Początek drogi - patrykk
Proza » Długie Opowiadania » Początek drogi
A A A
Na początku był chaos i nicość, w bezkształtnej pustce niczym nie skrępowanej materii istniało światło. Swoją mocą niczym z gliny ulepił gwiazdy i planety. Pragnął jednak czegoś więcej, odczuwał bowiem pustkę. Chciał dzielić się tym czymś, dziwnym z innymi. To było uczucie. A by tego dokonać stworzył istoty, podobne do niego. Nie tak silne i wszechmogące a mimo to mogły zmieniać oblicze świata. Przedtem jednak wybrał jedną z planet i obrał ją za swój dom. Dopiero wtedy stworzył bogów i boginie. Każdy dostał część świata, obszary do swojej kontroli, wodę, wiatry. Tworzyli według własnej woli, powstały tereny zielone, płodne. Jak i też skaliste pustynie bez wody i zieleni. Z początku był zadowolony stwórca ze swoich dzieci, pojął jednak, że są puste. Nie miały serca.
Były jednak wyjątki. Bogini północy, piękna pani o rumianych policzkach, długich kruczych włosów. Swą krainę ozdobiła w bujne lasy, bystre rzeki. Co dzień prosiła ojca o promienie słońca, by ocieplić ziemię. W niej to też światło widziało nadzieję. Miał nadzieję że z jej łona powstaną dzieci, ludy , narody. Kochał ją i jej siostrę boginię lasu.
Swym szczęściem chciała się pani północy podzielić z innymi. Gdy pewnej nocy stała na najwyższym szczycie, pagórkiem to jednak było co się wyjaśni niebawem. Wpatrywała się w gwiazdy i obłoki na niebie. Podziwiała lasy i biegające po nich zwierzęta. Nagle wiatr targnął jej włosem. Zjawił się wiatr. Wysoki i piękny, zawrócił jej w głowie. Kochali się namiętnie na trawach owej góry. W uściskach noc trawili. Dużo by pisać o tym, jednak nie to mym celem. Nad rankiem gdy zasnęła on odleciał bez słowa. Gdy wstała już nadal zaspana. Szczęśliwa, że znalazła ukochanego nie zmartwiła się jego nieobecnością. Stwierdziła, że poczeka na swoją miłość. Tak w oczekiwaniu spędziła dnie, miesiące, lata. Wiek minął a on nadal nie wrócił. Jego słudzy tylko przelatywali czasem. Kraina zwierciadłem swojej pani. Obumarła, przestała być tak przystępna. Jej matka otoczyła północ górami, wysokimi i niedostępnymi. Śnieżna czapla pokryła cały obszar. Lód pokrył rzeki i jeziora tak samo jak serce pani. Niedługo potem narodziły się pierwsze dzieci północy, każdy dzień ich życia był walką. Ich matka nie zamierzała pomagać.
Światło widząc to co się stało z jego córką bardzo posmutniał, wprawdzie została mu jeszcze druga bliźniaczka. Czy jednak strata jednego dziecka które się kocha nie jest zbyt tragiczna? Nadzieja jednak nadal mieszkała w jego sercu. Kto wie co planował.
Świat jednak się zmieniał kolejni bogowie tworzyli ludy, które zamieszkały cały świat. Był wśród nich jeden któremu mało było władzy. Chciał więcej, a jedyną istotą która mogła mu dać to o czym marzył był jego ojciec. Zażądał więc od niego mocy. Jak się można było spodziewać, odmówił. Kazał nawet odejść próżnemu synowi. Ten jednak nie posłuchał i zagroził siłą. Rozpętała się walka między nimi. Dwie najsilniejsze istoty walczyły przez siedem dni i siedem nocy. Błyskawice rozjaśniły niebo, trzęsienia ziemi pobudziły ludzi. Syn pokonał ojca, jednak nagroda okazała się zgubna. Nie pozyskał siły światła, ponieważ rozproszona została po świecie. Sam stracił ciało i część mocy. Jego głupota spowodowała jednak więcej nieszczęść. Bogowie musieli odejść z ziemi i zamieszkać w nicości. Przestali ingerować w losy ludzi, duchów, duszków i innych istot. Jedynie Biała pani, bo tak nazywała się teraz matka północy, czasem przechadzała się brzegami zamarzniętych jezior i szczytami gór.
To ostatnie zdanie pobudziło wyobraźnię Kirina. Ciekawiły go losy świata, chociaż bardziej interesował się bogami. Niestety to było najbogatsze dzieło o tej tematyce. Marzył jednak, że gdy dorośnie będzie mógł pozyskać inne historie. Jednego był pewien są to rzeczy prawdziwe, sam przecież widział duszki pewnej nocy. Mistrz uważał że jest to tylko początek wielu innych historii, niestety nikt ich nie znał.
Zbliżało się południe, a mistrz nadal siedział nad starymi zwojami i manuskryptami. Co jakiś czas puszczał obłoczki z dymu i wpatrywał się w nie póki się nie rozpłynęły. Patrząc na to, w głowie Kirina zrodziło się nowe pytanie. Skąd mistrz bierze tytoń, skoro na północy nie ma szans wyrosnąć a na południe jest niedostępne? Zapytał, więc o to a jego opiekun odparł
- Z odległego miejsca – i dalej pogrążył się w wertowaniu kolejnych stron
- Skąd dokładnie? – nie ustępował, znał mapę starego kontynentu i chciał wiedzieć gdzie dokładnie.
- Kiedyś tam cię zabiorę, a teraz daj mi spokój! – odparł szorstko i powrócił do swojego zajęcia
Kiedyś to może okazać się odległa przyszłością. Przecież dla kogoś kto żyje tak długo jak Meriasz równie dobrze kiedyś to setki lat. Pomyślał rozbawiony Kirin, perspektywą postrzegania swojego mistrza jako starego dziada. Nie chciał jednak dalej męczyć go pytaniami i nurtować ten temat. Widział jak jest zapracowany i skupiony nad tym co robi. Przez ostatnie miesiące czarodziej nad czymś pilnie pracuje. Szuka, porównuje. Odkąd wrócił ze swojej kilku miesięcznej podróży, spowodowanej przygodą Kirina jest nieobecny. Niestety nie mógł odczytać ksiąg które przywiózł, gdyż były w jakimś obcym runicznym języku. Nie zaprzątając sobie tym głowy i chcąc dać popracować Czarodziejowi, Kirin wyszedł na zewnątrz. Zamierzał powłóczyć się po lesie i dalej sporządzać jego mapę. Było to bardzo zajmujące zajęcie któremu poświęcał dużo czasu i uwagi. Na mapie najważniejsze miejsca, te charakterystyczne dokładnie rysował spędzając na tym całe dnie. Był zadowolony ze swojej pracy, uważał że skoro nie może pomóc mistrzowi w jego poszukiwaniach to sporządzi pożyteczną mapę. Jednocześnie ćwicząc kaligrafie, geometrie i matematykę. Wyciągnął wersję na brudno z woreczka przyczepionego do pasa i ruszył w stronę białych plam. Pogoda była charakterystyczna dla ziem północnych. Szedł czas jaki gdy dotarł do granic nieznanego obszaru. Od tej chwili bacznie liczył kroki, szukał większych drzew, skał lub rzek. Wiatr pędził po szczytach górskich mgłę, która niczym fale zalewała ich wierzchołki. Następnie idąc ostro w dół by pokryć pobliskie lasy w białej kurtynie. Kirin dotarł właśnie do wejścia w głąb ziemi, prawdopodobnie do jaskini. Wyciągnął więc kolejną kartkę, ponieważ sporządzał także mapy jaskiń. Podpisywał je następnie jakimś symbolem i umieszczał identyczny na mapie lasu obok rysunku tejże jaskini. Było to najbardziej pasjonujące zajęcie, badać i odkrywać tajemnice jaskiń, choć dotychczas nie spotkał żądnej wyjątkowej z punktu widzenia odkrywcy. Żadnych skarbów, malowideł skalnych, potworów. Były albo puste, rzadko kiedy występowały w nich gorące źródła wokoło którego rosły grzyby, jeden z podstawowych składników kuchni ludzi północy. I mimo że często miały ciekawe kształtu i olbrzymie rozmiary nie były zbyt interesujące. Znalazł jednak inne zastosowanie źródeł, co jakiś czas kąpał się w nich po czym czuł się jak nowo narodzony. Starał się robić to dosyć często, utrudnieniem było jednak dalekie ich położenie. Najciekawszą rzeczą jaką znalazł w jaskiniach były podziemne rzeki które skrywały niesamowite ryby. Barwne i niesamowicie smaczne. Stał tak przed wejściem do jaskini i rozmyślał co tam znajdzie, marzył o jakimś skarbem lub księga którą mógłby się poszczycić przed Meriaszem. Zdecydował się wejść do środka, korytarz był wysoki, ale duchota panująca w środku utrudniała oddychanie. Odczuwał też wilgoć, co mogło świadczyć o obecności wody. Droga biegła dość długo w dół, często zakręcała, na szczęście nie miała żadnych odnóg, które stały by się znacznym utrudnieniem. Podziękował w myślach Meriaszowi, za nauczenie go zaklęcia światła. Tworzyło one na dłoni całkiem spory obłok, który kształtem i kolorem przypominał ogień. Dawał jednak o wiele więcej światła, a co najważniejsze nie parzył. Nie sposób było go chwycić, gdyż nie był materialny, a dłoń przechodziła przez niego jak przez mgłę. Podążał coraz głębiej i głębiej. Musiał przyznać że już go to zmęczyło i zastanawiał się jaka jest teraz pora dnia. W końcu jednak dotarł do wnętrza jaskini. Było to wielkie pomieszczenie z wysoko położonym sufitem. W ścianach znajdował się jakiś kamień który odbijał promienie światła, te natomiast leciały do kolejnego kamienia znowu się odbijając i tak dalej, aż oświetliły całą komnatę. Niestety gdy odszedł oglądać dalszą część tego miejsca znowu robiło się dookoła ciemno. Było tu wiele stalaktytów, stalagmitów pokaźnych rozmiarów. Niektóre łączyły się nawet w stalagnaty. W tym miejscu zmieściła by się mała wioska. W końcu natrafił na gigantyczny kamień, wysokości dorosłego mężczyzny. Był gładki, jak by wygładzony, tak że ręka nie natrafiała za żadną ostrą krawędź. Nie było to jednak najważniejsze, o wiele ciekawsze okazały się jednak runy. Wykute w odstępach od siebie, każda inna. Nigdy takich nie widział. W żadnej z przywiezionych przez mistrza ksiąg nie spotkał podobnych, te tutaj były wyjątkowo skąp likowane i rozbudowane. Pomyślał, że zainteresuje to czarodzieja, ha może nawet okażę się pomocne. Pokrzepiony tą myślą usiadł na ziemi i starannie zaczął kopiować znaki na kartkę papieru.
Z końca tej podziemnej Sali przypatrywał mu się zakapturzony stwór. Gdyby ktoś zobaczył jego twarz, przestraszył by się. Brak oczu, wielkie nozdrza i biała jak kartka skóra nie były wcale najgorszym z jego atutów. Cała twarz pokryta była niegojącymi się ranami które nieustannie krwawiły i stały się domem dziwnych larw które wbijały się głęboko w ciało. Mocno zgarbiony patrzył się wrogo do Kirinia. Z pleców wychodziły duże kręgi, a palce miał długie bez paznokci. Jednym słowem widok obrzydliwy, bardziej kojarzył się z istotą nie żywą która spadła z bardzo wysokiej pułki skalnej gruchocąc sobie kości. Gdyby ktoś się do niego zbliżył poczuł by obrzydliwy odór rozkładającego się ciała. Powoli, bezszelestnie podszedł w stronę chłopca. Jego ruchy były dziwaczne, porównywalne z pełzającym wężem. Ukrył się za jednym ze stalagnatów, poczekał chwilę i wyskoczył na chłopca. Ten w przestraszony chciał pobiec w stronę wyjścia. Stwór jednak zaskrzeczał i chłopiec znieruchomiał. W jego stronę powoli podeszła szkarada. Wykrzywiając nienaturalnie głowę spoglądając w stronę chłopca dopiero w świetle można było spostrzec oczy, które dosłownie wyrznęły się na zewnątrz pozostawiając po tym kolejne krwawe rany. Wyłupiaste i całe białe, choć po chwili zaczęła rosnąc mała czarna plamka, nie osiągając jednak normalnych rozmiarów. Chłopiec chciał krzyknąć, lecz nie udało mu się. Potwór dotknął jego twarzy swoimi łapami i oblizał się. Ponownie zaskrzeczał a jego ofiara straciła przytomność.
Ocknął się w małej jamie w której rozrzucone były kości. Sądząc po rozmiarach były to kości zwierzęce. Nic innego nie znajdowało się w tym miejscu. Chłopiec nadal nie mógł się ruszyć, prawdopodobnie za sprawą jakiegoś zaklęcia, bowiem nie był związany. „Dziwne” pomyślał „ Nie pamiętam bym mijał jakąś inną wnękę. Czy to możliwe, że zabrał mnie do innej jaskini. Mógł też użyć magii by ją ukryć „ Wydawało się to wysoko prawdopodobne, a sądząc bo resztkach zwierząt na ziemi miał się stać jego obiadem. Nie czuł się jednak spanikowany, odczuwał strach, ale przed owym stworem. Takiej przygody się nie spodziewał, żałował że nie był bardziej uważny. Choć przed czymś takim nie mógł się obronić. Już w momencie gdy to stworzenie go zauważyło jego ucieczka stała się nie wykonalna. Niezbyt przychodziły mu pomysły jak ma się stąd wydostać, więc czekał. Po dość długim czasie przyszedł stwór ciągnąc za sobą dorodną sarnę. Zapalił jeszcze jeden obłoczek i nie interesując się swoim więźniem zaczął przygotować posiłek. Zdarł skórę i wyrywając kolejne kawały mięsa zjadał je wbijając swoje żółtawe zęby. Był to widok równie obrzydliwy co wygląd potwora. Jednak nabrał nadziei, że może jednak nie stanie się jego posiłkiem. Po skończeniu jedzenia, obdarował swojego krótkim spojrzeniem po czym schował swoje gałki oczne na powrót wtopiły się w czaszkę. Usiadł oparł się o ścianę i zasnął. Kirinowi nie przeszedł tak łatwo sen. Smród był niemiłosierny, co przypłacił wymiotami. W końcu jednak opadł ze zmęczenia i zasnął. Śnił o kobiecie z długimi kruczymi włosami. Gdy się obudził potwora już nie było. Zostawił po sobie tylko okropny odór.


Stwór właśnie wracał do swego legowiska gdy w jaskini z tajemniczym kamieniem został zaatakowany. Zaskrzeczał przeraźliwie i zdziwiony stwierdził że nie przyniosło to zamierzonego calu. Napastnik nadal stał w tym samym miejscu, a powinien już umierać w ciężkiej agonii. Był to Meriasz, który od dłuższego czasu czekał na stwora, by podpatrzeć wejście do ukrytej groty. Wypowiedział kilka obco brzmiących słów i wskazał palce w stronę potwora. Z końca palca wystrzeliła stróżka światła, która ugodziła przeciwnika. Ten zaskrzeczał przeraźliwie i zniknął. Nie był to dźwięk wydany przez istotę przestraszoną a sfrustrowaną. Nie zginął bowiem, tylko uciekł pomyślał czarodziej. A szkoda bo chciał się zabawić w pojedynek. „ Tak odkąd przygarnąłem tego chłopaka, życie zdaje się ciekawsze” pomyślał zadowolony. Następnie popatrzył na dziwnym monolit na środku jaskini i znajdujące się na nim runy. Nie był wstanie jednak ich rozszyfrować i poszedł uwolnić Kirina.


Chłopca obudziły odgłosy walki, a po chwili zobaczył mistrza wchodzącego do jaskini. Bardzo go ten widok ucieszył nie mógł jednak drgnąć, ponieważ zaklęcie nadal działało. Obawiał się surowej reprymendy ze strony swojego opiekuna, ten jednak bez słowa objął go i przytulił do siebie. Po policzkach zarówno starcowi jak i dziecku spłynęły łzy.
- Jak mnie znalazłeś mistrzu? – zapytał szczęśliwy
- Powiedziała mi pewna dama – odparł
- Jaka? – bardzo chłopca zaintrygowało że ktoś jeszcze przebywa w tych górach
- Kiedyś ci opowiem teraz już chodźmy.
Słynne „kiedyś” pomyślał Kirin i postanowił i o to nie pytać więcej Meriasza .Wstali i ruszyli w stronę wyjścia. Po drodze minęli runiczny monolit, ale chłopak postanowił o nim nie wspominać. Domyślał się, że mistrz na pewno już go obejrzał i nawet jeśli nie przerysował znaków na kartkę to je spamiętał. Miał znakomitą pamięć i potrafił zapewne odtworzyć runy kiedy będą mu potrzebne. Gdy wyszli na zewnątrz czekały na nich wilki na swój sposób zmartwione. Droga do domu minęła w milczeniu. Gdy już dotarli mistrz oznajmił
- Pora nadrobić twoją wiedze o świecie uczniu – i z powagą wręczył mu stos ksiąg – Gdybyś miał jakiekolwiek pytania, pytaj gdy powrócę
-Znowu wyjeżdżasz? – zapytał
-Tak, sprawy znowu się zagmatwały – popadł w typową dla siebie od pewnego czasu konsternację
Założył płaszcz i wyszedł. Pierwszy raz Kirin widział jak Meriasz podróżuje na grzbiecie Kła. Widocznie czas go naglił. Nikt nie mógł pojąc nadchodzących zmian. Ucieszył się ze swojego nowego zadania, dzięki tym woluminom dowie się więcej a być może odpowie na swoje pytania.


Pierwsze dzieło które zaciekawiło Kirina poświęcone było demonom, liczyło kilkaset stron poświęconym niezliczonej liczbie tych istot. Początek zawierał ogólną charakterystykę demonów

Demon to istota magiczna niepochodząca ani ze świata ludzi jak i ze świata bogów. Przypuszcza się, że istnieje ich własny wymiar w którym się mnożą. Najczęściej neutralne, czasami wykorzystywane przez silniejszych bogów, jako że przyciąga ich moc. Podstawowy podział dzieli je na prymitywne. Nie są one obdarzone szczególnymi umiejętnościami magicznymi, cechują się za to siła i niską inteligencją. Łatwo można je sobie podporządkować. Są też demony rozwinięte. Często działają samodzielnie, wykazują spore umiejętności magiczne a ich inteligencja dorównuje ludziom, a czasem nawet bogom. Nie zmienia to faktu że są uległe wobec mocy.
Wszystkie demony polują z przyjemnością na ludzi, nie ze względu na ich mięso, bowiem same preferują zwierzęce. Zabierają swoim ofiarą dusze, lubią się pastwić i robią to też dla zabawy. Potężniejsze przybierają formę ludzką i żyją wśród nas. Są to nadal istoty tajemnicze i nie wiemy dokładnie co nimi kieruje.

Przeczytawszy wstęp chłopiec pomyślał o spotkanym demonie w jaskiniach. Ustalił, że był inteligentny co ułatwiło mu poszukiwania. Po wielu godzinach i obejrzeniu wielu dziwnych stworzeń których kształty, kolory były niczym senne koszmary znalazł właściwego
- Strażnik – przeczytał głośno i otworzył szerzej oczy
Autor tuż pod jego nazwą umieścił przypis niebezpieczny
Strażnicy są jednymi z najgorszych demonów jakie stąpają po naszym świecie, na szczęście są rzadkie. Posiadają niewyobrażalne umiejętności magiczne, jedynie potężni czarodzieje potrafią go wypędzić. Bowiem nie jesteśmy na tyle silni by mu stawić czoła. Jedyną obroną którą dysponują niektórzy z nas jest magia światła. Demon ten panicznie się go boi. Niestety nie wyrządza mu żadnej szkody. Odnośnie innych cech tego potwora, jest on podatny na potężne przedmioty, myślę tu o runach i artefaktach z czasów boskich. Bogowie często wykorzystywali go do obrony swoich skarbów i spuścizny. Pilnuje więc jaskiń, żywiąc się tym co wpadnie w jego łapy. Jego rany są podobno piętnem, które nie zagoili się póki nie powróci jego pan. Nic jednak o tym nie wiemy, pozostaje nam unikać ich i prosić o pomoc magów
Na tym kończyła się ta krótka notka, dopiero po jej przeczytaniu Kirin uświadomił sobie zagrożenie z jakim się spotkał zaledwie dzień temu. Ciekawiło go też czym się różni mag od czarodzieja i owe jaskinie z runami i artefaktami. Bogowie tak obcy ale interesujący, stali się jeszcze większą zagadką. Na odpowiedzenie na kolejne pytania było jednak już zbyt późno. Zapanował już prawie zmrok, promienie słońca ledwo przebijały się przez chmury i był zmęczony. Zasnął w ubraniu i marzył, jak to chłopcy w wieku dwunastu lat.
Ledwo się przebudził, a już szukał odpowiedniego dzieła, by poznać kolejne sekrety jak że coraz ciekawszego świata. Nie czuł głodu czy pragnienia, był zbyt podekscytowany poszukiwaniami. Dotychczas nie miał dostępu do tylu ciekawych ksiąg, a wiedzę o starym kontynencie czerpał z opowieści matki i mistrza. Teraz posiadał źródło rzetelnej wiedzy, a fakt że Meriasz powierzył mu te woluminy świadczyła o zaufaniu jakim go darzył. Myślał też o tym jaki jest już dojrzały. Jak każdy dzieciak marzył o byciu dorosłym. Nie spodziewał się jakie to trudne i skąp likowane być zwyczajnym mężczyzną który musi utrzymać rodzinę i zapewnić jej byt. Nie mógł więc spodziewać się jakie problemy czekają przed nim, przyszłym adepcie sztuki magicznej, a kiedyś może kimś więcej. Czas pokaże, kiedyś na pewno. Kirin znalazł księgę poświęconą jedynie jaskinią, w całości tylko o nich. Zdumiał się, że tak trywialna rzecz doczekała się tak opasłej książki. Domyślał się jednak że z pozoru proste rzeczy mogą być niezwykłe, jak w przypadku ostatniej przygody. Początek jak zwykle zawierał notkę o podstawowych informacjach na dany temat. W tym przypadku brzmiała ona tak:
Jaskinie oprócz skarbów natury kryją coś zupełnie innego, prawdziwe skarby. I nie mowa tu o złocie, klejnotach i innych przyziemnych rzeczy tak cennych dla zwyczajnego człowieka. Jaskinie bowiem są skarbcami bogów. To właśnie w ich ciemnościach skryte są runy kryjące moc bogów. Artefakty, rzeczy o wyjątkowych cechach. Historia i pradawne istoty przed naszej ery, które mogą przekazać nam niezbędną wiedzę. Te wszystkie cuda są jednak pilnie strzeżone. Droga do nich niebezpieczna, pełna pułapek. Kolejną przeszkodą Są pilnujące demony, a w szczególności najgorszy z nich Strażnik. Jednak najniebezpieczniejsi jesteśmy my sami. Jeżeli nie jesteśmy dość silni a nasz talent zbyt mały spuścizna boskich stworzeń może nas zniszczyć, lub uczynić z nas więźniów na wieki. Ci którzy pokonali te trudności, wielcy czarodzieje, często opanowywuję duch. Wtedy sami są zagrożeniem dla towarzyszy. Nie wiemy jednak kim Lu czym jest owy duch. Sprawy boskie są zbyt zagmatwane dla nas ludzi czy długowiecznych czarodziejów. Pomocna mogła by się okazać wiedza skrywana przez magów, niestety zamknęli oni przed nami swój świat.
Na tym kończył się notka autora. Następne strony zawierały raporty czarodziejów z wypraw w głąb jaskiń. Nie były jednak zbyt dokładne, wydawało się jak by ich autor stracił zmysły i prawiły o rzeczach nie mających najczęściej nic wspólnego z jaskinią i wyprawą. Przez chwilę Kirin rozmarzył się o tym jak to jest odkrywcą jaskiń skrywających tajniki pradawnej wiedzy, Szybko jednak zszedł na ziemie przypominając sobie listę zagrożeń jakie na niego czekały. W obydwu dziełach które przeczytał była wzmianka o magach i ich potężnej wiedzy która tak skrywali przed światem. Zaciekawiony postanowił to sprawdzić. Nie znalazł jednak żadnej księgi o podobnym tytule. Zdecydował się więc poszukać w dziele „Magia”. Było to piękne wydanie w grubej skórzanej okładce i wyszytym na przodzie grubym haftem. Trzcionka okazała się ozdobna. Początek był o czarodziejach:
Czarodzieje byli niegdyś ludźmi, lecz uzyskując moc i wiedzę zmienili się, uzyskując długowieczność. Piersi przedstawiciele pochodzą już z czasów boskich kiedy to bogowie wspomogli nas drobną cząstką swojej wiedzy. Ich intencję są nie znane, jak zwykle gdy dotyczy to spraw boskich okryte tajemnicą. Po erze bogów większość utraciła swoje moce i często też życie. Tak jak większość magicznych istot. Wyjątkiem była Północ, która jest ostatnim bastionem magii. Wszytko to jest zasługą Białej pani która wyizolowała te tereny od reszty świata, według legend powód był prosty. Ja jednak śmiem wątpić żeby to była jedyna przyczyna, nic jednak więcej nie wiem.
Była tam jeszcze lista żyjących czarodziei, lecz nie znalazł tam Meriasza. Reszta imion nic mu nie mówiła. Nie było ich wielu, rzadko który miał ucznia. Kolejny rozdział był o magach. Z zapałem Kirin zaczął czytać owy fragment, gdyż to właśnie oni posiadali niezbędną wiedze.
Magowie są istotami znacznie potężniejszymi od nas, czarodziei. Ich umiejętność, moc jak i wiedza są znacznie głębsze niż nam się może zdawać i śmiem przypuszczać że nawet w snach nie wyobrażamy sobie całkowicie ich potęgi. Niestety nic nie wiemy o ich pochodzeniu i komu zawdzięczają tak wspaniała moc. Znane jest nam jedynie kilka faktów. Najważniejszym jest ich nieśmiertelność. Mógłbym porównywać ich do bogów, jednak w odróżnieniu do stwórców świata Inni napiętnowani są limitem, znacznie większym jednak od naszego. Wielu próbowało dotrzeć do świata magów, nikomu jednak to się nie powiodło. Ich wiedza nadal jest nam nie znana i szalenie potrzebna w walce z demonami.
Inni, pomyślał chłopak i zaczął szukać odpowiedniego hasła, nic nie znalazł i zawiedziony powrócił do czytania księgi pod tytułem „magia”. Po tych dwóch rozdziałach była krótka notka dotycząca limitu. Kirin dowiedział się że został nałożony przez bogów, aby ludzie i inni użytkownicy sztuki magicznej nie próbowali dorównać stwórcą. W miarę wtajemniczania i treningów limit się zwiększał. Zawsze jednak pozostawał. Niemal każdy znaczniejszy mistrz magii próbował go wyeliminować, jednak żadnemu się nie udało. Zbytnie zbliżenie do tej granicy może spowodować znaczące osłabienie, jak i rany. Za to przekroczenie samobójstwo.
Następne rozdziały prezentowały podział na umiejętności magiczne. Każdy poprzedzała skórzana stronnica z runem danej szkoły.
-Magia lasu. Lecznictwo, czytanie w myślach zwierząt a także porozumiewanie się z istotami posługującymi się innymi językami – przeczytał zaciekawiony Kirin, takie umiejętności wykazywał mistrz, pomyślał. – Ja też umiem tak rozmawiać – powiedział do siebie z dumą
- Magia światła. Leczy choroby i zapobiega zarazom, skuteczna do walki z demonami, czary wzmacniające umysł i ciało – Takich umiejętności użył mistrz w jaskiniach, przypomniał sobie chłopiec. Lecz wydało mu się to dziwne i wysoce nieprawdopodobne by Meriasz władał mocami aż dwóch szkół
-Magia żywiołów. Ogień, ziemia, wiatr, woda. Potężna magia ofensywna – ta informacja rozbudziła wyobraźnie chłopca. We wszystkich bitwach o których czytał taka broń, mogła by odmienić losy bitwy. Lecz czytał dalej:
- Martwa magia. Inaczej nekromanci. Potrafią szerzyć zarazę a także zabijać poszczególne jednostki. Niektórzy próbują ożywiać zmarłych, próby nie udane – tutaj nie znalazł podobieństw do mistrza, trochę go przeraziła ta szkoła
- Patroni. Łączą wszystkie szkoły. Wyjątkowo silni i nieprzewidywalne istoty. Każdy mag jest patronem – Kirin po przeczytaniu tych słów, popadł w konsternację – Mistrz jest patronem! – wykrzyknął triumfalnie – Następnie pomyślał Czy to znaczy że jest magiem?
Jednak jego uwagę przykuł jeden mały przypis. Szybko zabrał się za czytanie
Fanatycy. Niegdyś tak zwane żywe naczynia. Ludzie bezgranicznie oddani swoim zakonom gotowi umrzeć dla dobra ogółu. Mistrzowie sztuk magicznych wysysali z nich moce życiowe w celu chwilowego zwiększenia swoich. Najczęściej używani podczas wojen, dziś już nie praktykowane.
Przeczytawszy to wyobraził sobie jak to jest oddać własne życie. Wcale to sie mu nie spodobały. Zamknął książki i położył się na wznak na łóżku. Uciekł w świat dziecięcych marzeń. Był w końcu tylko dzieckiem, jeszcze dzieckiem ,niewinnym. Miało to jednak nie trwać zbyt długo.


Meriasz nie wracał już kilka dni, nie przeszkadzało to Kirinowi miał dzięki temu mnóstwo wolnego czasu. Był jednak ciekawy czego dowie się mistrz, od kogo i co z tym zrobią. Nie marnował więc czasu na zabawy z wilkami i wędrówki po górskich lasach, tylko czytał księgi. Dziś jednak postanowił zrobić sobie przerwę. Trochę wolnego czasu pozwoli mu nabrać dystansu do ostatnich wydarzeń. Ubrał się niezbyt ciepło, gdyż była już wiosna a śniegi na krótko ustąpiły gołej ziemi. Słońce świeciło w miarę często, co było miłą odmianą po dziesięciu miesiącach śniegów i zacinających wiatrów. Co jakiś czas schodziła rzadka mgła która dodawała uroku. Ptaki wesoły śpiewały i latały od drzewa do drzewa. Gdy wychodził czekał na niego wilk. Nie znał go, był to biały samiec o pięknej sierści. Nie za duży, zapewne miał pilnować chłopca, co nie wydawało się przesadą po ostatnich zdarzeniach. Kirin wyruszył z podręczną mapą, postanowił pobawić się w odkrywcę. Nie mijało się to z prawdą ponieważ żaden człowiek nie zapuszczał się w tą cześć gór. Droga nie była nazbyt trudna, pomijawszy fakt że miał całe buty w błocie. Wilk trzymał się kilkanaście kroków za nim i nie przeszkadzała mu jego obecność. Delektował się widokami, bowiem widoki o tej porze roku należą do najpiękniejszych, a dziś wyjątkowo dopisała pogoda. W końcu dotarł nad wielkie jezioro, postanowił umieścić je na mapie. Znalazł dogodne miejsce do tego zadania, wielki kamień tuż nad brzegiem zbiornika. Wdrapał się na niego i zachwycił się krajobrazem. Na tle jeziora, malowały się majestatyczne pasma górskie Enid- ghor, całe białe od śniegu. Pokryte były ciemną chmurą, najpewniej padał tam teraz śnieg. Pozostawiając ten widok usiadł i zabrał się do pracy. Wyjął potrzebne przybory które otrzymał od swojego opiekuna na dwunaste urodziny i starannie nakreślił kształty jeziora. Uwzględnił także kamień na którym siedział jako że był ważnym punktem odniesienia. Gdy skończył był bardzo z siebie zadowolony, podziwiał przez chwilę to co stworzył i chciał już ruszyć dalej gdy jego wzrok przykuł inny widok. Na drugim brzegu, dość daleko jako że jeziora było naprawdę sporych rozmiarów przechadzała się kobieta. Nie byle jaka, wysoka i szczupła o długich kruczych włosach i białej cerze. Nie nosiła odzienia, więc można było dostrzec kształtne piersi. Był to piękny widok, a Kirinowi pierwszy raz zdarzyło się ujrzeć kobietę, co dopiero tak piękną. Długo wodził po niej szeroko otwartymi oczami. Ona zaś chodziła bosymi stopami wzdłuż linii brzegu, po chwili jak by dostrzegła chłopca, spojrzała w jego kierunku. Na jej obliczu nie malowało się zdziwienie ani żadne inne uczucie. Delikatnie się uśmiechnęła, a chłopca opanowało zmęczenie i zasnął. Nie spał na szczęście zbyt długo i nie zmarzł dzięki temu. Sen wydawał mu się bardzo przyjemny i przez moment zastanawiał się co dokładnie mu się przyśniło. Przypomniał sobie jednak o pięknej pani którą spotkał i jej urodzie którą próżno starać można by było opisać. Niestety nie zobaczył jej już i zawiedziony poszukał wzrokiem wilka. Ten stał w cieniu drzew i czekał. Na pytanie czy widział tą kobietę i czy wie kim ona jest odpowiedział tylko „Biała Pani”. Przypomniało mu się historia o bogach i zmianka o Pani północy i jej nieszczęśliwej miłości. „A więc spotkałem prawdziwego boga” pomyślał i zamyślił się nad własnymi słowami. Przez całą drogę powrotną myślał o swojej przygodzie. Niemal wpadł na drzewo tak rozmyślał o tym. Gdy wrócił do domu postanowił poszukać więcej o Białej pani, nic jednak nie znalazł mimo wielu starań i trudu. Ostatnia szansa w matce, więc poszedł do niej. Wilczyca leżała w lesie wypoczywając po ostatnim nocnym polowaniu i olbrzymiej wyżerce. Na widok syna leniwie wyciągnęła się i podniosłą łeb.
- Witaj mój drogi – polizała go po twarzy – Jaki problem cię sprowadza?
- Witaj matko – odpowiedział i wytarł twarz rękawem, nie przepadał za zbytnim okazywaniem uczuć był przecież już niemal dorosły! Tak uważał. – Opowiedz mi o Białej pani, ale nie jej historie miłosną tylko coś więcej
- Hmm – zamyśliła się – Niezbyt dużo o niej wiem, czasem jednak spotykam ją gdy spaceruje. Ma to jednak miejsce tylko wiosną, czemu pytasz?
- Spotkałem ją dziś rano nad jeziorem, uśmiechnęła się do mnie – powiedział zadowolony
- Nie jednemu mężczyźnie zawróciła w głowie, nie daj się jednak zwieść jej serce jest niczym ta kraina, lodowate – przestrzegła go matka, nie podobało jej się że Kirin spotkał boginie – Mógłbyś opowiedzieć starej matce jakąś historię – zaproponowała, kiedyś może i opowiadała dziecku bajki, jednak odkąd nauczył się czytać jego wiedza ciągle się poszerzała. Cieszyła się z tego, wierzyła w słowa Meriasza a zmianie świata – To jak?
- Oczywiście! – odparł entuzjastycznie Kirin, bardzo lubił chwalić się swoją wiedzą i zaczął opowiadać o jaskiniach i skarbach w nich skrytych. Igła jednak miała inny, ukryty cel tej prośby, chciała aby chłopiec zapomniał i przestał myśleć o Białej pani. Mimo to bardzo zainteresowała ją historia opowiedziana przez niego i poprosiła o kolejną. W końcu zastała ich noc i Kirin wrócił do chaty położyć się spać. Padnięty po przeżyciach dzisiejszego dnia nakrył się kocem i zasnął. Śniły mu się przyjemne rzeczy jednak gdy wstał rankiem nic nie pamiętał z nich. Żałował że nie pospał dłużej i starał się zasnąć co mu się nie udało jednak.


Pewnego wieczoru szykował się na nocne polowanie, mistrza nadal nie było a trzeba było zrobić zapasy na nadchodzącą zimę. Ubrał się gruba, jako że zimne wichury wróciły i nie miłosiernie zacinały po twarzy. Wziął włócznie, po przygodzie z niedźwiedziem poprosił o nią Meriasza. Krótki nóż schował za pas, przyda się w zdzieraniu skóry, w razie czego można też nim było walczyć. Przyszykowany na polowanie wyszedł z chaty, czekał tam już na niego biały wilk. Razem dotarli do stada, gdzie dostali swoje zadania. Kirin miał czekać ukryty na ofiarę którą inne wilki będą się starać skierować w jego kierunku. Był to przydział słuszny, chłopiec nie był dość szybki aby gonić sarnę. Ukrył się pod białą skórą pomiędzy drzewami, razem z nim czekał wilk. Bez najmniejszego ruchu wypatrywali nagonki, jednak przez dłuższy czas niczego nie dostrzegli. Z daleko tylko było słychać warczenia i odgłosy pogoni. Jednak teraz zapadła cisza, którą przerwał wzmagający się wiatr. Zaczynał się niecierpliwić, zmarznięty czekał choć by na najmniejszy ruch. W końcu się doczekał daleko pomiędzy drzewami biegł dorodny jeleń, z pokaźnym porożem, kilkanaście kroków za nim goniły go wilki. Gdy zdobycz była kilka kroków przed kryjówką chłopca, ten wyskoczył gwałtownie i kierując włócznię w jej stronę. Jeleń nie zdążył jednak wyhamować i został ugodzony w serce głęboko. Krwawy ślad poszerzył się na piersi. Zanim jednak zwierzę padło przebiegło kilka kroków, niemal tratując Kirina, który w ostatniej chwili uskoczył w bok. Następnie padło na śnieg i tak już zostało. Był to potężny samiec a pysk jak by to było możliwe pozostał w wyrazie zaskoczenia i smutku. Chłopcowi zrobiło się jego szkoda, wiedział jednak że to było konieczne. Wrócił do domu a jego matka przyniosła zdobycz pod chatę. Razem z nią podążał biały wilk. Następnie oznajmiła że polowanie się udało i upolowali wiele mięsa. Po tym oblizała się i wróciła do swojego stada. Tej nocy, choć już świtało wilki triumfalnie wyły. Po oporządzeniu mięsa był cały brudny a na dodatek przemarznięty. Postanowił że uda się odbyć kąpiel w jednej z jaskiń. Gdy już tam dotarł zdjął ubranie i wszedł do gorącej wody. Od razu poczuł się lepiej, obmył się a następnie zanurzył się cały. Następnie popatrzył na wilka i nie myśląc długo ochlapał go. Tamten podkulił ogon i skoczył za jedną ze skał. Kirin zaśmiał się i krzyknął za nim
- Wyłaź! – już dawno się nie bawił, następnie wpadł na genialny pomysł, według niego – Nadam ci imię, hmm tylko jakie – podrapał się po głowie jak by to miało w czymś pomóc- Białek! Będzie dobrze – zadowolony wyszedł z wody i zajrzał za skałę – Słyszysz?
Na to pytanie wilk wepchnął chłopca z powrotem do wody, tamten zaskoczony plusnął, zaczęli się bawić. Następnie wrócili do domu, gdzie czekał mistrz co bardzo ucieszyło Kirina
- Mistrzu! – wykrzyknął z afektem – Jak podróż?
- Pomyślnie, problem jednak jest dużo poważniejszy niż mogłem się spodziewać – odłożył mapę na miejsce dopiero teraz chłopak to zobaczył – Bardzo ładna mapa, precyzyjna – pochwalił – I widzę że pomyślałeś o zapasach na zimę – Uśmiechnął się – Bardzo dobrze!
- Przywiozłeś coś dla mnie? – zapytał z nadzieją w głosie
- Niestety nie teraz będziemy mieli dużo rzeczy na głowie – ostudził zapały chłopca – Nie mamy już tyle czasu
- A gdzie byłeś? I co masz na myśli? – na pierwsze pytanie znał odpowiedź, „kiedyś’ za to na drugie nie chciał znać
- Kiedyś się dowiesz wszystkiego a już za chwilę poznasz odpowiedź na drugie – wyciągnął z ogniska kawałek rozpalonego żelaza – Daj rękę – poprosił, jego głos zdawał się prośbą mimo to Kirin się bał, ufał mistrzowi ale jednak się bał – Nie bój się, czas obrać właściwą drogę, pójść za przeznaczeniem – Mówił to jakby inny głos obca osoba. Prze chwilę wpatrywał się w oczy Kirina, jak by próbował się tam dostać, wejść w chłopca. Kirin przerażony próbował się cofnąć, jednak wbrew swojej woli wyciągnął dłoń. Czarodziej jednak zamknął oczy a gdy je ponownie otworzył odrzekł swoim głosem, łagodnie – Nie bój się mój chłopcze to nie będzie bolało, no śmiało – uśmiechnął się. Chłopiec powoli się zbliżył a Meriasz go przytulił
Następnie chwycił dłoń chłopca i odcisnął na niej ślad żelazem, ku zdziwieniu Kirina nic poczuł niewyobrażalnego bólu, mówiąc dokładniej nic nie poczuł. Jedynie zobaczył wielką bliznę na całym ręku, następnie popatrzył pytająco na mistrza. – Obserwuj – I sam też tak uczynił. Po chwili blizna zaczęła znikać a na jej miejscu pojawił się znak runiczny. Chłopiec próbował sobie przypomnieć gdzie to widział i co dokładnie oznaczał jednak nie udało mu się.
- Patron – powiedział jak by próbując sam siebie przekonać – To początek drogi Kirinie
Przypomniał sobie co o tym czytał i był w szoku. Będzie patronem, najpotężniejszym z czarodziejów. Mistrz jak by słyszał te myśli odpowiedział
- Czeka cię więc szkolenie, trudne i pracochłonne, pełne wyrzeczeń. Lecz to tylko krok, jeśli nie kroczek ku wielkim zmianom. -Popatrzył w stronę okna- Stare będzie musiało ustąpić nowemu
Kirin nie do końca pojął te słowa, ale już wkrótce w pełni je zrozumie i nie będzie tylko narzędziem.


Zanim Kirin rozpoczął właściwą naukę magii, w co nadal nie mógł uwierzyć, musiał nauczyć się starożytnych run i wielu zapomnianych języków. Zajęło to wiele miesięcy, nie miał zbyt wiele czasu na własne sprawy jak że nauka nie ograniczała się do mówienia i pisania, ale także do czytania dzieł zapomnianych kultur, jak później dowiedział się Kirin nie wszystkie był ludzkimi społeczeństwami. Opinia chłopca na sens tej nauki niezbyt się liczyła, a on sam niezbyt był przekonany czy jest znudzony czy zaciekawiony. Jednego dnia starał się jak najszybciej zakończyć wykład, ku oburzenie Meriasza, kolejnego zaś przesiadywał do późna przy księgach oświetlonych łuczywem. Pewnego dnia Meriasz oznajmił że na tym kończy się przygotowanie do nauki i od jutra chłopiec zaczyna być adeptem. Ucieszyło to dzieciaka, od wielu tygodni nie mógł doczekać się tej chwili. Wyobrażał sobie potężne czary którymi zawojuje świat i stanie się wielkim wędrowcem. Taka właśnie była wyobraźnia rozmarzonego chłopca. Jednak po tych myślach pojawiał się strach przed tym co będzie dalej, który wzmagał się gdy przypomniał sobie mistrza podczas wypalania runy na dłoni. Tego wieczora nie mógł zasnąć, myśląc o następnym dniu, w końcu zasnął, śnił o jaskini. Wilki wyły, Meriasz też nie zamierzał zasnąć.
Gdy rano się zbudził, mistrza nie było. Znalazł jednak na stole list, w którym to napisał że musiał wyjechać, co i tak nie przeszkodzi w jego szkoleniu. Bowiem najpierw trzeba przeczytać wiele woluminów o teorii, zanim przejdzie się do praktyki. Tak, więc następne miesiące spędził czytając wyjątkowo nudne wykłady, dowody i inne dzieła które rudno wchodziły do głowy. Z utęsknieniem wypatrywał czarodzieja i niemal zapomniał jak przyjemnie było szaleć z wilkami po rozległych lasach. Jego mapa czekała na lepsze czasy schowana w kufrze. Po czterech miesiącach Meriasz wrócił, wioząc ze sobą wielką skrzynię, koń ledwo szedł i gdy już dotarli nawet nie próbował uciekać przed głodnymi wilkami. To jednak niezbyt interesowało Kirina, jego spojrzenie skierowane było na pakunki przywiezione przez starca. Było tam mnóstwo ksiąg, świec, ziół, nowe ubrania, słoje, farby. Chłopiec nie miał pojęcia do czego może posłużyć większość z tych przedmiotów. Tak oto zaczął się szkolić na czarodzieja i mimo wielu słów krytyki ze strony swego nauczyciela nie zniechęcał się. Mimo że po uwadze typu „Prędzej drzewo nauczę mówić”, „Łatwiej zostać bogiem, niż ciebie czegokolwiek nauczyć” czy też „W życiu nie zostaniesz patronem”, Kirin płakał. To następnego dnia jego zapał był zdwojony. Często ranił sobie palce podczas rysowania run, po czym uświadomił się że to całkiem ekscytujące zajęcie, ta cała magia. Czas mijał na treningach, naukach, ale też na zabawie. Wieczorami wybierali się na wędrówki po lesie, czy też razem uzupełniali białe plamy na mapie. Często też siadali przy stole i rozmawiali, co bardzo ich do siebie zbliżyło. Nic ciekawego się nie zdarzyło przez te trzy lata, można by to określić jako specyficzną sielankę. Meriasz był zadowolony z postępów chłopca, stwierdził nawet że rozwija się wyjątkowo szybko. Nic jednak mu nie powiedział i dalej grał rolę złego nauczyciela. Coraz częściej jednak chłopiec ćwiczył sam, bardzo z siebie zadowolony i dumny z tego że jednak mistrz wierzy w jego zdolności. Wszystko to jednak miało się zmienić wraz z ukończeniem nauki przez Kirina.


Tego dnia Kirin penetrował nowo znalezioną jaskinie. Była wyjątkowo rozległa, chodnik ciągnął jest kilometrami. Łatwo można było rozbić głowę o niskie sklepienie. Odkąd ukończył nauki nie obawiał się już podobnej przygody jak przedloty. Teraz mógł się bronić, miał też bogatszą wiedzę o zagrożeniach jakie mogą go spotkać. Gdy jednak doszedł do końca drogi zobaczył tylko wielkie jezioro. Nic szczególnego, zaznaczył je i wrócił z powrotem. Gdy znalazł się już na powierzchni zapadał zmrok. Nie wiedział że tak dużo czasu spędził w jaskini, czym prędzej skierował się ku chacie. Wiedział że brawura i ślepa odwaga, nie służą dobremu czarodziejowi. Ciągle jeszcze się uczył i mimo że od wieków nie spotkano demonów wolał nie ryzykować. W końcu zapadła noc i musiał użyć magii by rozświetlić sobie drogę. Wiatr nie wiał, a mimo to przeszedł go po karku nieprzyjemny dreszcz. Poczuł że ktoś na niego patrzy. Obejrzał się i poświecił daleko za siebie jednak nic nie ujrzał. Przyśpieszył więc kroku, tym razem doszedł go odgłos kroków skrzypiących na nieubitym śniegu. Tym razem wyszeptał czar ochronny i ponownie obrócił się do tyłu oświetlając drzewa. I tym razem nic nie dostrzegł jednak niepokój nie ustał. Postanowił jak najszybciej dotrzeć do domu. Jednak zanim ruszył poczuł kogoś oddech za sobą. Z początku sparaliżowany strachem, w końcu uskoczył w bok potykając się i przewracając. Teraz dopiero zobaczył co za nim podążało. Był to jeden z duszków widzianych w wiosce, pod postacią dziewczynki. Przyglądała mu się bez wyrazu. Postawiła delikatnie jedną gołą nóżkę na śniegu, lecz ten wcale się nie zapadł. Uśmiechnęła się nieprzyjemnie, w jej oczach widniała złość i wrogość. Następnie powoli podeszła do Kirina, który w dalszym ciągu sparaliżowany był tym spotkaniem. Czego jednak można by była się spodziewać po niedoświadczonym czarodzieju. Gdyby był na jego miejscu Meriasz, mimo strachu rzuciłby czary ochronne, chłopcowi jednak nie było w głowie podobne czynności. Po prostu bał się ruszyć, jakby czekanie miało w czymś pomóc. Duszek nachylił się i wyciągnął rękę jej twarz znów wydawała się martwa. Błyskawicznie jednak zmieniła się, uśmiechając ponownie i wybałuszając oczy. Kirin z przerażenia zamknął oczy, a dziewczynka zaśmiała się tubalnie i zaśpiewała słodkim głosem jedną z północnych kołysanek. W podskokach oddaliła się i zniknęła. Po chwili Kirin wstał, cały oblepiony śniegiem i pobiegł do domu. Gdy wbiegł do środka był już bardzo zmęczony, jak mały chłopiec wskoczył po kołdrę i wszystko opowiedział Meriaszowi
- Duszki śmierci – oznajmił czarodziej, podrapał się po siwej brodzie – To jest początek zmian, początek nowego światu – poklepał Kirina po plecach – Następnym razem nie panikuj, choć wiem że to trudne. Jednak te duszki żywemu nic nie zrobią.
- Nikomu żywemu? – zapytał zdziwiony chłopak – A komu?
- Pomyśl, przecież sam mi o tym mówiłeś
- Zmarłym – cicho odpowiedział na swoje pytanie. Uspokoił się i usiadł obok starca – Nieźle je ktoś nazwał, duszki śmierci – powiedział z ironią – Czekam teraz na sarenki zagłady. – Zażartował
- Idź lepiej spaś lepiej, bo ja mam ochotę na ten cały sen – uśmiechnął się i usiadł na fotelu – Dobranoc – powiedział i zasnął
Było to dziwne jak na Meriasza który stroni od snu, Kirin jednak tym się nie zajmował. Tej nocy myślał o owych zmianach. Bardzo niepokoiła go przyszłość, musiał się do niej lepiej przygotować.


Kirin był wysokim i przystojnym młodzieńcem, o bujnych szatynowych włosach, które latały nawet na mniejszym powiewie wiatru. Jego oczy odzwierciedlały głębie i były koloru niebieskiego. Z pewnością spodobał by się nie jednej dziewczynie, a ze swoim wykształceniem zrobiłby karierę na dworach. Jednak chłopakowi nie w głowie były takie pomysły i uzasadniał to tym że i tak nie ma styczności z żadną z tych rzeczy. Mimo to Meriasz nadal drążył ten temat i stawał się nad wyraz uporczywy. Przywoził kolorowe ryciny przedstawiające gołe kobiety wraz z mężczyznami w dziwnych pozycjach. Kirin jednak go zbywał, tłumacząc że ma ważniejsze sprawy na głowie. Bardzo się zmienił ostatnio, spoważniał, często chodził zamyślony i trudno było z nim nawiązać kontakt. Dzień w dzień czytał i studiował manuskrypty o magii i świecie. Trenował zaklęcia a w chwilach wolnych ćwiczył swoje ciało w zabawach z wilkami. Przyświecał mu jeden cel, być gotowym, na to co niesie przyszłość, na zmiany. Nawet jeśli on miał być jedną z tych zmian chciał być czymś więcej niż narzędziem, tak jak duszki śmierci. Ponadto pragnął już nigdy więcej nie poddawać się strachowi, być ponad tym.
Tego dnia pogoda nie dokazywała i po silnych wiatrach i całkowitym zachmurzeniu, doszła jeszcze śnieżyca. Kirin ku swojemu niezadowoleniu zmuszony był wrócić do domu. Zagrzał wodę i usiadł obok mistrza. Ten jak zwykle czytał księgi, przerwał jednak i zwrócił się do niego:
- Duszki śmierci, myślałeś o nich? – Kirin był zaskoczony mistrz nigdy nie poruszał z nim trudnych tematów, świadczyć mogło to o wystarczającej dojrzałości chłopca. – Myślałem że są narzędziem, tak to pewne – pokiwał głową – Czemu jednak mają służyć ich czyny?
- Nie wiem mistrzu, w końcu się dowiemy, znajdziemy odpowiedź – upił kilka łyków, czekając na dalsze słowa czarodzieja
- Wtedy będzie już za późno, zmiany gdy już nabiorą rozpędu trudno zatrzymać – Wstał i zaczął chodzić dookoła izby – Jednak nic innego nam nie pozostaje, jak tylko czekać – Był bardzo smutny i zmęczony od wielu tygodni siedzi nad tymi książkami
- Moglibyśmy się przygotować! Opracować czary i runy – rzucił entuzjastycznie Kirin, chciał pocieszyć staruszka. Ten jednak podrapał się po brodzie i zamilkł. Wpatrywał się w okno, jak na coś czekał. Po chwili krzyknął:
- Zbliżają się! Przygotuj barierę ochronną – i sam zaczął szeptać zaklęcia kreśląc runy w powietrzu
- Kto mistrzu? – zapytał zdenerwowany Kirin jednak się doczekał się odpowiedzi. Mistrz pogrążony był w przygotowywaniu barier. Sam więc zaczął tworzyć swoją. Gdy już skończyli, Meriasz pokiwał głową z uznaniem
- Dobra robota, żaden parszywy duszek nie wejdzie – podszedł ponownie do okna – One tam są czuję to, chłopcze odkąd się tobą opiekuje moje życie nie wydaje się już tak nudne – Uśmiechnął się w jego stronę. Kirin jednak tego nie zauważył, myślał bowiem o zjawach które były w pobliżu. Ociągając się podszedł do okna i spojrzał nic nie widział
- Daleko są? – zapytał dukając
- Blisko, na co czekają i po co przyszły? Ha tego się nie dowiemy – wyciągnął fajkę nabił ją i zapalił. Puścił kółko z dymu. Czekali, wypatrując najmniejszego ruchu. Wiatr znowu ustał było cicho jak w grobie. Wtedy usłyszeli najróżniejsze odgłosy, krzyki, śpiewy, śmiechy, wszystkie brzmiały tak samo demonicznie i nie naturalnie. Dopiero po chwili pojawiły się duszki, otoczyły cały dom i łapiąc się za ręce wytworzyły łańcuch jakby chciały w ten sposób objąć chałupę. Następnie zaczęły chodzić wokoło niej śpiewając pioseneczkę. Kiwały głowami, a ich martwe wyrazy twarzy nijak pasowały do oczu w których pęczniała nienawiść. Niektóre podbiegały do szyb i przystawiały do nich swoje twarze demonstrując przeróżne miny, wszystkie tak samo straszne
- Parszywe gęby – zaśmiał się Meriasz
Kirinowi jednak nie było do śmiechu. Jedna dziewczynka ciągle stała przy szybie i on ją już spotkał. W swych uśmiechach wyłaniała spore kły i co jakiś czas stukała w szybę. Machała ręką jakby na pożegnanie, jednak ciągle tam stała. Chłopak odwrócił się do niej plecami, czarodziej za to kolejny raz zażartował
- Chyba jej się spodobałeś – a po chwili konsternacji dodał – albo twój duch jej się spodobał – tym razem jednak nie wybuchnął śmiechem a podszedł do niego i położył rękę na jego ramieniu – Idź spać chłopcze, nie ma sensu tak siedzieć całą noc – Bowiem już dawno skończył się dzień – Nic nam tu nie grozi, a ja i tak nie będę spał
Kirin bez słowa przebrał się w strój nocny i położył się, dokładnie owijając się kocem. Próbował zasnąć, lecz ciągłe krzyki i pukania nie pozwalały mu. Poczuł jednak chwilę błogości i dziwnego spokoju. Zasnął a śniła mu się Biała Pani nie pamiętał jednak co mówiła, wydawało się to ważne. Meriasz usadowił się w fotelu z fajką w ustach i wpatrywał się w szybę.
- Ciekawe z was paskudztwa, cholera czym wy jesteście – powiedział bardziej do siebie niż do nich, lecz tamte jakby rozumiejąc co mówi uśmiechnęły się
Pozostały tam przez całą noc a wraz z nadejściem nowego dnia zniknęły. „Trzeba będzie opuścić te miejsce „ pomyślał smętnie i nabił ponownie fajkę.


Kilka miesięcy po ostatniej przygodzie. W jedne z typowych dni, panujących w północnym świecie. Z wiatrem i drobnym śniegiem a także rzadką mgłą. Kirin wraz z Meriaszem wybrali się do lasu szukać jagód, bowiem zasmakował w nich stary czarodziej. Nie szukali długo i po niespełna kilku kilometrach znaleźli. Zanim jednak zabrali się za ich ściąganie poczuli potężne stąpnięcie. Spojrzeli na siebie zdziwieni
- Co to było? – zapytali jednocześnie
Długo nie czekali na odpowiedź z drzew wyłonił się spory stwór wysoki na kilkanaście metrów i cały pokryty płytkami jakby z drewna. Stąpał dwóch nogach, lekko zgarbiony, z jego łba wyrastało wiele rogów, najczęściej nie symetrycznie. Swymi wielkimi łapami przechylił drzewo i spojrzał w dół na czarodziejów jednocześnie rycząc.
- Demon! – krzyknął Kirin
Demon splótł łapy, zamachnął się i uderzył impetem na chłopaka. Ochroniła go jednak bariera wytworzona na czas przez jego mistrza.
- Spał go Kirinie! – nakazał i spojrzał na chłopaka – Nie dam rady powstrzymać wielu takich uderzeń
Kirin ocknął się i zaczął przygotowywać strumień ognia. Minęło jeszcze kilka ciosów monstrum zanim ukończył. Sfrustrowany że nie może zmiarzdzyć swoich ofiar zaprzestał i złapał jedno z pobliskich iglaków wyrywając i podnosząc do góry szykując się do kolejnego uderzenia.
- Teraz. – tym razem cicho powiedział Meriasz
Strumień ognia poleciał w stronę wroga, ten próbował osłonić się przed nim rękoma jednak nic to nie dało. Cały stanął w płomieniach i panikując próbował wytarzać się w śniegu. Jednak Meriasz przygotował inny czar i chwile potem go użył. Demon jęknął, na mordzie wymalowało mu się zdziwienie i padł. Potężny grzmot wstrząsnął lasem.
- Skąd tu się wziął demon? – zapytał Kirin, był zmęczony po pierwszej walce z takim stworem za pomocą magii
Mistrz długo nie odpowiadał strużki potu lały mu się po twarzy, z pomocą chłopca wstał i wyszeptał mu do ucha
- Nasz przeciwnik wykonał kolejny ruch, ten demon to dopiero początek. Musimy ruszać do domu i uciekać, ten las stał się niebezpieczny. Z daleka słychać było wycie nadchodziły wilki. Gdy przybyły oboje weszli na ich grzbiety i ruszyli do domu. Po drodze nie natrafili na przeciwników, w oddali jednak dosłyszeć można było ich warkot i wycia. Gdy dotarli do chaty zabrali płaszcze ubrania i kilka innych rzeczy i weszli powrotem na wilki, było z nimi całe stado. Igła i Pazur nie pytały co się stało wiedziały że coś niedobrego widząc stan ludzi.
- Na skraj tych gór, mój drogi – wyszeptał do ucha pazura Meriasz
Pędzili pomiędzy drzewami a wrogie odgłosy były coraz bliżej. W końcu wyjawiły się kolejne demony. Jakby na kształt wilków, lecz gołe, bez futra o wielkich łbach z ostrymi zębami wystawiającymi dużo poza szczękę i potężnych muskułach które nienaturalnie wyglądały. Dorwały kilka wilków wbijając im zęby w szyje, a ich ofiary błyskawicznie zamierały w bezruchy. Były wyjątkowo silne i z łatwością zabijały wilki, mimo to kilku osobników ze stada odłączyły się by opóźnić ich pościg. Nie próbowały walczyć tylko zwinnie uskakiwały przed ciosami. Dało to trochę czasu na ucieczkę, dobiegali już do końca górskich terenów, a przy życiu nie pozostał żaden inny osobnik ze stada wilków jak Igła i Kieł. Wszystkie zginęły próbując zatrzymać choć na chwilę demony. Teraz jednak nie pozostał już nikt a kilkadziesiąt stworów zbliżało się coraz bardziej. Meriasz wraz z Kirinem rzucali co jakiś czas zaklęcia jednak byli już zbyt wyczerpani by to kontynuować. Cała nadzieja pozostała w dwóch pradawnych wilkach które dawały z siebie wszystko ledwo łapiąc powietrze. W końcu dotarli do końca ostatnich lasów tej części gór i starzec miał nadzieję że jego teoria będzie słuszna i demony zawrócą. Wybiegli na równinę i padli na ziemie kilka kroków dalej. Stwory jednak przeszły przez granicę i otoczyły swoje ofiary oblizując się swoimi rozdwojonymi językami. Wilki jednak skonały z wycieńczenia a mistrz omdlał po wysiłku związanym z użytkowaniem magii. Z Kirinem też nie było najlepiej nie miał siły się ruszyć i czekał na śmierć w tulony w bok matki. To jednak nie nasąpiło, zanim skoczyły ku nim bestie pojawiła się piękna kobieta, Biała pani. Uśmiechnęła się do młodzieńca i rzekła w stronę demonów
- Mogłyście opanować góry, lecz jej granicy nie przekroczycie! – wilki chciały i ją zaatakować, lecz ona delikatnie dmuchnęła a one rozpłynęły się – Tą bitwę wygrałeś bracie, nie bądź jednak pewien zwycięstwa w kolejnej – to powiedziawszy zniknęła.
Kirin długo wpatrywał się w miejsce gdzie stała i próbował pojąć całą zaistniałą sytuację. W jednej chwili wszystko co znał zniknęło.
Gdy odzyskali siły ruszyli w drogę, w milczeniu. Wiedzieli że muszą dostrzec do najbliżej wsi czy miasteczka. Kirin rozpaczał nad matką, roniąc łzy, Meirasz smutny prowadził na nową drogę.


Ze wzgórza schodziły demony, wszelakich kształtów i rozmiarów. Na ich czele szedł zakapturzony mężczyzna z twarzą jakby marmurową. Gdy dotarli do lasu, posypał się na śnieg pył a jego twarz miała wyraz rozbawienia. W ręku trzyma laskę z której dobywa się głos
- Mam już ucznia Voesie, ty mi go tylko przyprowadź. Dzięki niemu postawimy krok dalej, w tworzeniu nowego świata – powiedział bezbarwny głos z kamienia w czerwonej barwie umieszczonego w różdżce
- Tak mistrzu – odpowiedział demon posłusznie



Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
patrykk · dnia 06.05.2010 08:49 · Czytań: 644 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Usunięty dnia 06.05.2010 11:55
Cytat:
Na początku był chaos i nicość, w bezkształtnej pustce niczym nie skrępowanej materii istniało światło.

skoro chaos i nicość to nie "był", tylko były, ale i tak ciężko powiedzieć, żeby była nicość, skoro było światło, to zdanie jest totalnie bez sensu

Cytat:
Swoją mocą niczym z gliny ulepił gwiazdy i planety.

kto? :|

Cytat:
Chciał dzielić się tym czymś, dziwnym z innymi.

że co? :|

Cytat:
Każdy dostał (...) wiatry.

:lol:

Cytat:
Z początku był zadowolony stwórca ze swoich dzieci, pojął jednak, że są puste.

:lol:

Cytat:
Bogini północy, piękna pani o rumianych policzkach, długich kruczych włosów.

dobrze rozumiem, że długie krucze włosy bogini miały rumiane policzki?

Stop, dalej nie czytam. Patrykk, sorki, ale Ty masz podstawowe problemy z budowaniem zdań. Do tego nie potrafisz stosować interpunkcji. Moze najpierw naucz się, jak logicznie pisać, a dopiero potem bierz się za dłuższe teksty?
Miladora dnia 06.05.2010 12:56
Oke ma rację, Pattryk, niestety. :shy:
Szkoda, że nie rozdzieliłeś tego tekstu na krótsze odcinki, bo przy tej długości wypunktowanie błędów, to praca Herkulesa.

Styl jest nie do przyjęcia - faktycznie masz problemy z budowaniem logicznych i gramatycznych zdań. Z interpunkcją także. I z logiką.

Masz przykłady:

- Na początku był chaos i nicość, - czy te dwa pojęcia nie są ze sobą sprzeczne?

- istniało światło. Swoją mocą niczym z gliny ulepił gwiazdy i planety. - jeżeli "światło", to "ulepiło"

- W niej to też światło widziało nadzieję. Miał nadzieję że z jej - Miało, jeżeli światło

- Gdy pewnej nocy stała na najwyższym szczycie, pagórkiem to jednak było co się wyjaśni niebawem. - ???

- Nagle wiatr targnął jej włosem. Zjawił się wiatr. - najpierw targnął, a potem się zjawił?

- Dużo by pisać o tym, jednak nie to mym celem. - po co ta wstawka?

- Gdy wstała już nadal zaspana. - ???

- Pomyślał rozbawiony Kirin, perspektywą postrzegania swojego mistrza jako starego dziada. - ???

Ja też przepraszam. W dodatku masz nie tylko literówki, ale i ortografy.
Pattryk - w takiej formie to jest słabe niestety i dopóki nie dopracujesz stylistycznie tekstu i nie usuniesz licznych błędów, nie nadaje się do czytania. Pracuj nad tekstem i wrzucaj w mniejszych odcinkach, wtedy będzie łatwiej wypunktować potknięcia i zasugerować poprawki.

Pozdrawiam ;)
patrykk dnia 06.05.2010 14:52
no to idę poprawiać i czytać! :)
Elwira dnia 06.05.2010 21:33
Takie postępowanie jest co najmniej śmieszne. Jeśli decydujesz się na publikację, nie zabieraj tekstu i nie zostawiaj pustego miejsca, tylko popraw i wrzuć poprawioną wersję.
Przesuwam do Czyśćca, jak się zdecydujesz, czy chcesz tekst opublikować - daj znać, wtedy przeniosę do właściwej kategorii.
Miladora dnia 07.05.2010 22:36
- Gdy pewnej nocy stała na najwyższym szczycie, pagórkiem to jednak było co się wyjaśni niebawem.

- Gdy wstała już nadal zaspana. Szczęśliwa, że znalazła ukochanego nie zmartwiła się jego nieobecnością.

Pattryk, co poprawiałeś, skoro widzę te same nielogiczne zdania? ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty