Romeo i Małgorzata - julanda
Proza » Obyczajowe » Romeo i Małgorzata
A A A
Romeo robił zakupy. Nie wiem, czy je lubił. Obserwowałam go czasem, jak przed wyjściem starannie zapinał płaszcz i zakładał uważnie beret przed lustrem. Buty miał zawsze czyste, ich noski błyszczały odbijając światło. Często chodził w nich po domu, jak i w garniturze, i białej koszuli ze starannie zawiązanym krawatem. Oczywiście, elegancki mężczyzna, używał do mankietów spinek, które przechowywał w mosiężnym, zdobionym i starym już pudełeczku. Lubił spokój, ale niezupełnie, bo jego życie wypełniali inni. O sąsiadach wiedział wszystko, czasami nawet więcej niż oni sami. Służył radą każdemu, kto tylko się do niego zwrócił. Gotów był być wszędzie i załatwić każdą sprawę, a miał, trzeba przyznać, prawdziwy talent do negocjacji i rozmów. W trudnych czasach, gdy nie można było dostać tego lub owego, Romeo potrafił wrócić do domu z ciężką torbą, a czego tam nie było - trudno powiedzieć, bo nie brakowało tam niczego! Pasta do zębów była tak samo ważna, jak kostka masła. Czasem nie rozumiałam jego żartów, ale dziś, gdy sobie przypominam, właśnie te żarty wydają mi się jego najbardziej charakterystyczną cechą. Gdy Małgorzata, jego żona, robiła poranną toaletę, mówił, że się "gąskuje", żegnał się z nią zaś czule całując w czoło, gdy sam wybierał się do łazienki. Miał tytuł magistra, ale nazywano go inżynierem. Romeo czujnie pilnował kiedyś produkcji w kilku fabrykach naraz i pisał ich historię. Niekiedy długo rozmawiał przez telefon, opowiadając niestworzone rzeczy, które tak naprawdę wydarzyły się tylko w jego wyobraźni i powtarzając te usłyszane, w które i tak nikt nie wierzył. W końcu słowa szły po kablach, a wiadomo, jak to bywa - wszyscy pamiętamy, na czym polega znana zabawa w głuchy telefon.

Jednak Romeo nosił w sobie tajemnicę. Stare dębowe biurko w gabinecie zamykał na malutki kluczyk, który, co prawda chował w niezamkniętej szufladzie, ale wiadomo było, że zaglądać tam nikt nigdy nie ma prawa. Potem, niestety, trzeba było zajrzeć, ale to było dopiero potem...

- Małgorzato, jak ci się spało - witał ją z rana, wychodząc z kuchni z kawą i bułeczką z dżemem.- Dziękuję kochanie, dobrze - odpowiadała Małgorzata, nadstawiając czoło do ucałowania, co też Romeo czynił.

Palił dużo, chwilami nie było go widać spomiędzy kłębów dymu. Ginął ze swoją przerzedzoną z czasem siwizną. Całe popołudnia przeglądał papiery i zerkał w telewizor. Potem komentował, autorytatywnie ucinając wszelkie dyskusje z Małgorzatą.

Na pierwszy rzut oka byli zgodnym małżeństwem. Dwóch synów dorosło i poszło w tak zwany świat. Gdzieś nad brzegiem oceanu, na zachodzie Francji, starszy robił doktorat. Młodszy z rodziną pomieszkiwał tu i tam, czekając, jak większość, lepszych czasów.

Romeo często odwiedzał pocztę, zbyt często, aby nie było to intrygujące dla obserwatora. Wysyłał listy, odbierał paczki. Cicho zamykał coś w biurku. Był na emeryturze, ale w swoim gabinecie prowadził nadal biuro.

O Julii dowiedziałam się przypadkiem. Dostałam od Romea uroczy drobiazg ze Stanów - przysłała go właśnie ona. Nigdy nie pytałam o szczegóły, odkrywały się same przy kolejnych rozmowach. Właściwie najwięcej powiedziała mi Małgorzata, gdy któregoś wieczoru spotkałyśmy się przy kieliszeczku koniaku u mnie w domu - dwa piętra niżej.

Czy Małgorzata rzuciła kiedyś urok na Romea? Czy sprawił to jej uśmiech? Może intelekt, bo była niezwykle mądra? Zdarzyło się jednak coś, bowiem ich ślub odbył się szybko i bez zbędnych uroczystości. W tej samej chwili Julia wsiadała na statek do Ameryki. Chicago musiało zabierać czas, bo przeszedł on przez jej życie w szybkim tempie - nie zauważyła, jak i kiedy pochowała pięciu mężów. Nie miało dla niej znaczenia to, co działo się za oceanem, parę tysięcy kilometrów dalej. Ale czy do końca? Chodziła na pocztę, wysyłała listy i paczki. Czasem dzwoniła. Gdyby Małgorzata nie wyrzuciła tych listów po latach, może cała historia miałaby dziś więcej niż ten jeden rumieniec tajemniczości?

Ile razy Romeo wybierał się do Ameryki, tylekroć pakował coś w ukryciu przed żoną, chociaż ona chyba dobrze o tym wiedziała, bo to od niej się dowiedziałam, że nigdy nie udało mu się spotkać z Julią. Układało się zawsze nie tak. Jak on był w Nowym Jorku, to ona w Chicago, jak akurat jechał do Chicago, ona właśnie była w Waszyngtonie. I chociaż Romeo zawsze przywoził z podróży zdjęcia - Julii nigdy na nich nie było... Opowiadał o domu, jej domu, tam w Stanach. Budowała duży, nie wiedział po co, ale znał każdy planowany szczegół i cenę w dolarach. Czasem opowiadał przy kolacji o tym bardzo długo. Potem zanosił talerze do kuchni i zmywał. W domu robił wszystko, chciał wyręczać Małgorzatę w tym, co tylko było możliwe. Kompot wigilijny był jego specjalnością, jak i nakrywanie stołu do posiłków.

Był jesienny dzień. Nie wiem, kto zadzwonił, ale chyba przyjaciółka Julii. Bardzo się zmienił od tej chwili, zamilkł. Oczywiście powiedział, jak to się stało. Potem już tylko dzwonił i załatwiał sprawy.

Julia wracała - nie do niego, ale do swojego ukochanego Krakowa i nie tam, gdzie spędziła młodość, ale na Cmentarz Rakowicki, gdzie Romeo już załatwił wszystkie formalności. Pogrzeb był skromny. Po latach nie pojawiła się rodzina, może nie było jej wiele. Nigdy nie dopytałam się w drodze na moje drugie piętro, gdy spotykaliśmy się wracając ze sklepu, jak było.

Teraz chodził do banku, tak, jak dawniej na pocztę. Załatwiał spadek. Julia zapisała mu wszystko, co posiadała. Romeo w krótkim czasie wyposażył Małgorzacie kuchnię, kupił nowe meble, jeszcze parę drobiazgów, które uznał za niezbędne. Nic by w tej historii nie było takiego szczególnego, gdyby nie to, że on się zmienił. Nadal, pomimo wieku wydawał się przystojnym mężczyzną, ale coś w nim gasło. Zamyślał się częściej, a wzrok tracił blask. Przeglądał nadal papiery na biurku, spotykał się z sąsiadami, jednak już nie z taką energią i zaangażowaniem jak dawnej. Tak naprawdę nie było go w połowie, ale o tym wiedziała wtedy chyba tylko Małgorzata.

Romeo był coraz słabszy. To żona teraz nakrywała do stołu i zmywała. Pierwszy pobyt w szpitalu nie rokował dobrze. Musiał przestać palić. Operacja była skomplikowana. Jeździł na kontrole autobusem, coraz rzadziej wyprowadzał samochód z garażu. Zakupy przynosił, jak dawniej, ale po schodach wchodził dużo wolniej. Godzinami przeglądał papiery, po czym znów zamykał je w dębowym biurku. Rok później nie przyznał się, że czuje się bardzo źle. Małgorzata jednak zdążyła zadzwonić po pogotowie. Był twardym facetem, gdy sanitariusze wynosili go na noszach podniósł dłoń w kierunku żony na znak, by była spokojna. Nie wiem, czy ich wzrok spotkał się wtedy po raz ostatni, czy ich spojrzenia się minęły. Nigdy nie spytałam jej o to. Poprosiła mnie, bym została z nią tej nocy. To właśnie ja odebrałam nad ranem telefon i przekazałam jej słuchawkę. Widziałam, jak osuwa się na krzesło, zasłania oczy i płacze. Głośny szloch mieszał się ze słowami. Mówiła, próbowałam zrozumieć urywające się dźwięki. - Nie tak miało być - jej pierś dusiła zdania - nie tak! To ja miałam umrzeć pierwsza, a on miał być z Julią...

Pomagałam w przygotowaniach do pogrzebu. Czarny kapelusz z woalką wybierałam sama, pasował. Małgorzata nie jadła, nie odzywała się prawie wcale. Nie prosiła o pożyczanie książek - tępo układała przez całe dnie pasjanse. Porządkowanie biurka zaczęła przed świętami, ponad miesiąc po pogrzebie. Widziałam, jak przekłada papiery. Czy czytała? Nie wiem, ale po latach, gdy urządzałam mieszkanie, które mi zostawiła, nie znalazłam w biurku nic. Ale i tak wiem, że to nie była zwyczajna historia. Może, jak wspomniałam, chociaż jeden zachowany list nadałby jej rumieńców. A jednak coś mi się przypomniało, jedno zdanie, które pasowało do Romea: kochałem cię zawsze, ale wyszło, tak, jak jest... Właściwie to - było.

Małgorzacie pękło serce. Tak nagle, któregoś popołudnia, kiedy właśnie przyniosłam jej zakupy. Ona wiedziała, że nie była Julią. Zawsze dla Romea była tylko Małgorzatą o uśmiechu Mona Lisy, który ironią losu spotkał na swojej drodze.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
julanda · dnia 29.10.2010 08:24 · Czytań: 3629 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 34
Komentarze
Miladora dnia 29.10.2010 09:27
Ładna, niedopowiedziana historia o ludzkich losach, Julandko.
Każdy człowiek bywa swego rodzaju tajemniczą wyspą i wraz z jego śmiercią "umiera nieznany świat", jak powiedział Saint-Exupery...
Przeczytałam z przyjemnością i pewnego rodzaju zadumą.

Czy mogłabyś rozjaśnić trochę to zdanie, tak przy okazji?:

- W tej samej chwili Julia wsiadała na statek do Ameryki. Chicago musiało zabierać czas, bo przeszedł on przez jej życie w szybkim tempie - nie zauważyła, jak i kiedy pochowała pięciu mężów. - przeszedł kto? Czas?

I drugie jeszcze:

- jedno zdanie, które pasowało do Romea: kochałem cię zawsze, ale wyszło, tak, jak jest...()Właściwie to - było. Małgorzacie pękło serce. - dodaj spację i zaznacz może, gdzie kończą się słowa Romea. Sugeruję cudzysłów.

Podoba mi się ta opowieść.

Buźka na dobry dzień. ;)
Wasinka dnia 29.10.2010 09:55
Julando, ależ historia... Taka niby zwykła, taka prosta, a tyle odczuć wywołała we mnie. A może właśnie dlatego, że taka zwykła i prosta. I dlatego, że taka prawdziwa...
Czytałam z uściskiem w sercu. Miłość ma tak wiele odcieni, tyle niedopowiedzeń i krętych dróżek. Mijanie, omijanie, wymijanie. Myśli, uczucia, doznania zapętlają się, szukają ścieżki prostej i jasnej, ale znaleźć nie mogą.
Troje ludzi - i każde z nich gdzieś tam głęboko chowa prawdę, pustą szufladę, którą wypełnia czasem jakąś namiastką, ale do końca wypełnić przecież nie potrafi. Bo wszystko pobiegło innym torem.
I to przecież opowieść nie tylko o nich. Ładnie imionami podkreśliłaś uniwerslność tej historii.
Ech, jakoś nie mogę się myśli uporządkować...
Zostawię zatem już tylko ciepłe pozdrowienia.
peggy dnia 29.10.2010 12:03
perpetuum mobile milosci Romea i Julii, do tego Malgorzata, ktora chyba nie spotkala swego Mistrza, zycie to czysta literatura. milo sie czytalo! pozdro
julanda dnia 29.10.2010 12:49
:) Miladorko, jesteś niesamowita, bo przecież i na dzień dobry, i dobranoc pojawiasz się jak motyl ;) na Portalu (a i taka uśmiechnięta!). Tak, Julii "przeszedł czas". Ze zdaniem pasującym do Romea jestem trochę zdezorientowana, tak miło mi tłumaczą znawczy sztuki, ale każdy inaczej. Uznam w tej sytuacji, że wszyscy mają rację (krakowskim targiem ;) i zostawię, jak jest, po dwukropku. Spację wstawię, pchła jedna, szachrajka, uciekła widać!
Wasinko, jeśli chociaż przez chwilę poczułaś to opowiadanie, naprawdę się cieszę, przecież ja nadal z magii Twojej opowieści nie wyszłam! :)
Peggy! :) Ciekawe spostrzeżenie! Cieszę się, że czytało się miło.
Pozdrawiam!
Miladora dnia 29.10.2010 13:00
Julandko, jeżeli to zdanie się odnosi do Romea, to nie bardzo wynika to z kontekstu jednak:
- Chicago musiało zabierać czas, bo przeszedł on przez jej życie w szybkim tempie - nie zauważyła, jak i kiedy pochowała pięciu mężów. - brzmi, jakby to czas przeszedł.

Co do drugiego zdania, jeżeli dasz cudzysłów, wszystko będzie jaśniejsze, ponieważ go cytujesz:

- jedno zdanie, które pasowało do Romea: "Kochałem cię zawsze, ale wyszło, tak, jak jest... Właściwie to - było".
Małgorzacie pękło serce. (od nowej linijki, żeby nie zlewało się ze sobą)

Buźka :D
Szuirad dnia 29.10.2010 13:47
"Często chodził w nich po domu, jak i w garniturze, i białej koszuli ze starannie zawiązanym krawatem" coś w tym zdaniu szwankuje, wg. mnie szyk związany z wyrazem "dom"

"Lubił spokój, ale niezupełnie, bo jego życie wypełniali inni." Z Moje odczucia co do tego zdania są dość mgliste i trudne do sprecyzowania. Zdanie to jakby nie do końca jest logiczne. Czy chodziło o to, że "Lubił spokój, ale nie do końca, gdyż pozwalał, by jego zycie wypełniali inni"

Od wyrazu "Gotów był do "tak samo ważna" - trzy linijki 5 x forma być

"jak to bywa - wszyscy pamiętamy, na czym polega" - może pamietamy wymienić na wiemy ?

"Potem, niestety, trzeba było zajrzeć, ale to było dopiero potem..." - też z tymi było chyba niezbyt zgrabnie

Może później też by sie do poprawki znalazło, ale popłynąłem w opowieści do końca. Udało Ci sie stworzyc aure tajemniczości, jakiejs mrocznego sekretu ukrytego i niedostepnego, choć w rzeczywistości znajdującego sie w zasięgu ręki, gdzieś na krawędzi swiata, który dostrzega sie kacikiem oka

Podobał mi sie ten tekst, styl, takie snucie, płyniecie po opowieści
pozdrawiam
julanda dnia 29.10.2010 14:49
Miladorko, "czas" .:) Z resztą pokombinuję! ;)
Chciałabym, aby opowiadanie zadowoliło Wasze smaki. Szu! Ten sympatyczny futrzak z Twojego avatarka, to śprytna bestia, bo owo "było" zliczył i dał autorce do myślenia, a to znaczy, że zawsze może być lepiej! Pomyślałam, że na tym właśnie polega fenomen Portalu, że uczymy się: każdy coś dopowie, zauważy i nie ma się co upierać, powolutku zmierzamy do czegoś na kształt piękna, bo ideał, rzadko kiedy jest osiągalny. Niezmiernie jestem Ci wdzięczną ;) za uwagi i jakże się cieszę, że się spodobało. Tak tylko myślę, między wierszami, o półkach w księgarni, gdzie najlepsze "sellery" nieraz drażnią futro na grzbiecie, aż się unosi i albo nie czytać, albo zużywać ołówek i tylko qui bono?
Pozdrawiam!
JaneE dnia 29.10.2010 15:12
Niezwykłą historia. Pozwól mi wierzyć, że prawdziwa.

Zamknęłaś w tym tekście ogromną ilość uczuć i emocji.
Widzę dusze poetki w każdym zdaniu.

Pozdrawiam ciepło
julanda dnia 29.10.2010 21:57
Jane! Jeśli przypomnisz sobie sierpniowy spacer w Łazienkach, to usłyszysz naszą rozmowę; po lewej stronie był Biały Dom, po prawej fontanna, mówiłyśmy wtedy właśnie na podobny temat - ta historia mogła się wydarzyć.
Cieszę się, że zajrzałaś i pozdrawiam serdecznie i też cieplutko, bo pogoda taka kominkowa! :)
Elwira dnia 29.10.2010 21:59
Cytat:
Nie wiem, czy je lubił.

przed czy nie stawiamy przecinka

Cytat:
Romeo potrafił wrócić do domu z ciężką torbą, a czego tam nie było - trudno powiedzieć, bo nie brakowało tam niczego!

pobawiłabym się tu interpunkcją:
Romeo potrafił wrócić do domu z ciężką torbą. A czego tam (zastąpiłabym "w niej", unikasz powtórki) nie było? Trudno powiedzieć, bo nie brakowało tam niczego!

Cytat:
było - trudno powiedzieć, bo nie brakowało tam niczego! Pasta do zębów była tak samo ważna, jak kostka masła. Czasem nie rozumiałam jego żartów, ale dziś, gdy sobie przypominam, właśnie te żarty

a może da się jakoś zastąpić powtórki?

Cytat:
kluczyk, który, co prawda(,) chował w niezamkniętej szufladzie


Cytat:
ale wiadomo było, że zaglądać tam nikt nigdy nie ma prawa.

zmieniłabym szyk, bo jest ciężki: nigdy nikt nie miał prawa tam zaglądać

Cytat:
ją z rana, wychodząc z kuchni z kawą i bułeczką z dżemem.

za dużo tego z

Cytat:
Czasem opowiadał przy kolacji o tym bardzo długo.

szyk: Czasem bardzo długo opowiadał o tym przy kolacji.

Cytat:
pojawiła się rodzina, może nie było jej wiele. Nigdy nie dopytałam się w drodze na moje drugie piętro, gdy spotykaliśmy się

3 razy się

Cytat:
Nadal, pomimo wieku(,) wydawał się przystojnym


Piękna opowieść i bardzo prawdziwa. Nie wiem, czy zdarzyła się naprawdę, ale jestem w stanie uwierzyć, że tak. Bo ludzie noszą w sercach wiele sekretów i wiele z nich zamykają na zawsze, jak Twój Romeo w biurku. Nikt nie ma prawa tam zaglądać.
Wzruszyłam się i nacieszyłam urokiem opowieści.
Lubię dwuznaczność i ty subtelnie poruszasz się po świecie metafory. Bardzo dużo dzieje się poza tekstem, w sferze wrażliwości i uczuciowości czytelnika. Każdy może sobie dopowiedzieć swoją, inną historię, bo zostawiłaś dla niej dużo miejsca nie dopowiadając, a prowadząc niby dialog z czytelnikiem. Bardzo ciekawy zabieg.

Usatysfakcjonowana wrażeniami odchodzę, zostawiając ciepłe pozdrowienia. :).
julanda dnia 30.10.2010 09:06
Witaj Elwirko! Wiesz, że czytając Twój komentarz, pomyślałam, że w zasadzie można opowiadanie porównać do grzybowego lasu, bo już się zdaje, że ani jednego kozaczka nie ma, a tu masz, ktoś rozgrania mech i niespodzianka. To ja te dodatkowo znalezione zamarynuję, ale na spokojnie, bo w pośpiechu zaleję olejem i będzie heca. ;) Mam skłonność do inwersji, przestawiania szyku, nie tylko w piśmie, ale i w mowie, co zauważam, gdy nagle oczy kogoś, kto mnie akurat słucha, rosną do rozmiaru spodeczków od filiżanki. ;)).
Tak też grzybkami się zajmę, postaram jak najszybciej. A za ten teskt na dole komentarza, Elwirko - buziaki! :D
Krzysztof Suchomski dnia 30.10.2010 13:49
Gotowy scenariusz. Gdyby żył Kieślowski, na pewno, by mu się spodobał :).
Napisałaś tę historię z dużym wyczuciem, refleksyjnie, bez zbędnych w tym przypadku słownych fajerwerków i epatowania emocjami. Tekst jest przemyślany i dopracowany. Właściwie wszystko w nim jest takie, jak powinno. Duża klasa :).
julanda dnia 30.10.2010 22:36
Co mam powiedzieć Krzysztofie? Twoje słowa są poważne, tak je traktuję, dziękuję. Widzisz, dopiero co pomyślałam o naszym pisaniu na PP, jak o zajmującej zabawie ludzi, którzy chcą i jakoś potrafią. Też, że jest to naprawdę miłe i warte wysiłku, ale gdy przeczytałam Twój komentarz, to zaczęłam ciszej stawiać łapy po parkiecie, bo to miłe, kurcze, no, po prostu fajny komentarz - dzięki! Pozdrawiam!
bury_wilk dnia 02.11.2010 08:47
Powiem szczerze, że spodziewałem się czegoś, może nie tyle gorszego, co raczej nudniejszego, a to proszę... :) Naprawdę pięknie opowiedziana historia, prosta i klasyczna z jednej strony, a świeża i magiczna z drugiej. Czytanie sprawiło mi dużą przyjemność.
julanda dnia 02.11.2010 21:35
Bury_wilku, jest mi miło Cię znów zobaczyć, co prawda w wersji wyjącego do księżyca, ale miło, a co dopiero przeczytać Twój komentarz! Zestawienie prostoty i klasyki ze świeżościa i magią, chyba też zawyję do księżyca, z radości ;) Pięknie dziękuję i pozdrawiam!
Abi-syn dnia 02.11.2010 21:51
Proza, proza i jeszcze raz proza..
tyle słów, tyle przesłań:
chwytam, choć dla mnie Julando, to Twoje "piosenki" są wyznacznikiem tego co lubię:

...czytam Twoją prozę

i ...

lubię też Twoje opowiadania!
Zola111 dnia 02.11.2010 22:37
Julando, wpadam, choć wiesz, że czytałam już to opowiadanie. A odzywam się, ponieważ pragnę powiedzieć: Nie ma tu usterek, Julando!

Bardzo "zwyczajna" historia. Dlatego tak wzruszająca.
Ach, właściwie - powinnam powtórzyć komentarz Wasinki, zatem - powtarzam;) Cieplutko pozdrawiam, Z.
julanda dnia 03.11.2010 11:54
O Matko Weno i Córko Poezjo! Abi i Zola!:) Jak się cieszę: z wizyty pod moim, ale i z komentarzy, bardzo, bardzo, :) Dziękuję!
Historia Zolu zwyczajna, tworzyła się we mnie, nie dawała spokoju, dlatego dałam jej światło...
Abi, naprawdę się cieszę, że czytasz! Pozdrawiam serdecznie, :)
kamyczek dnia 03.11.2010 14:08
Zwyczajne historie może dlatego wzruszają, że są... zwyczajne. Twoje opowiadanie, Julando, takie jest. Po prostu. Pisz, a ja z przyjemnością poczytam. Jak zawsze, zresztą. ;)
Pozdrawiam serdeczne.
julanda dnia 03.11.2010 21:30
Kamyczko, dziękuję, że i Ty tu zajrzałaś i przeczytałaś z przyjemnością, dziękuję, wiesz, jak cenię Twoje zdanie Kamysiu - pozdrawiam!
Zola111 dnia 07.12.2010 21:29
Jeszcze raz przychodzę.

Gratuluję z całego serca, Julando!

Buziak.

Z.
gabi dnia 12.12.2010 10:49 Ocena: Świetne!
Nie zanudzasz czytelnika, a to ponoć najważniejsze. Ta historia mogła zdarzyć się naprawdę, nie jest więc wydumana. A imiona bohaterów zadają się być przemyślane. I nie bez znaczenia. Małgorzacie trudno przecież przebić się przez legendarną więź Romea i Julii.
. Można w tym wyczuć pióro poetki. Przeczytałam z przyjemnością!
Buziak!
julanda dnia 12.12.2010 16:41
Zolu, naprawdę bardzo dziękuję!
Gabi, cieszę się, że przeczytałaś i nie zanudziłaś, za pióro poetki buziak! Dzięki, pozdrawiam!
WuKwas dnia 13.12.2010 08:00
Podoba mi się Twoje opowiadanie. Ma dobre tempo, a to jest to, co lubię. Sama historia sprawiła, że pomyślałem jak często udajemy aby przeżyć jakoś nasze życie. Podejmujemy decyzje z którymi trzeba pozostać na zawsze. Mamy świadomość, że krzywdzimy nimi niewinne osoby dlatego z całych sił próbujemy im to wynagrodzić. Tylko czy to się udaje?
Nova dnia 16.12.2010 22:12
Julando, a gdzie Mistrz?!
Wiem, wiem -pewnie u jakiejś Julii...
Fajne. Fajne, ale zmienne tempo i nie jestem przekonana czy celowo, bo wtedy płynność czytania nie ucierpiałaby na tym. Tak więc, drobne zgrzyty, ale tekst całkiem, całkiem.:yes:
Antek dnia 18.12.2010 13:59
no, z zapartym tchem przeczytałem...niezła historia;)
ciekawe ile jest takich Julii na świecie i czy każdy ma swoją...?
jestem na tak;) warto było przeczytać..ładna rzecz;)
pozdrawiam;)
Olowiany Zolnierzyk dnia 18.12.2010 18:01 Ocena: Bardzo dobre
Cieszę się, że na portalu są jeszcze ludzie, którzy potrafią się wznieść.
julanda dnia 19.12.2010 18:51
Nova, - :) Antek, miło mi, że czytałeś i się spodobało. Ile jest takich Julii? Psychologia zna odpowiedź. :(
Ołowiany, fajnie, że znów z nami - dzięki!
Pozdrawiam!
marcin jerzy moneta dnia 23.12.2010 01:36
a ja dodam komentarz, który będzie łyżką dziegciu w beczce miodu. Wszedłem, pod wpływem polecenie na głównej stronie portalu i ... poczułem rozczarowanie.
Owszem - ładnie. i tylko ładnie. Historyjka przesiąknięta jak dla mnie sztampowymi emocjami na które wskazują już imiona bohaterów. Było miło i słodko, tylko, że takich utworów są setki. Dlaczego Romeo nie zdradzi, która z nich bardziej pragnął w swoich marzeniach erotycznych, która miała bardziej ponętny tyłek? Dlaczego nie znam dialogów między Małgorzatą a Romeo? NIgdy się nie kłócili o Julię? Nigdy nie było mowy? Zawsze Romeo był wielki? A może miał sraczkę ze strachu kiedy okazało się że miał raka?
Tekst jest cukierkowy. Za słodki, za mało prawdziwy. Jest jak krajobraz podkręcony w photoshopie.
julanda dnia 23.12.2010 11:22
Rozumiem Marcinie Twoją ciekawość. Zadane pytania są życiowe. Myślę, że z czasem sobie sam na nie odpowiesz, jak również zauważysz, nie ma konieczności krzyczeć na cały świat, że bolą Cię akurat zęby. Jest pewien poziom subtelności, który dzieli granicą świat homo sapiens, gdzie po jednej stronie można człowieczeństwu dodać skrzydeł, po drugiej zrównać z poziomem niegodnym zwierzęcia. Zresztą, zobacz, ile zadałeś pytań i właśnie tu, pod moim opowiadaniem! Brawo - myśl! Pozdrawiam!
marcin jerzy moneta dnia 23.12.2010 12:09
Julanda - dla mnie bohaterowie powinni mieć krew i kości. Powinni być jak ludzie a nie jak posągi ze spiżu.
julanda dnia 23.12.2010 13:28
Rozumiem Cię Marcinie. Widzisz, każda twórczość ma swoją "grupę docelową", widocznie w tym przypadku do niej nie należysz - pozdrawiam!
zajacanka dnia 28.12.2010 18:34
Dopiero tu dotarlam, ale lepiej pozno, niz wcale.
Bardzo ciekawy tekst, spokojny, madry. Malgorzata madra kobieta byla, skoro o nic nie pytala szczegolnie w tamtych czasach.
Ale mam Julando watpliwosc. Dlaczego mieszkanie Malgorzata zostawila bohaterce-sasiadce, a nie mlodszemu synowi, ktory z rodzina "pomieszkiwal tu i tam, czekajac lepszych czasow"? Cos mi sie tu nie zgadza, bo co innego poprawne stosunki pomiedzy malzonkami, a co innego pozostawienie majatku dzieciom...
Ale tekst podoba mi sie:)
Pozdrawiam cieplo
julanda dnia 28.12.2010 21:35
Słuszne pytanie Zajacanko. :) Być może układ między synami nie był najlepszy, psychologia dużo mówi na ten temat. Może Małgorzata, potrzebując opieki, taką właśnie podjęła decyzję? Mogło być właśnie tak! Albo, jeszcze kombinuję, może nastąpiła zamiana mieszkań, różniły się kubaturą, tak się często zdarza - większe na mniejsze - mniejsze na większe! Gimnastykujesz mi wyobraźnię! :D Dziękuję, że przeczytałaś, w końcu roku jest tak mało czasu. Pozdrawiam!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty