Ta nadchodząca w werblach (cz III) wysokich obcasów - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » Ta nadchodząca w werblach (cz III) wysokich obcasów
A A A
cd
Siedziała. Uparcie, bez ruchu. Oczy miała przymknięte. Otwarła je, słysząc kroki. Rozpromieniła się. Spojrzała na biały fartuch, jaki zakładał w laboratorium.
- Trudna ta anatomia?
- Niekoniecznie. Trzeba tylko rozumieć, jak to razem funkcjonuje, co od czego zależy, z czym się w przebiegu nerwów łączy oraz wkuć łacińskie nazewnictwo - wtedy wszystko proste jak drut.
- A ja najbardziej lubię grać na pianinie. I śpiewać. Występuję w teatrze. Naszym... przy domu kultury. Dopiero tutaj tamto wszystko wydaje się okropnie banalne.
Poradził, żeby zeszła na dół do klubu studenckiego. Pokręciła głową. Będzie czekać, a przy okazji przyjrzy się życiu na uczelni. Zaśmiał się.
- Z zamkniętymi oczami?!
- Nawet tak można wiele wyczuć! Ja słyszę i czuję więcej niż inni! Czasem wydaje mi się, że słyszę nawet zapach trawy.
- Czuję - poprawił. - Czuję zapach.
- Nie, ja naprawdę słyszę! To znaczy niezupełnie tak. Ale to coś więcej niż tylko czuć zapach. I ja tak we wszystkim...
- A trawa choć pachnie? - spytał rozbawiony. - Pewnie dopiero jako siano.
- Dla mnie - pachnie. Nawet ta zielona.
Przyjrzał się jej uważnie, ale nie dodał nic i powrócił do sali ćwiczeń, skąd dolatywał już szum. "Chyba ta dziewczyna nie będzie go prześladować do końca zajęć?" - dumał. "Koleżanki dostarczą jej bagaż i odjedzie."
Ku jego zaskoczeniu - czekała niestrudzenie. Studenci spoglądali na nią z zaciekawieniem. Jej granatowa spódnica w grochy rozkładała się na ławeczce szeroko fałdami. Biała bluzka zdradzała początkującą. Takie onieśmielone biedactwo z prowincji. Mocno sfrustrowane po klęsce na egzaminach wstępnych. Zatopiona w myślach zdawała się nikogo nie widzieć. Nie reagowała na uśmiechy, pochlebne słówka.
Ten widok Garbicę irytował. Lecz zarazem wzruszał. Coś go zmuszało, by się nią zaopiekował. To jeszcze bardziej go irytowało, bo tego wcale nie chciał. Ale cały czas podczas ćwiczeń ze studentami czuł, że za drzwiami czeka na niego coś ogromnie kolorowego, coś niezwykłego, czego dotychczas nie spotkał.
Gdy za którymś razem uchylił drzwi na korytarz, dostrzegł w miejscu, gdzie siedziała, tłumek chłopaków. Usłyszał jej śmiech. Śmiała się głośniej od innych!? Ona to była? Czy nie ona? Zbliżył się. Ucichła przestraszona, a otaczający rozpierzchli się. Spojrzała ku niemu zalotnie, jakby ten rys nie zdążył jeszcze zgasnąć, i z powrotem posmutniała.
"Dziwne - pomyślał - raz ona taka, raz zupełnie inna. A jaka jest naprawdę?"
Ćwiczenia coraz bardziej się dłużyły. Stawał się roztargniony. Coś go cieszyło niepomiernie i zarazem stanowiło źródło zakłopotania, a skupiało się tam za drzwiami, na ławce pod oknem. Trudno było wsłuchiwać się z uwagą w odpowiedzi studentów. Zaczęły mu się plątać dendryty z neurytami, receptory z efektorami, nie żeby nagle zgłupiał, ale wszystko zdawało się być jak za oddaloną zasłoną. Przestraszył się, że studenci coś zauważą, więc wspaniałomyślnie wybaczał niedokładności w ich wypowiedziach i zlecił ciche zajęcia nad porównywaniem preparatów.
"A niech tam - myślał - jeśli się teraz nie przyłożą, braki w wiadomościach wyjdą, gdy przejdą do analizy dróg czuciowych”. Zawsze był na zajęciach zasadniczy i dokładny. Dziś, zerkał co chwilę na zegarek, ile jeszcze do końca.
Znowu przestał śledzić, co mówi wywołany do odpowiedzi chłopak o wielkiej kędzierzawej czuprynie, ale on zazwyczaj mówił mądrze.
„Ola - myślał Antoni. – „Jakie ładne imię”.
W przerwie na papierosa znowu wyjrzał za drzwi. Czekała. Podniosła na niego oczy zdziwione, nieprzytomne, jakby budziła się ze snu. Widać znużona czekaniem zapadała w stan półsnu, półjawy. Po co więc czekała? On sam by już z dziesięć razy poszedł sobie i wrócił, przeczytał z dziesięć książek, a w ogóle nigdy by się nie zgodził na takie marnotrawstwo czasu. Rozczuliła go swą powolnością. I tym, co wspomniała o swej nadwrażliwości, że słyszy zapach trawy.
- No jeszcze z pół godziny i będę wolny - powiedział a ona wyszeptała błagalnie:
- Chciałabym zobaczyć co tam za drzwiami... Wcale nie zemdleję... Proszę...
Pozwolił. Przycupnęła w ostatniej ławce z dala od wszystkich.
„A więc tak wygląda prawdziwy mózg - myślała - tylko ten zapach wkoło formaliny przykry”. Starała się jak najmniej oddychać, lecz była dumna, że znalazła się w zupełnie innej rzeczywistości. Kolorowa tablica na ścianie koło niej przedstawiała coś jakby olbrzymiego, kolorowego motyla. Ach to przekrój rdzenia kręgowego! - zorientowała się przeczytawszy podpis. Zaciekawiona spoglądała na nieznaną jej aparaturę, jakieś preparaty w oszklonych szafkach, rysunki odsłoniętych mięśni, to kości, prawdziwe szkielety i modele. Wszystko tu intrygowało!
Wychodząc po chwili, czuła się zupełnie kimś innym. Kimś komu dane było na moment dotknąć tajemnicy życia. Owa tajemnica skojarzyła się jej z rojami motyli. Nieważne, że były to rysunki systemu nerwowego. Nie odbierała tego rozumem, ale zmysłami wyczulonymi na urodę świata. Teraz dojrzała tego świata jeszcze jeden aspekt i to ją zachwyciło. Była wdzięczna nowopoznanemu panu, że umożliwił poznanie tego. On chyba ma ze trzydzieści lat, albo więcej - myślała. Tak na pewno więcej. Czuje się przy nim bezpiecznie, jak przy ojcu. Poważny człowiek, nie żaden tam podrywacz.
Tymczasem Antoni, nieświadom, że mogła go uznać za tak starego, zdjął biały fartuch i usiłował niecierpliwie zmyć z rąk duszący zapach formaliny. Wreszcie stanął znów przed Olą.
Chwilę patrzyła, jakby go nie widziała, zatopiona w myślach, albo tak zmęczona, że aż senna.
- No, jak się czujemy? - spytał z niepokojem. - Nie mdlejemy?
- Podobały mi się te motyle na ścianach.
- Jakie motyle??
- No, przekrój rdzenia kręgowego...tak kolorowo pokazany...
- Ach to! Niesamowite! Mnie się pani też skojarzyła z czymś kolorowym. Dopiero w tym momencie pojąłem, że z motylem. Dziwny zbieg skojarzeń.
Roześmiała się i ruszyła ku schodom. Zbiegała w dół, postukując głośno obcasami. Podążający z tyłu Antoni uświadomił sobie, że ten głośny werbel otacza każdą piękną kobietę. Dotąd tego nie zauważał. Wiedział, że wokół takiej unosi się woń perfum. Że twarz, talia, nogi, przyciągają wzrok. Ale nie zwrócił dotąd uwagi na towarzyszący takiej rytm - wystukiwanych wysokimi obcasami - kroków. Niczym zwycięski werbel. Po raz pierwszy to sobie uświadomił. I to on, człowiek nauki, ceniący najbardziej przymioty umysłu i ducha, mający już - było nie było- blisko dwadzieścia siedem lat i doktorat na ukończeniu.
Zrównał się z nią i idąc raźno, wykrzykiwał na lewo i prawo powitania. Machał ręką z daleka nawet do tych, którym dotychczas ledwie ozięble kiwał głową albo mijał obojętnie. Rozradowany dziś był skory powitać wylewnie każdego. Chciał, żeby go wszyscy widzieli!
Opowiadał Oli o mijanych ulicach, o zabytkach. Wiele z nich znała. Bywała tu często, bo mieszkała trzydzieści pięć kilometrów stąd. Ale Antoni lubił się popisywać erudycją. Zawsze go cieszyło, że wie więcej od innych. Lubił się wiedzą dzielić. Ofiarowywać innym to coś najbardziej cennego. Nie przychodziło mu do głowy, że kogoś zanudza, albo wzbudza zawiść, kiedy góruje mądrością.
Dziś musiał mówić cokolwiek, byle mieć pretekst do zatrzymania Oli. Radowało go, gdy odrzucała do tyłu długie, brązowe włosy, przymykała w słońcu oczy o długich rzęsach i szła na wysokich obcasach, miarowo nimi postukując. Patrzyła w niego z uwagą, potulna i oddana, jak wymagająca opieki dziecina. Szła dokąd prowadził. Cały czas słyszał koło siebie pośpieszny stukot jej obcasów i wybuchy śmiechu. "Ognik" – pomyślał. - "Żywiołowy, migotliwy ognik". A po chwili uzupełnił: "Tylko, żeby się za szybko nie wypalił".
Dotąd nie spotkał tak kruchej osoby, wymagającej takiej tkliwości. Z bratem, nawet siostrą, raczej rywalizował, kto silniejszy, mądrzejszy, kto wyżej wydrapie się na drzewo, wygra w szachy. Halinka – jego dziewczyna - sama opiekowała się w pracy dziećmi głuchymi, a w domu starą matką, całą rodziną. Jest tak dzielna, że nie potrzebuje, by się nią opiekowano. Tak, Halinka jest silna psychicznie... Za to przy Oli trzeba być szczególnie ostrożnym. Widok żebraka bez nogi wywołał na jej twarzy skurcz bólu. Podobnie, gdy napomknął coś o egzaminach wstępnych. Ścierpł ze strachu, że się na środku ulicy rozpłacze.
Szybko pociągnął ją do najbliższej wystawy, a było to przed sklepem jubilera. Ożywiła się na widok błyszczących cacek. Zaczęła objaśniać, które pierścionki są godne uwagi. Jeden podobał się jej szczególnie. Ledwo rzucił tam okiem. Co w tym mogło być ciekawego? Dotąd myślał, że takie błyskotki tylko dla znudzonych hrabin ze starych romansów. Tymczasem Ola odkrywa mu nowe światy.
Przy następnym sklepie jubilera zaczął już wyróżniać z tła precjoza, którymi się zachwycała. Chętnie by jej przyozdobił rękę takim klejnotem. Roześmiał się sam do siebie, dostrzegając własną śmieszność. Nie mógł być kimś wymarzonym dla tej dziewczyny, on - poważny naukowiec, neurobiolog, oderwany od spraw przyziemnych, do tego rudy i długi jak tyczka. A ona ładna i nad wyraz wrażliwa.
Kiedy znowu przystanęli przed wystawą - ileż na tej trasie sklepów jubilerskich?! - poprosiła, aby mówił jej po imieniu.
- Proszę bardzo. Spróbuję. Widzi pani, widzisz - plątał się. - przywykłem moim studentkom mówić: pani. Na uczelni panują ceremonialne zasady...
Urwał stropiony, czy pozwolić, by i Ola mówiła mu po imieniu? Przez te kilka godzin znajomości, zanim odjedzie? Ona jakby to wyczuła:
- Ja będę mówić - pan...
- Ależ, mów mi Antek!
- To lepiej Antoni... Albo Anton.
Spodobało mu się to "Anton". Nikt tak go jeszcze nie nazywał. Podziwiał łatwość odnajdywania się Oli w nowej sytuacji. Jemu często zdarzało się nie wiedzieć, co w danej sytuacji począć, powiedzieć. Głownie dlatego, że nie lubił się wpasowywać w utarte formułki, konwenanse. Wolał je w roztargnieniu pogwałcać. Roztargnionemu uczonemu - myślał - niejedno ujdzie. Dlatego szybko zyskał przydomek: "profesor". Trochę się jednak niepokoił, czy podoła ceremonialnym obowiązkom na czekającej go lada miesiąc obronie pracy doktorskiej. Zawsze współczuł kolegom, biedzącym się podczas przyjęcia, jakie wypadało wydać dla przybyłych na obronę gości. Najgorzej, gdy ktoś nie miał przy sobie znającej się na rzeczy kobiety. Pewnej siebie i z inwencją. Ola wygląda na taką. Ale u jego boku będzie inna... Nie chciał o tym teraz myśleć.
Nie było na to czasu. Ola chyba głodna, on też, weszli więc do najbliższego baru. Chyba powinien ją raczej zaprosić do eleganckiej restauracji? Ale mogłaby to odczytać, jako coś wykraczającego poza przelotną znajomość. Przecież nie zabiega o jej względy. Nie musi dokładać starań, szpanować. Na wszelki wypadek spytał o to, ale odrzuciła taki pomysł. Zaraz wypatrzyła na tablicy omlet z groszkiem i tego sobie zażyczyła, płacąc od razu za siebie. On zamówił kaszę z gulaszem i kiszonym ogórkiem. Chciał, by wypadło to prozaicznie. Bał się stwarzania nastrojów, które rozbudzałyby wyobraźnię, pociągały za sobą wspomnienia, chęć powrotu.
- Zaprowadź mnie do stolika - szepnęła, - tak mi słabo, jakbym miała zemdleć...
Przytrzymywał ją za łokieć i poszła krok przed nim, nieco chwiejnie, niczym lunatyczka. Trochę się przestraszył, a równocześnie pomyślał z rozczuleniem, że jest głodna i zmęczona tyloma dziś wrażeniami. W dodatku wynudziła się, czekając na korytarzu laboratorium. I to ona, taka delikatna.
Odsunął pospiesznie dla niej krzesło. W tym momencie krzyknęła:
- Nie tyłem do sali!
Wszyscy w barze odwrócili głowy w ich stronę. Kiedy przycupnęła już na krześle z widokiem na salę, wyszeptała, że nie znosi, kiedy za plecami coś się dzieje, a nie wie co. Może ktoś tam się czai z nożem? Albo coś gorszego?
Roześmiał się, chcąc rozładować sytuację, ale twarz Oli stężała, jakby miała się zaraz rozpłakać. Jeszcze by tego brakowało!
- Jesteś po prostu głodna - uspokajał. Na omlet należało dłużej poczekać, więc skwapliwie przyniósł jej jajecznicę ze szczypiorkiem i bułeczki posypane makiem. Zaczęła dziobać ostrożnie widelcem po talerzu - wyraźnie zmęczona - lecz po chwili z większym apetytem. Posilona rozjaśniła się uśmiechem. Skończyła i patrzyła, jak on pochłania gulasz z kaszą i kiszone ogórki.
- Lubisz to? - spytała zdziwiona.
- Co?
- Taką kaszę.
- Nie przykładam uwagi do tego co jem. Jest tyle ważniejszych spraw. A kasza ponoć zdrowa.
Spuściła głowę. Dopiero po chwili oznajmiła:
- Imponuje mi, że wykładasz studentom. Stoisz nad nimi wysoko. Oni muszą się ciebie bać.
„Omlet!” - rozległo się od baru. Poderwał się go przynieść. Po drodze zabrał brudne talerze. Skosztowała wysmażonego na złoto omletu z górą zielonego groszku i twarz jej zakwitła wyrazem rozkoszy.
- Anton, dziękuję za wszystko.
- Przyjemność po mojej stronie - rzucił zaskoczony, że znalazł na poczekaniu wyświechtaną formułkę.
- Musisz przyjechać, zobaczyć nasz teatr w domu kultury.
Zgodził się, po raz kolejny zadziwiony zaproszeniem i jej bezceremonialnością w mówieniu mu na ty, do czego nie przywykł.
"Dziwna dziewczyna - myślał - zaczyna nim rządzić, choć ze siedem lat młodsza. Zapomni o zaproszeniu zanim odjedzie." Powinien wreszcie zakończyć to łażenie po mieście. Ma mnóstwo roboty. I kolacja w akademiku mu przepadnie. Jak wyszli z baru, spytał, czy odwieźć ją na dworzec? Odmówiła. Zostanie do jutra. Chciała jeszcze połazić po mieście.
Zatem pociągnął opowieści o bruku ulicznym, o kręcących się wszędzie gołębiach, i obiektach, jakie mijali. Bał się, że kiedy przestanie na moment mówić, Ola odejdzie. Rytm jej kroków stawał się wolniejszy.
Kiedy odprowadził ją pod akademik, powiedział zdawkowo:
- No to żegnaj. Może się jeszcze kiedyś spotkamy.
- Ależ jutro! Z samego rana. Wyjeżdżam dopiero wieczorem.
Stanął jak wryty. Nawet nie spytała, czy ma czas. Planował wybrać się do promotora, popracować w czytelni. Coś go jednak podkusiło i zgodził się.
Co mu tam?! O jeden dzień opóźni doktorat, ale zobaczy raz, jak spędza się czas z dziewczyną, co biega na tak wysokich obcasach. Jak można na czymś takim chodzić i nie upaść? Kobiety to dziwne stworzenia. Zaskakują na każdym kroku.
- - -
(to jeszcze nie koniec, ale na razie dość. S)

(trzeci fragment powieści: Krystyna Habrat- "Ta nadchodząca w werblach wysokich obcasów" - Całość "Ta nadchodząca")
www.mybook.pl/6/0/bid/173
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 07.07.2010 08:28 · Czytań: 881 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 20
Komentarze
Bardzki dnia 07.07.2010 19:17
Bardzo dobrze opisana gra dwóch wzajemnie zafascynowanych sobą osób.
Nie będę oceniał każdego fragmentu z osobna. Moje zdanie znasz.
Usunięty dnia 08.07.2010 10:45
Zestawiasz dwa przeciwieństwa i to jest oś tej historii, łatwo więc wpaść w banał, co - mam nadzieję - w dalszym ciągu Ci się nie przytrafi. Na razie trzymasz prostą ;) Ale idźmy dalej...

... Dwa światy zbliżają się niepewnie do siebie... :) A Ty autorko, uroczo nimi kierujesz, ukazując czytelnikowi zabawne perypetie wzajemnych "odkryć". Świetne wyczucie tych wzystkich szczególików osobowościowych, gestów i uczuć.

Ale ! jest jedno ale. Szczerze mówiąc zaskoczył mnie tak młody wiek Antoniego. Przedstawiony dotychczas, przeciwstawiony Małej - nieco zalatywał formaliną ;) Pociągnęłabyś mu jeszcze do trzydziechy chociaż.. Wszystko będzie grało, a wieksza różnica wieku, to większa pikanteria :)

Bardzki ma rację, że bez sensu jest oceniać z osobna każdą część, i pozwolisz, że też się wstrzymam.
Krystyna Habrat dnia 08.07.2010 11:58
kmkmk Masz rację, ale do czegoś mi taki wiek był potrzebny, chyba, żeby nie został wyrotowany, gdyby za długo pociągnął pracę nad doktoratem, ale nie tylko. Dziewczętom w wieku Oli każdy pan powyżej 25 lat może wydawać się stary, co nawet może imponować.
Dziękuję za komentarze. Cd na razie nie będzie.
Usunięty dnia 08.07.2010 21:53
Cytat:
gdyby za długo pociągnął pracę nad doktoratem,


- to może przemianować go na profesora? :D Sokoliku, 7 lat różnicy to dzisiaj mały pikuś.
Mnie chodziło raczej o to, że chłopcy w tym wieku nie reprezentują sobą takiej powagi, wręcz - powiedziałabym - cech starokawalerstwa, jak nasz kolega Antoni. A przynajmniej ja takich nie znam.
Krystyna Habrat dnia 08.07.2010 22:22
Zgadzam się z tobą. Straszny z niego dziwak. Zasadniczy, poważny. Ale tylko jedna warstwa jego osobowości i tylko na początku. Bronię go, nie tylko, że podobnych znam wielu, ale też w myśl flaubertowskiej zasady: "Emma Bovary to ja". Zatem to ja sama jestem staroświecką dziwaczką, zatopioną w księgach, nie znającą życia ani ludzi. Tylko kiedyś zamiast doktoratu wybrałam zwyczajne szczęście. Może i Antek pójdzie takim śladem?
Usunięty dnia 09.07.2010 11:05
Nie sposób się z Tobą dłużej spierać, mój drogi Antonie ! :)
Krystyna Habrat dnia 09.07.2010 11:30
Ależ ja się wcale nie spieram, ja ciesze się wnikliwymi komentarzami i tylko próbuję się nieśmiało tłumaczyć. Oczywiście sama nigdy bym się w Antonim nie zakochała.
Miladora dnia 10.07.2010 21:50
Mam nadzieję, że się nie obrazisz za małe poprawki. ;)

- "A niech tam(„) – myślał(.) – („)(J)eśli się teraz nie przyłożą, braki w wiadomościach wyjdą, jak przejdą do analizy dróg czuciowych"(.) – kropka w tym miejscu.

- „Ola(„) - myślał Antoni(.) (-) („)(J)akie to ładne imię”.

- On sam by już z 10 razy poszedł sobie i wrócił, przeczytał z 10 książek, - słownie

- „A więc tak wygląda prawdziwy mózg(„) – myślała(.) – („)(T)ylko ten zapach wkoło formaliny przykry”.

- Była wdzięczna starszemu panu, że umożliwił poznanie tego. („)On chyba ma ze 30 lat, albo i więcej(„) - myślała. Tak(,) pewnie więcej. Dla niej jest tak stary, że czuje się przy nim bezpiecznie, jak przy ojcu. Nie będzie jej podrywał. – dla mnie nie jest wiarygodne, by 20-letnia dziewczyna uważała 27-letniego faceta za aż tak starego.

- Wiedział, że wokół takiej unosi się woń perfum. Że twarz, talia, nogi, przyciągają wzrok. Ale nie zwrócił dotąd uwagi na towarzyszący takiej rytm – powt.

- było nie było()- blisko 27 lat i doktorat na ukończeniu. - słownie

- Bywała tu często, bo mieszkała 35 kilometrów stąd. - słownie

- Dotąd nie spotkał tak kruchej osoby, wymagającej takiej tkliwości. – nadużywasz zaimków

- Halinka sama opiekowała się w pracy dziećmi głuchymi, a w domu starą matką, całą rodziną, i tak dzielna nie potrzebowała niańczenia. – sens się rozmydla

- Widzi pani, widzisz - plątał się. - przywykłem moim – bez kropki

- Ja będę mówić (-) pan...

- To lepiej Antoni...()Albo Anton.

- Głownie dlatego, - literówka

- („)Roztargnionemu uczonemu(„) - myślał – („)niejedno ujdzie(„).

- Najgorzej, gdy taki nie miał przy sobie znającej się na rzeczy kobiety. – za często stosujesz tego określenia „taki”, „taka”

- Zaprowadź mnie do stolika - szepnęła, - (T)ak mi słabo, jakbym miała zemdleć... – kropka zamiast przecinka (nie ma takiego zapisu)

- Nie tyłem do sali!! – albo jeden wykrzyknik, albo trzy (wystarczy jeden)

- Odwrócili głowy w ich stronę. – kto?

- Poderwał się go przynieść. – często upraszczasz w ten sposób zdania

- "Dziwna dziewczyna(„) – myślał(.) – („)(Z)aczyna nim rządzić, choć ze siedem lat młodsza. Zapomni o zaproszeniu(,) zanim odjedzie"(.)

Masz jeszcze trochę powtórzeń, których nie wyławiałam i jakieś spacje do dodania oraz przecinki. Według mnie początek, z tymi aż tak krótkimi zdaniami, nie brzmi szczególnie korzystnie, zwłaszcza że potem opowieść jest już płynna. Wiarygodna także, oprócz (niestety) tego odbioru Antoniego przez dziewczynę. W to jakoś nie uwierzę, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy granice wieku zacierają się wyraźnie. W każdym razie, na tle dobrego tekstu, odbija to wyraźnie.
W zasadzie nie powinnam punktować takich niedoróbek, bo z pewnością w książce ich nie ma - teraz dopiero się połapałam, że to mija się z celem, skoro powieść została już wydana. Przepraszam więc. ;)
Chyba nie mam refleksu. ;)
Buziaki...
Wasinka dnia 10.07.2010 22:11
Och, Miladorko, a ja tu z poprawkami do wklejenia się przymierzyłam... Ale nic to. Jak, Sokolku, poprawisz, to wpadnę poukładać przecinki :)

Czytało mi się bardzo zgrabnie. Ale tak sobie myślę, że to troszkę strach... Wydaje ci się, że znasz swojego wybranka, jemu również się tak wydaje, a tu pojawia się twoje kobiece przeciwieństwo i przeciwieństwo ideału wybranka... I dziać się zaczyna... Ach! Nie znasz dnia i godziny... i swojej psychicznej konstrukcji...

Pozdrawiam cieplutko :)
Krystyna Habrat dnia 10.07.2010 22:12
Miladora, na Ciebie, za Twoje poświęcenie nie wolno się obrażać. Najwyżej uznaję, że mój tekst jest do ...(jak pewien tu poeta siebie określa). Poprawię jutro, a przy okazji podwójne gratulacje:
1) z powodu reklamowanej tu Twojej książki z Ciotką(chyba to nie sekret)?
2) z powodu pięknego zdjęcia, pewnie z szanownym małżonkiem, próbuje je powiększyć, żeby lepiej obejrzeć.
Tyle spraw miłych na dziś, a poprawki jutro. I dziękuję bardzo.
Wasinko, też chętnie skorzystam z wszelkich nauk i propozycji zmian. Bardzo grzeczna uczenniczka.
Miladora dnia 10.07.2010 22:39
Dziękuję, Sokolku, serdecznie. :D
Już się bałam, że mnie ochrzanisz... ;)
Twój tekst nie jest do .... :D Myślisz, że zawracałabym sobie wtedy nim głowę? Za leniwa jestem na to. ;)

A avatar to reklama konkursu "Miłość w cyberprzestrzeni". Zachęcam do wzięcia udziału. :D
No i oczywiście jest to mój pan i władca. ;)

Buziaki :D
Krystyna Habrat dnia 11.07.2010 03:47
Gdzieś w recenzji audiobooka przemknęło mi, że Gombrowicz nie chciał, by jego tekst był zanadto "ulizany". To jego określenie.
W biurze projektów wszyscy wiedzą, że jedni najlepiej wykonują wielkie pomysły wizjonerskie, ale szczegółów już nie dopracują i ci zostają generalnymi projektantami. Inni natomiast są lepsi w dopracowywaniu szczegółów i sprawdzaniu poprawności i tym powierza się funkcję sprawdzających. Taka jest po prostu natura ludzka.Nikomu to ujmy nie przynosi. Nam zwykłym śmiertelnikom. Oczywiście są geniusze, którzy potrafią jedno i drugie.
Miladora dnia 12.07.2010 01:24
Masz rację, Sokolku.
Ludzie działają w ramach swojej natury i rzadko udaje się ją przeskoczyć.

Ja po swoich rodzicach farmaceutach odziedziczyłam aptekarską dokładność. ;)
Oprócz tego cieszy mnie po prostu dążenie do pewnego rodzaju doskonałości. Dążenie, bo jak to ktoś napisał - osiągnąć jej się nie da.
Po prostu lubię zabawę tymi klockami słów i im lepszy zamek udaje mi się zbudować, tym większą mam satysfakcję.
Ale dla mnie naprawdę stanowi to zabawę.
Chyba jestem za leniwa na hołubienie ambicji. ;)
A może zdaję sobie sprawę ze swoich możliwości? Bo z wieku na pewno... :D
Krystyna Habrat dnia 12.07.2010 10:23
Miladora, Ty chyba należysz do tej trzeciej kategorii, co mają ciekawe pomysły i potrafią skrupulatnie dopracować szczegóły. Słowem "geniusz" nie będę Cię na razie obrażać, bo wydaje mi się, że to zwykle zasuszeni, oderwani od realiów starcy i to egzystujący raczej w encyklopediach, bo za życia niezrozumiali. A ty przecież piękna i młoda. Ale kiedyś... Refleksja obejrzeniu fotki: miałam nadzieję że będzie odrobinę brzydsza, a tu i w tej dziedzinie świetna. Moja teraz w PKP-zinie. Ale ad rem: poprawki zrobię, tylko chwilowo za gorąco albo czasu brak. Więc wieczorem.
Miladora dnia 12.07.2010 22:37
Sokolku kochany - bardzo mi przykro, ale muszę zdementować wszystko, co napisałaś. :D

1. Nie jestem piękna (chciałabym, kto by nie chciał). ;)
2. Nie jestem młoda (nie wiem, czy bym chciała, raczej nie). ;)
3. Jestem zwykłą zjadaczką chleba, która po latach nauczania zaczęła wreszcie robić to, na co zawsze miała ochotę, a na co nigdy nie starczało czasu i brakowało możliwości (nie oddałabym tego za skarby). ;)

Kochana - nikt nie wie, ile czasu mu pozostało. Ale teoretycznie ludzie starsi mają go już mniej. Ja po prostu postanowiłam to wykorzystać do maksimum. Na przyjemności. :D
A że przyjemność sprawia mi także praca nad tekstami i to niekoniecznie nawet własnymi, to już jest takie moje zboczenie. :D

Buziaki, Krystynko - i nasze zdrowie. :D
(Ale misia Ci nie odstąpię... ;) )
Krystyna Habrat dnia 12.07.2010 23:14
No to mamy dużo ze sobą wspólnego. A misiu, to chyba mąż?
Poprawki zrobiłam. Zawsze warto poprawiać, bo na naukę nigdy za późno. Dziękuję.
Co do "starości" Antka, to ciekawa sprawa, gdyż to niemal dosłowny cytat z życia. Tak właśnie zareagował mój prototyp (więc też z życia wzięty(a)). Podobne słowa usłyszałam od "starszawej" czyli spóźnionej studentki I roku o chłopaku, który skończył studia przed rokiem. Jest to jeszcze jeden przykład na to, że łatwiej uwierzyć w wymyślone, bo niejedno w życiu wydaje się mało prawdopodobne.
Wasinka dnia 12.07.2010 23:23
Zatem, skoro powyżej obiecałam, wstąpię jutro z watahą przecinków :)
Pozdrawiam :)
Miladora dnia 14.07.2010 02:21
To rzeczywiście ciekawe.
Przyznaję, że nigdy dotąd nie spotkałam się z takim odbiorem starszego zaledwie o parę lat człowieka.

Czasem trudno uwierzyć w rzeczywiste wydarzenia, gdy wydają się być mało logiczne. Zdarza mi się zapominać niestety, że życie potrafi przeczyć logice. ;)
Wasinka dnia 14.07.2010 11:59
:D

Widać (,) znużona czekaniem (,) zapadała w

- No (,) jeszcze z pół godziny i będę wolny – powiedział (,) a ona wyszeptała błagalnie:

- Chciałabym zobaczyć (,) co tam za drzwiami...

Przycupnęła w ostatniej ławce (,) z dala od wszystkich

„A więc tak wygląda prawdziwy mózg - myślała - tylko ten zapach wkoło formaliny – napisałabym to tak: „A więc tak wygląda prawdziwy mózg – myślała. – Tylko ten zapach formaliny wokoło przykry”.

Kolorowa tablica na ścianie koło niej przedstawiała coś jakby olbrzymiego, kolorowego motyla. – bez „koło niej” i może zamiast kolorowego motyla, lepiej barwnego, bo „kolorowy” się powtarza

Ach (,) to przekrój rdzenia kręgowego! - zorientowała się (,) przeczytawszy (ten drugi przecinek nie jest konieczny według współczesnych zasad)

Kimś (,) komu dane było na moment

On chyba ma ze trzydzieści lat, albo więcej - myślała. Tak na pewno więcej. Czuje się przy nim bezpiecznie, jak przy ojcu. Poważny człowiek, nie żaden tam podrywacz. – w tych zdaniach nie do końca wiadomo, kiedy mówi już narrator, a kiedy Ola nadal myśli

zatopiona w myślach, albo tak zmęczona – bez przecinka

Ach (,) to!

nogi, przyciągają wzrok – bez przecinka

Zrównał się z nią i (,) idąc raźno

Rozradowany (,) dziś był skory powitać wylewnie każdego

kogoś zanudza, albo wzbudza zawiść – bez przecinka

Szła (,) dokąd prowadził

Widzi pani, widzisz - plątał się. - przywykłem moim – bez kropki

Ależ, mów mi Antek! – bez przecinka

Zawsze współczuł kolegom, biedzącym się – przecinek niepotrzebny

Ale mogłaby to odczytać, jako coś – bez przecinka

Zaprowadź mnie do stolika – szepnęła (.) – (T)ak mi słabo

- Jesteś po prostu głodna - uspokajał. Na omlet należało dłużej poczekać – od „Na omlet” - nowy akapit

Posilona (,) rozjaśniła się uśmiechem

Nie przykładam uwagi do tego (,) co jem

Jak wyszli z baru, spytał, czy odwieźć ją na dworzec (.)

o kręcących się wszędzie gołębiach, i – przecinek zbędny


Sokole, natknęłam się na parę niezgrabnostek (zaimki, powtórzenia itp.), ale skupiłam się głównie na interpunkcji. Na początku chciałam wypisywać wszystko (jak widzisz), ale stwierdziłam, że tak będzie Ci łatwiej – stopniowo (?)
Przemyśl sposób zapisywania myśli, bo czasem używasz cudzysłowu, a czasem nie.

Pozdrawiam z uśmiechem :)
Krystyna Habrat dnia 16.07.2010 16:13
Dziękuję bardzo, zaczynam zaraz korektę jak się odrobinę ochłodzi.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty