Widziałem człowieka ze sztucznym gardłem
otoczonego palisadą szklanek – obsypany trzciną
cukrową, przełykał kamienie brukowe.
Zagryzał nimi gorzkie substancje, zwilżał ręce
szampanem; potem chował w kieszeniach płaszcza.
Nie podchodziłem do niego zbyt blisko,
wyglądał na szubrawca.
Rozmawiał w kilku językach, chrobotał dialektami,
mówił, że zna taki zwyczaj - picia do lustra na kolanach,
pod jeden plasterek pastrami.
Grywał kiedyś na akordeonie, tańczył na stole,
śpiewał Okudżawę, podkładał głos w filmie „Zły człowiek”
z początku lat trzydziestych. Mówił, że prowadzi jazdę konną
gdzieś na przedmieściach San Antonio.
Doprawiał co drugie zdanie akcentem. W końcu
zza szklanej barykady rozwinął obie ręce, kilka rubli,
czapkę mołojecką i słowa, których jeszcze nie zdążył
przepić i pochować.
Czegoś tak swołoczi wzrok na mnie zawiesił,
mam dwadzieścia lat pracy na statkach, z Wysockim
na Tangance grywałem w trzy wymiary,
codziennie jestem katem, ojcem i matką,
sława jest iskrą w tunelach krwi.
Potem spadł z pod stół, udawał śpiącego.
Widziałem jak nożem wycinał sobie kły.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Bielanski · dnia 27.06.2010 18:34 · Czytań: 3135 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: