Zainspirowany kapiącym z niektórych portalowych tekstów wirtualnym testosteronem, postanowiłem i ja dorzucić swoje trzy grosze do tej kwestii.
Macho
Odłamki szkła chrzęściły pod ciężkimi, wojskowymi butami Arniego. Przeszedł przez środek hallu z uwieszoną jego ramienia dziewczyną. Jej błyszczące paznokcie wyrwałyby bez wątpienia rękaw z niejednej markowej marynarki, lecz niewiele mogły wskórać przeciw motocyklowej kurtce. Kątem oka widział ślady krwi na jej bladych palcach. "Zaświni mi skórę" - pomyślał, ale to nie był dobry czas, by przejmować się swoim wyglądem. I tak nie pasował do tych wymyślnych kandelabrów, marmurowych posadzek, hebanowych stolików i taksujących spojrzeń.
Szli do wyjścia i już nikt im nie przeszkadzał. Świadkowie, którzy widzieli, jaki los spotkał tych, co nieopatrznie weszli Arniemu w drogę, skwapliwie usuwali się pod ściany, udając, że cała scena absolutnie ich nie obchodzi. Portierzy sprzed drzwi ulotnili się w tajemniczy sposób - doświadczenie nauczyło ich, jak stawać się niewidzialnymi. Parkingowy boy wykazał się nie gorszym od nich instynktem samozachowawczym, więc w drodze do wozu nikt ich nie niepokoił.
- Pani pozwoli - rzekł zapraszająco, wrzucając ją na przednie siedzenie jeepa. Zaszokowana, nie protestowała. Wyjeżdżając na oświetloną nocnymi latarniami ulicę, usłyszeli zbliżający się z oddali odgłos policyjnej syreny. Ruch był niewielki. Klucząc, dotarli do obwodnicy. Ruszył pełnym gazem. Warkot silnika zapewniał, że trzysta sześćdziesiąt koni wzięło się ostro do roboty. Nie na darmo spędził długie godziny rozbierając, pielęgnując i składając, detal po detalu, silnik kupionego z demobilu pojazdu. Wrzucił płytę do odtwarzacza. "Rammstein" - to jest to. Mocne, twarde brzmienie języka. "Niemiecki - język dla prawdziwych mężczyzn, nie to, co ten pedalski inglisz. Jaaa! Ich bin ein Macho".
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie parę razy, wzbudzając czujność Arniego. Bez ostrzeżenia sięgnęła ręką za plecy. "Co tam kombinujesz, mała?" - pomyślał. Wyglądało, jakby poprawiała sobie majty, gdy nagle wyciągnęła rękę, coś w niej trzymając. Odruchowo przyhamował, jej tułów poleciał do przodu. Prawą ręką przycisnął ją z powrotem do oparcia. Wyjął z jej dłoni zgniecioną puszkę po piwie. Potrząsnął wrakiem naczynia, ale nie wydało żadnego zachęcającego dźwięku. Niewiele jest rzeczy bardziej żałosnych niż pusta puszka. Wyrzucił ją za okno.
- Jak masz na imię?
- Natasza - odparła po krótkim wahaniu.
- Jesteś ruska?
- Nie. Starzy mieli kaprys.
Wyglądało na to, że trema jej przeszła. Zaczęła się nawet rozglądać, kiedy zjechali z obwodnicy.
- Gdzie mnie wieziesz? - wyrwało jej się.
- O to się nie martw - beznamiętny baryton Arniego musiał podziałać uspokajająco, bo resztę drogi przebyli w milczeniu. Zrobił rundę wokół osiedla, sprawdzając, czy nie mają ogona. Przejechali wzdłuż spowitego mrokiem parku i zatoczyli łuk na tyły okazałego apartamentowca. Mozaika świateł i cieni wyświetlała się na bladej twarzy dziewczyny, gdy podjeżdżali pod dom i skręcili do podziemnego garażu. Neonówki zapalały się kolejno, kiedy mijali obłe cielska śpiących samochodów.
Spojrzał na nią ponownie, gdy już wyjął kluczyki ze stacyjki. Czekała w bezruchu. Domyślał się, że teraz strach walczy w jej głowie z ciekawością. Chyba nie było sensu czekać na zakończenie tego pojedynku.
- Wysiadka - rzucił.
Zareagowała, ale inaczej, niż przypuszczał. Zmierzyła go wzrokiem, a potem, odwracając się, powiedziała w przestrzeń garażu:
- Milutki facet. Jesteście siebie warci, ty i ten pancernik potiomkin.
Prawa ręka Arniego wykonała błyskawiczny ruch w kierunku twarzy pasażerki. Wskazującym palcem przytrzymał jej podbródek i obrócił ku sobie okoloną krótko przyciętą fryzurą twarz. Drugą ręką powoli zdjął ciemne okulary, pozwalając jej po raz pierwszy docenić swą mołojecką urodę. Powiększone źrenice siwych oczu mężczyzny witały się z niebieskimi tęczówkami, które w tym oświetleniu wyglądały jak granatowe. Nie uciekała wzrokiem. Ciekawość była górą. Palcem zadarł podbródek i obrócił jej twarz, kontemplując najpierw jeden, a potem drugi profil. Poddawała się oględzinom jak modelka, bez najmniejszego gestu sprzeciwu. "To będzie pieprzenie wszechczasów" - obiecał sobie w myślach. Cień uśmiechu dołączył do kolekcji garażowych cieni. "Może tutaj?" - zaszeptał jego diabeł stróż. Ku ...
- Co robisz?
- Yyy ... Nic takiego.
- Przelewy wysłałeś?
- Taa ... wczoraj.
- To co tam piszesz? Znowu te swoje?
- Te moje ... te moje.
- Ech, wziąłbyś się, Maniuś, za coś pożytecznego.
- Pisanie jest pożyteczne. Są tacy, co mówią, że mam talent. Co szkodzi sprawdzić?
- Gdybyś miał talent, to byśmy w bloku nie musieli mieszkać ... Obiad jadłeś?
- Nie jeszcze.
- To na co czekasz?
- Na ciebie czekałem ... myślałem, żebyśmy razem ...
- Czy ty nie widzisz, jaka zalatana jestem? Zresztą, jadłam już w pracy. Teraz muszę wziąć prysznic.
… siło, ale wiedział, że to nie najlepszy pomysł. W każdej chwili ktoś mógł ich tu zobaczyć.
Drzwi windy zasyczały, odsłaniając jaskrawo oświetloną klatkę. Puścił zdobycz przodem, żeby nie mieć jej za plecami. Musiała opacznie zrozumieć jego gest, bo uśmiechnęła się nieznacznie. Nie chciała dać tego po sobie poznać, ale musiało jej się spodobać, że facet jest dżentelmenem.
Uśmiech odsłonił dołeczek na jednym z policzków. Arnie ocenił, że uśmiechnięta stanowczo zyskiwała na urodzie. „Ładna dupa” – potwierdził w myślach, ale nie powiedział tego głośno. Nie mówi się takich rzeczy laskom. "Niech tylko taka pokapuje, że ci się podoba ... że ci choć trochę zależy, to zaraz ci na łeb wskoczy i będzie kołki ciosać".
- Misiaczku! ... Misiaczku! ... Maniuś!!!
- Wołałaś mnie?
- Przynieś mi grzebień, zostawiłam w kuchni, na oknie.
...
- O! Dzięki, Misiaczku. I popatrz od razu, widzisz tu? Odżywka się skończyła i płyn do kąpieli... znowu zapomniałeś kupić. Załatw to jeszcze dzisiaj. A jak pójdziesz do drogerii, to weź śmieci po drodze. Z wiadra już się wysypuje.
"Niby taka słodka, taka bezbronna, a ani się obejrzysz, jak sobie zołzę na własnej piersi wyhodujesz". Wychodząc z windy, pociągnął ją za ramię. Otworzył drzwi mieszkania, naciskając klamkę. Nie używał zamków. Przykręcona do drzwi tabliczka z trupią czaszką i ostrzeżeniem "Uwaga! Wysokie napięcie" skutecznie odstraszała potencjalnych intruzów.
Rzucił kurtkę na wieszak. Popchnął lekko Nataszę w stronę sypialni. Stanęła na środku, rozglądając się po spartańsko umeblowanym wnętrzu. Szeroki materac zajmował sporą część podłogi. Zielony, włochaty koc tworzył na nim swoją, jakże tymczasową, topografię. Służył jako jedyne wyposażenie posłania. Arnie nie uznawał pościeli - uważał, że to dobre dla bab i pedałów. Jeden z rogów koca zwisał z materaca, wpełzając do pełniącego rolę popielniczki hełmu, jakby chciał organoleptycznie policzyć wymieszane w jego niecce pety, kawałki gumy do żucia i pestki różnych owoców. Nie ma jak w domu. Rzucił się na materac, odwracając na plecy. Leżąc z szeroko rozrzuconymi kończynami, wziął parę głębszych oddechów. Z perspektywy materaca jej odkryte nogi wydawały się jeszcze dłuższe. Wyżej przechodziły w harmonijnie i obiecująco uformowane łuki i krzywizny.
- Jeszcze nie wziąłeś obiadu? Jest w mikrofali. Idę do kosmetyczki ... Po drodze zajrzę do Krysi, trzy dni jej nie widziałam ... Pranie się zaraz skończy, wyciągnij z pralki i rozwieś. Jak zjesz naczynia pomyj, a potem sprawdź Jasiowi lekcje, miał zadane z religii, polskiego i matematyki ... I przeleć mopem schody, w tym tygodniu nasz dyżur na klatce.
Jeszcze przez chwilę napawał się jej widokiem. Wydawała się zaskoczona, tym, co ujrzała i chyba też po trosze jego manierami.
- Podoba ci się tu, suniu?
- No, stylowo. Masz coś do picia w tym gniazdku?
- Czekasz, kurwa, aż ktoś cię obsłuży? Przynieś piwo z lodówki. Zaraz, zaraz! Dokąd to? Najpierw ściągnij mi buty.
- Co tam?
- To ja, Misiaczku. Wróciłam, bo zapomniałam karty do bankomatu ... A ty co? Siedzisz i nic nie robisz. Pranie jeszcze nie powieszone? Człowieku, co z ciebie za mężczyzna!!!?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Inne artykuły tego autora: