Późne promienie jesiennego słońca ścieliły na dywanie jasne smugi. Niechciane, wolno wkradały się do domu przez mgłę firanek i zakurzone szyby. Elżbieta siedziała na pluszowej sofie z podwiniętymi stopami zachłannie obejmując książkę. Jej pusty wzrok nie śledził jednak drobnych liter maczkiem rozsypanych po kartkach. Uwagę kobiety przykuły wirujące drobinki kurzu unoszące się w powietrzu i tańczące w rytm własnej, niesłyszalnej melodii. Obraz lekko się rozmazywał za sprawą, niemal pustej, butelki Porto. Purpurowe blaski niedopitych kropel pełzały po podłodze jak pająki, pragnące zawładnąć jej świadomością. Snuły sieć, motając życie w coraz bardziej zawoalowany sposób. Lepka pajęczyna powoli zaciskała pętlę na wycieńczonym, odartym z marzeń i nadziei, ciele.
– Słońce zaszło cztery lata temu! - krzyknęła w stronę okna. Przerażony kot, wyrwany z popołudniowej drzemki, zeskoczył z parapetu i uciekł w najdalszy kąt mieszkania. Tylko kryształ kieliszka odpowiedział echem, potęgując rozdzierający ból. Sama nie potrafiła na nowo ułożyć życia, tak mocno doświadczonego przez los.
Sygnał przychodzącej wiadomości ściągnął ją z miękkiej sofy. Omijając słoneczne plamy na dywanie, chwiejnym krokiem podeszła do małego biurka.
–
Jesteś tam? - z trudem odczytywała pojedyncze słowa.
–
a gdze ma byc/ - palce błądziły po klawiaturze.
–
Prosiłem, żebyś nie piła! Elu! To niczego nie zmieni! - skąd on wie, co robię? Mętnym wzrokiem spojrzała za siebie, jakby spodziewała się go tam zobaczyć.
–
Jak znasz wszystkie odpowiedzi, to powiedz, co mam robić! - łzy niemocy popłynęły po bladych policzkach.
–
Spotkajmy się w końcu! Porozmawiamy jak ludzie, a nie jak przykute do monitora automaty!
–
Nie umawiam się z obcymi! - chciała napisać, lecz jej tonąca w oparach alkoholu świadomość nieoczekiwanie błysnęła przejrzystą myślą. Nagle zrozumiała, że Michał nie jest już obcą osobą; jest jej przyjacielem, któremu codziennie, od paru lat, powierza swoje smutki i bolączki, a nawet - czasami - małe radości życia.
–
Nie bój się! - mrugało w okienku. Duszą targały sprzeczne emocje podsycane irracjonalnym wrażeniem, że zdradza zmarłego męża. Broniła się przed nowym uczuciem, rozpamiętując bolesne wydarzenia sprzed kilku lat, ale ramiona Michała kusiły teraźniejszością. Podjęła decyzję.
–
Już się nie boję - napisała. –
Do zobaczenia.
*
Szczupły czterdziestolatek wystawił twarz do słońca: – Też na nie patrzysz? Takie samo nad nami - uśmiech rozjaśnił jego niebieskie oczy.
Monotonny stukot kół i łagodne kołysanie pociągu szybko uśpiły Michała, nim jednak zasnął zastanawiał się, jak doszło do tego, że jedzie przez pół Polski na spotkanie z Elżbietą. Znał wiele kobiet, ale żadnej z nich nie otaczała taka aura tajemniczości. Elę wyczytywał spomiędzy wierszy przesyłanych maili; widział, jak dzień po dniu, na nowo rodzi się w niej chęć do życia. Podskórnie czuł, że swoją obecnością pomaga przezwyciężać jej codzienne koszmary, lęki i obawy. Elżbieta pociągała go, rozbudzała ciekawość, wyobraźnię, rozpalała zmysły.
Przyjemne ciepło zagościło w lędźwiach, wprawiając w stan radosnego oczekiwania.
Stanęli naprzeciwko siebie. Szare oczy Elżbiety w ułamku sekundy utonęły w jego oceanach błękitu. Fala gorąca zalała drobne ciało, kolana ugięły się lekko, jakby nie były w stanie udźwignąć ciężaru uczucia, który na nią spłynął. Michał objął ją mocno i wyprowadził z gwarnego dworca wprost w ramiona, ukochanego przez oboje, miasta. Zostawiając za plecami Basztę “Jacek” i Zbrojownię, wolnym krokiem przecięli, skąpaną w słońcu, Starówkę.
Kawiarnie, o tej porze dnia, świeciły jeszcze pustkami. Dowolnie mogli wybierać, lecz, popychani nadchodzącą bryzą, szybko znaleźli schronienie w przytulnym wnętrzu. Stare, gdańskie meble z dostojeństwem podpierały ściany kamienicy. Bogate zdobienia ciężkich szaf i komód rzucały złowrogie cienie w przytłumionym świetle kandelabrów, lecz - zaścielone białymi serwetami stoliki, przystrojone świecami - zapraszały intymnością.
– Dlaczego pijesz? - pytanie zabolało bardziej, niż się spodziewała. Opuściła oczy, a cienie długich rzęs lekko zakołysały w rytm drżących płomieni. Odruchowo odstawiła kieliszek, szukając w myślach usprawiedliwienia, lecz żadne nie było wystarczająco dobre.
– Bo chcę zapomnieć, uciec od rzeczywistości, szarego życia; wtedy jest weselej. Czasami… - wzruszyła ramionami.
– Przez różowe okulary nie da się długo patrzeć. Wiem coś o tym, Elu! - złapał jej drobne nadgarstki. – Nie możesz tak żyć! - ciepłe dłonie emanowały energią, siłą, jakiej dawno nie czuła.
– A ty? Jak długo nie pijesz? - zapytała, lecz nagle kelner pojawił się z tacą zastawioną słodkościami, niespodziewanie przerywając trudną rozmowę. Bajkowy sernik, otoczony sosem brzoskwiniowym, zamajaczył na stole. Z chrupiącej, popękanej od gorąca, powierzchni wypływały stróżki soku, zniewalając ciało unoszącym się aromatem. Na talerzu, niczym rozedrgane w świetle nuty, tańczyły muśnięcia czekolady.
– Nie kochałam się od czterech lat - szepnęła, zapatrzona w to arcydzieło sztuki. Delikatnie uniósł jej brodę i spojrzał w zawstydzone oczy.
– Chcesz tego? - upewnił się z nadzieją. Eli głodne spojrzenie krzyczało o miłość. Bez słowa wyszli z kawiarni, a parujący deser został świadkiem pożądania dwojga zagubionych dusz.
Szelest zamykanych za plecami drzwi wyznaczył granicę jej samotności. Błyszczące oczy przysłoniła delikatna mgła wzbierającego podniecenia, a serce tłukło w piersiach zawrotnym rytmem. Zapatrzona w oczy mężczyzny, czułymi muśnięciami badała jego twarz, dotykała przyprószonych pierwszą siwizną włosów, brwi, podbródka. Dłonie zadrżały, gdy dotknęła rozpalonych ust. Lekko się pochylił i ich wargi połączył żar pierwszego pocałunku. Stęsknione pieszczot ciało kobiety zmysłowo reagowało na każdy dotyk. Stopniowo poznawali swe kształty, miękkość, wilgotność, z czasem zapadając w odchłań, tracąc poczucie rzeczywistości. Ubrania niezauważalnie odfrunęły w niepamięć, a oddechy splotły w jeden śpieszny rytm.
Leżeli nadzy, okryci purpurą słońca, toczącego swe blaski w ostatnich brzmieniach zachodu. Michał delikatnie spijał łzy rozkoszy, płynące po Eli zaróżowionych policzkach. Mocno się w niego wtuliła, zapamiętując dłonią kształt pleców, wystających łopatek, jędrnych pośladków.
– Dobrze mi z tobą, Ell - szepnął w miękkie, puszyste włosy. – Mógłbym tak, już na zawsze…
– Ja też. - Chciała zatrzymać tę chwilę, na stałe wyryć w rozedrganym sercu. Żarliwe ogniki w oczach powoli znikały, ustępując miejsca głębokiemu smutkowi miłości.
*
Dworce kolejowe zawsze napawały ją niewytłumaczalnym poczuciem osamotnienia, odstraszały ulotnością, przemijaniem. Śpieszący do pociągu lub wysiadający pasażerowie pojawiali się przez moment na zatłoczonym peronie, aby już chwilę później zniknąć w zaułkach miasta lub opuścić dworzec przy wtórze dudniących kół.
– Do zobaczenia,
Ell - szepnął w ucho. – I… nie pij więcej! - spojrzał wymownie.
– Już nie muszę - mocno się przytuliła. – Do zobaczenia,
Słońce. - Rozkochane oczy tęskniły do następnego spotkania.
Stała na peronie z ręką podniesioną w niemym akcie pożegnania. To był pierwszy dzień jej nowego życia i starczyć miał na najbliższe tygodnie rozłąki, rozjaśnianej tylko mrugającą ikonką na ekranie monitora:
“Masz nową wiadomość”.