(Dziś próba dość obszernego opowiadania bez żadnych fantazji. Dalej szkolę dialog i kombinuję. Zapraszam.)
Po śniadaniu poszedłem do garażu Dale`a.
- Się masz Dale! – powiedziałem.
- Się masz. Pomożesz? – Zapytał od niechcenia. Cały był upaćkany w smarze.
- Jasne, Dale! Co mam nie pomóc!
Dale Foe był mechanikiem. Zarabiał pieniądze naprawiając ludziom zardzewiałe samochody. Lubiłem przychodzić do jego garażu i rozmawiać o różnych rzeczach. Na przykład o Marty`m Fielding`u.
- Marty powiedział...
- Nie mam ochoty mówić o Marty`m! – Przerwał nie patrząc nawet na mnie.
Poprosił o klucz numer dziesięć i wyciągnął rękę. Dale nawet kiedy się wściekał, nie był tak naprawdę zły. Dale nigdy nie był zły. To także jeden z powodów, dla których tak go lubiłem. Miał już trzydzieści dwa lata i mieszkał z matką.
- Widziałeś wczoraj zaćmienie? Ja widziałem! Ale widok, co nie?! Normalnie jak w nocy, nie, Dale?
- No.
- Dobra. Idę do domu, Dale. – Powiedziałem szybko. Jemu nie chciało się rozmawiać, mnie nie chciało się pomagać. – Cześć, Dale.
Nie odpowiedział. Wychodząc spojrzałem jeszcze w jego stronę, ale albo był zbyt zajęty, by mnie pożegnać, albo coś leżało mu na sercu. Dziwak z tego Dale`a. Z resztą nie tylko ja tak uważałem. Chłopaki też.
Przed sklepem spotkałem Marty`ego.
- W sobotę pożyczyłem od ojca samochód i pojechałem na stację. Zarobiłem trochę grosza przy torach i zatankowałem bak do pełna. Kupiłem parę piw, paczkę papierosów i pojechałem do San Luis Obispo. Po drodze wziąłem jeszcze Kurdupla. Wiesz jaki jest upierdliwy. Wszędzie potrafi się wcisnąć, a mnie trudno odmówić. Przecież mnie znasz, no nie?
- Jasne, Marty! Znam cię, jak jasny gwint.
Staliśmy przed sklepem, piliśmy piwo i rozmawialiśmy o dupach. Zazdrościłem Marty`emu łatwości, z jaką potrafił podrywać nowe dziewczyny. I tego, jak potrafił o tym opowiadać.
- Ty jesteś jeszcze młody, ale słuchaj mnie. Parę rzeczy już przeżyłem, wierz mi, bracie. Oj, przeżyłem! No i słuchaj. Pojechaliśmy do San Luis Obispo. To znaczy mieliśmy pojechać, ale nie dotarliśmy, bo...
Na chwilę przerwał, aby głośno łyknąć ciepłe piwo.
- Bo co? – Zapytałem z ciekawością.
- Bo po drodze trafiliśmy na Christy Cipę i tę małą piegowatą Dorothy Jak Jej Tam...
- Ja pierdzielę, Marty!
- I co ty na to, mały?! Szły na majówkę, podwieźliśmy je... – Zaśmiał się nieprzyzwoicie. – ...do najbliższych krzaków.
- I Kurdupel też tego...? – zapytałem niedowierzając.
- Kurdupel?! Kurdupel stał na czatach.
- ...A ty z dwiema?!
- Z dwiema, mały. One dwie i ja sam. Jak cholera, mały…
śmiał się głośno. Opowiedziałem mu historię, która zdarzyła się tydzień temu.
- Ta nowa sklepikarka, wiesz, która. Millie... – Zacząłem.
- Ta gruba jak świnia? Ta niby kurewka taka?
- No, nie wiem... Ale! Zapytałem, czy chce, żebym ją przeleciał, tak jak mnie uczyłeś, Marty. Poszliśmy za sklep. Wiesz, tam gdzie te obierki leżą i śmieci. Tam koło pudeł...
Dopił piwo i głośni beknął.
- Przykro mi, stary, ale muszę lecieć do pracy.
Na chwilę wszedł do sklepu, żeby zwrócić butelkę, po czym machnął na pożegnanie ręką i poszedł w kierunku swojego buick`a.
Dwa dni później dowiedzieliśmy się od Pałkarza Lee, że Dale Foe powiesił się na pasku klinowym w swoim garażu. Pałkarz Lee naprawdę nazywał się Christopher Lee Thomas i był najlepszym pałkarzem w drużynie Strażaków Spod San Luis Obispo. Razem z Dale`m i z Kurduplem chodziliśmy czasem na ich mecze. Piliśmy wtedy piwo i jedliśmy popcorn.
- Dziwny był. – Powiedział Kute Williams kiedy, po pogrzebie, siedzieliśmy na jego werandzie.
- Taki jakiś cichy. – Powiedział Głośny Lomax kiwając głową.
- Ale fajny był z niego gość. Niczego od człowieka nie wymagał. – Powiedziałem.
- Najwyżej dawał i to ciepło, i z nawiązką! – Zakończył Charlie Worth.
Pokiwaliśmy głowami. Marty`ego z nami nie było. Nie było go nawet na pogrzebie. Pewnie pracował, albo podwoził jakieś dupy na drodze do miasta.
Dopiliśmy piwo i rozeszliśmy się do domów, bo zaczęło już się ściemniać.
Na drugi dzień, idąc do mleczarni, spotkałem Marty`ego.
- Ty, i co z tą Lilly? – Zapytał szturchając mnie wesoło w bok.
- Millie, nie Lillie. Nic. Słyszałeś o Dale`u?
- Pewnie! – Odpowiedział i przygryzł brudny paznokieć. – Przykra sprawa. Powiesił się.
- Wiem, Marty.
- Ty, no i co z tą Lilly?!
Minąłem go specjalnie zahaczając o ramię. Chciałem, żeby zabolało.
- Spierdalaj, Marty! Nie mam czasu.
Poszedłem dalej starając się nie słyszeć jego przekleństwa. Nie mogłem w tej chwili myśleć o dupach. Myślę, że dupy to wiele, ale nie wszystko. Skoro świat składa się z ludzi, więc ludzie są najważniejsi. I matki są ważne. I, na swój sposób, Dale Foe był najważniejszy, kiedy żył. Ale Dale umarł i trzeba było wrócić do życia.
Dwa tygodnie po zaćmieniu słońca i cztery dni po pogrzebie Dale`a nic się ciekawego nie wydarzyło. To samo na drugi dzień i trzeci. Dopiero czwartego dnia poszedłem odwiedzić panią Foe. Matka dała mi trzy litry mleka, pęto kiełbasy po polsku i litrową butelkę bimbru, który pędziliśmy razem z rodzicami Kurdupla. Ja upiekłem ciasto drożdżowe i po drodze dzierżyłem je w dłoni jakby była to bomba.
- Dzień dobry, pani Foe.
- A, dzień dobry chłopcze. – Odpowiedziała smutno i zaprosiła mnie do środka.
Siedzieliśmy w kuchni i pałaszowaliśmy moje ciasto popijając herbatą.
- Dale bardzo cię lubił. Mówił, że czasami mu pomagałeś.
Ugryzłem kawałek ciasta i odłożyłem go na talerzyk.
- To do widzenia, pani Foe.
- Do widzenia, chłopcze. Pozdrów mamę.
- Pozdrowię, pani Foe.
Zdarzyło się to osiem dni od pogrzebu jej syna. Wróciłem do domu i, chyba po raz pierwszy od kilku lat, chciałem powiedzieć matce, że ją kocham.
Potem znowu spotkałem Marty`ego.
- Cześć.
Nie odpowiedziałem i nawet nie chciałem udawać, że nie słyszę.
- Cześć mówię, nie! – Krzyknął obrażony.
Przystanąłem.
- Cześć. I co? – Rzuciłem jakby mi wcale nie zależało.
- Naprawdę mi przykro z powodu Dale`a, stary. Nie gniewajcie się na mnie. Też go lubiłem. Nie byłem na pogrzebie, bo ojciec stłukł matkę i poszliśmy do ciotki. Dwie noce tam siedzieliśmy. Serio. Możecie to sprawdzić. Z resztą mówiłem już Kurduplowi, Pałkarzowi Lee, Kute`owi, Charliemu i Głośnemu Lomax`owi. Teraz ty też wiesz. Dziś byliśmy z mamą na cmentarzu i złożyliśmy kwiaty. Możesz sprawdzić. Te goździki są od nas.
- Dobra... Cześć, muszę iść na stację. Ojciec przyjeżdża.
- Ja cię chrzanię, stary!!! Nie zazdroszczę ci.
Ja też sobie nie zazdrościłem. Mój ojciec pracował dwa stany stąd i był kawałem sukinsyna. Odwiedzał nas raz na rok, kiedy pozwalała mu na to praca i pachniał damskimi perfumami. Po dwóch dniach pachniał już psem i to psem, który zaraz ma zdechnąć. Nie lubiłem go, ale mama chyba wciąż go kochała.
- Cześć, synu. – powiedział wyskakując z pociągu. Wyglądał na zadowolonego. – Dalej jesteś obibokiem i obracasz się z przestępcami?
- Nie, tato. Czasami dorabiam jako dostawca mleka. To dobra praca i pan Griesfield mnie lubi.
Wziął mnie za rękę.
- Griesfield? Boże, co to za nazwisko!!! Nie będziesz więcej u niego pracował, synu.
I poszliśmy do domu. Czekał tam na nas placek wiśniowy i kaczka w cieście. Mama się postarała. Zawsze się starała, kiedy tata wracał. Wczoraj specjalnie kupiła sobie nową, czerwoną sukienkę.
- Witaj, kochanie! – Powiedziała uradowana i chciała rzucić mu się na szyję.
- Rozpakuj walizki, kotku. Ja idę się wykąpać, bo strasznie śmierdzę. I jestem cholernie głodny. Kto to taki ten Griesfield?
A dalej było tak, jak zawsze. Tata zjadł obiad, powiedział, że nic się w tej dziurze nie dzieje i poszedł spać. Mama zaczęła zmywać, a ja pobiegłem po Kurdupla, Charli`ego Worth`a i Pałkarza Lee i poszliśmy podglądać Sondrę Locke.
- Słowo daję, stary, ona naprawdę jest jak żonka Clint`a Eastwood`a. – Szepnął Charlie.
- I nawet cycki ma takie jakieś małe. – Powiedział Kurdupel.
- A gdzie ty widziałeś cycki Sondry Locke?! – Podniosłem głos.
- Cicho, bo nas usłyszy… – Warknął Pałkarz.
- Przecież ona doskonale wie, że tu jesteśmy, Pałkarz. Co nie? – Kurdupel szturchnął mnie w bok.
Faktycznie chyba wiedziała. Codziennie kończyła pracę o szesnastej i dokładnie dziesięć po szesnastej szła do przybudówki przy barze Wes`a i przebierała się. Była kelnerką i pracowała tylko w dzień. Wieczory i czasami noce brał sam Wes, bo wiedział, że wieczorami podpici klienci lubią kogoś poklepać po tyłku. A Wes`a nikt po tyłku klepać nie chciał.
- Ja bym ją chętnie kiedyś klepnął. – Powiedział Kurdupel.
- A ja ją kiedyś prawie klepnąłem. – Powiedział Charlie.
- Wcale jej nie klepnąłeś, Charlie! – Zaprzeczył Pałkarz Lee. – Wyrżnąłeś się wtedy na ulicy, a ona razem z tobą. Widziałem to. Nie kłam!
- Nie kłamię... Ale widziałem jej majtki, o!
- No to powiedz jakiego były koloru, jak jesteś taki cwany, co? – Szturchnąłem go mocno w bok.
- Zielo... Czerwone... To znaczy zielone w czerwone wzorki. Nie wierzycie, bo zazdrościcie, o! – Powiedział Charlie Worth i zamilkliśmy, bo Sondra Locke akurat zaczęła oglądać swoje piersi.
- Ja widziałem przynajmniej trzydzieści majtek w swoim życiu, jak nie więcej... I wszystkie na babkach. – Szepnął Kurdupel.
- Chciałeś powiedzieć na dupach. – Poprawiłem.
- To znaczy na dupach. – Poprawił.
- Ciekawe gdzie? – Zapytał Pałkarz Lee.
Kurdupel nie odpowiedział, bo Sondra Locke akurat zaczęła zdejmować różowe majtki.
- Ja cię pierdzielę... – Powiedzieliśmy razem.
A ona się uśmiechała.
Po kolacji przyszła do mnie Millie.
- Chodź na spacer. – Powiedziała patrząc się w wycieraczkę.
- Nie bardzo mogę. Ojciec przyjechał i chce mnie nauczyć, jak mam żyć, aby być porządnym człowiekiem. – Szepnąłem do niej na werandzie. Bardzo chciałem być z nią.
- Chociaż na chwilę. Proszę...
Spojrzała na mnie jakby miała za chwilę umrzeć. Była trochę gruba, ale na swój sposób atrakcyjna.
- Dobra, zaczekaj.
Zamknąłem drzwi i wróciłem do salonu.
- Przepraszam, tato. Ale zapomniałem, że się umówiłem. Mogę wyjść na chwilę?
- Czy to jakiś przestępca, czy porządna dziewczyna, synu? – Zapytał i odstawił kieliszek brandy.
- Dziewczyna, tato. Koleżanka. To co? Mogę iść?
- Idź synu. Pamiętaj jednak o ojcu, który ciężko pracuje na twój chleb i, którego widzisz raz do roku. Pamiętaj także o matce, która widzi, że dojrzewasz i, że niedługo pójdziesz w świat. Oboje będziemy płakali, bo wychowaliśmy cię razem na dobrego człowieka, prawda, kotku?
- Tak... – Powiedziała mama i zaczęła zbierać talerze. Zaczekałem, kiedy kiwnie mi głową i poszedłem.
- Byle tylko nie była to jakaś kurwa, kotku. – Usłyszałem, kiedy chwytałem za klamkę.
- Nie lubię swojego ojca, Millie. – Powiedziałem i wziąłem ją za rękę. Zaraz za domem skręciliśmy do lasu.
- Ciesz się, że chociaż go masz. – Powiedziała Millie.
Kochaliśmy się drugi raz.
- Mówią na mnie, że jestem grubą świnią, prawda? – Zapytała, kiedy leżeliśmy przytuleni między drzewami.
- Nie, Millie. Ja tak nie uważam. – Powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ty nie, ale inni tak.
- Nie wiem, Millie, ale dla mnie nie liczy się, czy jesteś gruba, czy nie. Mówię prawdę. – Powiedziałem zgodnie z prawdą. – Poza tym myślę, że ludzie są podli, oprócz Dale`a.
- Dale przecież nie żyje. – Zaprotestowała.
- Właśnie dlatego, Millie. On nikomu nie zrobił krzywdy i nikomu już nie zrobi. To idealny człowiek, Millie, naprawdę.
- Jesteś głupi, wiesz. – Zaśmiała się.
- Wiem. A ty jesteś wspaniała.
Objąłem ją mocno i zrobiliśmy to trzeci raz. Było najfajniej. Potem odprowadziłem ją do domu. Ojciec uderzył mnie w twarz, kiedy wróciłem do domu i poszedł spać. Było tak, jak zawsze. A z Millie umówiłem się na następny dzień. I to było inne i fajne.
Nie byłem już prawiczkiem i nie musiałem wysłuchiwać słów Marty`ego. Było mi go żal, nic więcej. Wtedy, przed pogrzebem Dale`a ojciec naprawdę zbił jego i jego matkę. Naprawdę uciekli do jej siostry do San Luis Obispo, a podwiózł ich Tom Walsh, pedał. Tom akurat przejeżdżał, kiedy Marty i jego matka biegli drogą do miasta. Wiedział, o co chodzi więc nawet nie pytał tylko zatrzymał się, kazał szybko wskakiwać i pojechał do ciotki Marty`ego. Jak później Marty opowiadał, Tom powiedział, że takiego skurwysyna to by przeciągnął pod kilem. Dwa razy. Tom był kiedyś marynarzem. Ale całe życie był pedałem.
Miałem do przejścia jeszcze dwie mile, kiedy zatrzymał się koło mnie.
- Podwiozę cię, mały. – Zaproponował.
- Nie, dziękuję bardzo. Przejdę się.
Zacząłem iść szybciej.
- Jak chcesz. Jadę przecież w tę samą stronę.
Zatrzymał się, nie wiem czemu.
- Dobrze, podjadę. Wracam z San Luis Obispo. – Powiedziałem i wsiadłem do jego dodge`a.
- Wiem, przecież cię znam, mały.
I przez piętnaście minut drogi trzymałem pustą bańkę na kolanach bojąc się gwałtu, a on pogwizdywał i nie jechał zbyt szybko.
- Boisz się mnie, mały? – Zapytał, kiedy otwierałem drzwi.
- Nie. – Odpowiedziałem. – Gdybym się pana bał, nigdy bym nie wsiadł.
- No pewnie. – Powiedział wesoło. – Trzymaj się, mały i pozdrów mamę i tatę.
- Dziękuję, ale tata dziś rano pojechał.
- To pozdrów tylko mamę. Cześć! – Krzyknął, kiedy już dochodziłem do drzwi domu. Odwróciłem się. Kurz, który pozostawił odjeżdżając, powoli opadał z powrotem na jezdnię. Powiedziałem mamie, że podwiózł mnie Tom Walsh. Zapytała, czy grzecznie podziękowałem.
- Tak, mamo.
- To porządny człowiek. Szanuj go. – Powiedziała. Robiła pranie. Prała tę czerwoną sukienkę i rajstopy, w których witała ojca.
- Kaczka się trochę przypaliła, ale chyba był zadowolony. – powiedziała wykręcając materiał.
- Jasne, mamo. Kaczka była super! O ósmej umówiłem się z Millie, mogę iść?
- Pewnie! – Odpowiedziała. – Tylko nie zrób głupstwa, synku.
- Słyszałem, że ojciec był w sklepie, mamo.
- Był. Tak, jak zawsze, synku. – Powiedziała.
- Aha. – Powiedziałem i poszedłem się wykąpać.
Wstydziłem się spotkać z Millie. Na pewno mój ojciec ją skrzyczał, albo wyzwał od najgorszych. Słyszeli pewnie też wszyscy, którzy tam wtedy byli, a co za tym idzie, wiedziała też cała osada. Mój ojciec był kawałem sukinsyna.
- Przepraszam... – Powiedziałem na wszelki wypadek, kiedy się spotkaliśmy.
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina. Poza tym… naplułam mu do kawy, nie gniewasz się? – Odpowiedziała Millie i poszła się przebrać.
A potem poszliśmy się przejść nad rzekę i było jeszcze fajniej niż wcześniej, za trzecim razem.
- Spotykasz się z Lilly, stary? – Zapytał potem Marty. Stał przy barze z Kurduplem.
- Z Millie. - Powiedziałem i wszedłem do środka, żeby kupić gorące frytki.
- Ona jest grubą świnią, stary! – Powiedział, kiedy wychodziłem.
- I suką, jakiej nie znał nikt. – Stwierdził Kurdupel i splunął.
Poszedłem do domu i długo nie mogłem zasnąć. Kochałem Millie, a jednocześnie kochałem tych chłopaków. Nie wyobrażałem sobie życia bez nich.
Kurdupla potem zamknęli za gwałt, a Marty zdołał się wywinąć. Kurdupel trzymał za Marty`m do końca. Pękł dopiero wtedy, kiedy wyrok się uprawomocnił czyli wtedy, kiedy nie mógł już nic zrobić. Marty`ego potem widziano z Doroty Jak Jej Tam, którą niby zgwałcono.
A Millie miała kłopoty z miesiączką. Myśleliśmy, że to ciąża, ale wyszło na to, że to tylko jakieś komplikacje. Millie nie była w ciąży. Była kochaną, młodą kobietą, którą polubiła moja matka.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
i was david bowman · dnia 16.01.2011 10:15 · Czytań: 1137 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: