Lesław - Natasza_Dz
A A A
Rozdział pierwszy
Wioleta Wrzos

Niebo miało kolor antracytu, a my biegliśmy jak na wyścigu psów. W ręku trzymałem krzyż z białym, świecącym w ciemności Jezusem. Poczułem ucisk w brzuchu, nagły atak kolki.
-Stary, zatrzymajmy się... już nie mogę. - stanęliśmy obok ogromnego dębu. Było mi gorąco, cały byłem zlany potem. - Myślisz, że ciągle nas gonią?
-Myślę, że tu jesteśmy bezpieczni – wyciągnął papierosa i zapałki. Rozglądałem się nerwowo, ale nie dostrzegłem żadnego zagrożenia. Starszy pan spacerował z psem. Zakochana para szła trzymając się za ręce.
-Możemy teraz założyć nasz własny kościół – powiedział Kamil i oparł się plecami o wilgotne drzewo. Z małych listków spływały kropelki deszczu. - Ja będę odpowiedzialny za nabożeństwa, a ty za nawracanie niewiernych. Skoro mamy Jezusa nic nas nie może powstrzymać.
-Ale dopiero w nocy, gdy on roztoczy wokół swój blask będziemy mogli odprawić mszę – mój oddech powoli wracał do normy. Nie wiem ile biegliśmy i nie wiem nawet czy ktoś nas gonił. Ale przynajmniej udało mi się nieco wytrzeźwieć. Jakiś mężczyzna przeszedł obok nas, w ręce trzymał dużą paczkę chipsów. Otworzył ją i wyciągnął jednego, usłyszeliśmy chrupanie. Zatrzymał się i wyrzucił chipsy do kosza na śmieci. Poszedł dalej asfaltową ścieżką. Kamil odczekał aż mężczyzna zniknie wśród drzew i wyciągnął chipsy z kosza. W końcu nie jedliśmy od paru godzin, a tu proszę, trafia się darmowe jedzenie.
-Paprykowe – Kamil mówił z ustami pełnymi pomarańczowego jedzenia – Moje ulubione – podstawił mi paczkę pod nos, poczułem intensywny, ostry zapach i dotarło do mnie jak bardzo jestem głodny. Wyciągnąłem garść i ruszyliśmy dalej. Jezusa włożyłem do tylnej kieszeni spodni, był duży i prawie cały wystawał.
-Idziemy od razu na zajęcia? Czy idziemy od razu spać? - zaśmiał się mój towarzysz. - Jest ósma rano. Ja osobiście wolałbym się wyspać i może przyjdę na rysunek, a może nie.
-Ja idę do Celiny, a potem zobaczę.
-Wkurwisz ją tylko stary, ale rób jak chcesz.
-Ale że co?
-Nic. - wzruszył ramionami, najwyraźniej nie miał ochoty poruszać tematu Celiny. Ja zresztą też nie. Wystarczająco dużo o tym rozmawialiśmy tej nocy.

-O boże – jęknęła na mój widok – ale śmierdzisz, ale od ciebie wali wódą. Co ty w ogóle odpierdalasz? Po co do mnie przyłazisz z rana w takim stanie? - była w krótkiej, fioletowej koszuli nocnej, wykonanej z satyny. Jej skóra wydawała się taka biała i delikatna. Czarne, rozczochrane włosy, każdy w inną stronę. Zaspane oczy.
-Przyszedłem ci coś powiedzieć. - rozbolała mnie głowa i chciałem by mnie zaprosiła na kawę, wtedy by było mi łatwiej pozbierać myśli, powiedzieć, co powiedzieć miałem. A nie tak, chaos, senność, rozpierdol wewnętrzny.
-Czy ty nie masz zajęć? Masz przecież malarstwo o ósmej pięćdziesiąt. Czemu nie jesteś w pracowni? Chcesz zawalić studia? Już przecież jesteś na czwartym roku, powinieneś być odpowiedzialny. A jesteś jak małe dziecko, taki rozwydrzony bachor. - jej oczy miały fiołkowy kolor, były bardzo ładne. - Piłeś pewnie całą noc, w ogóle co ty tam masz w kieszeni? Krzyż? Weź, tak nie można, przecież to jest Krzyż, świętość, sacrum, a co ty z tym robisz?
-A bo byliśmy w szpitalu u Sylwka... - zacząłem się tłumaczyć, gdyż zrobiło mi się nagle wstyd. Wstyd, że robię tyle złych rzeczy, a ona tak na mnie krzyczy, gdy tak stoimy przed jej domem, gdy jest zimno i niebo ma kolor popiołu. Wstyd, że nie mogę nic powiedzieć na swoją obronę. Wstyd, że mam ochotę ją uderzyć, żeby przestała mówić, ale tego nie robię, gdyż to jest jedna z moich głównych zasad życiowych – nigdy nie bij dziewczyny Lesław. Gdyż takie właśnie nadali mi imię moi rodzice, Lesław, z takim imieniem mogłem zostać już tylko artystą i to nie cyrkowym. Po co przyszedłem? Pojawiło się w mojej głowie pytanie, gdyż przestałem już cokolwiek wiedzieć, stałem się jednym wielkim znakiem zapytania. Ona swoimi fiołkowymi oczami patrzyła na mnie wyczekująco. I przypomniał mi się wczorajszy wieczór, impreza, hektolitry alkoholu, człowiek zawinięty w dywan, szpital, Sylwek ze złamaną nogą, krzyż, który musieliśmy ukraść, ucieczkę przed ochroniarzem. A w międzyczasie słowa Kamila: Pamiętaj stary, bądź twardy, przestań się jej dawać, to tylko kobieta, a ty nie jesteś pierdolonym pantoflarzem. Ona tobą rządzi, ona ci na nic nie pozwala. Czy ty ją w ogóle kochasz? Czy jesteś z nią dla picu i żartu? Szczerze ci powiem, że ja się jej boje. Ma takie groźne spojrzenie, jakby chciała samym wzrokiem wychłostać. I na nic ci nie pozwala, przecież nawet nie wie, że tu jesteś. Musisz być stanowczy, twardy i raz na zawsze z tym skończyć. Tak mi powiedział Kamil, teraz musiałem sam ubrać w słowa moje wewnętrzne przemyślenia. Nie przychodziło mi to nigdy łatwo.
-Celina... - zacząłem dziwnie cicho, co mi się samemu nie spodobało, chrząknąłem i powtórzyłem już głośniej – Celina słuchaj...
-Nie to ty posłuchaj. Nie będę tolerować takiego zachowania. Albo jesteś poważnym człowiekiem, albo wypierdalaj mi stąd. Nie będę się zadawać z taką szują jak ty, mdłym pijaczkiem. Czy ty myślisz, że mnie nie stać na więcej? Może i coś do ciebie czuję, może i tak. Ale są jakieś granice przyzwoitości. Masz szczęście, że moi rodzice są w pracy, bo jakby cię tu zobaczyli to by ojciec cię po prostu cztery razy przejechał naszym vanem. Śmierdzisz wódą i wyglądasz jak menel. Nie pokazuj mi się na oczy dopóki nie zmądrzejesz. Może być to bolesne zarówno dla ciebie jak i dla mnie, ale ja potrafię zacisnąć zęby. Nie dam sobą tak pomiatać, nie jestem z tych, co to sobie dają w kaszę dmuchać. Zapamiętaj to sobie!
-Właśnie o to mi chodziło... - znów mi przerwała, poczułem całkowitą rezygnację, brak nadziei na to, że kiedykolwiek będę miał szanse wypowiedzieć poprawne gramatycznie zdanie, które będzie miało sens, które będzie o czymś mówiło, o moich uczuciach wygasłych względem niej. O tym, że już mam dość życia w ucisku i w niewoli, że nie jestem murzynem, ani psem, nie jestem typem maso, ani tym bardziej nie jestem kawałkiem szmaty, w którą można sobie powycierać buty. Nie dane mi jednak było powiedzenie tego, gdyż jak Celina otwierała usta, to już otwierała na amen. To już nie było szans na zamknięcie.
-Nie obchodzi mnie o co tobie chodziło. Jedno mnie tylko interesuje – normalny związek, z normalnym człowiekiem. Tato mi wprawdzie mówił: czego się spodziewasz po artyście, opoju. I biedny i głupi. Ale myślałam, że nasza miłość jest silniejsza. Myliłam się? Czy się myliłam? Powiedz mi, czy jeszcze tli się coś między nami? Bo ja już widzę tylko ciemność, pustkę i pijaka, ledwo stojącego na nogach. Zaraz mam zajęcia, na które chodzę w przeciwieństwie do niektórych. Studiowanie prawa, to nie to samo co to twoje głupie malarstwo. Przecież ty nawet nie wiesz jaki mamy rok! O boże, Lesław... Już nie mogę. Odejdź i nic nie mów, nie będę słuchać, chcę tylko się ubrać, umyć, wypić herbatę i pójść na wykład. Żegnam! - trzasnęła mi drzwiami pod nosem. Nie pozostało mi nic innego jak zakląć w duchu i wrócić do mojego mieszkania.

Położyłem Jezusa na szafkę. Rzuciłem się w ubraniu na łóżko i usnąłem.
Śniło mi się, że jestem w ogrodzie pełnym kwiatów, a na każdym kwiatku siedział biały motyl.
Obudził mnie mój własny telefon komórkowy. Który jak zwykle leżał w kubku przywieszonym na gwoździu do ściany. Mówiłem, że to mój telefon stacjonarny i nigdy go ze sobą nie nosiłem. Miałem tylko jeden dzwonek.
-Tak? - przetarłem oczy, za oknem było ciemno, a więc na wydział już nie miałem po co iść. Przynajmniej się wyspałem.
-Wygrał pan wycieczkę na wyspy Kanaryjskie. Gratulujemy!
-Że co? - zdziwiłem się tym bardziej, że w żadnym konkursie nie brałem udziału. Głos mi się wydawał dziwnie znajomy.
-Haha. To ja, Miej – Więcej. - no tak, kto jest na tyle głupi, żeby tak ludziom wkręcać. - Mamy przegląd za tydzień. Kotowski kazał ci przekazać, że masz przyjść bo jak nie to da ci dwóje i dupa zbita, nie ma przebacz. I że w ogóle masz przejebane, że nie chodzisz na zajęcia. - Miej – Więcej mnie zawsze wkurwiał, ale czasem to już na maksa. Taki łysy, niski, przy kości, wzorowy student i przydupas Kotowskiego. Kulturalnie podziękowałem mu za tą wiadomość i się rozłączyłem. Postanowiłem doprowadzić się do porządku. Umyć się, zmienić ubranie. W ustach miałem smak podeszwy. Od tego picia nie chciało mi się wcale jeść. Generalnie to ja dużo aż tak nie imprezowałem. Od czasu do czasu. W końcu Celina mi nie pozwalała, trzymała mnie na krótkim łańcuchu. Dotarło do mnie, że w pewnym sensie zerwaliśmy ze sobą rano. Czyli stało się to, o czym po cichu marzyłem. Byłem wolny, mogłem sobie robić to, co chciałem. Bez nadzoru, bez suki śledzącej każdy mój ruch. Zapaliłem papierosa i wstałem z łóżka. No bo w zasadzie... Wolny i co? Czego ja właściwie chciałem?

Ubrany, umyty, świeży, pachnący, ogolony usiadłem w kuchni, przy drewnianym stole. Jadłem kanapki z serem żółtym, piłem czarną herbatę z czterema łyżeczkami cukru. I zrobiło mi się dziwnie smutno, jakby nagle cały świat przyoblekł czarną maskę. Jakby ktoś pomalował każdy istniejący przedmiot czarnym wodoodpornym flamastrem. Musiałem się z tego otrząsnąć, wziąć się w garść, nie dać się chandrze.
Usiadłem przed kompem i włączyłem sobie nielegalnie ściągnięty Ostry Dyżur, pierwszy sezon. Patrzenie jak inni mają gorzej zawsze poprawia samopoczucie.
-Cześć – Sonia weszła do mojego zagraconego pokoiku. Pełnego obrazów, pędzli, farb. - Co robisz?
-Zerwałem z Celiną i muszę sobie poprawić nastrój, to oglądam Ostry dyżur. Carol jeszcze taka młoda i piękna, spójrz na nią. Czy nie jest boska? - zastopowałem w momencie gdy cały ekran wypełniała jej twarz, sięgnąłem po szkicownik i kawałek węgla.
-Taka sobie. Słuchaj, chcesz pogadać? Jakby co... - Sonia była moją współlokatorką. Niska, malutka osoba, o twarzy dziecka. Ciężko było powiedzieć ile ma lat, równie dobrze mogła mieć trzynaście, a miała chyba ze dwadzieścia pięć. Króciutkie, blond włosy, zielone oczy. Na policzku gruba, srebrna blizna. Kiedyś opowiedziała mi, że kilka lat temu wracała od koleżanki nocną porą. I jakiś typ zaatakował ją, zażądał pieniędzy, telefonu, a na koniec pozostawił jej krwawą szramę na twarzy. Po tym wydarzeniu postanowiła studiować psychologię i pomagać ludziom przechodzić traumy. Mieszkaliśmy sobie już drugi rok razem, nawiązała się między nami mocna nić przyjaźni.
Rozpłakałem się niespodziewanie dla mnie samego. Ona wtedy przytuliła mnie bardzo mocno do siebie. I tak chwilę trwaliśmy, aż się uspokoiłem i przestałem płakać.
-Nie wiem co się ze mną dzieje. Przecież tego chciałem. - sięgnąłem po chusteczkę.
-To duża zmiana dla ciebie. Zmiany są trudne. - głaskała mnie po włosach, starałem się całkiem opanować, skupić myśli na czymkolwiek innym. W końcu marzyłem o rozstaniu, chciałem być wolny. A może tak mi się tylko wydawało? Wtuliłem się mocniej w Sonię, poczułem zapach jej włosów, mocny, kwiatowy. Zamknąłem oczy. Nie wiem co we mnie wstąpiło, co mnie opętało, co mną kierowało. Wziąłem jej twarz w dłonie i spojrzałem na nią. Twarz dziecka, niewinna, z srebrną blizną, jak brzuch ryby. Pocałowałem jej delikatne usta. Ona odsunęła się szybko i stanęła w drzwiach, gotowa wybiec i zostawić mnie samego.
-Lesław... - Powiedziała, ale nigdy nie dokończyła. Zadzwonił mój telefon stacjonarny-komórkowy. Nie odbierałem, gdyż chciałem się dowiedzieć, co ona myśli, dlaczego ucieka, czy to było bardzo złe, czy tylko trochę, czy nasza przyjaźń jest zniszczona? Wyszła.
-Tak? - odebrałem, widziałem, że to dzwoni Kamil, a to oznaczało, że chce się ze mną spotkać, a to z kolei nie oznaczało niczego dobrego.
-Właśnie wstałem.
-Co mnie to. - byłem zły odrobinkę, miałem różne swoje sprawy teraz na głowię. Niedokończoną sytuację z Sonią. I właściwie dobrze się stało, że ona nie pozwoliła mi na nic więcej, gdyż ja do niej nic nie czułem, żadnych uczuć miłosnych, a po prostu chciałem by minęła chandra. Dobrze, że ona zachowała zimną krew. Że wyszła i dała mi do zrozumienia, że byłby to błąd, że byłoby to złe i niedobre. W dalszej części konwersacji dowiedziałem się, że Kamil chce iść na imprezę. I że mnie też chce wziąć, bo lubi się ze mną bawić, chociaż jestem trochę dziwny i małomówny. Chociaż jestem zbyt przystojny i laski podobno na mnie lecą. Ciekawe, zastanowiłem się nad tym i stwierdziłem, że może i jest to prawda. Chociaż byłem oddany tej jednej jedynej, która rano ze mną zerwała, choć to ja miałem zerwać z nią. Powinienem się upić jak dzika świnia, należało mi się za te przejścia moje, za te wszystkie momenty, w których czułem się niepewnie i na granicy. A jeszcze Kotowski mi groził dwóją z malarstwa. Powinienem malować, ale postanowiłem najpierw się spotkać z Kamilem.
Co do Kamila. Był on studentem grafiki, ale znaliśmy się jeszcze z liceum plastycznego. Trzymaliśmy się razem od lat. Tylko, że on zdecydowanie więcej pił niż ja i chyba też był bardziej szalony. Miał swoje gorsze okresy, gdy leżał w szpitalu i brał psychotropy. Ale przyjacielem był wzorcowym, medalowym. Wysoki, długa, pociągła twarz. Niebieskie oczy w kształcie migdałów. Podobno byliśmy do siebie podobni, wiele osób brało nas za rodzeństwo. Oczy tak jak on miałem niebieskie, tylko włosy jaśniejsze. Taki ciemny blond. A na czole blizna, co niektórym kojarzyła się z Harrym Potterem, a co mnie wcale nie bawiło. Pamiątka z dzieciństwa, gdy zderzyłem się z szafką.
Ja i Kamil byliśmy jak bracia. Wiele lat temu nawiązaliśmy braterstwo krwi, tnąc skórę i łącząc się kroplami krwi. Pozostały nam po tym srebrne szramy na rękach. Takie symboliczne połączenie. Zresztą to było tak dawno temu, że już nawet nie pamiętam, w liceum. Ech. Często razem lądowaliśmy na dywaniku u dyrektora plastyka. Jego gabinet był miejscem przerażającym, wszystkie ściany były pomalowane na czarny kolor, za każdym razem mieliśmy wrażenie, że znaleźliśmy się w przedsionku piekła. I że nasz dyrektor jest Księciem Ciemności, w swoim czarnym golfie i spodniach czarnych jak smoła. I że zaraz rozstąpi się podłoga i zostaniemy wciągnięci w otchłań piekielną.
Znalazłem się pod blokiem Kamila. Dostrzegłem stojącą w cieniu postać, raz za razem rozświetlaną pomarańczowym blaskiem papierosa.
-Chodźmy na koncert stary, The Bill gra w Kotłowni. - wynurzył się jak zjawa – Mam już bilety.
-O boże, przecież wiesz, że nienawidzę punka. Już bym wolał pójść popatrzeć jak bezdomni grzeją ręce nad podpalonym koszem na śmieci.
-Nie narzekaj. - Może byłem niezbyt asertywny, a może potrzebowałem kogoś kto by mną kierował, sam nie wiem. Poszedłem, mimo ogromnego oporu, na ów koncert. Nienawidzę punk rocka, dla mnie to nie jest nawet muzyka, to jest hałas i na dodatek kiepski. Nie rozumiem dlaczego Kamila ciągnęło do takich rzeczy. Lubił też cmentarze, siedzenie przy grobach i picie wina marki Komandos. Kiedyś wybiegł na klatkę schodową z odkurzaczem i krzyczał do dzieci, że jest sługą Szatana. Cały Kamil. Mówił mi, że szaleństwo odziedziczył po babci, która nie bała się niczego i nikogo. Pod koniec życia, gdy była już umierająca i pozostała jej tylko powolna, bolesna agonia, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Rzuciła się pod rozpędzoną ciężarówkę. Kawałki jej ciała znajdywano jeszcze przez długi czas po wypadku w różnych miejscach. Kamil mi to bardzo często opowiadał, jakby się szczycił tym, że jego Babcia była taka bezkompromisową osobą. Praktycznie go wychowała, bo jego rodziców nigdy nie było. Zawsze siedzieli gdzieś za granicą i zarabiali pieniądze.


W Kotłowni był już spory tłum ludzi różnej maści. Usiedliśmy przy stoliku i piliśmy piwo. Gdy koncert się zaczął mój przyjaciel postanowił iść się bawić pod scenę. Oczywiście zaczęło się od znanego przeboju: „gdy siedzę sobie w kiblu, spuszczone gacie mam...obmyślam nowy plan, obmyślam nowy plan, obmyślam nowy plan wtedy kiedy sram”. I cała sala śpiewała ten melodyjny refren, a ja marzyłem o tym, by to się skończyło. Paliłem papierosa za papierosem i piłem piwo za piwem. Nie zauważyłem, że usiadła obok mnie dziewczyna. Byłem już pijany. Upalony, bo przed wejściem wypaliliśmy trochę marihuany. I ona patrzyła na mnie swoimi zezującymi oczami, a ja chciałem by były to oczy Celiny, by to ona siedziała teraz przy mnie. Ale oczywiście było to niemożliwe, ona by przenigdy nie weszła do takiego miejsca, śmierdzącego papierosami, pełnego spoconych ludzi, tak głośnego, że nie słychać było własnych myśli. A ona patrzyła na mnie, obca dziewczyna, brzydka jak noc. Blond włosy do ramion, ciemne odrosty. Duży nos, krzywe, brązowe zęby, cała była krzywa i brązowa, cała była nie taka. Powinienem jej powiedzieć, żeby się odpierdoliła, ale ja byłem taki kurewsko nie asertywny! Kamil mi kiedyś kupił książkę „Jak stać się asertywnym w weekend”. Ale co z niej pamiętałem w tamtym momencie, gdy ona krzyknęła mi do ucha, tak głośno, że aż zabolało, czy pójdziemy na bok i czy porozmawiamy. Dziewczyna była brzydka jak tyłek Quasimodo. Uszy miała za bardzo odstające i wychudzona była jak szkielet. Ale co miałem zrobić?
Usiedliśmy przy stoliku, w innej, cichszej części lokalu. Wypiłem kolejne piwo, co dla mnie oznaczało początek zgonu. Ona piła powoli, nie wiem czego ode mnie chciała, bo na pewno nie liczyła na żadne rendez – vous. Wyglądało na to, że pogadać, wyżalić się obcemu zupełnie człowiekowi. The Bill grał piosenkę o transwestycie. „Pierwsze problemy zaczęły się w szkole, bo chodził do kibla damskiego na dole, a kiedy przed wuefem w szatni się przebierał, na zmianę ze wstydu bladł i czerwieniał. Bo jak ze wstydu nie zapaść się pod ziemię, gdy facet paznokcie maluje lakierem, w spodniach nie chciał chodzić wolał sukienki. Chce być podobny do małej panienki...” Wsłuchałem się w tekst piosenki.
-I wyobraź sobie, że po tym wypadku zrobili mi trepanacje czaszki – mówiła, a do mnie dolatywały tylko, co niektóre słowa – Przez cztery lata leżałam pogrążona w śpiączce, cztery lata! Rodzina już myślała, że to koniec, że jestem warzywem, cukinią. I nagle się obudziłam. Było ciężko, bo wiesz...- Nie wiedziałem i nie mogłem wiedzieć. Ale w momencie, gdy dotarły do mnie jej słowa, zrobiło mi się jej niezmiernie żal. Trepanacja czaszki, śpiączka. Było to takie przykre. Że też ludzi spotyka taki zły los. Dlaczego? Nie wiem czy to powiedziałem, czy tylko pomyślałem. Pocałowałem ją. I już po sekundzie żałowałem tego zbyt pochopnego kroku, gdyż ona przyssała się do moich ust jak ssawka. Język miała śliski.
-Jesteś dobry – krzyknęła, gdy na chwilę odkleiła się ode mnie, chciałem się zastanowić nad tymi słowami, ale nie miałem kiedy, gdyż znów przycisnęła swoje usta do moich i językiem jeździła po mojej jamie ustnej. Złapałem ją mocno za ramiona i odsunąłem od siebie. Na tyle miałem w sobie asertywności, żeby nie dać się jej zjeść. A już czułem jak z jej gardła wyrasta mała szczęka, która wsuwa mi się przez przełyk w głąb ciała i wstrzykuje kilka kropel jadu, który rozpuści wszystkie moje wnętrzności, a potem ona je wszystkie wypije, wyssie jak w jakimś filmie science-fiction. O, co to, to nie.
-Słuchaj, jesteś wspaniałą osobą i bardzo cię szanuje. Ale... Muszę iść do łazienki. Zaraz wracam. - oczy jej błyszczały radośnie. Za każdym razem gdy na nią patrzyłem wydawała się coraz bardziej brzydka. A jak się uśmiechała, to miałem wrażenie, że uśmiecha się do mnie sam Diabeł. Albo potwór. Albo coś złego, jakieś niewyobrażalne, szkaradne zło.
Zamknąłem się w łazience i myślałem nad kolejnym krokiem. Między łazienką, a salą, w której siedziała ona, był korytarz. Także mogłem zaryzykować szybkie wyjście, licząc na to, że nie spojrzy w tą stronę, że mnie nie zauważy. Kamil dobrze się bawił beze mnie, więc nim się nie przejmowałem. Liczyło się jedynie uwolnienie od brzydactwa. Jak najszybsze. Wziąłem głęboki wdech, pchnąłem drzwi i wybiegłem przez długi korytarz wprost do wyjścia. Minąłem dwóch łysych osiłków. Znalazłem się na zewnątrz. Noc była chłodna. Siąpił drobny deszczyk.
Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wrócić do mieszkania, bezszelestnie, unikać Sonii, schować się pod kołdrą i spać? A może coś zupełnie innego, tylko co? Pójść do kogoś? Było dopiero koło dwudziestej trzeciej. Wsunąłem ręce w kieszenie kurtki i ruszyłem przed siebie.
Stanąłem za przystankiem i wyciągnąłem lufkę. Szybko nabiłem zielem, wciągnąłem trochę żółtawego dymu. Celina wkurwiała się jak paliłem marihuanę. Ale teraz cię nie ma, powiedziałem do niej, choć nie mogła tego usłyszeć, bo była bardzo daleko ode mnie, nie ma cię i się cieszę! Tylko jęczałaś i chciałaś mnie zmieniać. Ale ja taki właśnie jestem. Jestem alkoholikiem, jestem ćpunem, jestem geniuszem. Zawsze był to mój ulubiony cytat, choć nie mam pojęcia z jakiej to było książki. Jakaś pani przeszła bardzo szybko obok mnie. W ręce trzymała parasol. Na ramieniu torebkę. Stukała wysokimi obcasami o chodnik. Poszedłem za nią, nie wiem po co. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zapaliłem papierosa, choć siąpił deszcz i zmoczył mi bibułkę. No trudno. Zmieniłem chwyt na taki, by częścią dłoni zasłaniać LMa. Kobieta przyspieszyła. Miała kręcone, ciemne włosy. Myślałem o Celinie, o miłych chwilach razem spędzonych, o miłych porankach, gdy się budziliśmy twarzami do siebie, szczęśliwi i zakochani. Czy mi było tak źle? A może to był błąd, pomyłka. Kobieta zatrzymała się gwałtownie.
-Bierz wszystko! O, tu masz, torebkę! - rzuciła we mnie swoją elegancką, drogą torebką. - Tylko mnie nie zabijaj! - No tak, w końcu za nią szedłem, ale żeby aż tak zareagować gwałtownie? Dziwna baba. - Co jeszcze chcesz?
-Przepraszam, jeśli panią wystraszyłem, nie mam żadnych złych zamiarów względem pani. Proszę – oddałem jej torebkę i zastanawiałem się, co powinienem powiedzieć jeszcze. Co dodać.
-Och! To ja przepraszam. Chyba mam paranoję. - miała sarnie oczy, brązowe, nieco szkliste. - Nie wiem, co mnie napadło. Miałam wrażenie, że mnie pan śledzi i się wystraszyłam.
-Ja po prostu spaceruje nocą. I zastanawiam się, co tak piękna kobieta robi sama na ulicy, o tak późnej porze? Może odprowadzę panią ze względów bezpieczeństwa? Tyle podejrzanych typów się tu kręci w pobliżu. - chwilę na mnie patrzyła, nic nie mówiąc. Pewnie się mnie bała, sam bym się siebie bał, jakbym się ze sobą spotkał. Dlaczego nie wróciłem do mieszkania tylko niepokoiłem biedną, wystraszoną kobietę? Czy chodziło mi o ten parasol?
-Jest pan bardzo uprzejmy... - powiedziała to bez większego przekonania. Wyglądała na osobę po przejściach, taką co z niejednego pieca chleb jadła, co niejedno już przeżyła. Powinniśmy się pożegnać. Ale dziwnym trafem tak się nie stało.
-Widzi pan, ja właśnie wracam z pogrzebu. To znaczy, ze stypy, pogrzeb już się odbył. I jestem lekko wstawiona. Nie było miło i przyjemnie. Ale była wódka. - miała ładną twarz, wystające kości policzkowe. Usta pomalowane ciemno-czerwoną szminką. Była pijana. Patrzyła na mnie jakby skanowała wzrokiem moje ciało.
-Proszę pana – zaśmiała się – Zawsze pan tak podrywa kobiety? - dlaczego kobiety zawsze myślą, że je podrywam? Może same by chciały abym je podrywał, i to jest po prostu jasny i wyrazisty przykład myślenia życzeniowego. Ja pierdole. Znudziła mnie ta sytuacja. Poczułem, że zmierza to donikąd. Że nic więcej się nie wydarzy, bo ta kobieta jest obca, pijana, wraca z pogrzebu. Że powinienem sobie pójść szybko, bo i tak mam za dużo kłopotów i problemów, a ona wygląda na taką, co przyciąga do siebie problemy.
-Tak naprawdę... - mówiłem powoli, głośno – Jestem Twoim Najgorszym Koszmarem. I mam zamiar wyrwać ci serce, a potem wyssać twoją duszę. - zaczęła się śmiać. Ładny, perlisty śmiech powoli przeistaczał się w śmiech nerwowy, histeryczny. Krzyknęła i uciekła szybko. Gubiąc parasol i buta. Mój mały Kopciuszek. Wziąłem sobie tego buta na pamiątkę, taki mój fant. Jestem pierdolnięty, powiedziałem pod nosem, dlaczego mi zawsze musi coś odpierdolić? Jeszcze jakby ktoś ze mną był, jakiś kumpel, obserwator, który śmiałby się z mojego wygłupu, ale tak sam dla siebie? Po co mi to było? Żal mi się zrobiło kobiety. Postanowiłem więcej już nie palić marihuany, ani nie pić alkoholu. Buta włożyłem do wewnętrznej kieszeni kurtki. Rozłożyłem parasol i poszedłem dalej.
Szedłem długo, aż poczułem senność, zmęczenie. Postanowiłem się zatrzymać, położyć, na minutkę chociaż, zamknąć oczy, troszkę się zregenerować. I wrócić do siebie, do Sonii, która była i nie była moją przyjaciółką jednocześnie. Jak Kot Schrödingera. Usnąłem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Natasza_Dz · dnia 24.10.2010 11:00 · Czytań: 553 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty