Idąc pustą ulicą,
zostawiając w powietrzu odgłos swoich ciężkich kroków,
próbowałam zmarzniętymi palcami strzepnąć z powiek kurz dnia wczorajszego.
Wyblakła barwa sobotniego popołudnia nie pozwoliła mi ogarnąć się z absurdalnych myśli,
które chciałam z siebie wyrzucić, daleko, za horyzont.
Zobaczyłam przed sobą blokadę spowitą w biały jedwab,
jednak nie chciałam pobrudzić krwią tego czystego materiału.
Droga, którą przemierzałam, była prosta, bez jakichkolwiek zakrętów.
Tylko ta blokada ciągle stała przede mną.
Żadna łza bezsilności nie spadła na kamienny beton.
Bo w podświadomości głęboko schowana jest siła, którą zbieram by dojść do celu.
Spotkać chciałam serce, któremu mogłabym powiedzieć:
'Z moich myśli stwórz nieoryginalną książkę, która będzie tylko Twoja.
A z moich źrenic zabierz kolor i pomaluj nim swój świat'.
Resztki dnia spłynęły po czarno-białej ścianie świata.
Ale w duszy tkwi ten płomyk nadziei, który rozjusza mgłę wątpliwości.
Wpadłam w stan letargu, jednak nie chciałam z niego się wybudzić.
Kolejna paranoja sprawiła, że zapijaczyły się myśli,
a przez drogę przebiegła nieefemeryczna euforia.
Doprowadziły mnie do przystanku.
Przystanek Samotności.
Teraz siedzę na ławce i czekam na autobus pełen aniołów.
Doskonale wiem, że nic nie nadjedzie i nikt nie pojawi się wraz z zachodem słońca.
Jednak lubię tu być, mój cel nie jest uzyskany, ale dalsza wędrówka prowadzi donikąd.
Na Przystanku Samotności rozkruszyły się krzyki, w których ja zostałam unieśmiertelniona.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Inne artykuły tego autora: