Gżegżółka i ręka z trupa - tulipanowka
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Gżegżółka i ręka z trupa
A A A
Hania miała faceta Rona, którego siostra nazywała się Stefania.
Ron był agentem wywiadu. Hania spytała raz nawet jakiego kraju. Wtedy odpowiedział, że szpieguje dla kosmitów. Po tych słowach Hania postanowiła nigdy więcej nie pytać. A poza tym ich wspólne pożycie układało się znośnie, czyli bardzo dobrze.

W czasie niebezpiecznej akcji, gdzieś w głębi amazońskiej puszczy, Ronowi odcięto maczetą dłoń. Mężczyzna nie wyjaśnił Hani szczegółów – bo wszystko jest ściśle tajne, ale i tak, jego zdaniem, puścił farbę i okazał się mięczakiem przekazując zdawkową informację o miejscu wypadku.

Ledwo, co rana się zabliźniła, Ron oświadczył:
- Gżegżółko, muszę lecieć. – Ron nazywał tak swoją ukochaną, ponieważ oprócz szpiegostwa miał drugą wielką życiową pasję – polską ortografię.
- W takim stanie? A dokąd? – wyrwało się Hani śledcze, przyciskające do muru, pytanie.
- Lepiej nie pytaj – odparł zdawkowo. – Może w kosmos?
- Będę tęsknić – próbowała wycisnąć cokolwiek z niego metodami „na litość” i „na przywiązanie” (dwa w jednym).
- Ja myślę. – Ron miał wysokie poczucie własnej wartości, a przeczucia go nie myliły (gdyby go myliły, nie zostałby agentem).
- Kocham się, to znaczy, cię – szybko poprawiła swoje przejęzyczenie.
- Nie dziwię się. – Ron spokojnie, bez fałszywej skromności, podchodził do spraw oczywistych.
Chwilę tak pogaworzyli, a potem Ron przypiął Hanię kajdankami do łóżka.
- Nie chcę, żebyś spadła na podłogę – powiedział z czułością.
- Ujmuje mnie twoja troskliwość – wzruszyła się Hania (chociaż nie udokumentowała tego namacalnym dowodem rzeczowym w postaci łez).
- Dla ciebie wszystko, gżegżółko.
- Zaraz usłyszymy muzykę płynącą z łóżka – westchnęła przeciągle.
- Co? – Ron chociaż as wywiadu, nie zawsze wszystko łapał w lot, albo przynajmniej robił takie wrażenie.
- Łóżko będzie skrzypieć. – Hania wyjaśniła, o co jej właściwie chodziło w zdaniu poprzednim.
- Fakt – powiedział, a pomyślał „fuck”. - Jest mocno wyrobione.
- Może nawet się rozpadnie? – zasugerowała rozkosznie turlając roznegliżowanym ciałem raz na prawo, raz na lewo.
- Bez przesady. Nie będziesz przecież biegać po łóżku. Jesteś w kajdankach. – Ron potrafił być rzeczowy, myśleć trzeźwo i nie w takich sytuacjach.
- Ronie, ty zawsze masz rację. – Hania zdecydowała się użyć zdania-wytrychu otwierającego męskie serce.
- Wiem. Od tego mnie masz, gżegżółko. – Chociaż to wiedział i tak się ucieszył. Nic tak nie raduje, jak prawda, powtarzana wielokrotnie, ale prawda.
- Oooh. Rooonie – westchnęła najbardziej erotycznie, jak umiała.
Potem przestali gadać, bowiem musieli coś ważnego zrobić. Minął wieczór, noc, ranek, a wczesnym popołudniem Ron opuścił Hanię, żeby rozpocząć kolejną misję (przeżyć następną przygodę).

***

Po około dwóch tygodniach Hania uzyskała informację z pobliskiego szpitala, że właśnie umiera dawca ręki. Kobieta próbowała się skontaktować z Ronem. Chciała, żeby natychmiast wrócił, bo ma szansę na przeszczep. Niestety mężczyzna nie odbierał komunikatora.
Dlatego następnie zadzwoniła do kilku instytucji z zapytaniem o swojego faceta. Nie, wcale nie zakładała, że go tam znajdzie. Stwierdziła po prostu, że być może jej komunikator jest na podsłuchu i jakoś tam, tajemniczymi satelitarnymi kanałami, wiadomość o możliwym przeszczepie dotrze do adresata, czyli Rona.
Minuty uciekały, Ron się nie odzywał, a dawca mimo pobudzania elekrowstrząsami, ledwo co dychał. Kiedy właśnie zionął ducha, Hania chociaż była pozornie tylko słodką gżegżółką, podjęła męską, czyli odważną decyzję. Żeby zachować dla Rona żywą rękę, do czasu jak się objawi, zdecydowała się na tymczasowy przeszczep.
Dobrze, że szybko podjęła decyzję, ponieważ po godzinie z trupa zostało tylko kilka włosów na poduszce. Lekarze rzucili się jak sępy. Każdy wycinał potrzebny mu organ, fragment skóry, albo kość. To zupełnie zrozumiałe, bo każdy chce być sławny – nawet lekarz (a im więcej dokona przeszczepów, tym statystycznie będzie miał więcej sukcesów na swoim koncie – prosty rachunek prawdopodobieństwa).
Hani przyszyto do brzucha pół przedramienia bez kości z dłonią z kośćmi.
Kiedy kobieta ocknęła się z farmakologicznego uśpienia, zobaczyła męską dłoń leżącą na jej brzuchu, łonie i udach.
- Cześć zwiędnięta rączko – pogłaskała ją czule. Nazwała ją „zwiędłą”, ponieważ ręka wyglądała marnie i leżała nieruchomo jak nieżywa.

***

Potem przewieziono Hanię do sali pooperacyjnej.
Po chwili do szpitalnego pomieszczenia wbiegła Stefania, siostra Rona.
- Witaj bohaterko – przywitała się z egzaltacją Stefania. – Cieszę się, że przeżyłaś.
- Ale mnie nic się nie stało. Chciałam tylko zatrzymać rękę dla Rona – wyjaśniła Hania.
- Tak słyszałam. Ron mi się zwierzył, że ucięto mu meczętą dłoń, a potem tę rzuconą dłoń znalazł i zeżarł pies.
- Pies?
- Najpierw mówił, że drapieżny i dziki lampart, ale przycisnęłam go trochę i przyznał się, że jednak pies. I to ich własny pies służbowy. Niesamowite, nie?
- Nie wiedziałam. Mi nie powiedział nawet o lamparcie, nie mówiąc już o psie.
- Bo widzisz, on zawsze był bardzo skryty.
- Tajemniczy.
- Pewnie się wstydził, albo przez skromność uznał, że nie będzie cię zanudzać opowieściami z pracy. Ale ja nie o tym. Bo widzisz, jesteś pierwszy raz w szpitalu i nie wiesz wielu rzeczy. Ja mam doświadczenie i zaraz ci dokładnie wyjaśnię, co zrobić, aby przetrwać.
- Zbudziłam się, ale nikt jeszcze ze mną nie rozmawiał. Chciałabym wiedzieć, czy przeszczep się udał.
- Eeee, kochana, naoglądałaś się sentymentalnych seriali z cyklu fantasy. Po pierwsze nikt tu niczego nie będzie wyjaśniać. Wszyscy są zawsze zajęci, a jak będziesz kogokolwiek zaczepiać pytaniami, to tak podpadniesz, że podzielisz los właściciela ręki. Najlepiej o nic się nie pytaj. I, to ważne, na wszelki wypadek odpowiadaj zgodnie z oczekiwaniami. Gdy spytają: „stolec był?”, odpowiadaj „tak”. Inaczej zrobią ci lewatywę, albo coś gorszego.
- Jak wspomniałaś o tym, to przypomniało mi się, że od wczoraj nic nie jadłam. Jaka jestem potwornie głodna – westchnęła Hania, a jej brzuch zaburczał.
- Przyniosłam ci jedzenie w małych porcyjkach, żebyś mogła cichaczem podjadać – szepnęła Stefania i nerwowo rozejrzała się w kółko sprawdzając, czy nikt jej nie podsłuchuje.
- Przecież w szpitalu wydają posiłki.
- Ale ciebie przez kilka dni będą głodzić. Nieważne, że nic ci nie dadzą do zjedzenia i tak będą cię co dzień budzić o piątej rano i dręczyć zapytaniami o stolec.
- Tak przez zaskoczenie, żeby prawdę wyciągnąć?
- Hmmm... To chyba zbyt daleko posunięte wnioski. Zasadniczo tortury polegają na lekceważeniu i totalnej obojętności. Wybudzić się po operacji to jedno, a drugie to przetrwać pobyt w szpitalu i utrzymać się przy życiu.
- Nie wiedziałam, że jest aż tak źle. Eeee, Stefanio, ty mnie chyba podpuszczasz? Straszysz dla żartu?
- No coś ty! Nie śmiała bym. Dla mnie jesteś heroiczną bohaterką. Poświęciłaś się dla mojego brata. Podziwiam cię. Ja bym nie potrafiła z pełną świadomością zaryzykować własnego życia dla kogokolwiek. Nawet dla rodziny.
- Ale moje życie nie było zagrożone.
- Eeee, kochana, każda operacja to ryzyko śmierci. Gdybyś doświadczyła tego co ja. Eeee, pewnie dlatego byłaś taka odważna. Z głupoty, to znaczy z niewiedzy.
- Przestań. Nie mogę tego słuchać.
- Ale musisz, żeby przetrwać. Jeszcze dzisiaj rozkażą ci iść pod prysznic. Jesteś wycieńczona operacją, więc na pewno zemdlejesz. Musisz uważać, jak będziesz upadać. Jak rozwalisz sobie głowę, to nie licz, że do rana ktoś się zainteresuje twoim zniknięciem. Mówię, że do rana, bo rano zjawi się pani sprzątająca. Dobrze, że jutro jest środa. W tygodniu się sprząta. W sensie tyle o ile, czyli podłoga. W weekend będzie taki syf, jaki rzadko można spotkać w miejskich szaletach. Przyniosłam ci papier toaletowy. Aha, lepiej nie dotykaj tych stelaży i mechanizmów zaczepionych nad łóżkiem.
- Dlaczego?
- Bo kurz i zdechłe muchy spadną ci na pościel.
- Na kołdrę?
- Kołdrę? Masz kołdrę? – Stefania podejrzała, co zakrywała poszewka. - Eeee, nie. Masz koc. Cóż, przygotuj się, że się przeziębisz. Jak ci się uda to możesz spróbować wyżebrać koc dodatkowy. Szczerze powiedziawszy marne szanse. Najlepiej wyczaić moment, jak ktoś z dodatkowym kocem, umiera, albo zostaje wypisany do domu. Wtedy musisz natychmiast zabrać koc i uciekać. Nie miej litości wobec zmarzniętej staruszki. Tutaj obowiązuje prawo dżungli. Wygrywają najsilniejsi.
- Mam wyrwać koc staruszce?
- Większość starszych ludzi broni się przed pójściem do szpitala, jak przed ogniem. I słusznie! To najlepsza strategia. Dopiero, jak człowiek umiera, jak już nie wytrzymuje z bólu, jak nie ma innego wyjścia – tylko wtedy opłaca się iść pod nóż. Młoda osoba, taka jak ty, jak będzie się po kryjomu dożywiać, ma szansę przetrwać. Staruszkowie są bez szans. Nawet jeśli przeżyją, to zarażą się jakąś bakterią, która w brudzie żyje. Zapamiętaj moje słowa: szpital jest gorszy niż więzienie.
Stefania udzieliła jeszcze wielu, wielu rad i wytycznych, aż Hanię rozbolała głowa.

***

Przez ponad cztery miesiące Hani tylko dwa razy udało się skontaktować z Ronem. Z rozmów wynikało jedynie, że mężczyzna żyje i że się cieszy z ręki. Poza tym tylko tajemniczy kosmos.

Natomiast przyszyta do brzucha Hani męska dłoń żyła niejako własnym życiem. Denerwowała się, gdy Hania próbowała ją wciskać w spodnie. Kiedy złośliwie zepsuła dwa zamki, kobieta poddała się i przerzuciła na luźne spódnice.
Poza mieszkaniem, Hania ukrywała rękę pod odzieżą – co prawda wyglądała jakby była w ciąży, ale przynajmniej nie traktowano jej jak dziwoląga z trzecią ręką.

Z racji położenia i braku innych zajęć, dłoń zajmowała się damskiego ciała rewirem intymnym: głaskała wewnętrzną stronę ud, czochrała włosy łonowe, naciskała łechtaczkę, zanurzała palce w waginie.
Poza tym dłoń potrafiła pomóc w domu: mocno przykręcić zawór, albo odkręcić słoik.

***

Hania z braku Rona, który zapewniał jej straszne, horrorystyczne rozrywki, aby się pobać wymyśliła sobie nocne przechadzki po parkach.

Szła parkową ścieżką zupełnie jej nie widząc. Pośród drzew panowały nieprzeniknione ciemności. Stąpała ostrożnie, bowiem dróżka była nierówna, kamienista i z wystającymi korzeniami drzew. Każdy szelest, stukniecie powodował, że czuła jakby ktoś się skradał i miał zamiar ją napaść. Bała się. Chociaż specjalnie poszła nocą do parku, pragnęła jak najszybciej z niego wyjść. Dlatego pobiegła przed siebie. Przy biegu za bardzo napinała mięśnie łydek. Obawiała się upadku. Po chwili zatrzymała się. „Jeszcze skręcę kostkę” – pomyślała i zaczęła iść próbując uspokoić oddech. Popatrzyła w górę, na ciemnogranatowe niebo, stanowiące najjaśniejszy element krajobrazu w porównaniu z czarną otchłanią wokół niej. Kolejny szmer i znowu strach.
Zazwyczaj okropnie się bała w trakcie wędrówki przez nocny park, ale za to potem czuła się wyśmienicie (będąc nabuzowana adrenaliną i hormonami szczęścia).

Tym razem jednak szelest należał do skradającego się człowieka. Hania nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy nieznajomy zasłonił jej usta i przewrócił na ziemię. Szamotanina trwała raptem moment. Potem Hania się poddała, ponieważ stwierdziła, że mężczyzna ma zdecydowaną przewagę fizyczną. Jej opór był bezskuteczny.
- Nie rzucaj się, bo stłukę cię do nieprzytomności – warknął napastnik.
Kobieta z przerażenia znieruchomiała. Mężczyzna podciągnął ubranie, przerzucił spódnicę, aż po szyję swojej ofiary. Kiedy schylił głowę w kierunku podbrzusza do akcji wkroczyła trzecia ręka. Zaczęła trzaskać w twarz i bić po głowie napastnika.
Mężczyzna był zaskoczony przez chwilę, a potem sądząc, że atakuje go kobieta – chwycił kamień i uderzył nim w jej czoło. Hania straciła przytomność.

***

Po pewnym czasie Hania ocknęła się. Bolało ją całe ciało, a najbardziej głowa, ale instynktownie szybko się podniosła i uciekła z parku. W domu przyjrzała się sobie w lustrze. Czoło z zastygłą krwią, siniaki na piersi, podrapane ręce i szyja, ale nie została zgwałcona. Najbardziej ucierpiała męska ręka – miała kilka ran kłutych, najprawdopodobniej zadanych ostrym narzędziem.
Hania poszła się wykąpać, a potem zdezynfekowała i opatrzyła rany trzeciej ręki.
Nawet do głowy jej nie przyszło, by zgłaszać napad na policję. Doskonale wiadomo, że tylko by się ośmieszyła, a i tak by jej powiedziano, że sama tego chciała, skoro włóczyła się nocą po parku.

***

Po kilku dniach do domu Hani przyszli policjanci i bez zbędnych tłumaczeń została aresztowana i zawieziona na komisariat.
- To jakaś pomyłka. Ja niczego nie zrobiłam – powtarzała Hania.
- To się jeszcze okaże – powiedział policjant.
- Nie ma ludzi niewinnych – zażartował drugi.
Siedząc w areszcie Hania myślała, że pewnie zamknięto ją za szpiegowską działalność Rona. W każdym razie dostała ciepły posiłek i miała wygodne miejsce do spania. „Tu jest lepiej niż w szpitalu” – pomyślała nawet przypominając sobie słowa Stefani.

Życie jest przebogate i pełne niespodzianek. Okazało się, że została posądzona o napaść, poważne uszkodzenie ciała i usiłowanie morderstwa. Oskarżył ją pan Korpus, dość ważna i wpływowa persona, jej niedoszły gwałciciel. Mężczyzna przedstawił sprawę zupełnie na opak. Stwierdził, że to został napadnięty i pobity przez Hanię i że ona go wykastrowała urywając członek.
- Nie dość, że boleśnie cierpi męska duma mojego mandanta, to jeszcze musi on chodzić w pieluchach, bowiem mocz ciągle wypływa z rany – obrazowo wyjaśniał przed sądem adwokat pana Korpusa.
Hani początkowo wydawało się, że zbudziła się w jakimś koszmarze, że to nie może dziać się naprawdę.
Rzecz jasna zaprzeczała oskarżeniom, ale podobno wszystkie dowody wskazywały na nią.
Potem doszła do przekonania, że być może męska ręka przyszyta do jej brzucha urwała członek panu Korpusowi. Tak też zeznała na kolejnej rozprawie.
Niestety opowiadając o ręce, która potrafi działać niezależnie od jej woli, tylko pogrążyła się jeszcze bardziej. Sędziowie uznali, że Hania kpi z nich wygłaszając swoje niedorzeczne bajduszki i „za obrazę sądu” wyrzucili ją z sali.

Dostała wyrok więzienia - dwadzieścia lat (ale podobno można wyjść wcześniej za dobre sprawowanie lub kablowanie na koleżanki).
W więzieniu towarzyszki niedoli przyjęły ją dobrze. Niektórym nawet zaimponowała „wyrwaniem penisa”.

***

Po kilkunastu dniach pobytu Hani w więzieniu, objawił się Ron.
- Witaj gżegżółko! Ale się wpakowałaś w kanał. Trzeba było kupić sobie wibrator, a nie napastować facetów w parku i wyrywać im siusiaki! – Ron potrafił być zabawny, tyle że Hanię ten dowcip nie rozbawił.
- Spierdalaj, chamie – odpowiedziała nieco podirytowana (z pewnością pewien wpływ na jej język miało otoczenie i atmosfera miejsca uwięzienia).
- Gżegżółko najdroższa, ki diabeł w ciebie wstąpił?
- Wyciągniesz mnie z pierdla?
- Postaram się. Na razie załatwiłem przepustkę dla ciebie i zarezerwowałem pokój w przywięziennym hotelu.
- W przywięziennym hotelu?
- Przepustka jest tylko na trzy godziny. Szkoda czasu, żeby łazić gdzieś dalej.
- To chodźmy, skoro szkoda ci czasu.

Kiedy zamknęli się w pokoju przywięziennego hoteliku, Ron natychmiast zaczął rozbierać partnerkę. Hania zachowywała się, jakby jej było wszystko jedno. Było jej przykro, że ona dała sobie wszyć rękę w brzuch, że kochała Rona, a on jest taki nieczuły, nie obchodzi go jak ją traktują w więzieniu, że została niesłusznie oskarżona i co się z nią działo przez te ładnych parę miesięcy rozłąki. Zrozumiała, że jego interesuje wyłącznie seks.
- Auuu! – wrzasnął Ron. – Co się dzieje?
- Hy, hy, hy – zaśmiała się Hania patrząc na rękę, która boksowała w brzuch Rona. – To ręka, hy, hy, hy. - Moja ty rączko, znowu chcesz mnie bronić? – pogłaskała męską rękę. – Wbrew pozorom to nie jest gwałciciel, ale mój facet. Masz być amputowana do niego – powiedziała do trzeciej ręki.
Ręka pomacha na boki dając znak, że nie chce (być częścią Rona), czym rozbawiła Hanię prawię do łez.
- Gżegżółko, ty rozmawiasz z ręką? Jesteś nienormalna! – wyraził swoją opinię Ron.
Ron próbował kilka razy zbliżyć się do Hani, ale męska ręka za każdym razem czynnie na to nie zezwalała. Hania śmiała się jak wariatka, ponieważ Ron powtarzał ciągle, że ona jest nienormalna.
W końcu zezłoszczony próbował posiąść kobietę od tyłu. Ręka nie mogła sięgnąć na tyle, by uderzyć, ale szczelnie zasłoniła żeńskie genitalia.
Ron bezskutecznie mocował się z ręką nie mogąc dostać się do otworu pochwy.
- Okropna ta ręka. Trzeba ją odciąć. – To powiedziawszy zaczął się przymierzać do wejścia w odbyt.
- Mam dość, Ron. Skończmy tę farsę. Zmieniłeś się, albo ja się zmieniłam – powiedziała Hania i zaczęła się ubierać.

Po dwóch tygodniach Ron ponownie przyjechał w odwiedziny. Zarówno ręka, jak i Ron zachowywali się w ten sam sposób (a nawet gorszy).

***

Za trzecim razem Ron nie odwiedził Hani osobiście, ale skontaktował się przez komunikator.
- Gżegżółko, jestem gotowy na operację. Załatwiłem przepustkę, stosowne papiery i transport. Wszystko już uzgodniłem z twoim komendantem. Jutro przyjadą po ciebie. Ty pozbędziesz się ręki, a ja zyskam dłoń.
- Trzeba było spytać mnie wcześniej. Nie chcę oddać ręki – stwierdziła Hania.
- To przez nią siedzisz w więzieniu – przypomniał Ron.
- Nie przez rękę, ale przez niesprawiedliwy sąd i przez to, że mi nie pomogłeś. Ręka mnie tylko broniła przed napastnikiem.
- Nie wolno ci przywłaszczyć sobie ręki.
- Jest teraz moim ciałem i ja się nie zgadzam na jej odcięcie. Nie zgadzam się na zabieg.
- To niezgodne z przepisami.
- Hy, hy, hy – zaśmiała się szyderczo. - I kto to mówi? Szpicel.
- Powinnaś dostać po buzi. Pierwszy i ostatni raz ci odpuszczam. I to tylko dlatego, że dzielą nas kilometry.
- Spierdalaj.
- Do widzenia, gżegżółko. Jutro w szpitalu.

Hania nawet nie zdążyła cokolwiek powiedzieć, nie mówiąc już o fizycznym oporze, gdy zaaplikowano jej zastrzyk ze środkiem usypiającym. W takim stanie przewieziono z więzienia do szpitala. Amputowano z brzucha męską rękę, następnie odcięto nieprzydatny fragment bezkostnego przedramienia, żeby samą dłoń przyszyć (stosownie zamontować) do kikuta Rona.

Po przebudzeniu z narkozy Hani było przeraźliwie przykro z powodu utraty trzeciej ręki. Bardzo się do niej psychicznie, emocjonalnie przywiązała, a wręcz pokochała. Było jej tak okropnie smutno, że nawet nie dostrzegła realnych cudów i niezwykłości w najbliższym otoczeniu. Podawano jej ciepłe posiłki (które były faktycznie ciepłe), do przykrycia dano kołdrę, zamiast koca, w szpitalnej sali włączono ogrzewanie, a w toaletach było czysto i papier toaletowy.
Tego typu luksusowe traktowanie wynikało z wyrachowania i wyobraźni dyrekcji szpitala, która zdawała sobie sprawę z faktu, że ma na stanie więźniarkę, której pilnują funkcjonariusze służby więziennej. A ponadto do placówki leczniczej przybywali wścibscy dziennikarze zainteresowani losami „kastrującej morderczyni z parku”, „bezlitosnej dewiantki”, „wojującej feministki z kutasem zamiast buławy”...

***

Według specjalistów przeszczep się udał i wszystko jest ok, tyle że Ron ciągle skarżył się na różnego typu bóle, drętwienia, paraliże i braki czucia. Pomimo przejścia kuracji leczniczych i rehabilitacji, które nie przynosiły poprawy – w końcu musiał, ze względów zdrowotnych, porzucić szpiegowską profesję.
- Lepiej mi było bez tej cholernej dłoni – złorzeczył Ron. – Teraz jestem wrakiem człowieka.
- Ale niechże pan nie przesadza. Dzięki dłoni może pan funkcjonować jak normalny człowiek – wyjaśniali prywatni lekarze, którzy uważali, że płaci im się właśnie za takie gadanie.
Mimo fizycznego cierpienia, pamiętajmy jednak, że Ronowi pozostała jeszcze jedna pasja : pasja do ortografii. Ambitnie się zawziął, że aż został krajowym mistrzem ortografii (osiągnął wszystko w tej dziedzinie; czego można chcieć więcej?).

***

Zupełnie teoretycznie można założyć, że znajdzie się osoba, która spyta, co czuła męska ręka po połączeniu jej z ciałem Rona. Dyplomatycznie można by odpowiedzieć, że nie wiadomo lub że to zagadka dla czytelnika lub że ręka nie myśli, bo jest tylko fragmentem ciała. Porzućmy jednak konwenanse i owijanie w bawełnę. Prawda jest taka, że ręka była wkurwiona, jak nigdy dotąd, dlatego napsuła krwi.

***

Natomiast Hania w więzieniu poznała interesujących ludzi o ciekawych życiorysach, poszerzyła horyzonty myślowo-poznawcze, nauczyła się bić, wyzywać i robić przekręty, nawiązała prawdziwe przyjaźnie, a nawet zakochała się z wzajemnością w zastępcy naczelnika więzienia Libercie. Zakochany mężczyzna gotowy jest zrobić wszystko, byleby zatrzymać swoją wybrankę. Jednak mimo jego starań, Hania wyszła na wolność po piętnastu latach odsiadki. Libert był zrozpaczony. Nie wziął jednak pod uwagę najistotniejszej rzeczy, czyli siły miłości. Hania nie chciała z nim się rozstać, chociaż odzyskała wolność. Postawiła jednak warunek – zrzucenie munduru klawisza. Libert zgodził się, ale pod warunkiem, że wyjdzie za niego. Ona zaakceptowała propozycję, ale pod warunkiem, że będą mieć osobne sypialne. Po namyśle Libert przystał na to rozwiązanie, ale pod jednym z dwóch warunków do wyboru: będą nocować naprzemiennie raz w jednej sypialni, raz w drugiej lub że będzie wpadał do jej pokoju z niezapowiedzianą rewizją osobistą. Przepychanki warunkowe, czyli negocjacje trwały długo i dotyczył wielu kwestii.
W każdym razie w końcu się dogadali.

Osiedlili się w urokliwej okolicy. Założyli firmę „Ośrodek Doradztwa dla Kombinatorów i Pomocy w Sytuacjach Zwyczajnych”. Interes szedł tak świetnie, że po pół roku pracy pojechali na wczasy do Kenii. Dzięki temu zobaczyli siebie wzajemnie z innej perspektywy. Hania zobaczyła w byłym klawiszu prawdziwego mężczyznę, kiedy on odważnie zastrzelił lwa (w wersji oficjalnej w obronie ludzkiego życia). Libert natomiast zobaczył w swojej partnerce prawdziwą kobietę, kiedy ona upiekła zbożowy placek na gorącym kamieniu (placek był obrzydliwy w smaku, a higiena przygotowania pozostawiała wiele do życzenia – nie to jest jednak najważniejsze).
Firma rozwijała się doskonale. Po roku właściciele otworzyli pierwszą filię, w której zatrudnili tylko fachowców z branży, czyli znajomych z więzienia. Później powstał drugi, trzeci oddział. Popyt na ich usługi doradcze był niezwykle duży, a klienci nie byle jacy (łącznie z tak szanowanymi ludźmi jak pan Korpus).

Hania, chociaż mogła, nie miała zamiaru mścić się na nikim: ani na sędziach, ani na panu Korpusie, ani na Ronie, ani na zbyt agresywnych koleżankach z placówki zamkniętej. Zarówno ona, jak i jej mąż Libert doszli wspólnie do stanowiska, że w większości wypadków ludzie krzywdzą innych, ponieważ brak im wrażliwości, empatii, bowiem nie potrafią samodzielnie myśleć lub nie mają rozwiniętej wyobraźni na tyle, by przewidywać skutki swoich działań, a nie dlatego, że celowo chcą czynić zło.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 26.09.2010 09:39 · Czytań: 647 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Komentarze
julass dnia 28.09.2010 01:29 Ocena: Dobre
Cytat:
Dobrze, że szybko się podjęła decyzję, ponieważ po godzinie z trupa zostało tylko kilka włosów na poduszce.

się zbędne

Cytat:
- Nie wiedziałam, że jest aż tak źle?

kropka zamiast ?

Cytat:
Ja bym nie potrafiła z pełną świadomością zaryzykować własne życie dla kogokolwiek.

życia

Cytat:
Bolała ją głowa i ciało

głowa to jednak część ciała więc może "całe ciało"?

Cytat:
Za trzecim razem podejściem Ron nie odwiedził Hani osobiście, ale skontaktował się przez komunikator.

albo jedno albo drugie

Cytat:
Tego typu luksusowe traktowanie wynikało z wyrachowania i wyobraźni dyrekcji szpitala, która zdawała sobie sprawę z faktu, że ma na stanie więźniarkę, którą pilnują funkcjonariusze służby więziennej.

1. której
2. zważywszy na uprzednie użycie w zdaniu "która" może lepiej by było "pilnowaną przez funkcjonariuszy"


do tekstu przekonał mnie już pierwszy akapit co nie zdarza się za często.
fajnie zastosowany styl z lekka infantylny (mam nadzieję że świadomie)
ogólne wrażenie całkiem pozytywne i z uśmiechem czytane. tylko końcówka trochę rozczarowała ale w końcu jakiś morał trzeba było wyciągnąć z całej historii...
tulipanowka dnia 28.09.2010 17:00
doceniam trud wyłapania tylu "zgrzytów" - postaram się je poprawić (chociaż to straaaaaaasznie męczące :), ale zrobię to specjalnie dla Ciebie ;) )

końcówka jest b. mocno moralizatorska, bo wcześniej było o ośrodku doradztwa dla kombinatorów i o tym, że gościu zastrzelił lwa dla zabawy (sens w bezsensie)
julass dnia 28.09.2010 21:58 Ocena: Dobre
lubie jak ktoś specjalnie dla mnie coś....
szczególnie jak to ktoś z płci przeciwnej:)
tulipanowka dnia 30.09.2010 21:40
szalenie mi miło, że tą - obiektywnie patrząc - niewielką fatygą
mogłam sprawić Ci przyjemność
buziaczki :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty