coś się rodzi, ciałem się staje. truchlejemy. matka znika
na noc, pachnie jodyną. przynosi pęczniejące migreny, roni
łzy. płyną same. chowamy się za drzwiami. czujemy podskórnie,
że wylewa z brzegów. to nas nie dotyczy, to nie nas dotyka.
nie lubi, kiedy gorzkie kładzie się na językach, próbuje zmyć,
wywołuje roztopy. jeszcze trochę i spłynie ściekiem, wykorzeni
cebulki. zostanie skóra jak miękka ziemia, niezadrzewione drogi
powiek. będzie zniekształcać, narastać na zgięciach, siądzie na
żebrach jak mara. zgiń, przepadnij. zasłania piersi, coraz
bardziej znika. pyta, kiedy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kwiat_kalafiora · dnia 24.12.2010 00:08 · Czytań: 2314 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: