąć z dna szuflady wymiętoszone i gęsto pokreślone arkusze papieru. Rwał się, by dopisać choć kilka akapitów.
No tak, nikt wprawdzie nie męczył w tej chwili za plecami: „co tam tatusiu robisz? pobawisz się z nami? pomożesz mi w lekcjach? napijesz się herbaty?”, w domu cisza jak makiem zasiał, a jemu nic do głowy nie przychodziło. Siedział bezradnie nad niemal pustą kartką. Popisał coś z mozołem, pokreślił, napocił się. Gubił wątek, to słowa. W końcu ogarnęła go rozpacz, że to wszystko trąci trywialnością. Brakowało w tym świeżości. Znikąd nie zjawiały się pomysły bardziej wystrzałowe. Nawet te, co w środku nocy zajarzyły niezwykłością, teraz mdłe bladły. Nic godnego zapisania.
Nagle w treść podniosłych rozważań o naturze twórczości przebiła się natrętna zadra: „Uśpiła intelekt i brak jej bardziej wysublimowanych zainteresowań”. Nadaremnie opędzał się od tej myśli, kłującej od lat niczym komar. Wciąż to z zakamarków poza świadomych wyziera. Ale tak musi pozostać i już.
(To początek opowieści o pisaniu powieści (wybaczcie rym) pt KLATKA GULIWERA, a dalsze - w różnej kolejności - szły już na PP. Tam też jest wprowadzenie do całości. Krystyna Habrat) www.mybook.pl/6/bid/20
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krystyna Habrat · dnia 18.04.2010 09:21 · Czytań: 880 · Średnia ocena: 3,4 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: