Globalna wiocha - Krzysztof Suchomski
Proza » Miniatura » Globalna wiocha
A A A
Tata Adasia przekonał się, że można przewidzieć przyszłość. I wcale nie trzeba do tego być nawiedzonym czy naćpanym prorokiem, albo bełkoczącym zawiłe rymy Nostradamusem. Wystarczy połączyć wiedzę, spostrzegawczość, przenikliwość, logikę rozumowania. Nie zaszkodzi przyprawić danie intuicją i tą przysłowiową odrobiną szczęścia – i już mamy przepis na czarodziejską kulę.

Czy ma coś do rzeczy szczegół, że kucharz był geniuszem? Może i ma, bo trudno zaprzeczyć, że to na ogół pomaga. Dowody geniuszu Herberta Marshalla McLuhana Tata Adasia obserwuje codziennie, włączając CNN lub logując się do Internetu. Nie słyszy, co prawda, świergolenia ptasząt i szumu wiatru w zbożu, ale za to błotko lepiące się do butów i smród obornika nie pozostawiają złudzeń. Gumiaki czas obuć. Panie i Panowie, witajcie w naszej wiosce.

Tata Adasia byłby skłonny zaryzykować tezę, że dla rozwoju mediów i społecznej komunikacji koncepcja globalnej wioski jest w pewnym sensie tym, czym teoria Einsteina dla rozwoju nauki i postępu technicznego. Czyli wszystko zależy, jaki się z tego zrobi użytek. Tak to bywa z epokowymi odkryciami - mogą objaśniać skomplikowaną naturę świata, ale i mogą posłużyć do zrobienia wielkiego „bum!!!”. Globalizacja życia na jedynej zamieszkałej przez ludzką rasę planecie jest faktem, choć Tata Adasia wcale nie jest z tego faktu dumny. Mniej jawi mu się ona jako pomnik potęgi ludzkiego rozumu, a bardziej jako kolejna bomba, której już nie potrafimy rozbroić.

Tata Adasia dostrzega, że postęp techniki nie zmienił naszych charakterów ani zakorzenionych przez wieki nawyków. Co najwyżej je spotęgował. Na przykład nawyk podglądania i komentowania życia bliźnich. Siedlisko plotek przeniosło się z magla i warzywniaka do telewizora i komputera, a uczynną, dobrze poinformowaną, ale i na wskroś Tacie Adasia znaną, sąsiadkę zastąpiło grono nie mniej uczynnych, lecz zakonspirowanych w elektronicznych trzewiach sieci redaktorów, moderatorów i internautów. Przedmiot plotek bardziej "światowy" się zrobił, co ponoć o skoku cywilizacyjnym ma zaświadczać. Drzewiej mógł Tata Adasia (gdyby tylko chciał) zajrzeć za firanki do Nowaków spod czwórki, teraz zagląda (chce czy nie) pod kołderkę sławnej artystce Madonnie. Kiedyś mogła Mama Adasia co najwyżej posłuchać o sukni, w jakiej Nowakowa zameldowała się w kościele, teraz tonie w powodzi analiz garderoby tabunu gwiazd na pogrzebie Michała Jacksona. Ot, cywilizacja, panie dzieju.

Media ostatnio tylko z plotek żyją - widać takie jest zapotrzebowanie. Tata Adasia zauważył, że nawet wojny i zamachy zeszły jakoś na dalszy plan, osłuchały się ludziom i opatrzyły i już tak nie kręcą jak niegdyś. Obecnie życie towarzyskie tak zwanych celebrytów jest na pierwszym planie. Co tam towarzyskie - nie bójmy się słów twierdzi Tata Adasia - wszak o życie seksualne tu chodzi, ze wszystkimi detalami. Plotka skacze z kontynentu na kontynent z prędkością fali elektromagnetycznej i obiega kulę ziemską nieporównanie szybciej niż dawniej na piechotę wszystkie chałupy we wsi.

Globalizacja, mocium panie, czyli cywilizacja "talk show-ów", "big brother-ów" i "telewizji 24h". I reklam, oczywiście, bo wszystkie telewizyjne punkty programu są już tylko pretekstem do ich serwowania.

Nie samą reklamą człowiek wszak żyje. W przerwach między blokami reklam wolno Tacie Adasia podziwiać różne atrakcyjne do bólu, a jednocześnie finezyjne i wysublimowane sitcomy i teleturnieje. Jedne i drugie są żywcem zerżnięte ze swoich odpowiedników amerykańskich, bo licencję na program telewizyjny czy serial kupuje się dziś jak licencję na proszek do prania. I ani się Tata Adasia obejrzy, jak nasze młode pokolenie, zapijając colą chipsy i gapiąc się w telewizor, zrealizuje marzenie swoich ojców i dziadów o american way of life. A ta ich way of life polega na tym, że wszystko dostajesz podane na tacy i masz tylko za to zapłacić. Myślenie w tym procesie nie jest bynajmniej czynnością szczególnie pożądaną. Bo i po co? Współczesna kultura to hurtownia gotowych konfekcji, powielanych wzorów. Hollywood i inne świątynie masowej wyobraźni wyobraziły już wszystko dla konsumenta i ładnie mu to spakowały w gotowe pakiety na wszelakie okazje. Wystarczy sięgnąć do szafy. Na tej półce kochający tatuś, a ten model obok to tatuś nadopiekuńczy. A tu zazdrosny kochanek, tam surowy szef, jeszcze dalej gorliwy ochroniarz, za nim roztargniony intelektualista, a na końcu syn marnotrawny. Na innej półce krytyczna teściowa i czekająca żona obok porzuconej dziewczyny, zapracowanej kelnerki i zakochanej marzycielki. Gotowe postawy, gesty, miny, spojrzenia. Gotowe teksty. Czy ktoś już wcześniej nie sugerował, że życie jest teatrem? Tylko wziąć i grać. Co dziś zagramy, kochanie? - mogłaby, stojąc przed otwartą szafą, zapytać Mama Adasia, gdyby była kobietą globalną.

W teatrze z największą widownią, tą telewizyjną, scenariuszami i reżyserią zajmują się spece od marketingu. Tu liczą się tylko wskaźniki oglądalności, a zatem nic nie może zależeć od elementów tak nieprzewidywalnych jak, dajmy na to, artystyczna wizja, lub tak niedookreślonych i ulotnych jak dobry smak. W imię bożka oglądalności przełamywano w na ekranie jedne za drugim tabu i granice przyzwoitości. Czy zostały jeszcze jakieś granice, których nikt nie odważy się przekroczyć? - wydaje się Tacie Adasia pytaniem retorycznym.

Każdy ma coś do ukrycia z wyjątkiem mnie i mojej małpy śpiewał John Lennon w roku 1966. Wiedział co śpiewa, wszak był jednym z pierwszych celebrytów na naszej planecie. Tłuszcza oczekuje, że artysta odsłoni nieodsłonięte. Twórca będzie doceniony, jeśli zdradzi to, co przyzwoitość nakazywałaby mu skrzętnie ukrywać przed wścibskim okiem sąsiadów. I jak tu religia upaść nie ma, skoro zakłada spowiedź grzechów intymną, w majestacie konfesjonału, z tajemnicy poszanowaniem? - duma Tata Adasia. Dziś w modzie spowiedź publiczna przed kamerami, więc dalejże wymyśl, celebryto, coś szybko, najlepiej pikantnego i zepsutego do szpiku kości. Bo jak do sprzedania nic nie posiadasz, to wszechmogący wodzirej nie zaprosi cię więcej do studia – a to już brzmi jak wyrok.

A wodzirej w takim programie władzę ma absolutną niczym Dżyngis Chan. Władza jego z namaszczenia bogini Mamony pochodzi i tak długo trwać będzie, jak długo słupki oglądalności jego programu na słupki innych programów z góry spoglądać będą. I taki wodzirej sam w sławie celebryckiej się pławi i codziennie do lustra szepcze: lustereczko, powiedz przecie, czyje słupki są największe w świecie.

Tata Adasia konstatuje też, że celebrytami zostali (i niecne „szołmeńskie” obyczaje wodzirejów przejęli) dziennikarze niegdyś poważnych programów, zwanych do niedawna informacyjnymi. Dziś różnica między programem informacyjnym a talk show jest tak zamazana, że przeciętnemu telewidzowi trudno byłoby je odróżnić - w tym celu programy informacyjne mają teraz na dole ekranu takie charakterystyczne paski z ukazującymi się newsami.

Tata Adasia pamięta, jak za komuny mówili: telewizja kłamie. To było nawet wygodne, bo ona była jedna. Tata Adasia posłuchał i wiedział, co nie jest prawdą. A teraz co? Telewizji, panie dzieju, dziesiątki i każda łże na swoją nutę. Nazywają to czwartą władzą. Pewnie dlatego, że cokolwiek, by im człowiek nie powiedział, to oni i tak swoją wersję w eter puszczą.

Zniesmaczony telewizją, przerzucił się Tata Adasia na Internet. Ten, młodszy brat prasy i telewizji, szybko nadrabia zaległości i uczy się jak nosić marynarkę władzy. Od telewizji różni się zwłaszcza stopniem tak zwanej interaktywności. I kiedy w nim Tata Adasia interaktywnie buszuje, widzi jak na dłoni: ubogie, ograniczone słownictwo i brak poszanowania dla zasad ojczystego języka, nieumiejętność prowadzenia sporów i trzymania nerwów na wodzy, tendencję do stosowania stereotypów i etykiet, argumentowanie ad personam i skłonność do obrażania lub poniżania osób o innych poglądach.

Prawdopodobnie twórcy Internetu nie całkiem tak wyobrażali sobie jego rozwój. W ich założeniach, jak się wydaje, miała to być platforma umożliwiająca swobodną wymianę idei i informacji. Chyba zabrakło im wyobraźni, by przewidzieć, że najczęściej odwiedzanymi stronami będą te z pornografią. Dziecinnie naiwne, zdaniem Taty Adasia, były imaginacje, że Internet stanie się enklawą ludzi światłych, kulturalnych i tolerancyjnych. Naiwne, bo skoro ludzie cechujący się takimi przymiotami w globalnej skali stanowią zdecydowanie mniejszość, to niby dlaczego mieliby tak skutecznie zdominować Internet. Tylko dlatego, że są mądrzejsi? A może dlatego, że ci głupsi są za głupi, by zrobić z Internetu użytek? Marzenie ściętej głowy. Tata Adasia zgadza się, że głupcy, chamy i menele powinni trzymać się od Internetu z daleka, zadowalając się okupowaniem swojego miejsca w życiu pod przysłowiową budką z piwem. Ten pomysł obarczony jest jednak zasadniczą wadą - jest nieaplikowalny. Nie istnieje żadna intelektualna ani etyczna bariera ograniczająca uczestnictwo w sieci. Może dlatego Internet nie stał się zgodnie z intencjami jego twórców współczesną Biblioteką Aleksandryjską, krynicą mądrości promieniującą na całą galaktykę. Z wierzchu bardziej przypomina Tacie Adasia potomstwo Wieży Babel z Sodomą i Gomorą.

Stanisław Lem, który jako autorytet w sferze prognostyki postępu cywilizacyjnego wiązał, jak wielu innych, duże nadzieje z Internetem, wyrażał już w latach dziewięćdziesiątych swoje rozczarowanie jego rozwojem, zwłaszcza tym, że stał się on wielkim śmietnikiem, w którym trudno odsiać ziarno od plew. Jedna z zalet sieci, mianowicie, to że informacja raz zapisana nie ginie, okazuje się być po czasie także jedną z bardziej istotnych wad. Wartościowe i pożyteczne dane giną w powodzi bezużytecznego śmiecia.

Świetnym przykładem na to, jak można za pomocą Internetu wpuścić ludzkość w maliny, jest przypadek studenta, który oszukał wszystkich, cytując zmyślone słowa kompozytora Maurice’a Jarre’a na łożu śmierci. Zacytowały go, podając jako wiarygodną wiadomość, dziesiątki agencji i setki gazet, włącznie z najbardziej poważanymi i opiniotwórczymi. Gość stał się sławny, choć pewnie nie był to ten typ sławy, o jakim marzyła jego mama. Ale zawsze, jednego dnia mówiła o nim średniej wielkości planeta w Układzie Słonecznym. I Tata Adasia oczyma wyobraźni widzi tabuny młodzieńców kombinujących teraz jak go przebić.

Choć się Tata Adasia tu i tam zastrzega, to jednak przywyka do tej globalizacji i pomału się uodparnia. Byle co już teraz go nie zaszokuje - wyrósł z tego. W latach sześćdziesiątych fascynował go film „Mondo cane” (Pieski świat), w którym pokazano dziwactwa nakręcone pod różną szerokością i długością geograficzną. Dziwny jest ten świat chciało mu się śpiewać za Niemenem. W Azji, na ten przykład, to psy sobie jedli, na ulicy, tak po prostu. Dziś to małe miki, danie z psa mógł sobie Tata Adasia zjeść w centrum Warszawy - nazywało się wieprzowiną po tonkińsku.

Nie tyle Tata Adasia zagląda co tam w tym pieskim czy nie pieskim świecie słychać, ile świat pakuje się mu do mieszkania w całej swej okazałości. Włazi telewizorem, komputerem, telefonem, tylko patrzeć aż z lodówki, mikrofali albo pralki wychynie. By się z tym światem panoszącym po obejściu dogadać wartałoby języki obce choć trochę znać. Z tym u nas w narodzie ciągle nie najlepiej. Jest, co prawda, taka szkoła porozumiewania się, która mówi, że jak się cierpliwie, wyraźnie i powoli powtarza, to tępy cudzoziemiec w końcu musi zrozumieć. I dla zobrazowania tej teorii Tata Adasia przytacza osobiście przeżyty praktyczny przykład:

Opowieść o gołębicy i kurach

Mówią, że w Grecji, gdzie byś kamieniem nie rzucił, to w knajpę trafisz. Ściślej mówiąc, akcja dzieje się w Macedonii. Na knajpę w tej chwili nie ma co liczyć, jesteśmy w pracy, w roboczych ciuchach i jesteśmy głodni. Żołądki mówią nam, że już pora drugiego śniadania.

Są ze mną w pracy we dwójkę. Przyjechali niedawno z Poznania. Małżeństwo, trzydziestolatkowie. Słowa po grecku nie znają, za wyjątkiem kalimera i krio nero, tego się zdążyli nauczyć, zdolne bestie. Zawsze razem, nierozłączki, tata z mamą. W sumie nie ma się co dziwić. Pewnie też bym tu żony samej na moment nie zostawił. I to nie ze względu na miejscowych, do rzymskich czy lombardzkich „casanovów” im daleko. Ale naszych, wyposzczonych junaków tyle, co drzew w sadzie. Wyposzczonych, bo Greczynka się z Polakiem nie umówi nawet na wspólny niewinny spacer - wieś by ją zagryzła. Oczywiście pozostaje burdel, ale daleko, w mieście i chyba uchlać by się najpierw trzeba. No to ten Leszek, chłopaczysko bidne swojej kobitki pilnuje dniem i nocą. Danuśka jej. Niebrzydka, niczego sobie, ale pyskata - i jak to mówią - w pretensjach. „Bułkę przez bibułkę”- mówi o niej Rysiek z przekąsem, mocno akcentując dystyngowane „ę”. Kolonia szybko ochrzciła ją jako „Gołębicę”, zgadnijcie dlaczego. Choć nie blondynka, włosy ciemne, ładnie przystrzyżone. W tym stadle to ona nosi spodnie.

- Jesteśmy głodni – oświadcza mi zdecydowanie.
- Będzie śniadanie – informuję ich o tym, co już sami wiedzą.
- Kiedy? – chce wiedzieć Danuśka.
- Patron zdecyduje, jedzenie jest toyocie, jak będzie przerwa, to zjemy.
- A co będzie?
- Pewnie to co zawsze: sałatka, ser, chleb.
- Ja bym chciała jajka. - Nie można jej odmówić charakteru, wie kobieta, czego chce.
- Pewnie nie przewidział. Musisz zamówić – mówię z twarzą Bustera Keatona.
Pracujemy dalej w milczeniu. Milczenie nie trwa zbyt długo.
- Ty go znasz? To powiedz mu coś – nagabuje mnie.
- Spokojnie, tu nie pogania się szefów, to nie Polska – żartuję.
- Ty sobie kpisz, a my tu głodujemy – nie popuszcza Gołębica.
- Danusia, daj spokój – próbuje Leszek.
- Ty się nie wtrącaj – strofuje go żona. – Dwóch was jest, a ja muszę sama o siebie dbać.

Leszek spogląda na mnie bezradnie. Gołębica odstawia wiadro, wyciera ręce w wyjętą z kieszonki chustkę. Energicznym krokiem maszeruje w kierunku właściciela nieruchomo spoczywającego w cieniu.
- My głodni – informuje go zdecydowanie.
Grek obdarza ją spojrzeniem i jest to jedyna reakcja na wygłoszony komunikat. Nie podejrzewa jeszcze co go czeka. Ja też nie. A Gołębica niestropiona kontynuuje wkładając w wystąpienie więcej serca i pasji.
- My głodni, jeść! – Sugestywne gesty wskazują oniemiałemu Grekowi, którędy pożywienie dostaje się do wnętrza ciała człowieka i jaką wędruje drogą do żołądka.
- Głodni, jedzenie, je-dze-nie, te-raz! – Ponieważ Grek nadal w milczeniu obserwuje ten występ, Danuśka dochodzi do wniosku, że należy mówić wyraźniej i bardziej sugestywnie. Byłaby świetną przedszkolanką. Chciałbym się powstrzymać ze względu na Leszka, przyzwoity chłopak, ale nie mogę, nie wyrabiam – skręca mnie ze śmiechu.

Jajko, Jaj-ko, Jaj-ko! – Ręce opisują kształt pożądanego wiktuału. Grek ze spokojem godnym potomka Demostenesa przygląda jej się spoza trzymanego w ustach papierosa, a Gołębica przystępuje do ostatecznego natarcia.
- JAJ-KO!, KU-RA!, KO! … KO! … KO!


Nie we wszystkich widać chałupach tej globalnej wiochy po noszymu godojom. Nauczony doświadczeniem Tata Adasia swoje dzieci od małego do nauki języków zaganiał. Żeby nie musiały się pocieszać jak ta panienka z poczty, z którą cudzoziemiec bezskutecznie próbował dogadać się w trzech językach. Kiedy zrezygnowany odchodzi, koleżanka rzuca filozoficznie:
- Widzisz? Gdybyś się języków uczyła to byś sobie z przystojniakiem pogadała.
- Tak? A on trzy znał. I co? Pogadał sobie?


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krzysztof Suchomski · dnia 03.01.2011 09:03 · Czytań: 1319 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
pisag dnia 03.01.2011 09:31
Pracuję w mediach i z mojego puntku widzenia tekst trafia w dziesiątkę.
Sprzedaje się to co płytkie, bo tego gawiedź chce. Teraz pytanie dlaczego. Czy na pewno z głupoty i płytkości? W większości może i tak, ale są i tacy, którzy po całym dniu ciężkiej pracy chcą się najzwyczajniej w świecie wyłączyć.
Mamy takie różne cuda wianki, żeby zobaczyć jacy ludzie co oglądają i ci wykształceni sięgają po płytkie programy.

Ja na ten przykłąd, jak pracuę bardzo intensywnie i dużo i już nie wiem co się wkoło mnie dzieje muszę odpocząć. Nie biorę wtedy do ręki Histrii Filozofii, a raczej wpisuje adres jakiejś strony plotkarskiej.
3 miniuty i mój umysł odpoczywa, bo nie pracuje przez ten czas i dalej do wysiłku umysłowego.

Ostatnio myślałam o MTV. "za moich czasów" tam leciałą np. Nirvana i Peter Gabriel, a teraz?

TVP jako telewizja publiczna jedyna ma misję w krzewieniu kultury. Wystarczy jednak wziać program telewizyjny, bo zobaczyć, że generalnie to w nocy są dobre programy.

To takie moje luźne myśli po przeczytaniu Twojego tekstu. Wybacz, że chaotyczne.
Podsumowując - telewizji w domu nie mam.
Tekst jak widać mnie poruszył.
Usunięty dnia 03.01.2011 11:43
Temat ciekawie opracowany i moim zdaniem zgodny z ocenami wielu telewidzów, internautów - jednym słowem - obserwatorów życia politycznego, kulturalnego i wielu pozostałych ...ego.
Przyznaję (nie, żebym się chwalił) że posiadam dwa telewizory, plus w kuchni (awaryjny), które prawdopodobnie nie ulegną awarii z przepracowania, gdyż korzystam z nich podobnie, jakbym wzorem poprzednika(pisag) nie miał ani jednego. Jeśli się zapędzam w rejony TV, to przede wszystkim do kanałów Discovery, National Geographic...
Podoba mi się przedstawiona wielopłaszczyznowość spostrzeżeń.
Pozdrawiam Krzysztofie. :yes::D
Darksio dnia 03.01.2011 13:11
Witaj.
Nie ukrywam, że lubię Cię czytać. Masz bardzo dobry styl, który bardzo mi pasuje. Mogę zaryzykować twierdzenie, że jesteś typem gawędziarza, który zawsze ma ciekawą historię na podorędziu i zawsze coś do powiedzenia. Czyta się Twoje opowiadania bardzo przyjemnie, opowieść płynie i zaciekawia. W tym tekście uderzyło mnie tylko to, że powieliłeś wątek z innego Twojego opowiadania, który już znam, więc poziom mojego zainteresowania tekstem spadł drastycznie w drugiej części. Powinieneś wystrzegać się tego typu rozwiązań.
Pozdrawiam.
Wasinka dnia 03.01.2011 13:50
Oczywiście czytało mi się przyjemniutko. Parę potknięć, ale marnych zupełnie ;-)
Jak zwykle spostrzeżenia trafne, język giętki, tekst toczy się zgrabnie. Także troszkę mnie rozproszyła druga część z opowieścią "Ko, ko, ko", ale zapewne zamysł Twój był taki, by humoreskę wkomponować w coś dłuższego.

Aha... i dziękuję za "drzewiej"... lubię, mniam :-)

Pozdrowienia słoneczne :)

P.S. A jeszcze tak nawiązując do komentarza Pisaga... to, jak ja chcę się odprężyć, to wpisuję adres PP ;-)
Krzysztof Suchomski dnia 04.01.2011 01:56
Pisag, Mieszko - dzięki za komentarze. Pozdrawiam :)
Wasinko, Darksiu - zacznę od wyjaśnień:
Jest odwrotnie niż myślicie. "Globalną wiochę" napisałem przed dwoma laty i od pierwszej wersji fragment roboczo zatytułowany "3xKO!" był w nią wkomponowany. Pierwsza wersja zawierała też inny publikowany na PP fragment, który znacie pod nazwą "Rozmowy kontrolowane". Oba są formami ilustracji tekstu. Dlaczego akurat tak? Wychowałem się na książkach z pięknymi, dużymi obrazkami :D. To mi zostało, jak jakiś "wzorzec metra". Ale nie potrafię pięknie rysować, więc ilustruję swoje teksty właśnie tak. Żałuję, że Was rozczarowałem, może niepotrzebnie wcześniej umieściłem na portalu te "obrazki". Niestety, nie mogę obiecać, że to się nie powtórzy, bo jeszcze cztery z wcześniej publikowanych tu tekstów są ilustracjami do innych, jeszcze nie publikowanych. A generalnie, wszystkie, oprócz "Macho" i dwóch sportowych "wybryków" są elementami tego samego puzzla.
Zawsze cieszę się z Waszych wizyt. Dzięki i pozdrawiam znad poduszki :)
Miladora dnia 04.01.2011 03:22
Ja się przyłączam do sympatyków Twojej prozy, Krzysiu. :D
Ale także do zdania niektórych przedmówców, jeżeli chodzi o dołączenie do tego tekstu wcześniej już opublikowanej historyjki. Przyznaję, że wolałabym, żeby jej nie było w tym układzie. Ale trudno. ;)
Co do wykonania, to najwyżej mogłabym się przyczepić do kilku przecinków i tego, co poniżej. ;)

No i mam pytanie:
- Hollywood i inne świątynie masowej wyobraźni wyobraziły już wszystko dla konsumenta i ładnie mu to spakowały w gotowe pakiety na wszystkie możliwe okazje. - to celowe powtórzenie?

- jest przypadek tego studenta, który oszukał - "tego" bym wywaliła albo dała "pewnego studenta"

- cytując zmyślone rzekome słowa kompozytora - zmyślone rzekome? Przedobrzyłeś. ;)

- Choć się Tata Adasia tu i tam zastrzega, to jednak przyzwyczaja się do tej globalizacji i pomału się uodparnia.

A wiesz, że pamiętam Mondo cane? :D
Do dziś widzę te nabierane widelcem mrówki... ;)

Buźka i czekam na następny tekst. :D
Wasinka dnia 04.01.2011 09:13
Krzysztofie, tylko tak sprostuję troszkę... Nie twierdzę, że się rozczarowałam, to inny rodzaj odczuć. Znałam już treść historyjki zabawnej, więc mnie nie zaskoczyła. Ot, tyle...
Wkroczyły tutaj też nowe wtrącenia, typu mocium panie i panie dzieju... Czy w poprzednich tekstach ich nie zauważyłam? Bo to nadaje pewnej specyfiki tekstowi, więc zwracam uwagę, że może wcześniej również takowe "wtręty" winny się znaleźć, by całość spójnie biegła... Ale to tylko forma czepiania.
Lubię Krzysia-Adasia i tyle.
Pozdrowienia pełne słońca :)
Krzysztof Suchomski dnia 04.01.2011 21:07
Dziewczęta, Wasze pochwały i rady dają mi kopa do pracy, więc "czepiajcie się" skolko ugodno :D.
Milu, poprawiłem, z wyjątkiem celowego zdublowania wyobraźni. A mrówki - mniam, mniam :D
Wasinko, staropolskie wtręty to hołd dla moich duchowych protoplastów: Jana Chryzostoma P., Onufrego Zagłoby i hrabiego Olka. Są urozmaiceniem stylu, ale nie do każdego tekstu o TA pasują. Tu podkreślają moją gawędziarską manierę (Darksiu, wybacz, że zapomniałem - strzał w dziesiątkę!), ale też wyrażają tęsknotę za bardziej romantycznymi czasami :).
No i mam teraz zagwozdkę, co zrobić z dłuższymi tekstami, których nieodłączną ilustracją są "Dzień przed rewolucją", "Numer z jajkiem" czy "Niedziela, trzynastego".
Wasinka dnia 05.01.2011 10:34
Chodziło mi tylko o jednolitość stylu; by łączył poszczególne części, które są przecież wygawędzane przez jednego narratora... Przynajmniej ja tak odbierałam opowieści Taty Adasia (jak dla mnie urozmaiceń typu "mocium panie" mogłoby nie być, a i tak gawędziarstwo obrazowości stylowej by nie straciło). Ależ się doczepiła... - powiesz... ;-)
Co do Twojej zagwozdki... Cóż, wydaje się, że nie masz wyjścia, skoro wklejone wcześniej teksty są nieodłaczne z tymi, które teraz chcesz ukazać w całości. Możesz tylko, gwoli ścisłości, dodać na początku, że zawiera fragment znany już czytelnikowi. Ale to tylko moje spojrzenie.
Cieszę się, że oddajesz hołd Twoim duchowym protoplastom.
Pozdrowienia.
OWSIANKO dnia 30.03.2011 12:18
Krzysiu Drogi (nie myl z cennikiem)!

Przeczytałem tekst i wszystkie komentarze. Niezależnie od poruszanego tematu stosujesz bliską memu sercu technikę łączenia wątków. Poszczególnych segmentów utworu. Mogą one występować jako samodzielne części, albo w zespoleniu z innymi fragmentami. Taką metodą pisała Nałkowska u nas, a poza naszym piekiełkiem – Lowry. Czyli powtarzanie segmentów w nowej konfiguracji, nie jest błędem, ale formą estetycznego eksperymentu. Sęk jednak w tym, że nie wszystkie eksperymenty są udane, ponieważ trzeba te akapity stylistycznie zgrać. A Tobie to się udało.

pozdrawiam
Krzysztof Suchomski dnia 30.03.2011 20:03
Dzięki Marku. Lowry to wielki mistrz, przywołanie go pod moim tekstem mile łechce moją próżność ;)
Synkretyzm literacki interesuje mnie od dawna i siadając do pisania książki (której tekst powyższy jest rozdziałem) od początku tak właśnie ją sobie wyobrażałem - coś w rodzaju puzzla układanego razem z czytelnikiem.
Pozdrówka.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty