Empire, cz.1. Przystanek Aleja Pokoju - Adela
Proza » Długie Opowiadania » Empire, cz.1. Przystanek Aleja Pokoju
A A A

Jest śnieżny, zimowy poranek. Mróz, od trzech tygodni na oknach w całym mieście, od piwnic aż do górnych pięter bloków, kreśli malowidła ze szronu. Można dostać zawrotów głowy od spoglądania na korale sopli zwisające z rynien, schodów czy poręczy. Ludzie zmuszeni przez rytuał codzienności wysuwają nosy spod wygrzanych nocnym oddechem kołder. Po porannej toalecie wychodzą ze swych domów, zachłystując się mroźnym powietrzem i za pomocą kilku piruetów, zatańczonych na lodowej tafli ulicy, dostają się pod zamrożone dachy przystanków autobusowych. Stoję zgnieciona między nimi. Balansując na granicy dobrego tonu przytulam się do sąsiada, który wpatruje się w rozkład jazdy jak w wyrocznię. Autobus spóźnia się. Mój sąsiad wypuszcza opary bluźnierstw w mroźną przestrzeń ulicy.

Dziś obchodzę trzydzieste urodziny. Popołudnie najprawdopodobniej spędzę sama. Zastanawiam się, czy nie zadzwonić do Kaśki, być może będzie miała wolny wieczór, choć tak naprawdę w to wątpię. Kaśka mocno trzyma za ogony całe „stado srok”: praca w firmie, kurs na przewodnika wycieczek, korepetycje z francuskiego. Do wypełnienia grafiku brakuje jej jeszcze tylko wolontariatu w hospicjum.
Z wywieszonym językiem, z naznaczonymi na jego żyłkach czarnymi plamami po kawie biega po całym mieście. Jedynie ten jęzor, od dobrych dziesięciu lat, jest jej znakiem rozpoznawczym, który spowodował, że (choć bardzo tego pragnie) nie może spotkać żadnego normalnego mężczyznę, z którym mogłaby ułożyć sobie życie, urodzić mu dwójkę dzieci i żyć długo i szczęśliwie. Kaśka to jedyna osoba, którą znam w tym mieście (nie wliczając kolegów z pracy). O tym, że po studiach przeniosła się do Krakowa, dowiedziałam się od koleżanki i przez nitkę, a raczej łącze internetowe, dotarłam do kłębka, czyli do Katarzyny we własnej osobie. Spotkałyśmy się w knajpce mieszczącej się w bocznej uliczce Rynku Głównego. Lokal był w stylu lat trzydziestych minionego wieku. Na pożółkłych ścianach wisiały stare obrazy oraz nadgryzione przez korniki półki, na których wylegiwały się zakurzone książki. Duszną salę wypełniały półkoliste, drewniane stoliki ozdobione naftowymi lampkami żarzącymi się szklanym, czerwonym światłem. Cena piwa była oszałamiająca: 9 złotych za pół litra! „Chryste, kto w naszym kraju ma tyle pieniędzy, żeby móc nimi szastać na prawo i lewo w tak drogich pubach?”- spytałam siebie w myślach i nie mogłam się nadziwić, że gośćmi pubu nie byli turyści z Ameryki lub Wielkiej Brytanii, tylko młodzi, już lekko podchmieleni Polacy, sprawiający wrażenie stałych bywalców baru.
„Pewnie ukradkiem przelewają do kufli piwo kupione wcześniej w sklepie” - stwierdziłam i zapewne nie byłam daleka od prawdy. Przecież to miasto wykańcza finansowo swych mieszkańców. Wszyscy narzekają na brak pieniędzy i na zarobki niewspółmierne do cen.

Kaśki nie widziałam dziesięć lat. Nasze drogi rozeszły się po ukończeniu liceum, kiedy to większość klasy IVC po otrzymaniu świadectw dojrzałości w wykrochmalonych, białych koszulach ruszyła w stronę klubu „Atmosfera”. Był upalny, czerwcowy dzień. W jednej ręce trzymaliśmy mokre od potu marynarki, a w drugiej teczki, które chroniły nasze „przepustki na studia”. Jakże byliśmy naiwni, snując plany na przyszłość: prawo na UJ, psychologia na UŚ, studia dzienne, kolekcjonowanie tytułów, rozwijanie horyzontów myślowych i wreszcie… wspaniała kariera zawodowa. Myśleliśmy, że od tej chwili nasze możliwości są nieograniczone, że przyszłość potoczy się zgodnie z naszymi planami: bez poślizgów, bez upadków, bez wątpliwości.

I oto jesteśmy. Ja i Kaśka. Z utraconymi w swoim rodzinnym otoczeniu imionami na rzecz przydomku „stara panna”. Z pełzającym tasiemcem depresji od tułowia w kierunku mózgu. Z pracą, która przyczynia się do wzrostu czynnika stresowego i nie wypełnia naszych kieszeni nawet do połowy.
Wspominamy klasową wycieczkę do Rycerki, dociekając, kto zwymiotował do pudła rezonansowego gitary katechety. Po długiej debacie stwierdzamy, że najprawdopodobniej był to Piotrek, ponieważ jego kurtka po balandze w schronisku nosiła zapach wymiocin przez dwa dni. Na koniec spotkania, choć nigdy nie byłyśmy sobie bliskie, ściskamy się serdecznie. W głowach pulsuje nam pozytywna myśl: lepszy stary znajomy, niż żaden.

Trzy dychy na karku powracają do mnie jak bumerang. Czekam na autobus do domu. Skończyłam pracę wyjątkowo wcześnie, dlatego też o tej porze dnia jestem jedynym żywym organizmem ogrzewającym teren przystanku. Głęboko wdycham surowe powietrze, przecinające gardło jak ostry sztylet. Jest jeszcze jasno, choć gdzieniegdzie zauważam skrawki ciemnych chmur na niebie. Zmarzniętą dłonią wyciągam papierosa, a po uporaniu się ze skostniałą zapalniczką całymi płucami, a nawet żołądkiem wciągam nikotynowy dym. Niewielka, iskrząca się pochodnia, przyciąga w moją stronę człowieka. Ma około pięćdziesiąt lat, a jego przerzedzoną czuprynę przysłania czarna czapka. Chwiejnym krokiem zbliża się do mnie i pyta, czy mogę go poczęstować papierosem. Podaję mu markowy, zwinięty w rulon tytoń.
- Ślicznie Pani dziękuję - mamrocze - Nie paliłem dwie godziny.
W ułamkach sekundy uderza w mój słaby punkt. Już wiem, że nie wysłucham historii o tym, że kiedyś jego życie wyglądało inaczej. Mogę domyślić się, że gdy miał dwadzieścia lat czuł się jak młody bóg. Przypuszczam, że mogło się zdarzyć i tak, że pewnego wieczoru na urodzinach znajomego zobaczył siedzącą w kącie pokoju młodą dziewczynę. Przez chwilę pomyślał, że Marilyn Monroe przyjechała z Hollywood do Nowej Huty, aby wyskoczyć z tortu i zaśpiewać „Happy Birthday”. Mocno uderzył się w twarz, szybko zanalizował zaistniałą sytuację i zdecydował się na rozmowę z tajemniczą ślicznotką. Owa osobliwa piękność miała na imię Marlena. Dwa lata później została jego żoną, a następnie, urodziła mu kilkoro dzieci. Rozpił się nie wiadomo kiedy. Nie wiadomo też, kiedy stracił pracę i obudził się na klatce schodowej mając lat pięćdziesiąt. Bijąc głową w ścianę, krzyczał z całych sił.
- Jak mogłem się tak pomylić!?… Moja Marilyn Monroe, to nikt inny jak Marilyn Manson! Widziałem go ostatnio na zdjęciu, które pokazał mi najmłodszy syn.

Nie nadstawiam ucha, aby posłuchać jego opowieści. Tym razem to ja potrzebuję pięciu minut monologu, jak rześkiego wdechu.
- Proszę Pana, ja nie paliłam siedem godzin, ponieważ moi koledzy z pracy są niepalący, a zapach nikotyny budzi w nich wstręt. Nasza ekipa składa się z czterech osób: trzech elegancików i mnie. Pracuję w niewielkim wydawnictwie… Sprzedajemy książki psychologiczne, parapsychologiczne, wykonujemy korekty.
Ostatnio napisałam artykuł do naszej gazety o arbuzoterapii. Czy Pan wie, że arbuz oczyszcza organizm z toksyn i pomaga w leczeniu Parkinsona? Mogę Panu podać przepis na kruszon lub sorbet arbuzowy, lub na drink z arbuza, to Pana bardziej zainteresuje …- Dostrzegam zdziwienie i lekkie otrzeźwienie na jego brudnej twarzy, oraz naznaczoną mrozem czerwoną dłoń, wyciągniętą w górę na znak, że potrzebuje papierosa. Naturalną koleją rzeczy wykonuję to, czego oczekuje. Mniemam, że ma jeszcze trochę czasu, zanim pojedzie na dworzec, a tam stanie w nierównym rzędzie wraz z Włodkiem, Zbyszkiem i Jaśkiem przy głównym wejściu do Galerii Krakowskiej, tuż przy koszach z niedopałkami.
Biorę głęboki oddech.
- Przepis na drink z arbuza jest bardzo prosty: do czystego naczynia dajemy miąższ owocu, rum, brązowy cukier, sok z cytryny, szklankę wytrawnego, białego wina i szklankę półsłodkiego wina musującego.
- No to może być dobre - powiedział niewzruszony. Zauważyłam, że jego wąsy nie są siwe, tylko pokryte grudkami szronu.
- Wie Pan... Praca w wydawnictwie przydarzyła się właściwie niespodziewanie, a mieszkanie przy Alei Pokoju wynajęłam od kuzyna, który wyjechał do Belfastu. Równowaga w polskiej przyrodzie została zachowana: ja wróciłam z wyspy, a kuzyn nań wyjechał. Moi koledzy z pracy ukończyli kursy automasażu i samoleczenia, brali udział w marszu zdrowia, a na ich biurkach piętrzą się stosy zestawów ćwiczeń na każdą porę roku. Nasz szef jest Rosjaninem. Przyjeżdża do Krakowa dwa razy w miesiącu. Mam pewne przypuszczenia, że to stary Kaszpirowski – wyszeptałam - Dotarły do mnie informacje, że powrócił ze Stanów i rozpoczął swoje (jak to sam nazwał) „drugie przyjście” na Litwie. Być może to właśnie on, (bo wiadomo) z Litwy nie jest daleko do Polski, a mój szef, proszę sobie wyobrazić, potrafi chodzić po rozżarzonych węglach, wykłada na kursach ABC dobrego kontaktu, naturalne techniki relaksacji, jogę dla oczu, zajmuje się również słowiańską szkołą hipnozy i jeszcze tysiącami innych rzeczy. Natomiast my, oprócz sprzedawania książek i pisania nawiedzonych przez ducha samoleczenia artykułów, zamieszczamy w gazecie antynikotynowe reklamy. Wie Pan, propaganda w stylu działania obrazem na ludzkie emocje - na pierwszym planie paromiesięczne dziecko, a pod zdjęciem napis: „Znowu mleko będzie śmierdzieć papierosami. Nie truj mnie, mamusiu. Rzuć Palenie!” Lub odbite na mokrym piasku ludzkie stopy z nagłówkiem: „Wielcy pozostawiają po sobie ślad, a palacze - smród.” Rozumie Pan, podejmując tę pracę, musiałam oznajmić, że jestem osobą niepalącą.
- E…tam…- drwiąco machnął ręką - Dzisiaj żyją same świry, skurwysyny i suki - uniósł się, skręcając głowę w stronę nadjeżdżającego autobusu. Drzwi pojazdu sapnęły i połknęły mojego słuchacza.

- Szkoda, że już odjechał – westchnęłam. Chciałam mu opowiedzieć jeszcze wiele rzeczy, a przede wszystkim nie zdążyłam wspomnieć o tym, że zarabiam psie pieniądze. Żeby utrzymać się w tym mieście rozmieniam w kantorach funty na złotówki. Z każdym kolejnym dniem dostrzegam, że z przestarzałym idealizmem i chorą dumą, nie dotrę daleko. Godzinami przesiaduję nad stosem kartek: literówka - znaczek, wycięcie wyrazu - znaczek, błąd ortograficzny - znaczek. Następnie dokańczam tekst typu „Jak walczyć ze stresem?”. Co ja mogę powiedzieć małej grupie naszych czytelników na ten temat? Już dawno odłożyłam wszelkie zamiary bicia się ze swoimi nerwami w przytulny kąt. Przyzwyczaiłam się do stresu. Nie pytając mnie o zgodę, wszył mi się pod skórę i przy pomocy kropel potu, ściera z twarzy warstwy pudru. Stres bawi się mną, jak kukiełką z teatrzyku lalek. Porusza kolanami w takt nieznanego mi rytmu, a jego władcze pazury dziergają pod oczami serwetkę z kurzych łapek.
Czas wziąć się w garść, przestać narzekać (to przecież takie polskie) i coś zmienić. Najlepiej pracę, idealnie dziś, najpóźniej jutro.

Autobus nadal nie przyjeżdża. Decyduję się iść na tramwaj ufając, że ten środek transportu mnie nie zawiedzie.
W tramwaju jest bardzo ciepło. Spróbuję przekonać się do tego miasta. Przecież cała Polska, a nawet cała Europa kocha Kraków; jego zapierający dech w piersiach rynek, zabytki sakralne stanowiące narodowe dziedzictwo, uliczki, którym uroku dodają stare kamienice. Mieszkać w Krakowie, to już jest coś! Nie na jakimś zadupiu niedaleko Łodzi, Płocka czy Kalisza, tylko w stolicy polskiej myśli intelektualnej i historii.

Obawiam się, że znów przysiądzie się do mnie któraś z kobiet ze szlachetnej stali. Dlatego też wolę jeździć autobusami, tramwaje omijam szerokim łukiem, bo tylko w nich je spotykam. Siadają obok mnie, a ja nie widzę w nich staruszek ubranych w rude futra i kapelusze, niczym z teatralnej garderoby. Nie zdaję sobie sprawy, że od osiemdziesięciu lat śpią z gorącą cegłą pod kołdrą. Widzę w nich czternastoletnie dziewczyny z dumnie uniesioną głową do góry i oczami czujnie wytrzeszczonymi w przyszłość. Każda z nich ma długi, złoty warkocz. Kołysząc nim, porządkuje świat, wymiatając z życia wojnę, łzy, morderstwa, gwałty, śmierć.
Uciekam przed nimi. Przed zrzucaniem właśnie na mnie całego ciężaru historii ludzkości, bo jest mi wstyd. Wstyd za siebie i za swoje pokolenie. Urodziliśmy się słabi psychicznie. Z nierozpoznaną przy porodzie depresją i nerwicą. Z blizną niezadowolenia na twarzy. Rośliśmy zdrowo, ku radości naszych rodziców, dziadków i pradziadków, którzy w naszych narodzinach dopatrzyli się zwycięstwa życia nad śmiercią. Bez otarcia się o wojnę, kojarząc komunizm jedynie z syfonem na wodę i bajką o wilku i zającu, doczekaliśmy się własnej dorosłości. Stojąc teraz naprzeciw naszej przyszłości, nie mamy bladego pojęcia, co zrobić z darowanym nam życiem.

Dziś los był dla mnie łaskawy. Żadna staruszka nie zagrzała miejsca obok mnie. Przystanek „Aleja Pokoju”. Wysiadam. W drodze powrotnej odbieram telefony z życzeniami od znajomych i rodziny. Wchodząc do domu podkręcam kaloryfer i wyjmuję butelkę wina z plecaka. W doborowym towarzystwie ciszy wypijam lampkę. Chcę wyglądać pięknie. Biorę prysznic, smaruję ciało brzoskwiniowym balsamem. Ubieram koronkową, śnieżnobiałą bieliznę. Na nogi z trudem naciągam czarne rajstopy. Zakładam ulubioną brązową sukienką, która odsłania znaczną część pleców. Rozczesuję włosy i spinam je w kok. Do ukoronowania ceremonii upiększania pozostał mi do wykonania najważniejszy akt: stworzenie idealnej, dynamicznej maski, zakrywającej mankamenty urody. Za pomocą pudru kamufluję grudki małych krostek, które zadomowiły się w suchych kącikach warg. Na powieki nakładam brązowy cień, czarną kredką podkreślam cienkie brwi. Przesuwając lusterko, patrzę sobie głęboko w oczy, zastanawiając się, jakiego właściwie są koloru. Pora zimowa przyozdobiła je w barwę brzozowych liści, a latem staną się ciemnoniebieskie, niczym tafla jeziora o zachodzie słońca. Obrysowuję kontury ust czerwoną kredką, po czym jeszcze raz zerkam w lustrzane odbicie, spoglądając na całą swoją postać. Gdybym postarała się trochę schudnąć i wyprostowała zęby, wyglądałabym jak Greta Garbo. Z przyśpieszonym łomotem serca myślę o momencie, w którym bezpowrotnie utracę możliwość odmłodzenia się za pomocą kilku prostych tricków. Lecz to jeszcze nie jest dziś, nie jutro, nie za pięć lat. Wyciągam z szuflady stare zdjęcia, kartkę papieru i długopis. Stawiam butelkę wina na podłodze i zapadam się w fotel. Zaczynam pisać wiersz, bo przecież od dziecka marzyłam o tym, by zostać poetką.

Po przeczytaniu napisanego przed chwilą wiersza wydaje mi się, że łka kołysane przez matkę dziecko, a jego wersy zdają się być podobne do kilku wersów napisanych przed laty, mimo że moje uczucia, niczym różnobarwne szkiełka kalejdoskopu, z każdym jego ruchem komponują się w inne figury. Oglądam stare zdjęcia. Niewątpliwie, gdzieś na płaszczyźnie życia utraciłam niewinność, która niegdyś wypełniała moje oczy.

Mój wiersz jest bańką mydlaną, nabrzmiałą od wspomnień.

„Mały poeta opisuje to, co ma w sercu
to co czuje, to co wie.

Opisuje łzy i radość swoją i innych ludzi
wiedząc, że weźmie to do ręki
jako stara kobieta,
która nie ma już sił pisać wierszy

Na tym kończę mój wiersz
wesoły a zarazem smutny”

Ada K. (lat 9)

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Adela · dnia 23.01.2011 10:08 · Czytań: 3166 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 12
Komentarze
czarodziejka dnia 23.01.2011 11:42
W opowiadaniu obrazowo przedstawiłaś odczucia, i ludzi, których spotyka bohaterka. Chwilami miałam uczucie, że bohaterka popada w depresję, ale jej spostrzeżenia i uwagi zastąpiłaś innym obrazem. Ciekawie. Tekst jest dość płynny w czytaniu.
Czytanie nie sprawiało mi trudności także nie jest źle.;)
W niektórych miejscach brakuje ci spacji.
Pozdrawiam i witam:)
Adela dnia 23.01.2011 13:07
Dziękuję za miłe słowa i przywitanie.
Również pozdrawiam
A.
Adela dnia 23.01.2011 13:24
Bardzo prosiłabym o poradę: Czy istnieje możłiwość poprawienia np. braku spacji? samemu?
czarodziejka dnia 23.01.2011 17:03
Tak. Pod tekstem masz słowo Edytuj - naciśnij i pokarze ci się twój tekst i robisz poprawki.:)
Nova dnia 29.01.2011 10:13
Adela,
jest i treść i forma.Opisując bohaterkę sygnalizujesz ważne problemy pokolenia, zmiany i związane z nimi zagubienie. Czyta się dobrze /choć w kilku miejscach miałam wrażenie, że właśnie tu "męczyłaś się" nad znalezieniem odpowiedniego słowa/, a niebanalne skojarzenia dodają "pieprzyka".

Czy kolejność "ja i Kaśka" ma coś sugerować czego nie złapałam? Zazwyczaj "siebie" stawia się na końcu, dlatego mnie to zastanowiło.
Taki drobiazg: czy "dachy" /przystanków autobusowych/ nie lepiej zastąpić wiatami?
Pozdrawiam:D
Adela dnia 29.01.2011 14:11
Dziękuję za wskazówki, które przemyślę. Tekst ten i po publikacji troszczkę poprawiłam więc mam nadzieję, że zmniejszyłam ilośc fragmentów, w których czytelnik może odczuwać tak jak piszesz "że się męczyłam".
Pozdrawiam
Adela
Wasinka dnia 07.02.2011 11:18
Ładnie rozsnuta opowieść. Prawdziwa i pełna emocji. Bohaterka, ze swoimi odczuciami i myślami, staje się czytelnikowi bliska. Wplecione historie innych ludzi, widziane jej oczyma, i wyłaniająca się rzeczywistość dodają smaku, uwypuklając sylwetkę zagubionej trzydziestolatki, w której wciąż żyje dziecko, spragnione opieki i ciepła.

Pozdrawiam słonecznie.

P.S. Uwaga techniczna: jeśli używasz nawiasu, to przecinka nie stawiaj przed nim, np. Zaczynam pisać wiersz, (bo przecież od dziecka marzyłam o tym, by zostać poetką…). Podobnie masz w Twoim najnowszym tekście, zerknij...
Adela dnia 07.02.2011 12:36
Wasinko,
(Przepraszam za brak polskich znakow).
Dziekuje za cieple slowa (przychylne opinie daja "kopa", aby pisac), jak rowniez dziekuje za uwage techniczna.
pozdrawiam rowniez slonecznie,
Adela
Usunięty dnia 17.02.2011 18:35
Ciekawy tekst. Szczególnie podoba mi się monolog na przystanku.
Sugestywnie opisujesz, mam wrażenie, że to dosyć osobisty tekst.
Podejrzewam, że dodając bohaterce więcej autoironii, mogłabyś stworzyć postać przypominającą Bridget Jones. To tylko takie luźne skojarzenie.
Pozdrawiam :)
Adela dnia 17.02.2011 18:44
Blaszko, dziękuję za miłe słowa i bardzo ciekawą sugestię:)
Pozdrawiam,
A.
Usunięty dnia 14.04.2011 10:09
Adelo, zacznę od końca :bigeek:. Wiersz, pierwszy tak mało gorzki, i tak bardzo optymistyczny :bigrazz:. Bardzo dużo emocji. Kiedy ja miałam tyle lat, to były inne czasy, choć niewątpliwie, spostrzeżenia o sposobie wychowania pokolenia po II wojnie są całkowicie słuszne. Tacy właśnie jesteśmy, nie tylko trzydziestolatki, reszta też. :bigrazz::smilewinkgrin: Podziwiam w Twoich tekstach umiejętność przekazywania emocji, wyłapywanie perełek :smilewinkgrin: z codzienności - sztukmistrz beznogi to majstersztyk reportażu, stwierdzenie faktu, i nic poza tym.:uhoh: Obserwacja potencjału ludzkiego, który był, ale nie wiemy jak się zrealizował, możemy jedynie sobie wyobrazić - złote warkocze... Hm... Bardzo mi się podoba Twój bedeker w całości. Pozdrawiam gorąco.
Adela dnia 14.04.2011 20:20
Amso, bardzo się cieszę, że wróciłaś do Empire i dziekuję za budujące słowa.
Pozdrawiam,
A.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty