Nie Zatytułowana Opowieść - koniokrad
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Nie Zatytułowana Opowieść
A A A
Nie zatytulowana Opowiesc

* 1 *


...Wspaniały rycerz w lśniącej w zachodzącym słońcu zbroi przybył do opuszczonego zamczyska. Szkarłatna peleryna powiewała na lekkim wietrze, który niósł woń stęchlizny i siarki od strony wejścia.
Silnym kopnięciem wywarzył nadszarpnięte zębem czasu drzwi. Znalazł się w długim korytarzu ze spalonymi zasłonami. Stąpając po tym, co kiedyś było wspaniałym dywanem poruszał się w stronę dużego wejścia zawalonego filarami. Wydawało mu się, że słyszy oddech groźnej bestii. Wciągnął miecz, podniósł go ku niebu i wrzasnął na całe gardło:
-Wyłaź bestio! Wiem że się mnie nie boisz! Pokaż Śmierci swe oblicze!
Ognisty podmuch zmiótł filary. Rycerz w ostatniej chwili uskoczył przed wielkim głazem. Ze zniszczonej baszty wyleciał ogromny czarny smok. Czerwień nieba tylko dodawała mu majestatu. Każda idealnie wypolerowana łuska lśniła, każdy szpon aż prosił się o coś do rozerwania.
-Czy to ty, człowiecze, śmiałeś nazwać mnie bestią? Czy to Ty śmiałeś wyzwać mnie na spotkanie z przeznaczeniem?
-Tak!- Wykrzykną rycerz - W imię dobra i miłości!
- Zatem niech tak będzie! - Rykną smok pikując pazurami prosto w rycerza...
-Julia!- Krzyk matki spłoszył dziewczynę ze świata fantazji. Wróciła do zacienionego ogromną jabłonią ogrodu z marmurowym ogrodzeniem porośniętym dziką różą. Wiktor zamknął książkę ze smokiem na skórzanej okładce.
-Jak zwykle w najciekawszym momencie - powiedziała zasmucona Julia.
-Nie przejmuj się książka nie zając nie ucieknie - odparł Wiktor pomagając jej wstać. Uwielbiali swoje towarzystwo mimo różnicy wieku. Wiktor dwudziestoletni wysoki blondyn o błękitnych oczach od kilku lat pracował u ojca Julii jako asystent "od wszystkiego". Jednego dnia musiał przygotować mapy do podróży handlowej, drugiego zliczyć całe arkusze pergaminu w poszukiwaniu zaginionych 15 szylingów innego zaś, nadzorował wyładunek skrzyń ze statku. Niektórzy śmiali się ze to, dlatego, ze wszystko robi dobrze, ale nic świetnie. Młoda Julia jednak twierdziła ze Wiktor wspaniale pisze opowiadania i czyta książki. Każda nawet prosta bajeczka z nim była wspaniałą opowieścią.
-Kiedy się jeszcze spotkamy?
-Dziś na pewno już nie, twój ojciec życzył sobie bym przygotował umowę o najem statku, a jutro musze cały dzień spędzić w porcie.
-A po jutrze? - Zapytała z nadzieję w głosie
-Po jutrze będę mógł - odpowiedział z uśmiechem.

- Okropność - pomyślał Wiktor idąc wąskimi uliczkami sporego miasta, jakim była w tamtych czasach Genderia - Żeby w taki piękny dzień i wąchać smród suszonych sieci i patroszonych ryb w porcie. Ale cóż zrobić, ktoś musi doglądać rozładunku.
Port w Genderi był miejscem pełnym straganów i ludzi. Wozy bez przerwy przewoziły towary, od ziemniaków, przez skóry, do przypraw i kawy, to w jedną to w drugą stronę. Już z daleka widać było wspaniały trójmasztowiec, który przypłyną wczoraj w nocy. Robił kolosalne wrażenie na tle kutrów i mniejszych statków kupieckich. Właśnie trwał wyładunek beczek, gdy jedna z lin żurawia portowego pękła i kilka beczek spadło i roztrzaskało się o molo.
- Wy durnie! Osły patentowane! Miesiąc narażałem się na ataki piratów, wodne bestie, wiry i sztormy tylko po to żeby się dowiedzieć, że nie potraficie rozładować kilku beczek ze statku! - Krzykną grubawy mężczyzna z gęstymi czarnymi wąsami i długo hodowanym zarostem, wymachując mocno zaciśniętymi pięściami
- Co tak stoisz? Bierz dupę w troki i po nową linę! Z kim ja muszę pracować - Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Witaj Diego - zagaił Wiktor - Widzę, że jak zwykle pozytywnie nastawiony do życia.
Wiktor poznał Diego, gdy ten pływał z towarami Gregorego Helsinga - ojca Julii. Niestety pewnego dnia statek został okradziony przez piratów i Diego stracił posadę.
- Taa, chyba najwyższy czas pomyśleć o emeryturze, bo jak tak dalej pójdzie to nie wyrobie. W tych beczkach był Goldwasser! Złota woda! Krasnoludzki trunek robiony z domieszka złota.
- Sam się o to prosisz transportując najdroższe towary.
- Dobrze wiesz, że najdroższe towary to największy zysk!
- Ale możesz tez dużo stracić, włącznie z głową
- Ja to nazywam ryzykiem zawodowym - powiedział uśmiechając się - a teraz przepraszam cię, ale lepiej będzie, jeżeli sprawdzę tę linę osobiście.
- Zapewne tak, bywaj Diego! - Odpowiedział Wiktor i ruszył przez uliczkę miedzy magazynami, po chwili był już na miejscu.
Magazyn Helsiga znajdował się w zachodniej części doków. Był to spory budynek z drewnianym dachem, wykonany z szarego kamienia i drewnianymi belkami. W pobliżu zacumowany mały statek kupiecki kołysał się wesoło. Wolne miejsce obok świadczyło o tym, ze Pelagia - drugi ze statków jeszcze nie przypłyną.
- Witaj Henryku, czy są jakieś wieści od Pelagiir?- Zapytał Wiktor dozorcy.
- Rano otrzymałem gołębia z wiadomością ze spóźnią się kilka godzin. - Odpowiedział Henryk.
- Sprawdź dobrze mocowanie żurawia, gdy szedłem tutaj widziałem jak drogocenny ładunek Goldberga rozbija się o molo, nie chciałbym żeby coś takiego przytrafiło się nam.
Henryk wstał i z miną znawcy wszelkich klątw i przekleństw powiedział - Tak, ten to ma pecha, wszystko zaczęło się od tego jak jego były wspólnik rozbił kryształowy wazon wieziony specjalnie dla księżny Weroniki, musiał być przeklęty przez jakąś wiedźmę albo strzygę. - Zamyślił się chwilę i znowu zaczął mówić - Po tym niefortunnym zdarzeniu biedak w nocy wpadł do wody i się utopił. Wtedy klątwa przeszłą na Gldberga
- Tak, tak - przerwał mu Wiktor - Znam tę historię, wtedy go okradli, osadził statek na mieliźnie i tak dalej i tak dalej, czy mógłbyś obejrzeć ten żuraw?
- Żuraw? Ach, tak właśnie żuraw. Już idę.
Statek przypłyną po południu, Wiktor zajął się dokumentacją towaru i wypłacaniem pensji marynarzom. Ogniste zachodzące słońce nie wróżyło tego, co miało się wydarzyć.

* 2 *


Zmęczony Wiktor wrócił do domu Helsingów po zachodzie słońca. Mieszkał u nich od roku, był to swego rodzaju awans zawodowy bardzo użyteczny dla obu stron, Gregory miał asystenta na miejscu o każdej porze dnia i nocy, a Wiktor miejsce do spania. Wschodnie skrzydło przestronnego domu było mniej wystawne i wygodne od reszty domu. Mieszkała w niej służba. Drewniane schody prowadziły na drugie piętro gdzie znajdowała się sypialnia Wiktora. Na biurku zawalonym niedokończonymi opowieściami leżała taca z jedzeniem. Chleb ser i mleko nigdy nie smakowały mu lepiej. Znużony, nie ściągając ubrania położył się na łóżku i zasnął.
Przeraźliwy pisk wyrwał go ze snu, wydawało się, że to dźwięk wydawany przez orła, lecz stokroć spotęgowany. Natychmiast podbiegł do okna, lecz w ciemnościach niczego nie zauważył. Wydawało mu się ze usłyszał trzepot skrzydeł.
- To na pewno efekt zbyt długiego wąchania ryb w porcie - pomyślał - następnym razem Nie zdążył dokończyć myśli, gdy dach jego pokoju z potężnym trzaskiem spadł na łóżko. Zanim wszystkie szczątki dachówek zsunęły się z dachu silny podmuch zawirował pyłem po pokoju. Wiktor z ustami i oczami pełnymi resztek tynku próbował na oślep dostać się do drzwi. Potkną się o jedną z belek, upadł na plecy i wtedy zobaczył przez nadal zapylone powietrze tułów wielkiego niczym dorosły niedźwiedź gryfa. Bestia zakrzywionymi szponami usiłowała powiększyć dziurę w dachu. Wiktora sparaliżował strach. Podczołgał się pod ścianę cały czas wpatrując się w potwora.
-Flamstigh! - Usłyszał gardłowe wrzaśnięcie z dachu. Wtem zmiotło połowę dachu znad sypialni, a reszta zajęła się płomieniami. Gdy potwór skoczył niżej Wiktor dostrzegł ciasno opatuloną w czarne szaty postać trzymającą w jednej ręce długą laskę ze skrzydłami nietoperza, a w drugiej lejce. Gryf mógł teraz bez przeszkód chwycić Wiktora. Pierwszy atak został odparowany krzesłem, które poszło w drzazgi. Drugiego unikną o włos. Trzeciego nie było, ponieważ podłoga nie wytrzymała ciężaru jeźdźca. Wiktor korzystając z okazji rzucił się do nadpalonych drzwi. Gdy wbiegł na schody te zaskrzypiały wściekle i zaczęły pękać. Jednym skokiem pokonał barierkę i znalazł się na korytarzu, tuż przed zakapturzoną postacią. Była od niego wyższa, ubrana w lekki zwiewny płaszcz, uzbrojona w długi miecz. Siwe włosy wypływały jej spod kaptura. Przestraszony zaczął uciekać w druga stronę. Nie uszedł kilku kroków, gdy z drzwi naprzeciwko wyłoniła się chuda postać jeźdźca.
- Uciekaj! - Wykrzykną jasnowłosy. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nieznajomy ciął z całej siły mieczem w belkę podpierającą schody. Wiktor umknął przed spadającymi deskami w ostatniej chwili.
- Pospiesz się! Zaraz się uwolni! - Powiedział jasnowłosy chwytając go za rękę i ciągnąc w drugą stronę. Po chwili usłyszeli głośny krzyk i trzask drewnianych desek.
- W kuchni jest wyjście do ogrodu - powiedział Wiktor biegnąc za swoim wybawicielem.
- Którędy? - Zapytał
- Tymi drzwiami w lewo!
Wpadli do kuchni, nieznajomy chwycił nóż i podał Wiktorowi.
- Może się przydać
- Oby nie
Wybiegli przez drzwi kuchenne do ogrodu. Mrok rozświetlał nadal palący się dach. Już było słychać krzyki przerażonych sąsiadów wzywających pomocy i biegających z wiadrami. Nagle rozległ się potężny pisk gryfa i bestia wylądowała w ogrodzie przed uciekinierami, mocno ryjąc pazurami w ziemie.
- Mightag!- Wykrzykną nieznajomy. Na jego miecz wstąpiła lśniąca poświata. Poruszał się błyskawicznie zadając ciosy z półobrotu kalecząc skrzydła, którymi osłaniał się gryf. Potwór usiłował odeprzeć atak ciosem szponami, ale rozciął jedynie płaszcz. Ostatni cios nieznajomego chybił celu, co gryf bezlitośnie wykorzystał raniąc rękę oponenta. Miecz poszybował kilka metrów od walczących. Nieznajomy rzucił się na szyję bestii. Zdezorientowany potwór zaczął motać się w kółko usiłując zrzucić niechcianego pasażera, ale ten już wspiął się na grzbiet i owinął lejce wokół jego gardła. Gryf charczał niemiłosiernie.
- Bierz miecz i wykończ gadzinę! - Wrzeszczał nieznajomy. Wiktor pobiegł po ostrze, chwycił je oburącz i wbił w pierś bestii. Ciepła krew zaczęła wyciekać z rany. Wiktor chciał zadać kolejny cios, ale nieznajomy krzykną:
- Musimy uciekać - Zeskoczył z gryfa i zdyszany, zgięty w pół począł biec ku wyjściu z ogrodu.
- Brama jest zamknięta! Musimy przeskoczyć przez mur! - Krzykną Wiktor.
- Już nie mogę- jękną z bólu i zmęczenia nieznajomy. Gryfi jeździec wyskoczył z kuchni, i z przerażającym krzykiem rzucił się pędem ku uciekinierom.
- To już koniec - pomyślał Wiktor. Napastnik był coraz bliżej. Wiktor trzymając się kurczowo bluszczu, który porastał mur, już prawie czuł zimny metal przeszywający jego pierś. Wtem usłyszał głuchy dźwięk, jakby ktoś rzucił na ziemię coś ciężkiego. Otworzył oczy i popatrzył na ziemię, gdzie leżący jeździec tarmosił się z oplatającym nogi bluszczem. Zdał sobie sprawę z tego, że pnącze, które przed chwilą trzymał jest teraz dużo grubsze i można się po nim z łatwością wspiąć na mur.
- Wstawaj! - Krzyknął Wiktor - Możemy uciec!
Nieznajomy przy pomocy Wiktora z trudem wspiął się po prowizorycznej bluszczowej drabince. Gdy byli po drugiej stronie nieznajomy zagwizdał na palcach. Po kilku sekundach spośród dźwięków tłumu gaszącego pożar dało się usłyszeć teren kopyt. Czarny koń wyłonił się z jednej z uliczek.
Półprzytomny nieznajomy popędzał wierzchowca. Serce Wiktora waliło jak młotem. Zastanawiał się jak to się stało ze wielkie bydle wielkości niedźwiedzia z przerażającym jeźdźcem kilkanaście minut temu rozniosło jego sypialnie. Dlaczegóż to akurat jego chcieli zabić? Kim do cholery jest jego wybawca i czy można mu zaufać? A może to tylko sen? Jedno jest pewne, galopowali teraz ciemnymi uliczkami Genderii, a jego towarzysz z każdą chwilą był coraz słabszy. Z rany w ręce kapała krew.
Dojechali w końcu do świątyni boga Lawrena. W każdym większym mieście cesarstwa oprócz najważniejszego Urudosa, ojca wszystkich bogów, wyznawano także pomniejsze bóstwa, które specjalizowały się w określonych dziedzinach. Lawren był bogiem prawości i równowagi, którego zakonnicy poświęcali się walce ze złymi mocami, naruszającymi naturalną równowagę oraz niesprawiedliwością wśród ludzi.
Wysokie ceglane ściany z wielkimi witrażami, muskanymi lekkim światłem świec, zdawały się idealnie pasować do niesamowitej atmosfery ostatnich wydarzeń. Nieznajomy nie mógł ustać na własnych nogach, nic nie mówiąc, wskazał tylko na lekko uchylone drzwi świątyni. Wiktor pomógł mu dojść do środka. Na ścianę padał długi cień klęczącego kapłana. Gdy ich zobaczył przestraszonym głosem powiedział
-Och! Nie ma czasu do stracenia! Zabierzmy go do pokoju! - Widząc narastające zdziwienie na twarzy dodał - Zaraz Ci wszystko wyjaśnię, Wiktorze synu Vitarisa.
Zdziwienie Wiktora osiągnęło zenitu, bowiem nikt, nawet on, nie znał imienia swojego ojca.
Do mętliku myśli, jakie miał wtedy w głowie Wiktor dołączyły kolejne pytania i wątpliwości.
Zanieśli osłabionego nieznajomego do małego pokoju i położyli na łóżku. Kapłan zaczął opatrywać ranną rękę. Utarł w moździerzu jakieś cuchnące zielsko i zalał wodą. Nieznajomy wypił płyn krzywiąc się.
- Gorzki lek najlepiej leczy - Podsumował kapłan.
- Oby - Usłyszał odpowiedź.
Wiktor zdobył się na odwagę i zapytał
- Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi i skąd wiecie, kim był mój ojciec i dlaczego - kapłan uciszył go kładąc palec na ustach
- Odpowiem teraz na kilka twoich pytań, ale reszty dowiesz się później. -
Wyczytując z twarzy Wiktora pytanie szybko uciął
- W swoim czasie.
- A co masz mi do powiedzenia teraz?
Kapłan odchrząknął i rozpoczął
- Nazywam się Horgar, a ten oto chorowitek to Blarius, który mimo swego sędziwego wieku nadal potrafi niejednemu porachować kości. Osobnik, który jeszcze kilka minut temu chciał odrąbać ci głowę to wysłannik Mrocznej Rady Pięciu, stowarzyszenia, które ma na celu wskrzesić pięć starożytnych ras charakteryzujących się okrucieństwem i rządzą władzy. Jak zapewne się domyślasz rasy te nie wróżą niczego dobrego dla świata. Na szczęście dla nas, nie udało mu się ciebie zabić.
- Ale dlaczego akurat mnie szuka jakaś Mroczna Rada? Jestem zwykłym człowiekiem!
- Ho! Ho! Nie byłbym tego taki pewien - odezwał się Blarius - Gdyby nie ty nie było by nas tutaj, tylko leżelibyśmy w kałuży krwi w tamtym ogrodzie.
- Sugerujesz, ze nie poradziłbyś sobie z gryfem, gdyby nie ja? Przecież to tobie zawdzięczamy życie, zaczarowałeś bluszcz, który zatrzymał jeźdźca i mogliśmy uciec.
- Trafiłeś w samo sedno, tylko, że to nie ja zaczarowałem bluszcz tylko TY!
- A ale To niedorzeczne, w jakiż sposób?
- Drzemie w tobie moc, o jakiej nie masz pojęcia - powiedział Horgar - dała o sobie znać, gdy bardzo się bałeś.
- Czy często siadywałeś pod tą wielką jabłonią? - Zapytał Blarius
- Tak - powiedział powoli Wiktor - Czytywałem pod nią książki z Julią, córką mojego chlebodawcy, skąd ci to przyszło do głowy?
- Wydaje mi się, że dziś nie pierwszy raz twoja moc dała o sobie znać. - Powiedział Blarius - Uczucia, które emanowały od ciebie, gdy siadałeś pod tym drzewem musiały mieć na nie pewien wpływ.
- Rzeczywiście jabłka z tego akurat drzewa zawsze smakowały wyśmienicie, nigdy nie chorowało
- Dobrze, koniec pogaduszek o sadownictwie - powiedział Horgar zmieniając temat - Wróćmy do tematu Mrocznej Rady Pięciu, a raczej jej kontrastu. Mianowicie, gdy powstała wcześnie wymieniona, w innej części świata utworzono Zakon Pięciu. Miał on za zadanie wskrzesić pięć innych starożytnych ras znanych z dobroci i mądrości. Wygląda na to, że znaleźliśmy odpowiednią osobę, teraz musisz udać się z Blariusem na miejsce spotkania z innymi, zanim wysłannicy Rady Pięciu cię tutaj nie znajdą.
-Powinniśmy wyruszyć jutro przed zapadnięciem zmroku, podróżując w nocy utrudnimy pościg - Powiedział Blarius
- Ale zaraz, gdzie wyruszyć? - Zaniepokoił się Wiktor - Przecież tutaj jest mój dom, praca, Julia! Nie mogę tak po prostu wyruszyć w drogę!
- Czy już zapomniałeś, że przed chwilą ledwo uszedłeś z życiem?
- Wiem, ale to się nie godzi!
- Zaufaj mi - odrzekł Horgar - bezpieczniej dla nich będzie, jeżeli będą myśleli, że nie żyjesz albo ze uciekłeś. Gdyby coś wiedzieli mogliby być torturowani i zmuszeni do powiedzenia prawdy!
- Horgar ma racje, lepiej będzie, jeżeli pozostaniesz w ukryciu.
- Eeech - zrezygnowanym tonem powiedział Wiktor - Macie racje, nie mogę ich narażać. Ale nie powiedzieliście mi jeszcze, kim był i skąd znacie mojego ojca? Czy on jeszcze żyje?
- Żył dłużej niż Ci się wydaje, ale to już przeszłość. Długa historia, której właściwie nie znam dokładnie. Nie chciałbym wprowadzić cię w błąd lub czegoś pominąć - zakończył pewnym tonem.
- Musimy wypocząć, jeżeli jutro wyruszamy, młody człowieku. My zajmiemy się wszystkim, ty masz nie wychylać nosa ze świątyni. A teraz lepiej już idź spać.
Wiktor, mimo zmęczenia, długo nie mógł zasnąć. Wydarzenia ostatnich kilku godzin za bardzo nim wstrząsnęły. Co chwila budził się z koszmarnego snu, w którym ostre szpony gryfa przebijają jego ciało, lub zamaskowany jeździec poprzysięga zemsty. Obudził się, gdy słońce było już wysoko na niebie. Poszedł do pokoju, w którym ostatniej nocy spoczywał Balrius. Znalazł tam list informujący o tym, że Blarius i Horgar wyszli do miasta w celu zakupienia zapasów i ekwipunku.
W Wiktorze zapłonęła chęć wymknięcia się w sekrecie ze świątyni i zobaczenia się z Julią. Na pewno martwi się o niego

*3*


Dzień był słoneczny. Urokliwe wąskie uliczki miedzy kamienicami, którymi Wiktor przemykał się by nie zostać zauważony dawały przyjemny cień. Od czasu do czasu mijał grupkę dzieci kopiących piłkę i ludzi zajętych swoimi sprawami. Czuł rosnące podniecenie. Już za niedługo wyruszy w nieznane. Strach i tęsknotę powoli pokonywała chęć przeżycia przygody i poznania historii swojego ojca. A być może, ktoś pokaże mu jak zapanować nad swoimi mocami? Ale czy to wszystko jest prawdą?
Zatrzymał się przy porośniętym bugenwillą murze, wziął do ręki pąk kwiatu i starał się a nim skoncentrować.
- No dalej rozkwitnij się! Rozkwitnij! - Powtarzał w myślach, jednak nic z tego, roślina ani drgnęła. Nie usatysfakcjonowany ruszył w dalszą drogę. Po kilku chwilach znalazł się w znajomym otoczeniu zamożniejszych domostw, w dzielnicy, w której mieszkała rodzina Helsingów. Osmolone ściany i brak najwyższej części wschodniego skrzydła przypominały wydarzenia wczorajszej nocy. Wiktor postanowił najpierw przyjrzeć się ogrodowi, spodziewał się znaleźć tam zwłoki gryfa, ale był ciekaw czy jeździec zdołał się uwolnić.
- A może go złapali - nie zdążył dokończyć myśli, gdy usłyszał za rogiem znajomy głos Georga Helsinga. - Jak to się stało, że nie mam połowy domu Hevelusie, ale to mi wygląda na jakiś chwyt konkurencji. Do tego w tym całym zamieszaniu zaginął mój asystent, prawdopodobne ze leży gdzieś tam pod - Wiktor jednym susem znalazł się w wąskiej uliczce oddzielającej od siebie domy. Przykucnął za beczką czkając aż Helsing się oddali. Nie mógł go zobaczyć, to mogłoby sprowadzić na niego niebezpieczeństwo, a przy okazji nieufność i niewygodne pytania swojego pracodawcy. Po chwili wyszedł z uliczki, na końcu bulwaru widział jeszcze gestykulującego Helsinga i słuchającego go towarzysza.
Nikogo nie było po tej stronie muru ogrodowego. Wiktor podciągnął się za pomocą ciągle wystającego kawałka bluszczu, pamiątki po wczorajszej ucieczce. Gdy był już w ogrodzie przykucnął za krzakiem pachnącego bzu i obserwował czy ktoś jest w ogrodzie.
- Wygląda na to ze droga wolna - Pomyślał robiąc krok na przód. Spojrzał na wspomnianą przez Blariusa jabłoń. Wysokie drzewo o rozłożystej koronie królowało wśród niższych roślin. Spojrzał na miejsce gdzie leżał gryf, lecz było ono puste. Tylko długie pióra i zaschnięta krew zdradzała, co działo się tu poprzedniej nocy. Co mogło stać się z gryfem? Czyżby przeżył i odleciał? Wiktor zamyślony przykucnął i podniósł piękne długie pióro. Miało jakieś 40 cm i było ostro zakończone. Czarna wcięta końcówka kontrastowała z bielą. Wiktor postanowił je zatrzymać. Gdy wsuwał je do rękawa usłyszał swoje imię wypowiedziane z przerażeniem.
- Wiktor! Ale, jak? Myślałam, że nie żyjesz!
Wiktor prawie podskoczył ze strachu. Był pewien ze nikogo nie ma w ogrodzie. Jednak była, drobna postać zapłakanej Julii biegła boso po trawie gubiąc łzy.
Z uśmiechem wpadła mu w ramiona i ucałowała.
- Tak się cieszę, że Cię widzę. - Wyszeptał jej do ucha Wiktor.
- Co się stało? Co to wszystko znaczy?
- Zaraz Ci wyjaśnię, ale nie stójmy tak na widoku. - Wziął ją za rękę i pobiegli w ustronniejsze miejsce. Nie puszczając jej ręki powiedział
- Obiecaj mi ze dla własnego bezpieczeństwa nikomu nie powiesz, że mnie widziałaś.
- Ale dlaczego? Co się może stać?
- Proszę Cię - błagał Wiktor - Grozi mi niebezpieczeństwo, o którym jeszcze wczoraj nie miałem pojęcia.
- Dobrze, obiecuje Ci.
- Musze wyjechać, nie powiem Ci gdzie ani kiedy, na wypadek gdyby oni wrócili.
- Ale kto wrócił?
- Osoby odpowiedzialne za zdarzenia wczorajszej nocy, chcieli mnie zabić, domyślam się, że to z powodu mojego ojca.
- Przecież ty nawet go nie znałeś. Cóż on mógł im zrobić?
- Tego właśnie chciałbym się dowiedzieć, dlatego ruszam w drogę, obiecuje Ci ze do Ciebie wrócę. Chciałem, żebyś wiedziała, że żyję i  kocham Cię.
Łza spłynęła jej po policzku.

Wiktor szedł zamyślony wąskimi bocznymi uliczkami w stronę świątyni, mając nadzieje, że jego przyszli towarzysze podróży nie zorientowali się gdzie był. Miną żebraka z owinięta bandażem twarzą i wszedł na mały opustoszały placyk z drzewem pośrodku. Jedynie ptaki w jego cieniu walczyły o kawałek bułki.
Wiktor skręcił w uliczkę, lecz musiał się zatrzymać, ponieważ droga zatarasowana była przewróconym wozem z kapustą. Chcąc uniknąć zamieszania związanego z ewentualnym przyłapaniu go tutaj przez właściciela wycofał się szybko z powrotem na placyk. Poczuł chłodniejszy powiew wiatru. Ptaki, które przed chwilą tam były uciekły z charakterystycznym szumem wywołanym trzepotem skrzydeł. Po drugiej stronie placyku stał żebrak. Stał tam wyprostowany w poszarpanym płaszczu zakrywającym całe ciało. Wiatr poruszał lekko luźno zwisająca częścią bandaża na jego głowie. W ręku trzymał drewnianą laskę. Nieruchomymi ślepiami wpatrywał się w Wiktora, który poczuł, że cos jest nie tak. Zaniepokojony zaczął wycofywać się, szukając wzrokiem drogi ucieczki. Jedyną była uliczka po jego prawej ręce. Nie zastanawiając się dłużej, puścił się pędem w jej stronę. Usłyszał głośne, odbite echem od ścian otaczających ich kamienic:
- Flamstigh!- Wysoki budynek ścięty w połowie odciął mu drogę zasypując uliczkę. Jęk bólu rozdarł zapylone powietrze, ktoś właśnie umierał w gruzach, ale jego to nie obchodziło.
- Nigdy nie odwracaj się do przeciwnika plecami! - Usłyszał Wiktor. Nic nie odpowiadając pobiegł w stronę wyjścia zatarasowanego wozem. Postać z zabandażowaną twarzą rzuciła się za nim. Wiktor był zbyt wolny, zanim zdążył dobiec do celu został powalony kopniakiem i dostał cios kijem w żebra. Wiktor wił się z bólu.
- Wstań i staw mi czoła jak przystało na dziedzica krwi! - Wrzeszczał zamaskowany.
Wiktor usiłował cos odpowiedzieć, ale został ściśnięty za gardło i podniesiony do góry. Niesamowita siła rzuciła go o ścianę. Zanim się pozbierał, jego przeciwnik ściągnął z twarzy bandaże. Oczy Wiktora ujrzały chudą, uschniętą twarz z spiczastymi czarnymi oczami i ogromnymi wystającymi z ust kłami. Był już przy nim. Dwoma rękami, za pomocą kija, przyciskał klatkę piersiową Wiktora do ściany.
- Zasmakować ofiary, to takie jednoczące - Syknął mu do ucha, zamierzając przebić gardło kłami.
- Musimy odłożyć kolację - Usłyszał w odpowiedzi czując jak coś z dużą siłą wbija mu się głęboko pod żebra. Zawył z bólu zwalniając ucisk. Wiktor wykorzystał to, kopiąc z całej siły oponenta i wymykając się do uliczki z przewróconym wozem trzymając zakrwawione pióro w dłoni. Rzucony sztylet wbił się w kapustę na wysokości głowy Wiktora. Miał kilkanaście metrów przewagi nad ścigającym. Wspiął się na wywrócony wóz, chwycił obiema rękami balkonu wystającego z kamienicy i z trudem podciągnął się. Usłyszał zza pleców złowieszcze zaklęcie, ale nie było tak silne jak poprzednie. Zniszczyło balkon, gdy Wiktor już wspinał się po rynnie na dach. Obrócił się i zobaczył klęczącą postać okrążoną plami krwi. Spojrzał jeszcze raz na czerwone od osocza pióro, które uratowało mu życie.

*4*


Blarius i Horgar weszli do pustego pokoiku obładowani ekwipunkiem.
- Wiedziałem ze tak będzie - powiedział poirytowany Blarius - Zostaw szczyla na chwile.
- Młoda krew, młoda krew, cóż poradzisz - odparł spokojnie kapłan - nie jest takim niezdarą, na jakiego wygląda, przekonasz się o tym.
Wtem do pokoju wpadł zdyszany Wiktor nadal trzymając zakrwawione pióro w ręce, którym zdążył już sobie upaprać spodnie. Spojrzał w twarz Blariusowi, na której malował się gniew i irytacja nieposłuszeństwem młodzieńca, a potem na spokojną, wręcz kojącą facjatę kapłana.
- Siadaj! - Warknął, a Wiktor posłuchał - Teraz wytłumacz mi, jak małemu dziecku, czego nie zrozumiałeś z wczorajszej rozmowy, a szczególnie z momentu, w którym zabroniliśmy ci opuszczać świątynie.
- To znaczy Bo ja musiałem
- Dobrze już dobrze, rozumiemy, cała sytuacja jest dość spontaniczna i niecodzienna- wtrącił stanowczym tonem kapłan - Bardziej ciekawi mnie, co się stało.
- I po co, do jasnego czorta, tam wracałeś. - Dodał Blarius swoim gniewnym tonem, utkwiwszy wzrok w pięknym długim piórze, które Wiktor położył na stole.
Po zapoznaniu ich z szczegółami wypadu Wiktor został poproszony przez kapłana o zdjęcie koszuli i położenie się na łóżku.
- Chciałbym sprawdzić czy z twoimi żebrami wszystko w porządku, nie wyobrażam sobie jazdy konnej z takim urazem - Powiedział, po czym zamknął oczy i otwartą ręką zaczął przesuwać po jego ciele. Gdy skończył, wyciągnął spod ubrania łańcuszek, na końcu którego zawieszony był okrągły błękitny kamień wielkości monety.
- To szafir - wytłumaczył - symbolizują one czystość i nieśmiertelność. Według niektórych wierzeń, Ziemia miała spoczywać na ogromnym szafirze promieniującym cudownym światłem na cały wszechświat. Dla wyznawców Lawrenca taki błękitny kamień uważa się za znak sprawiedliwości i prawdy. - Wiktor słuchał zaciekawiony, wpatrując się w błękitny kruszec. - A teraz poradzimy coś na twoje żebro - jeszcze raz położył dłoń na miejscu, które bolało najbardziej, a druga ręką chwycił kamień.
- Heafit filletpaine - Wyszeptał zamykając oczy. Między jego palcami, zaciśniętymi na szafirze błyszczała niebieska poświata, a ból ustępował z ciała Wiktora.

Blarius, białowłosy mężczyzna z siwym, gęstym zarostem i charakterystyczną wyróżniającą się czarną bródką stał na środku pokoju ubierając płaszcz podróżny. Mimo sędziwego wieku i pomarszczonej twarzy, reszta jego barczystego ciała jakby zatrzymała się w wieku lat trzydziestu. Budził respekt. Gdyby jego zimne spojrzenie mogło zabijać, miejscowi grabarze nie narzekaliby na brak zajęcia. Jednak nie zawsze takie było. Czasem jego ostry jak brzytwa dowcip skutecznie zagaszał entuzjazm rnatrętnych niedorostkówr jak nazywał młodzian, którzy chcieli popisać się lub w czymś mu dorównać. Oczywiście ku uciesze jego samego oraz widowni, którą stanowili towarzysze podróży lub amatorzy gorzałki z karczmy.
- Zaopatrzyłem cię w porządne buty podróżne - Powiedział, gdy Wiktor wszedł do pomieszczenia - w tych szmaciakach daleko byś nie zajechał. - Sam już gotowy do drogi. Zaczął pokazywać rniedorostkowir jak zawinąć stopy w żeby nie obcierały go buty i dlaczego krzesiwo nie powinno leżeć koło butelki z oliwą. Właściwie to Wiktor był ciekaw, po jakiego czorta im oliwa skoro nie mają lamp, jednak nie miał odwagi zapytać. Blarius wszystko dokładnie przygotował: koce, śpiwory, mapa, kompas, krzesiwo, suchy prowiant, wodę, a nawet sztućce podróżne (bardzo praktyczne, z małymi magnesami, nie trzeba było ich niczym spinać.).
Wiktor wdział swój solidny płaszcz i buty, a Blarius skórzany pas wraz z pochwą, w której znajdowało się zabójcze ostrze.
- Myślałem ze Horgar będzie nam towarzyszył - zagadnął
- Nie - usłyszał odpowiedz - uznał ze jego miejsce jest tutaj, nie rozumiem go, przegapić taka przygodę
Wspomnienie o rtakiej przygodzier wcale nie nastrajało pozytywnie.

- Konie wypoczęte, podkute, osiodłane, nakarmione i napojone - zameldował Horgar prowadząc dwa wierzchowce. Jeden czarny, znany już Wiktorowi, drugi brązowy, trochę mniejszy prychał radośnie. Zapakowali swój osprzęt na konie. Byli gotowi do drogi.

- Jaki jest plan podróży? - Zapytał Wiktor, gdy weszli na trakt zostawiając mury miasta za sobą.
- Plan jest następujący, jedziemy do Faros - miasteczka oddalonego o 4 dni drogi stad, tam mamy spotkać się z Anderianem, moim starym znajomym. Zobaczysz, polubisz go - dodał tonem, w którym należało wykryć nutkę sarkazmu
- A co potem?
- Potem na północny wschód, zapewne przez góry Szklistych Ostrzy, byłeś tam kiedyś?
Wiktor właściwie nigdy nie opuszczał Garderi, ale dobrze znał geografie świata. Przestudiował nie jedną mapę.
- Nie nigdy tam nie byłem, ale słyszałem ze są bardzo piękne.
-Ho ho, jeszcze jak, ale najbardziej cieszę się, że nie będziemy tam jechać w zimie. Dawno temu miałem okazje się przekonać, co znaczy wycieczka po Szklistych Ostrzach w jakby to nazwać rmało sprzyjających warunkachr.

Tak, więc nasi bohaterowie wyruszyli krętym traktem w stronę Faros - niewielkiej mieściny, w której ponoć mieli spotkać owego tajemniczego Anderiana. Blarius nie był zbyt rozmowny na jego temat, być może sam niewiele o nim wiedział? Czas pokaże, a tymczasem po zapadnięciu zmroku, drugiego dnia podróży, na skraju starego mieszanego lasu Wiktor i Blarius rozbili swoje obozowisko. Niewielkie ognisko wkopane było w ziemię, co jak zapewnił starzec, miało utrudnić ich zauważenie. Drewno wyjątkowo suche o tej porze roku szybko zaczęło się kończyć. Wiktor, jako człowiek stworzony do tak szczytnych celów, postanowił donieść trochę opału, gdy Blarius z zamkniętymi oczami pykał swoją wspaniałą, rzeźbioną chyba najmniejszym dłutem na świecie fajeczkę, z której wydobywała się cienka smużka niebieskiego dymu. Las nie był gesty, okrągła tarcza księżyca oświetlała go zimnym srebrzystym światłem. Wiktor z naręczem grubych gałęzi brnął przez las w stronę leśnego jeziorka, w którym odbijały się gwiazdy. Towarzyszył mu zwykły szum drzew i pohukiwanie sów, a bliżej zbiornika także skrzeczenie żab.
Gdy tak stał urzeczony malowniczą okolicą, na środku jeziora zaczęły powstawać kręgi. Nad powierzchnie wody zaczęły wynurzać się końcówki czarno brązowych skrzydeł, zaraz po nich włosy, wręcz białe od księżycowego światła. Wiktor stanął jak wryty i to bardzo głęboko. Widział jak z jeziora wyłania się piękna, naga uskrzydlona kobieta o włosach sięgających piersi. Dostrzegła Wiktora, który upuścił niesione drewno, w momencie spotkania się ich spojrzeń. Zaczęła stawiać delikatne kroki na powierzchni wody zalotnie kręcąc biodrami. Po kilku chwilach była już przy Wiktorze. Mimo, że przed chwilą wyszła z wody, jej nieznacznie zakręcone włosy wyglądały na zaledwie wilgotne. Uśmiechała się, przybliżając do niego. Przylgnęła do niego tak, że od razu poczuł ciepło jej ciała. Oplotła go swoimi cienkimi, prześwitującymi skrzydłami, tak, że w mroku ledwo widział jej oczy wpatrujące się w jego.
- Kogo widzą moje oczy - wyszeptała - niezwykły młodzian wybrał się na przechadzkę po lesie. Pokazałabym ci, co najchętniej z takimi robię - powiedziała zalotnie - któż nie chciałby zasmakować w tej krwi - zasyczała z ustami przy jego wargach. Nastała sekunda ciężkiej niczym niezmąconej ciszy.
- Ale wiem, czym grozi zachwianie równowagi, uwierz mi, że było by mi to bardzo nie na rękę. Żałuj - dodała z wyrzutem całując go namiętnie ciepłymi ustami. Zamknął oczy rozkoszując się pocałunkiem, kiedy sukub rozpłynął się w powietrzu. Usłyszał tylko cichnący szept: rJeszcze się spotkamyr


*5*


Dwa dni spokojnej podróży później, w oddali zamajaczyły czerwone dachy miasteczka Faros. Wiktor nadal dobrze pamiętał nocne spotkanie z sukubem i o tym, co mu powiedziała. Nie wspomniał słowem Blariusowi o tym, co się stało. Sam nie wiedział, czemu to ukrywa. To siedziało głęboko w nim. Dlaczego jego życie zmieniło się tak nagle? Dziwne stworzenia, o których nawet nie miał pojęcia, że istnieją, wydają się wiedzieć o nim więcej niż on sam. W jaki sposób? Czy u celu ich podróży uzyska odpowiedź, chociaż na cześć pytań?
Pod wieczór dotarli do bram miasta. Ludzie schodzili się ze wszystkich stron by zdarzyć przed zamknięciem wrót. Wiktor i Blarius nie byli jedynymi podróżnymi, na tle zwykłych mieszkańców wyróżniało się jeszcze kilku podróżników, którzy szukali schronienia w jednej z miejscowych karczm. Na dwupiętrowym murowanym budynku, do którego zmierzali, siedziała wyrzeźbiona postać z wielkim kuflem oznajmująca podróżnym o przeznaczeniu lokalu. Zaprowadzili konie do stajni przy karczmie. Blarius wcisnął stajennemu dwie małe srebrne monety, po czym ruszył w stronę szerokich drewnianych drzwi, zza których słychać było wesołe śmiechy i miejscowe przyśpiewki. Wewnątrz czuć było zapach piwa, pieczonego mięsa, tytoniu oraz jak bardzo napracowali się dzisiaj biesiadnicy. Cztery długie stoły położone w poprzek pomieszczenia zastawione były kielichami, kuflami i jadłem. Przy barze, ku uciesze karczmarza, jakiś podróżnik, gestykulując gwałtownie opowiadał jakąś zabawną historyję rechocząc wesoło wraz z kilkoma słuchaczami.
Wycierający ścierką szklanice, rozbawiony barman nawet nie zauważy nowych klientów. Dopiero brzdęk monet oderwał wiernego słuchacza od bajarza.
- Witajcie zacni podróżnicy, lepiej trafić nie mogliście. Najlepsze trunki, jadło, oraz wygodne łóżka - to wszystko znajdziecie w karczmie starego Hermana!
- Zatem zobaczmy czy to były czcze przechwałki czy rzeczywiście ugościsz nas jak królów - odrzekł z przekąsem Blarius - Podaj dwie szklanice wina i dwie smażone przepióry z kaszą. Zajmiemy także jeden z pokoi.
Gospodarz nie przechwalał się co do jadła i wina, aczkolwiek mogło to być spowodowane jedzeniem przez ostatnie dni głównie coraz bardziej suchego chleba i słonego mięsa.
Uwagę Wiktora przykuł sufit, który był obficie podziurawiony czymś, co przypominało śrut. Nie spodziewał się, tak szybkiego rozwiązania zagadki. Gdy kończyli posiłek, przy końcu jednego z solidnych stołów rozgorzała awantura.
-Kiedy ja polowałem na niedźwiedzie, ty jeszcze pod stół na stojąco wchodziłeś! - wrzeszczał umięśniony mężczyzna koło czterdziestki.
- Chyba ci się niedźwiedź z kozą pomylił! Wszyscy doskonale wiedza ze nie upolowałbyś kulawego leniwca! - wykrzykiwał nieco młodszy i mniej barczysty, ale jakże porywczy człowiek.
- Z kozą to można twoją matkę pomylić - usłyszał w odpowiedzi i już rzucał się tamtemu do gardła, gdy głośny huk rozrzedził atmosferę i sprawił ze z sufitu odleciał kawałek tynku. Wiktor obrócił się i zobaczył karczmarza z dwoma pistoletami, jednym wycelowanym prosto w zawadiaków, a drugi, mocno jeszcze dymiący po wystrzale trzymał opuszczony. Przez chwile zaległa nieprzyjemna cisza. Przerwał ją Herman
- Potrafię tym zestrzelić muchę z krowiego zadu z odległości 20 metrów, lecz jeżeli natychmiast nie opuścicie mojej gospody zacznę ćwiczyć celność na ludziach! - powiedział głośno, z zimnym spokojem, gospodarz.
Dwaj awanturnicy z szeroko otwartymi oczami wpatrywali się na lufę skierowaną prosto w nich.
- No już! - Wrzasną na nich powodując strachliwe wzdrygnięcie się obu panów. Zdawało się, że opuścili lokal w sekundę ku uciesze już dobrze wstawionej publiczności. Blarius rechotał wesoło.
- Podróżuje już tyle lat, a nigdy nie widziałem takiego przedstawienia - znowu zachichotał - prawie w gacie narobili ze strachu!
- To by wyjaśniało tak zdewastowany sufit - powiedział rozbawiony Wiktor wskazując palcem w górę. Herman z zadowoleniem nabił ponownie pistolet i schował pod ladę.
-Jak znajdziemy Anderiana? Umówiłeś jakieś miejsce spotkania? - zapytał Wiktor gdy kierowali się schodami do pokoju nr 5 w którym ich ugoszczono.
- Nie znajdziemy go - powiedział spokojnie Blarius - to on znajdzie nas.
Wiktor niewiele z tego rozumiał i postanowił o nic nie pytać, tak dla świętego spokoju.

Coś stuknęło. Ciche klikniecie, skrzypniecie. Cień, niczym nocna zjawa, przytulił się do szarej ściany i przesuwał bezgłośnie. Nagły charakterystyczny dźwięk tarcia żelaza o żelazo. Brzdęk broni. Wiktor zapalił lampę. Widok przeraził go. Blarius stojąc wyprostowany, trzymał miecz na gardle zakapturzonej postaci, która mogła jednym ruchem pozbawić go życia dwoma jakże cienkimi szablami skrzyżowanymi przy jego tętnicy. Nie wiedział, co robić, a Blarius milcząco wpatrywał się w przeciwnika. Wiktor przy słabym świetle lampy nie mógł dostrzec twarzy pod kapturem.
- Nieźle - przyznał Blarius wyraźnie czymś rozbawiony - tego się po tobie nie spodziewałem.
- Całkiem nieźle jak na takiego starca, za jakiego się uważasz. Kiedy mnie usłyszałeś?
- Poczułem smród twoich stóp - powiedział śmiejąc się i opuszczając broń.
Oczy Wiktora, coraz większe z każdą sekunda rozmowy, krzyczały bezgłośnie:
rO co tu, do stu diabłów, chodzi?r. Nieznajomy także opuścił miecze i zdjął kaptur. Odsłonił lekko zaprószoną ciemnym zarostem twarz, z długim idealnie prostym nosem. Proste, lekko postrzępione, kruczoczarne włosy zakrywały prawie całkowicie uszy. Wyglądał na osobę bardzo spokojną, zdyscyplinowaną.
- Wiktorze, poznaj Anderiana, naszego nowego towarzysza podróży - powiedział Blarius - napędził nam obu trochę stracha. I następnym razem, proszę, umyj nogi.- Wiktor dopiero teraz zorientował się, że Anderian stoi boso na podłodze.
Wysoki chudy mężczyzna skłonił lekko głowę i powiedział
- Witaj Wiktorze, synu Vitarisa - ostatni elemencie układanki.

*6*
- Właściwie to, dlaczego byłeś boso wczorajszej nocy? - Zapytał Wiktor następnego dnia w mieście, gdy uzupełniali zapasy.
- Cóż, wyobraź sobie, że wchodzę na dachówki w takich buciorach - pokazał mu podeszwę - obudziłbym całą karczmę przy pierwszym kroku, a nawet jeśli nie, to na pewno zrobiłbym sporo hałasu zeskakując z okna.

Wiktor miał cały dzień na przyglądnięcie się nowemu towarzyszowi. Ubrany w ciemnozielony płaszcz z piękną zapinką, chudy, wysoki człowiek miał w sobie coś dziwnego. Poruszał się tak jakoś inaczej niż wszyscy, niewiele mówił, wszystko zimno kalkulował. Używanie dwóch lekkich ostrzy świadczyło o jego wielkiej zwinności. Większość wojowników wolała używać do obrony tarczę, bądź walczyć dłuższym mieczem, zwanym popularnie półtorakiem albo bastardem. Taki właśnie miecz posiadał Blarius.
Wieczorem, siedzieli już spakowani, by wyruszyć z samego rana. Na stole obok świecy leżała duża mapa przyciśnięta w każdym rogu niewielkim kamieniem. Pochylony nad nią Blarius pokazywał wszystkim drogę, która zaplanował. Zakładała ona grubo ponad miesięczną podróż przez Jenvoy potem rzeką do Tristan następnie do Werduna stamtąd do Riverside.
- Można by nadrobić sporo czasu przekraczając góry w tym miejscu - wskazał na mapie kanion, przez który płynęła Rolana - to zaoszczędziłoby kilka tygodni. Spływając rzeką szybciej pokonamy trasę.
-Górskie rzeki nie są do końca bezpieczne mości Andariusie - rzekł z powagą Blarius - wiry, wodospady wystające kamienie, a to jeszcze nie koniec atrakcji.
- Jednak, gdy uda się pokonać górska część rzeki wypłyniemy na spokojniejszy punkt Rolany, którym możemy podróżować aż do Werdun. A co ty o tym sądzisz, Wiktorze - zwrócił się do niego bezgłośnie gestykulując rękami, które pokazywałyby mówił dalej. On sam odsunął krzesło i zaczął iść w stronę drzwi.
- Yyyy jeżeli mnie o to pytać - zająknął się Wiktor, który nie do końca wiedział co się stało- To wydaje mi się, że mimo górskich trudności -

Mapa: http://foteka.pl/pokaz.php?id=1067

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
koniokrad · dnia 13.05.2006 07:34 · Czytań: 1112 · Średnia ocena: 1 · Komentarzy: 3
Komentarze
atreides dnia 09.07.2006 15:34 Ocena: Słabe
Tragedia. Sumienie kaze mi byc szczerym w tym komentarzu. Już pierwsze linijki tekstu odstraszają. Strasznie sztuczny i na wskroś fałszywy natłok "klimatycznego" słownictwa, który sprawia, że tekst zamiast zaciekawiać, to zniechęca już na samym początku. Straszliwie źle zastosowane archaizacje, a czytając odnoszę wrażenie, jakbyś pisał wyznaczając sobię za główny cel popisanie się znajomością jak najrozleglejszego słownictwa. Owszem, słownictwo jest ważne, ale u ciebie natłok nie spotkanych na codzień słów (albo też spotykanych zbyt często) wywołuje nieprzyjemne wrażenie. Dialogi są strasznie nienaturalne i sztuczne. Bohaterowie niezbyt logiczni, a fabuła nie porywa. Stylistyka też niezbyt ciekawa, konstrukcje zdań są pogmatwane i czasem ciężko się zorientować o co chodzi. Jedyne co mi się podobało, to to, że to fantasy. A już szczytem jest, że używasz liczebników w formie cyfr, a nie słów... To nie matematyka, drogi koniokradzie. W skali 1-5 daje naciagane 2 na szynach.
koniokrad dnia 10.07.2006 16:35
Smęcisz gozej niz moja nauczycielka od polskiego :p

To gdzie te archaizacje wpychac? Liczebniki w formie cyfr sie dwa razy powtarzają, takie moje zboczenie zawodowe ze jak chodzi o pieniądze to wole je widizęc w formie liczby :D

Coż debiut mi nie wyszedł :p
atreides dnia 10.07.2006 21:24 Ocena: Słabe
Koniokradzie, wielkimi szczesciarzami sa ludzie, ktorym debiut 'wychodzi'. Ty jednak zamiast podchodzic na zasadzie 'ja jestem ok, a inni smeca', nie motywujesz ani mnie - zapewne bardziej doswiadczonego pisarza od ciebie - ani nikogo innego, zeby ci pomogl w poprawieniu twojego warsztatu. Ja przywyklem do kultury i zwyczaju dziekowania za kazdy, nawet najbardziej 'objezdzajacy' komentarz, a nie do takiego lekcewazenia cudzej pracy. Nie dla przyjemnosci wlasnej czytalem Twoje wypociny i zapewniam cie, ze radosci w pisaniu tego dlugiego komentarza tez zadnej nie mialem. I robilem to z mysla o tobie, jako byc moze przyszlym pisarzu, ale Twoja postawa nie wskazuje na to, zebys mial chciec sie uczyc pisarskiego kunsztu.

Z archaizacjami jest tak jak z kobiecym makijażem, drogi koniokradzie, co mogę stwierdzić powiedzmy jako zarówno znawca literatury jak i kobiet. A mówi się, że najlepszy makijaż to taki, którego nie widać. Czyli tak dopasowany i tak subtelny, żeby nie bił po oczach, niczym bielone gotyklaski o czarnych oczach.

Liczebniki w formie cyfr są absolutnie niusprawiedliwialne. Mnie, starego pryka, już w czwartej klasie szkoły podstawowej uczyli, że nie wolno w tekstach pisać liczebników cyframi, bo język polski to nie matematyka. Mamy tyle pięknych słów i określeń, że nie trzeba pisać "19.45" - można napisać "za kwadrans ósma". I jest profesjonalniej, poważniej i estetyczniej. I nie wytrąca czytelnika z rytmu.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty