Ujęcie 2
... i suka.
Nie myślcie sobie, że Franek jest brzydalem, bo wcale nie jest. Powiedziałbym nawet, że jest przystojny, że ma fajny styl, płynne ruchy, i że jesienią mu się oczy czerwienią. Poza tym powiedziałbym, że spoko jest jego poza, że drogo pachnie, i że pupę ma zgrabną, czaderską dziarę i kolczyk w intymnym miejscu. Ale tego wszystkiego nie powiem, bo nie jestem gejem.
Mogę tylko powiedzieć, że jest dość wysportowany. To widać. Kilka lat temu trenował karatę w łikendy, a codziennie się rozciągał, szpagaty i te sprawy – do dziś.
Więc, że się podoba laskom... nie dziwi nic.
My jednak już wiemy, że mimo to, szczęścia w miłości nie miał. A może inaczej . Szczęścia w miłości nie mało miał, tak, tak, bo co wieczór inną dziewczynę miał, czy chciał, czy nie chciał... A nie chciał.
Tu właśnie pies pogrzebany.
My doskonale wiemy, a jak nie, to się domyślamy, co i jak, i dlaczego, i dlatego szufladkujemy:
Franek był malutkim kotem w dużym, wypasionym, zagranicznym worku. Chłopak, w sumie, jak malowanie, bo choć z małym małym, to z fajnymi mięśniami. Ale mięśniami, a nie mułami. Nie jak pakero, czy dres, broń Boże, kark. Chcę, żeby tu była jasność.
Paker wygląda jak "V", jak olewa nogi, waląc na górę wyłącznie. Mniej leniwy koks ćwiczy też nogi, a wtedy wygląda jak "X". Wygląda dużo lepiej i miło popatrzeć. I dobrze go znać. Mniej miło, jak nie cię chce znać, albo jak wygląda na wkurwionego. Wtedy jest lepiej po cichu dyla dać, jak myszka na tylnych łapkach i tutaj żartów nie ma.
Żarty są natomiast z typami typu "V", o czym przekonamy się wkrótce, ale teraz wróćmy do tematu. Nie wyprzedzajmy faktów.
Co już wiemy? Franek był, jest i będzie (bo zakończenie będzie szczęśliwe) typem "A"-klasa, czyli dżezy, choć "kot" - zonk. Dokładnie.
Gadam, gadam, gadam. Rozgadałem się. Biję ślinę na pianę, nic z tego nie wynika, nie ma akcji.
Trzeba strajkować! "Śmiało, śmiało!" - jak mówi mama. - "Do odważnych świat należy."
Trzeba zacisnąć zwieracze i przeć, przeeeeć. Walczyć o swoje. Może coś z tego wyjdzie.
Do takich ludzi Franek nie należał.
Wyścigi szczurów nie dotyczyły go wcale. Ale lubił popatrzeć na nie. Był przecież luzakiem, a nie byłby nim, gdyby go dotyczyły i nie byłby sobą, gdyby nie lubił.
On nawet pracować lubił, skumaj, aczkolwiek robił to rzadko, bardziej dorywczo, bo jeszcze bardziej lubił nie pracować i się włóczyć.
Tak było i za knapa, i za czasów Kwacha, i jak włosy na brzuchu rosły, i tak samo dziś. "A" już nic nie rośnie. A jak było wczoraj? Podobnie.
*
Ujęcie 3
... wczoraj.
Uuu – powiedział "A" na widok "I"
"I" jeszcze nie znacie, bo dopiero ze sklepu wyszła. A "A", czyli Franek, też jej nie znał i dlatego powiedział "Uuu" na ten widok, gdy ze sklepu wyszła.
"O" - kolega Franka – nic nie powiedział, bo ją znał ze słyszenia i nie miał nic do powiedzenia.
- Znasz tą metkę? - zapytał Franek "A" grubego "O", kolegę.
- No.
- Ale igła!
- No. Chuda. Strasznie.
I o to chodzi - myślała w takich momentach cała dusza i frankowe ciało. To chyba nie całkiem świadomie, bo raczej podświadomie szukał (z wiadomych nam względów) chudej całe życie. Podążał wtedy, jak ćma do ogniska, za taką logiką, że jak wysoka i wąska w pasie i wąska szyja, i cienkie palce, i długie paznokcie, to wąsko wszędzie.
Trza przyznać, że jakaś w tym logika była, ale u niego i tak na podświadomce iść musiało. Do świadomości nigdy nie docierało, że takie laski mylą go notorycznie, co gorsza - systematycznie.
A przecież gdyby im patrzał na twarze i na te ich oczy wielkie, i na te ogromne wargi wydęte... to szybciej by zrozumiał.
- Co to za jedna? - pociągnął Franek.
- A taka jedna - powiedział "O" tyle, co wiedział.
W tej samej chwili zza zakrętu skrzyżowania, wyjechała suka niebieska na kogutach niebieskich. Cichutko, bez wycia, za to z pierdoleniem przez megafon. Coś a` la lata osiedemdziesiąte czy techno law perejd sajens-fik szyn. Wiadomo, że jak za komuny tego nikt nie rozumiał, tak i teraz nikt.
I nikt też nie wrzeszczał z ciężarówki, w pluszowych skarpetkach, bez śniegu w nosie. Nikt trzeźwy tego nie rozumie, to przecież jasne. Analogicznie było i teraz. Ani "A", ani "I", ani "O" nie zakminili przekazu suki z zaświateł, bo nie słuchali nawet, a to będzie (już mówię) opłakane w skutkach.
Zaraz zza rogu wyskoczy - albo cyrk, albo rozpędzona do czerwoności straż ogniowa, parada pedałów, albo peleton najszybszych kolarzy. Albo-albo.
Ale biada ulicowym włóczęgom!
"O","I" i "A" jak jeden mąż i dwie żony, jakby odruchowo spojrzeli na swoje buty. Ot, taki głupi nawyk typu: "Jak zasłonię oczy ręką, to ty mnie nie znajdziesz. Jak zakryję uszy, to nic nie słyszę." No, ale co począć? Odruch bezwarunkowy na widok psa i alarmy.
Nauki, fizjologi, praw fizyki, praw miasta nie oszukasz i dlatego, już za chwilę, nasza sympatyczna przecież trójka, w prześliczny, majowy poranek, spojrzy śmierci prrrosto w ślypia.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
valdens · dnia 06.05.2008 21:51 · Czytań: 984 · Średnia ocena: 4,14 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: