Dziewczyny Naszego Kierowcy - tulipanowka
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Dziewczyny Naszego Kierowcy
A A A
- Na cmentarz się wybierasz? - spytała Wiki widząc mnie z donicą chryzantem pod pachą.
- Nie, kupiłam dla siebie – odpowiedziałam.
- Aha? - to było takie „aha” zmuszające do bardziej szczegółowych wyjaśnień.
- Kupuję sobie od czasu do czasu chryzantemy. Podobają mi się. Takie kwiaty dostaję najczęściej od swojego chłopaka.
- Masz szczęście, ja to zawsze trafiam na zadufanego w sobie nudziarza.
- Cóż, wszystko ma swoje plusy i minusy.
- Przestań – warknęła Wiki. - Masz chłopaka, który przynosi ci kwiaty. Żaden z moich facetów tego nie robił. Jak już to wolał coś praktycznego kupić, jak mięso mielone, albo worki na śmieci do odkurzacza.
- Są z pewnością droższe – wtrąciła Hanka, która podeszła do nas od tyłu.
- O, cześć Hanka! - przywitałam się.
- Zdążyłaś – podniesieniem brody w górę Wiki pozdrowiła Hankę.
- Jeszcze nie ma naszego busa? - spytała Hanka, żeby zagaić rozmowę (bo przecież widziała, że bus jeszcze nie podjechał, a tłumek pasażerów zastygł w oczekiwaniu).
- Pewnie jedzie Nasz Kierowca – westchnęła Hanka.
- Już po czasie. Pięć minut – zerknęłam na zegarek.
- Ma przerwę. A przerwa, jak mówi Nasz Kierowca jest najważniejsza – Wiki przypomniała rzecz oczywistą.
Słowa zastępują małpie iskanie i dotyk. Ludzie rozmawiają nie tylko po to, by wymienić informacje, lecz również (a może i głównie?) po to, żeby dać świadectwo przyjaźni, żeby oświadczyć kogo uważają za znajomego oraz bowiem pragną uzyskać odpowiedź zwrotną, czy są nadal akceptowani. Dlatego właśnie wiele dyskusji jest bezsensownie głupich, gdyż nie o treść i sens chodzi.
- Musimy znosić go takiego jakim jest. W końcu on nas wozi – powiedziała Hanka.
- Święta racja – szepnęła Wiki.
- Słyszałyście, co wczoraj powiedział? - spytałam, przypuszczając, że skoro siedziały dalej, w głębi busa, to nie słyszały, co mówił Nasz Kierowca. - Włączył klimę i spytał się, czy nie jest duszno? Czy wieje? Nikt nie odpowiedział, a on na to...
- Odpowiedział sam sobie: „tak wieje, że nikt mnie nie słyszy” - czyli Hanka jednak słyszała.
Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.

Od kilku lat Hanka, Wiki i ja dojeżdżamy do pracy tymi samymi busami, autobusami, pociągami. Jednak przyczynkiem pogłębienia naszej znajomości okazała się osoba Naszego Kierowcy - gaduły o oryginalnym podejściu do pasażerów i ogólnie intrygującej osobowości. Poza tym jesteśmy w podobnym wieku i z podobnym brakiem umiejętności radzenia sobie z facetami.
Hanka. Z nas trzech ona mi się najbardziej podoba, ale nie wiem, czy akurat mój gust jest w ogóle istotny, skoro jestem kobietą? Jest zawsze taka zadbana od stóp do głów.
Otóż Hanka nosi obrączkę i twierdzi, że jest mężatką. Jej zdaniem to najlepszy wabik na facetów. Według jej przekonania mężczyźni ze wszystkiego na świecie najbardziej boją się zaangażowania, a gdy wyczują, że mogą się wplątać w związek, naturalnym ich odruchem jest ucieczka, gdzie pieprz rośnie. Dlatego właśnie najbardziej interesują ich mężatki, bo one mają już stały związek, więc seks i miłość mogą traktować jako niezobowiązującą rozrywkę (a i w razie wpadki będzie miał kto zająć się dzieckiem).
Żeby nie było, że Hanka jest kłamczuchą – ma dowody. Wyszła za mąż za jakiegoś faceta z internetu. Nigdy go nie widziała, ale przysłał jej akt małżeństwa z pieczęciami urzędu stanu cywilnego Boliwi. Może i nie jest autentyczny, ale jak twierdzi Hanka, na jej potrzeby wystarczający. Dzięki obrączce i temu świstkowi faceci się jej nie boją. Ponadto ich ewentualne dziewczyny, czy żony nie są wrogo nastawione, co jest szalenie istotne w wielu sytuacjach.
Hanki mąż jest wirtualnym muzułmaninem, a ona sama jego wirtualną sześćdziesiątą siódmą z kolei żoną. Jego harem liczy już sto dwadzieścia kobiet, a on mimo tego wypisuje w necie, że nie może doczekać spotkania z rajskimi hurysami. Wiki twierdzi, że podobno w realu mąż Hanki jest katolickim księdzem i to bardzo dobrym, szanowanym przez parafian. To chyba nie prawda, ale... z drugiej strony? W dzisiejszych czasach prawie każdy żyje przynajmniej na dwa fronty (w sensie: w realu i w necie).
Jeżeli mężczyznę stać na utrzymanie wielu kobiet, to nie ma przeciwwskazań do zawarcia kolejnego małżeństwa. Hania dostaje mnóstwo prezentów: pluszowe misie, czekoladki, sukienki, złote naszyjniki, brylantowe kolczyki – oczywiście na maila, elektroniczne rozsyłane hurtem do wszystkich żon – zachody słońca, dzieci zwierząt, i tym podobne.

Hmmm, życie jest tak dziwne, że naprawdę nie ma się czemu dziwić.

Nauka poszła tak do przodu, tyle powymyślano jednostek chorobowych, że teraz wszyscy okazali się nienormalni. Epidemia odchyłów psychicznych. Wystarczy, że komuś się coś nie podoba, albo przeciwnie, za bardzo podoba – by zdiagnozować jakiś odchył od normy.
Na logikę, jeżeli uznać, że powszechność jest miarą normalności, to właśnie tych normalnych należałoby uznać za nienormalnych.
Dlatego ja nawet nie śmię oceniać zachowania mojego chłopaka, Romka, w kategoriach anormalności.
Romek powiedział kiedyś, że tak mnie kocha, że chciałby mnie zabić, bo wtedy na zawsze zostałabym tylko jego. Nie komentowałam tej wypowiedzi, gdyż sądziłam, że to jakaś przenośnia. Jednak gdy zobaczyłam go z mieczem w dłoni, przestraszyłam się i uciekłam z jego domu. Po trzech dniach zrozumiałam, że z pewnością nie chciał mnie zabić fizycznie, że poniosła mnie fantazja, skoro tak pomyślałam, a miecz pewnie stanowi pamiątkę z wakacji (ewentualnie prezent od kolegów). Postanowiłam wrócić. Nim doszłam pod jego dom zobaczyłam mojego chłopaka ustawiającego znicze na czyimś grobie. Podeszłam bliżej.
- Witaj Natalko, jak miło cię widzieć – przywitał się Romek.
Mnie zatkało i nic nie odpowiedziałam. Zatkało mnie, ponieważ na nagrobnej tablicy znalazły się moje dane osobowe wraz ze zdjęciem (moim rzecz jasna, chociaż w starym kolorze włosów). Ponadto na czarnej wstążce przywiązanej do wieńca pąsowych róż widniał złoty napis „Dla Natali od zawsze kochającego Romana”.
Odwróciłam się i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku.
- Już odchodzisz? - spytał Romek. - Czy w tym świecie, czy w innym, pamiętaj, że kiedyś się spotkamy.
Romek ubzdurał sobie, że ja nie żyję. Na mój grób przychodzi codziennie, mówi coś do „mnie”, przynosi znicze i kwiaty, ociera łzy.
Kilka razy podeszłam do niego ze słowami:
- Romek, ja żyję, nie wygłupiaj się. Jestem tuż obok ciebie.
- Wiem Natalio – odpowiadał.
Co z tego, że tak odpowiadał, skoro myślał, że jestem duchem.
Zdesperowana kilka razy zbliżyłam się do Romka i dotknęłam go. On na to:
- Och, och, czuję cię Natalio jakbyś była realna! To niesamowite!
- Bo jestem realna – burczałam ze złością.
„To ten alkohol” lub „to te psychotropy” – mruczał do siebie.
Co miałam zrobić? Machnęłam ręką. Najwidoczniej Romek potrzebuje kochać trupa i nic nie mogę na to poradzić, nawet jeżeli to jest mój trup.

Kilka razy widziałam go w towarzystwie kobiet i dlatego kiedy klęczał przy moim grobie podeszłam i zaśpiewałam:
- Ja już to wiem, ja znam te historię, że żona cię nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpicie; ja już na pamięć to umiem. - Może i nie do końca te słowa pasowały do sytuacji, ale Romek był inteligentnym mężczyzną, więc załapał moje intencje.
- Natalio nie bądź zazdrosna. One są tylko mięsem, a ty osobą. Kocham tylko ciebie i zawsze kochać będę, ale zrozum jestem tylko człowiekiem. Nie potrafię być samotny. Skoro ciebie nie ma, czy chcesz żebym zawsze cierpiał w samotności?
- Tak! – krzyknęłam.
- Natalia była dobrą osobą. Na pewno by tak nie powiedziała. Szatanie! Szatanie, odejdź!
Więc odeszłam, żeby nie bezcześcić wyidealizowanej pamięci o sobie.

Pokręcony jest ten świat, więc nawet byłoby mi głupio czepiać się Hanki.
Wiki natomiast jest z nas najnormalniejsza. Ona po prostu nie ma faceta, tylko od czasu do czasu z jakimś się spotyka. Wiki zazdrości Hance męża, a mi wiernie kochającego chłopaka. Paranoja mogłabym stwierdzić, gdyby wierzyła, że życie nie jest absurdem.

Ustawiłyśmy się obok siebie, Wiki, ja, Hanka, jakbyśmy instynktownie czuły, że choć każda z nas w pojedynkę nie robi wrażenia, to wespół: trzy kobiety obok siebie – już tak. Nasz Kierowca nas rozpoznał i jak zwykle zatrzymał się drzwiami na przeciwko nas. Za to go uwielbiamy (między innymi).
Pierwsza do busa wsiadła Hanka, potem ja i Wiki. Później nasz kierowca krzyknął w kierunku pozostałych, czekających na przystanku pasażerów:
- Przerwa techniczna – lekko wypchnął osobę wsiadającą za Wiki i zatrzasnął drzwi pojazdu. Potem zwrócił się do nas.
- Czy jestem waszym idolem? - milczałyśmy zaskoczone. - Mam rację, że ciągle o mnie plotkujecie?
- Tak, ale to jest takie niewinne – wyjaśniła Hanka i zaczęła demonstracyjnie machać ręką, żeby nasz kierowca zobaczył, że nosi obrączkę. - Jestem mężatką, a koleżanki też zajęte...
- A miałem dla was ciekawą propozycję. Zaproszenia na bal.
- Bal – westchnęłyśmy wszystkie trzy na raz.
- Tak naprawdę to ja jestem wolna i chętnie poszłabym na bal – powiedziała Wiki.
- Ja też bym chciała – rozmarzyłam się.
- I ja – wtrąciła Hanka zawstydzona wcześniejszym swoim słownym wystąpieniem.
Kierowca uśmiechnął się.
- Tak też sobie pomyślałem. Rozpoznaję panie. Zauważyłem, że nikt na was nigdy nie czeka, a mnie każda z was się podoba. Nie wiedziałem którą zaprosić, więc zapraszam was wszystkie – powiedział kierowca i wręczył trzy zaproszenia.
- Bal w pałacu - westchnęłam.
- Wypożyczalnia kostiumów – przeczytała Wiki.
- Długie, rozkloszowane suknie! Ale jazda -podnieciła się Hanka, jak nigdy.
- Ale jak to mamy iść wszystkie trzy z tobą? - Wiki zadała techniczne pytanie.
- Hmmm...myślę, że w tym kraju to nie wypada – stwierdziłam tonem eksperckim.
- Ja bym się dziwnie czuła. To nienormalne – powiedziała Hanka.
- Dziewczyny moje kochane, możecie wybrać jedną z was – odparł Nasz Kierowca.
- A możemy podarować jedno z zaproszeń jakiemuś facetowi? Wtedy dwie z nas poszłyby na bal, bez wstydu – zaproponowała inne rozwiązanie Wiki.
- Możecie tak zrobić. – Nasz Kierowca rzucił tak niedbale, jak tylko mógł. - Zaproszenia są do waszej dyspozycji.

Następnie Nasz Kierowca otworzył drzwi busa i pozwolił ludziom wsiadać.
- Czy pan zatrzymuje się w Tukowicach? – spytała jedna z pasażerek.
- Tak. Skoro już pani spytała, to nawet gdyby pani zmieniła zdanie, to i tak wysadzę panią w Tukowicach – powiedział poważnie Nasz Kierowca (dlatego jego dowcip tak mnie bawi).

Żeby teksty Naszego Kierowcy nas nie rozpraszały, usiadłyśmy z tyłu i całą drogę roztrząsałyśmy sprawę zaproszeń na bal; dumałyśmy nad tym, co powinnyśmy zrobić.
- Macie stałych facetów, więc dajcie mi szansę. - Najbardziej burzyła się Wiki. - Ja powinnam pójść na bal z Naszym Kierowcą.
Doszło do tego, że Hanka i ja musiałyśmy szczerze wyznać jak wyglądają nasze związki. Początkowo Wiki nie chciała uwierzyć.
- Niemożliwe – powtarzała. - Ściemniacie.
Jak wysiadłyśmy z busa zaprowadziłam dziewczyny na mój grób. Romka akurat nie było. Na pomniku stały dwie spore donice białych chryzantem, pełno zniczy i bukiet kali w wazonie.
- Przeczytaj co jest na wstążce – zwróciłam się do Wiki.
- „Kocham cię Natalio - twój na zawsze Roman” – Wiki przeczytała napis z czarnej, pogrzebowej wstęgi.
- Widać, że cię naprawdę kocha – stwierdziła Hanka. Chyba chciała mnie pocieszyć? - Zapraszam do mnie na herbatę. Pokażę ci Wiki mojego męża.
- Natka, może zamiast taszczyć swoją donicę, zostaw ją tutaj. Twój chłopak będzie miał zagwozdkę – zaproponowała Wiki wykazując się kunsztem złośliwości.
- E, nie – machnęłam ręką. - Chociaż doceniam, że jesteś po mojej stronie. - Spojrzałam na pączki różowych chryzantem. - Donicę kwiatów kupiłam dla siebie, tej żywej.

- Naprawdę niezły – stwierdziłyśmy wspólnie z Wiki oglądając na kompie pokaz slajdów. To były fotki z wakacji na Karaibach: facet na desce z żaglem w różnych ujęciach.
- Nie wyszłabym za byle kogo – uśmiechnęła się Hanka dumna, że jej mąż nam się podoba.
- Widzisz Wiki, jak pozory mylą. Najlepiej nigdy nikomu nie zazdrościć, bo najczęściej okazuje się, że nie ma czego – mruknęłam sentymentalnie. - Ludzie udają jedni przed drugimi.
- Właśnie – przytaknęła Hanka i posmutniała. - Tacy celebryci. Niby wszystko mają: pieniądze, urodę, sławę, a ćpają, upijają się do nieprzytomności, zmieniają partnerów, jakby ciągle im czegoś brakowało, namiętnie operują swoje ciała, jakby nie wierzyli, że mogą się podobać takimi jakimi na prawdę są. No i popełniają samobójstwa.
- Słuchajcie. Bez jaj! To w końcu okaże się, że ja jestem w najlepszej sytuacji -wymamrotała Wiki.
- Ty to powiedziałaś – odparłam równocześnie z Hanką.

Przez kilka dni analizowałyśmy sytuację. Rozważałyśmy wszystkie „za” i „przeciw”, plusy i minusy oraz oba końce kija. Doszłyśmy do tego, że najlepiej, żeby jedna z nas poszła na bal z Naszym Kierowcą, a druga z dowolnym facetem. Jako że tylko Wiki z kimkolwiek się umawiała i tylko ona dysponowała możliwością zaproszenia jakiejkolwiek osoby towarzyszącej, to jej przyznałyśmy dwa zaproszenia. Plusem była możliwość uczestnictwa w zabawie, a minusem, że nie z Naszym Kierowcą.
Ja z Hanką miałyśmy ciągnąć zapałki. Miałam pecha, jak zwykle. Hanka wyciągnęła dłuższą zapałkę. Było mi przykro, ale cóż: takie jest życie i wcześniej sama zdecydowałam się na takie rozwiązanie problemu, więc do nikogo nie mogłam mieć pretensji.

Wieczorem, dzień przed balem Wiki zadzwoniła do mnie.
- Natka, wiesz ten facet, którego zaprosiłam na bal okazał się strasznym dupkiem – mówiła roztrzęsionym głosem.
- Co zrobił?
- Ukradł mi torebkę.
- Ukradł ci torebkę?
- Tak. Chciał, żebym poszła z nim gdzieś, a ja nie chciałam, więc zabrał mi torebkę. Miałam się z nim szarpać?
- Chciał, żebyś poszła z nim ze względu na torebkę – asertywnie powtórzyłam to samo, co wcześniej usłyszałam.
- Wiem, ale ja nie chciałam. Myślisz, że powinnam zadzwonić na policję i zgłosić kradzież?
- Czy ja wiem? - Nie wiedziałam, co powinnam doradzić. - Może zadzwoń do gościa i powiedz mu, żeby odniósł ci torebkę, bo w przeciwnym wypadku zadzwonisz na policję.
- On uzna, że żartuję i będzie mi kazał przyjść po nią samej. – Wiki ma dar jasnowidztwa.
- Wtedy zadzwoń na policję.
- Zrobię tak. A wiesz, Natka, jak chcesz iść ze mną na bal, to zaproszenie czeka.
- To jutro. Nieee. Nie zdążę się przygotować.
- To ja też nie pójdę – żachnęła się Wiki.
- Ależ idź. Tak się cieszyłaś perspektywą balu.
- Mam stać jak kołek sama?
- Więc dobra. Pójdę z tobą – zgodziłam się, chociaż nie tak od razu (ale nie będę przytaczać całego dialogu, bo mi się nie chce, a poza tym te szczegóły pomiędzy wydają mi się bez znaczenia).

I tak się stało. Poszłam na bal z Hanką, Wiki i Naszym Kierowcą. Nasz Kierowca, jak zawsze, tryskał błyskotliwymi tekstami opisującymi rzeczywistość wzbudzając naprzemiennie podziw i konsternację. Nasz Kierowca miał swój prywatny strój balowy (taki garnituropodobny), a ja z dziewczynami poszłyśmy do przebieralni. Hanka ubrała się w lśniącą białą suknię ala księżniczka z bajki.
- I jak wyglądam? - spytała nas.
- Może być – odpowiedziałam.
- W bieli wyglądam tak niewinnie. – Hanka była zadowolona z sukienki.
Zgodnie z dawną modą suknia Hanki miała wielce nieprzyzwoity dekolt, ale skoro ona uważa, że o niewinności świadczy wyłącznie kolor sukienki, to nie chciałam psuć jej dobrego nastroju.
- Dobrze wyglądasz, a ja? – spytała Wiki, która założyła krwisto czerwoną suknię.
- Czerwień zawsze rzuca się w oczy – rzuciłam ze znawstwem.
- I o to chodzi! - ucieszyła się Wiki.
- Nie wiem, którą wybrać – pożaliłam się.
- Ubierz tę słoneczną – radziły dziewczyny (nikt normalny nie zakłada sukienki, tylko ją ubiera – to tak a propos choinek).
Skrzywiłam się odruchowo. Ładna nawet była, ale ja mam jakieś uprzedzenie z dzieciństwa do odzieży w żółtym kolorze. Wydaje mi się, że zaraz oblezą mnie robale.
- Natka, o co ci chodzi? - spytała Wiki. - Słoneczna będzie pasować do twoich włosów.
- Nie, nie chcę.
- Przebierz się w końcu – poganiały mnie przyjaciółki. - Czas ucieka.
Przymierzając żółtą suknię zastanawiałam się, czy w mężczyznach mógł zostać atawizm kolorystyczny. Skoro robactwo tak ciągnie do żółtego, to może? Ale potem pomyślałam, że to zbyt daleko posunęłam się w wyciąganiu wniosków.
- Idźcie beze mnie. Ja się musze zastanowić dłużej. - Nie chciałam marnować ich czasu.
Natomiast mnie czas był potrzebny na spokojne przymiarki i podjęcie ostatecznej decyzji. W końcu wybrałam różową sukienkę, a we włosy wpięłam farbowane na różowo strusie pióra. Cóż w głębi duszy zawsze najbardziej lubiłam kicz.

Na balu poprosił mnie do tańca pociągający mężczyzna (właściwie każdego faceta, który mną się interesuje uważam za pociągającego – choćby ze względu na świetny gust).
- Waldi mi mów, proszę – szepnąłby mi do uszka gdyby nie hałas, dlatego musiał wrzasnąć.
- Natalia – krzyknęłam.
- Co? - wrzasnął.
- Natalia – krzyknęłam mu do ucha, ale żeby to zrobić musiałam się wcześniej do niego przytulić. On stosownie wykorzystał sytuację i mocniej mnie objął. Potem już głupio się było wyrywać. Tańczyliśmy przytuleni i to było strasznie przyjemne. Daliśmy sobie spokój z jakąkolwiek formą komunikacji werbalnej (ze względu na zbyt głośną muzykę). Porozumiewaliśmy się mimiką twarzy i dotykiem ciał.
Po około dwóch godzinach ustaliśmy (korzystając ze znaków spontanicznego języka migowego, który jako jedyny sprawdza się w tego typu warunkach), że chcemy się napić – udawaliśmy, że dłoń to szklanka z napojem, który chcemy sobie wlać do ust.
Przeszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie w formie szwedzkiego stołu stały naczynia z jedzeniem i napojami. Nalałam sobie sok z czarnych porzeczek i Waldi też (uroczy facet pomyślałam).
- Nie piję alkoholu – jakby się tłumaczył. - Jest obrzydliwy w smaku.
- Ja zasadniczo też nie – wyznałam. - Czasami, gdy brak mi sił, by przeciwstawiać się konwenansom, albo kiedy piwo jest tańsze niż sok.
- Bez alkoholu można się świetnie bawić.
- Pewnie, że tak. Zawsze można poudawać, że jest się pijanym. Wystarczy wyłączyć autocenzurę.
- Ja nie lubię nieszczerości i udawanek.
- Zgaduję więc, że nieszczególnie radzisz sobie z życiem na ziemi.
- Masz rację Natalio. Trafiłaś w sedno. Z ludźmi na Ziemi porozumienie przychodzi mi ciężko, dlatego kupiłem sobie psa.
- Tak? Opowiedz mi o swoim psie. Uwielbiam historyjki o zwierzętach. Bardziej mnie poruszają niż te o ludziach.
Przez kolejną godzinę słuchałam fascynujących opowieści o psie i jego przygodach.
- Niestety mój pies umarł pół roku temu. Zostałem sam. Nie mam nawet z kim iść na spacer – skończył tymi słowami Waldi.
- Och nie! Tak mi przykro – odpowiedziałam spontanicznie, a po chwili dodałam podejrzliwie. - Czy jesteś pewien, że twój pies nie żyje?
- Co masz na myśli?
Opowiedziałam mu o moim chłopaku, który wymyślił sobie, że ja nie żyję. Kiedy skończyłam nastało milczenie.
- Hmm... Natalio, oświadczam ci, że nie porzuciłem swojego psa. On naprawdę zdechł. Chociaż się nie ruszał poszedłem z nim do weterynarza i pozwoliłem, by fachowiec stwierdził zgon.
- Nie chciałam cię urazić, tylko...
- Człowiek otacza się fikcją.
- Właśnie, a ta fikcja może nawet podważyć oczywiste fakty.
- Natalio podobasz mi się, ale nie chcę cię oszukiwać. Muszę ci wyznać coś bardzo ważnego. - Zrobił długą pauzę. - Jestem kosmitą i wiem jak to brzmi.
- W dzisiejszych czasach to zupełnie normalnie – odpowiedziałam. - Dawniej ludziom zdawało się, że słyszą anioły, diabły, Matkę Boską i widzą znaki boże, a teraz zaklinają się, że zostali porwani przez kosmitów. Z dwojga złego wolę już kosmitów. Oni przynajmniej nie nakazują wszczynać wojen i dręczyć innych ludzi. Poza tym na zdrowy rozum i stosując zasady prawdopodobieństwa ich obecność jest jak bardziej możliwa.
- Natalio, posłuchaj. Dzieciństwo spędziłem na odległej planecie, na Krotonie. Władze Ziemi wiedzą, że ludzie żyją na kilku planetach, ale nie podają tej informacji do publicznej wiadomości.
- Tak abstrahując od zaludnionych planet, czym jest wolność? - Postanowiłam poudawać spożycie alkoholu i wyłączyłam autocenzurę, czyli plotłam, co mi ślina na język przyniosła. - Jednostka ma prawo decydować o własnym życiu, ale zawsze znajdą się tacy, którzy wiedzą lepiej i oni dozują prawdę. Manipulują innymi dla własnych celów. Irytują mnie władze i rządy w ziemskim wydaniu. Wiesz, co policjanci powiedzieli Wiki, mojej koleżance, która zgłosiła kradzież torebki? Że do kłótni kochanków oni się nie wtrącają. Czyli nie dość, że prawo jest niedoskonałe, to jeszcze używa się go tylko w wybiórczych okolicznościach. Ponadto nigdy nie słyszałam, że istnieją władze Ziemi. To jakiś osobny twór?
- Wierzysz mi, że żyłem na innej planecie? - Waldi spojrzał mi prosto w oczy.
- Wierzę – odparłam (a co mi tam).
- Jesteś pierwszą dziewczyną, pierwszym człowiekiem, który mi wierzy. Cieszę się bardzo, że przyszedłem na ten bal i ciebie poznałem, Natalio.
- Waldi i ja coś ci muszę szczerze powiedzieć. Poznając nową osobę zakładam zawsze optymistyczną wersję, że mam do czynienia z osobą prawdomówną, pozytywnie, życzliwie nastawioną, z dobrymi intencjami. To jest mój punkt wyjścia. Najczęściej później się rozczarowuję, ale uważam, że jakiś punkt wejścia/wyjścia należy przyjąć. Poza tym niektórym ludziom się zdaje, że jestem tak ufna, że aż naiwna i mniej się pilnują. Zdradzają ich słowa i zachowanie. Wobec czego mogę się zorientować, jakimi są naprawdę. Kurczę, po co ci to mówię?
- Pewnie się zastanawiasz, dlaczego jestem na Ziemi, a nie na Krotonie? - akurat to pytanie nie przyszło mi do głowy. - Moja mama popełniła przestępstwo. Karą była banicja. Nakaz opuszczenia planety pod groźbą śmierci. I tak mając lat trzynaście znalazłem się na Ziemi. Przyleciałem z Krotona na Ziemię razem z moją mamą.
- I co się dzieje z twoją mamą?
- Umarła. Umarła jak miałem dwadzieścia lat.
Chciałam go spytać, czy umarła naprawdę, czy może sobie wymyślił. Jednak pamiętając historię psa Waldiego, ugryzłam się w język.
- Być może zastanawiasz się, czy umarła naprawdę? I tak, i nie. To znaczy nie umarła cała. Jej sposób odbioru wszechświata został zeskanowany na super pendrive. To technologia z Krotona. Jak chcę z nią pogadać to mogę to zrobić.
- Ciekawe. A nie dochodzi do zakłamań?
- Chyba nie – wzruszył ramionami Waldi. - W każdym razie brzmi prawdopodobnie, jak moja mama. Każdy odbiera rzeczywistość przez pryzmat własnych doświadczeń, przemyśleń oraz tekstów zasłyszanych, przeczytanych, wyuczonych. Spójrz na siebie. Miałaś chłopaka, który nadal cię kocha, ale jako osobę umarłą i dlatego gdy ktoś wspomni o zmarłym, w tobie zawsze zrodzą się wątpliwości dotyczące faktycznego aktu zgonu.
- Gdyby mój umysł teraz zeskanować, z pewnością by tak było – przyznałam rację rozmówcy. - Ale, mój drogi, za dziesięć, dwadzieścia lat, gdybym zetknęła się z ludźmi, którzy nie uśmiercają żyjących prawdopodobnie procent moich wątpliwości uległby zmniejszeniu, albo zanikowi.
- Dokładnie! - pochwalił mnie. - Natalio, przepraszam, że zmieniam temat, ale chciałem ci podziękować, że tak cudownie mnie nazwałaś „mój drogi”.
- Jesteś niezwykłym facetem.
- Tutaj, na Ziemi, próbowałem się z kimś zaprzyjaźnić, ale nie mogłem wpasować się w standardy. Ziemianie grą pozorów zastępują wewnętrzną pustkę i smutek. A stan ducha można ukształtować inaczej. Wiesz, na Krotonie, w szkole mieliśmy lekcje ze szczęścia. Jak chcesz to mogę ci pokazać, czego się nauczyłem. Nad salą balową są pokoje. Może pójdziemy?
- Dobrze, ale może wcześniej potańczymy? To pewnie zabrzmi prymitywnie, ale chciałabym nacieszyć się tą długą suknią.
- Nie ma sprawy, chociaż moim zdaniem tutaj można stracić słuch. Tam w pokoju też będziemy tańczyć. I śpiewać.
- Śpiewać?
- Tak, właśnie. Dam ci teksty.
- Brzmi intrygująco. W takim razie chodźmy na górę.
- Zmieniasz szybko zdanie – zwrócił uwagę Waldi.
- Pamiętasz jak wspominałam, że zamiast pić alkohol można poudawać, że jest się pijaną? Tak samo jest z orgazmami. Można przywoływać wspomnienia. Jednak trzeba choć raz czegoś doświadczyć, żeby mieć te wspomnienia. Ty mi proponujesz coś, co może mi służyć przez lata.
- Ja ci nie proponuję seksu, ale miłość. - Waldi pocałował mnie w policzek.
Poszliśmy do pokoju. Muzyka była słyszalna w stopniu głośności odpowiednim zarówno do tańca, jak i do rozmowy. Tańczyliśmy, a Waldi zamiast mówić śpiewał. Miał doskonały operowy głos. Ja też zaczęłam śpiewać: odśpiewywać odpowiedzi. A potem wszystko stało się dotykiem. Był naprawdę fantastyczny.

Rano odwiózł mnie do domu.
- Czy chcesz wybrać się ze mną na spacer za tydzień? - spytał Waldi na pożegnanie. - Ja osobiście bardzo bym chciał dziś, jutro, ale nie możemy.
- Dlaczego nie możemy? – zaciekawiło mnie.
- Bo żeby mężczyzna kochał i pragnął kobietę, nie może spotykać jej zbyt często. Codzienność niszczy magię. Spotkanie musi być świętem, czymś z niecierpliwością oczekiwanym, czymś do czego człowiek się przygotowuje jak do egzaminu, czymś za czym trzeba potęsknić. Rozumiesz?
- Rozumiem. Nie wiesz jak dobrze. Zawsze bałam się wpuścić faceta do domu, bo potem nie można się go pozbyć. Taka stała obecność jest męcząca. - Waldi lubił brutalną szczerość, więc nawet bez udawania pijanej, mogłam mówić swobodnie. - W różnych takich mediach kreuje się pogląd, że małżeństwo i związki krępują mężczyznę, zabierają mu wolność. Mnie się jednak wydaje, że to raczej mężczyźni mają większe imperialistyczne zapędy do kontrolowania partnerek niż odwrotnie.
- To kwestia wrażliwości. To do zobaczenia. Pa.
Pożegnaliśmy się. Teraz mam na co czekać.

Z Wiki i Hanką spotkałyśmy się w poniedziałek.
- Wiecie, że Nasz Kierowca mi się oświadczył – pochwaliła się Wiki.
- Tobie? - zdziwiłam się. - Myślałam, że Nasz Kierowca będzie się bawił z Hanką. - dodałam na usprawiedliwienie swojej nietaktowności.
- Ja dałam się poderwać komuś innemu – Hanka uśmiechnęła się tajemniczo. - I wcale nie wirtualnie. Wiecie, co on mi powiedział? Nie uwierzycie.
- Ja tam łykam wszystko – roześmiałam się. - W tym szalonym świcie wszystko jest możliwe, a szczególnie to, co nie śniło się filozofom.
- Ten bal... ten bal nie był zwykłym balem – szepnęła konspiracyjnym tonem Hanka.
- Na pewno nie – westchnęła Wiki. - Nasz Kierowca, już zawsze chyba tak będę go nazywać, mi się oświadczył. Dodał jeszcze, że ze mną mógłby pojechać na koniec świata, a nawet jeszcze dalej, na kraniec wszechświata.
- Oooo właśnie. - Hanka wskazała palcem na Wiki. - Tu tkwi sedno. Bo to był bal werbunkowy. Władze Ziemi poszukują ludzi, którzy lubią podróżować, z pewnymi predyspozycjami, żeby... Pamiętajcie to tajemnica.
- Bezpiecznie są wszystkie tajemnice, które brzmią nieprawdopodobnie. Nikt nie chce być uznanym za wariata – zaśmiałam się (byłam w wyśmienitym humorze), ale nie przyznałam się przed przyjaciółkami, że Waldi jest kosmitą.
- Organizowany jest wylot ludzi na Zebebeusza. Tam są warunki zbliżone do ziemskich. Ekipy budowlano-przygotowawcze już skończyły prace. Planeta jest przygotowana do zasiedlenia. - Hanka zarzucała nas konkretnymi faktami.
- Niemożliwe? Jakaś kompletna bzdura! – burknęła Wiki.
- Bzdura, bzdura! - zirytowała się Hanka. - A co ty myślisz, że za frajer poszłaś na luksusowy bal w pałacu? Że Naszego Kierowcę busa byłoby stać, żeby zapraszać nas wszystkie trzy? Balowe suknie jak z dawnej epoki, sala z kryształowym sufitem i pochodniami, w których palił się prawdziwy ogień, profesjonalna orkiestra, żarcie, co nigdy takiego nie jadłam, pokaz ogni sztucznych i inne bajery. I co myślisz, że coś takiego dostajemy za darmo?
- Nie ma nic za darmo. Zawsze ktoś musi mieć w tym interes – wtrąciłam.
- My, które, powiedzmy sobie szczerze, jesteśmy nikim? – ciągnęła Hanka.
- I nawet nie stać nas na normalnych facetów – dodałam.
- Właśnie. Jakby co to dzisiaj rano się rozwiodłam. Ten mój pomysł z wirtualnym małżeństwem był do bani – wyznała Hanka.
- Czyli? - Wiki chciała chyba usłyszeć więcej informacji o powodach natychmiastowego rozwodu.
- Ja się zdecydowałam. Lecę na Zebebeusza – oświadczyła Hanka.
- Rzucasz wszystko, bo dwa dni temu poznałaś faceta? - dziwiła się Wiki. - Faceta, który zrobił ci wodę z mózgu.
- Faceta mojego życia. - Hanka była wyjątkowo przekonana o słuszności swojego postępowania.
- A jak się rozczarujesz? - dopytywała się Wiki.
- Przestańcie. Nasz kierowca oświadczył się Wiki, a Natalia jakoś szybko, bardzo szybko, ulotniła się balu. Natalia, jak ci się podobały ognie sztuczne? - Zrobiłam zdziwioną minę. - Czyli nawet ich nie zauważyłaś? Ciekawe dlaczego? Prom kosmiczny odlatuje za cztery miesiące. Podobno władze Ziemi rzadko się mylą odnośnie kandydatów.
- Ja zawsze lubiłam podróże, jak każdy, chyba. - Powiedziałam cokolwiek, gdyż uznałam, że wypada mi się odezwać. - Bo co może być ciekawsze niż zwiedzanie nowych miejsc?
- Natalia, będziesz mi sąsiadką na Zebebeuszu. - Hanka mówiła podniosłym tonem. - A ty Wiki z pewnością nie opuścisz, z tak wielkim trudem, złapanego męża.
Roześmiałyśmy się z żartu.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 20.10.2010 09:11 · Czytań: 672 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Skropka dnia 22.10.2010 22:05 Ocena: Bardzo dobre
Jest parę drobnostek do poprawienia, ale ogółem nieźle :D
Masz fantazję, dbaj o nią :)
tulipanowka dnia 24.10.2010 13:13
Dziękuję;

a tak przy okazji w jaki sposób, Twoim zdaniem, dba się o fantazję?
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty