"Sześć miliardów byłych niewolników grawitacji" - Gunslighter
Dla użytkownika » Piekło » "Sześć miliardów byłych niewolników grawitacji"
A A A
"Sześć miliardów byłych niewolników grawitacji"

Był skwarny i słoneczny dzień. Wbiegł zdyszany do klimatyzowanej knajpki i ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Znalazł wolny stolik, usiadł i przywołał skinieniem ręki kelnerkę. Była nieładna i wytapetowana.
-Poproszę coś zimnego do picia-rzekł po czym wciągnął na twarz uśmiech.
-Może jakiś sok? Pomarańczowy?
-Może być, tylko żeby był naprawdę zimny.
-Nie ma sprawy.
Wyglądał na zniecierpliwionego, patrzył na swoje,jakże niewłaściwe przy takiej pogodzie, czarne pantofle i szturchał nogę stolika czubkiem buta.
-No gdzie on jest?- mruknął pod nosem.
Kelnerka postawiła przed nim dzbanek soku dopełniony lodowymi sześcianami.
-Bardzo dziękuję-rzucił na odczepnego i nawet nie zdążył usłyszeć odpowiedzi kiedy cała jego uwaga znów skupiła się na drzwiach.
Dzbanek był już do połowy opróżniony, a jego twarz przybierała groźny wyraz. Wtem drzwi otworzyły się dzwoniąc dzwoneczkiem zamontowanym u góry. W przejściu stanął kolejny młody człowiek w garniturze. Rozejrzał się po ładnym i przytulnym wnętrzu. Wzrok zawiesił na wielkim dzbanie żółtej cieczy podnoszonym do ust.
-Siemasz Mark!-krzyknął od wejścia i podszedł do stolika w rogu.-Stary, miałeś tu być pół godziny temu, gdzieś ty bywał? Urwałem się z pracy pod pretekstem spotkania z ważnym klientem nie po to by sączyć sobie wodnisty sok i patrzeć na tę wypindrzoną kelnereczkę.
-Tu i tam,wiesz jak jest w świecie biznesu.
-Biznesmen pieprzony, założył garniak i wyrywa. Chciałem panu przypomnieć,że obaj jesteśmy tylko doradcami finansowymi... Nie ważne. Panie biznesmenie, czy mógłby mi pan zdradzić w jakim celu ,w takim razie,odbywa się ta konferencja?
-Ależ oczywiście. Konferencja ta odbywa się w celu ustalenia miejsca najebki w najbliższy piątek i typu kobiet jakie będziemy wyrywać.
-Co ty mówisz? Zerwałem się z pracy tylko po to ,byś mógł się rozwodzić nad prozaiczną czynnością zalania mordy? Panie biznesmenie, jest pan niepoprawny.
Obaj głośno się roześmiali.
-Słuchaj, słyszałeś co się stało?-spytał Mark gdy już chichoty ucichły.
-Chodzi ci o to szwajcarskie gówno?
-No no, o tym chciałem pogadać. Od pojutrza będzie w sprzedaży. Zrobią tylko jakieś badania i rozpuszczą po sklepach.
-Będą to świństwo sprzedawać w sklepach? Chyba raczej w aptekach.
-Nie wiem gdzie, ale aspirynę przecież sprzedają w sklepie to dlaczego tych pastylek mieliby nie sprzedawać? O, zobacz-marek wyciągnął gazetę-nawet tu o tym piszą. Na pierwszej stronie gazety wielkimi ,rozstrzelonymi litrami napisane było:

"MASZ DOŚĆ GRAWITACJI? CZUJESZ SIĘ JEJ WIĘŹNIEM? NASZA FIRMA STWORZYŁA COŚ SPECJALNIE DLA CIEBIE. MOON-PILLS TO TABLETKI KTÓRE SPRAWIĄ,ŻE POCZUJESZ SIĘ JAK NA KSIĘŻYCU-DOSŁOWNIE. MYŚLISZ,ŻE CIĘ NA TO NIE STAĆ? NIC BARDZIEJ BŁĘDNEGO! ZOBACZYSZ SAM-JUŻ WKRÓTCE W WYBRANYCH SKLEPACH I APTEKACH".

Pod spodem natomiast znajdował się krótki artykuł w którym z grubsza wyjaśniono działanie tabletek.
-Nie dziwi cię to Paul, że Szwajcaria coś zrobiła?! Przecież oni od lat nie robią nic, oni nawet swojej historii nie mają. Siedzą cicho, mają te swoje banki, kremy do stóp i nic ich nie obchodzi ,aż tu nagle: bum- wynaleźli tabletki zmniejszające grawitację. Poza tym wszystkim i abstrahując od Szwajcarów, to to jakaś bzdura. Będę pierwszym, który to kupi i powie ci prosto w twarz, że to gówno nie działa. Ciekawe jak to ma z założenia wyglądać. Jak coś, co łykamy ma wpływać na otoczenie. Kurde, nie mogę się już doczekać tych moon-coś tam.
-Ja to ci powiem, stary, że się podnieciłeś jak nastolatek na basenie. Co będzie to będzie, pewnie nic to nie da, ale ja zamierzam przekonać się o tym osobiście.

Cały następny dzień stał pod znakiem zapytania ,a kampania reklamowa pędziła pełną parą. Oparła się standardowo na tajemnicy. Mówiono jedynie, że poczujecie się jak na księżycu, wasze ciała będą lżejsze niż kiedykolwiek, koniec z bolącym kręgosłupem, z ociężałością.
A tak naprawdę nikt nie wiedział o co chodzi. Tabletki zostały wysłane dosłownie wszędzie-do wszystkich krajów świata, nawet tych najbardziej zubożałych i będących kulturowo daleko w tyle za Europą. W miejscu, gdzie do niedawna nie słyszano nawet o chininie (o kokainie natomiast jak najbardziej) miały teraz pojawić się tajemnicze Moon-Pillsy. Trzeba przyznać, że firma Switzerland Enterprise zapięła wszystko na ostatni guzik. Starczy powiedzieć o kolejkach, które już kilka godzin przed rzuceniem towaru ustawiły się przed sklepami na całym świecie, a nie znano nawet ceny Cudownych Pigułek.

-Jak na moje oko, to jest jakaś zbiorowa paranoja- rzekł Paul patrząc na dwustumetrową kolejkę przed nimi.
-No, i tak jest w każdym sklepie, w każdym jednym. Matki z dziećmi, studenci, emeryci. Pięknie uderzyli w target, nie?
-Jesteś obolały-parodiował Paul-upolujesz dziadka, chcesz poczuć się lżej-grubasy do mnie, masz dość grawitacji-zgarniasz wszystkich innych baranów.
Pani przed nimi odwróciła się i spojrzała na Paul`a spode łba.
W sklepach zaś panował pełny oczekiwania niepokój. Na całym świecie, każdy kto podjął się sprzedaży tego specyfiku, liczył się z dwiema rzeczami: po pierwsze, że bankowo zarobi krocie, a po drugie-jeśli nie zadziała to sklep będzie zdemolowany przez rozszalały tłum. Nikt co prawda nie liczył na cuda. Nikt nie myślał, że zacznie latać, albo coś w tym rodzaju. Wszyscy jednak liczyli, że to coś miłego. Coś przynajmniej tak fajnego jak extasy czy inny przyjemny narkotyk, o ile oczywiście wiedzieli co to extasy czy inny przyjemny narkotyk. Miasta wyglądały tak, jakby do każdego z nich zawitał papież. Ulice były wypełnione ludźmi po brzegi ,a samochody stały w bezruchu. Globalna paranoja.

-Oho, kolejka ruszyła, pewnie otworzyli sklep- ucieszył się Mark.
Szło całkiem szybko. Pastylki, a raczej pastylka, bo w opakowaniu była tylko jedna, kosztowała 9 dolarów i odpowiednio 6 euro. Każdy, kto tylko dostał opakowanie w swoje ręce mógł na nim przeczytać: Moon-Pills
-tabletki powlekane 9mg. Ulotka natomiast była dość enigmatyczna. Nie opisywała skutków działania. Mówiła jedynie o niwelowaniu w pewnym stopniu grawitacji i o zaletach zdrowotnych.
Opis składu również pozostawiał wiele do życzenia. Tam gdzie chciano chronić sekret, było napisane po prostu herbal extract.

-Piękna niebieska pigułka, zupełnie jak w Matrixie, nie Mark?
-Łykaj, nie marudź.
Szli w milczeniu kilka minut.
- Paul, czujesz już coś- spytał po chwili.
-Tak, mój penis jakby się powiększył i tak,no, pulsuje.
-Jesteś debilem. Od dziesięciu lat zadaję się ze zwykłym debilem.
-Och misiaku, nie bądź dla mnie zbyt surowy, ściągnąłeś gajerek więc możesz się wyluzować. Obaj wybuchli gromkim śmiechem.
-Widzę, że spokojnie mogę ci powiedzieć to, co chciałem- to gówno nie działa. No, ale co zarobili pierwszego dnia to ich.
-Ej, ej, czekaj- rzekł Paul. -Mógłbyś podskoczyć? Pół godziny minęło, może coś się zmieniło. Mark zaczął podskakiwać najwyżej jak mógł.
-Jordanem to ty nie będziesz-skwitował z zawiedzeniem i obaj poszli w stronę metra.
-Stary, szczerze mówiąc, myślałem, że te piksy coś dadzą. Cokolwiek.
-Ja też-odparł Paul i lekko się zasępił. Tak to jest jak sobie człowiek za wiele wyobraża. No ale z drugiej strony weź sobie nie wyobrażaj... W wiadomościach trąbią od rana. Gazety o niczym innym nie piszą od kilku dni. Setki ludzi na ulicach. To co sobie pomyślisz? Naturalnie, że tyle osób nie może się mylić. A tu dupa, jednak się pomylili. Pomimo tego przyznać trzeba, że kampania reklamowa niczego sobie.
- Dobra,Paul, przecież oni zlinczują tę szwajcarską firmę. Mówię ci, jutro nie zostawią na nich suchej nitki.
-A gówno mnie to obchodzi. Było nie robić z ludzi idiotów. Wiedziałem, że Szwajcaria nie mogła niczego wymyślić.

Gdy wrócili do domów była godzina 7:30 więc położyli się z powrotem do łóżek. Każdy z nich liczył jednak, że coś jeszcze się wydarzy.
Kiedy Mark się obudził za oknem było już szaro. Mieszkał sam, więc nikt nie pofatygował się do jego sypialni by spytać, czemu właśnie przespał cały słoneczny dzień. Wziął telefon leżący na stoliku nocnym i wykręcił numer do Pawła. Ciepło kołdry wciąż go nęciło, ale piątkowego wieczoru nie spędza się w łóżku.
-Siemasz mała, lepiej się zbieraj bo dzisiaj wyruszamy w miasto. Dzisiejsza noc jest nasza, razem z nią wszystkie miłe panie.
-Mark, wstań z łóżka i wyskocz przez okno-Paul odparł zupełnie naturalnym tonem.
-Ok, ale wcześniej muszę się dobrać do twojej siostry. Potem mogę umierać.
-Stary! To działa! Mówię ci, otwórz okno i wyskocz. Mieszkasz na drugim piętrze, nie ma się czego bać.
-Co działa?-spytał poirytowanym głosem Mark. Te moon pillsy działają?
-Tak,Mark, to działa. Najlepiej wyjrzyj po prostu przez okno. Powinno tam być mnóstwo ludzi skaczących na 5 metrów w górę.
-Co ty pier.. o cholera, masz rację, głównie dzieci. Ale zajebiście!!!
Dobra, za 20 minut u ciebie będę. Ubieraj się.
Odłożył słuchawkę i popędził pod prysznic. Woda leciała normalnie. Z niewyjaśnionych przyczyn wydało mu się to niewłaściwe. Ubrał się w najlepsze rzeczy jakie miał i popędził do drzwi wyjściowych

Nazajutrz w wiadomościach mówiono o epokowym odkryciu i wielkich pieniądzach jakich dorobiła się wspomniana wcześniej szwajcarska firma. Krótki reportaż przedstawiał zgraję ludzi skaczącą na wysokość kilku metrów i leniwie opadającą.
-Przecież to jest, kurwa, niewiarygodne-krzyknął Paul wypluwając na siebie połowę płatków kukurydzianych, które właśnie spożywał.
Potem rzecznik prasowy Switzerland Enterprise wypowiadał się o produkcie. Mówił długo i zawile o skomplikowanych procesach ,które są efektem działania Moon pillsów. Wszystko ma wrócić do normy po 2-3 dniach w zależności od wieku i ciężaru ciała. Potem można zażyć znów.Produkt testowany, bezpieczny. Życzył miłej zabawy,puścił oczko i poruszał wąsem na odchodne. Miły gość.

Tego dnia obaj spali do bardzo późna. W sypialni Marka zaczęło dziać się coś dziwnego.
W jednej chwili słońce świeciło jasno i intensywnie, a w drugiej znikało niemal zupełnie pogrążając pokój w srebrnym półmroku. Owa niekonsekwencja promieni słonecznych wwiercała się Markowi w przyjemny sen ,aż w końcu całkowicie go rozproszyła.
Szparkami oczu spojrzał na okno.
-Czego się wygłupiasz? Właź do środka-rzekł ospale po czym wstał, ubrał się i poszedł do kuchni.
W lodówce wiało pustką. Wygrzebał jakiś przeterminowany jogurt i zeschły chleb razowy po czym zasiadł przy stoliku. Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Właź, otwarte.
Przeżuł z obrzydzeniem brązową skałę i zapił różową breją.
-No cześć Mark, smacznego.
-Czy ty zawsze musisz robić z siebie debila? Nie mogłeś po prostu wejść? Musiałeś skakać mi pod oknem? Długo to robiłeś?
-Nie, zaledwie kilka minut. Mogłem wejść, ale tak było zabawniej-odparł Paul.
-Wiesz co, mnie to już przestało bawić. Wczoraj trzy razy przyrżnąłem głową w sufit. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do tej księżycowej grawitacji.
-E tam, spójrz na to z innej strony. Gdyby nie ona, wczoraj przynajmniej pięć razy leżałbyś na parkiecie, a tak, lekko opadłeś i nic ci się nie stało.
-Co racja to racja. To co? Dzisiaj powtórka z rozrywki? Klubik jakiś? Musimy korzystać póki jesteśmy pod księżycowymi skrzydłami Gagarina.
-Tak właściwie to Gagarin nie doleciał na Księżyc matole-skwitował Paul.
-Mądrala się znalazł. Słuchaj ,idziemy do knajpki na śniadanie. Nie będę sobie łamał zębów na tym świństwie.

Był słoneczny i gorący dzień- taki sam jak wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu.
Świat wyglądał przedziwnie. Żadnych jadących samochodów, żadnych rowerów,hulajnóg- nic.
Tylko tłumy przefruwających kilkanaście metrów nad ziemią ludzi. Nawet kilkuletnie dzieci skakały nad głowami Marka i Paula, a ich opiekunowie podążali w ślad za nimi.
Cały asortyment cudownych pigułek, wszedzie tam ,gdzie został dostarczony(a dostarczony został wszędzie) rozszedł się w trybie natychmiastowym, a nowych dostaw z niewyjaśnionych przyczyn nie było.
Okazało się,że promocja Moon Pillsów przewidziana była tylko na pięć dni. Pięć poprzedzających światową premierę produktu. Zniknęły wszystkie billboardy, afisze, plakaty i reklamy telewizyjne. Tam, gdzie jeszcze do niedawna całe miasto w którym mieszkali obaj przyjaciele krzyczało: Kupcie Moon Pillsy, kupcie szczęście, kupcie odrobinę magii, kupcie kupcie kupcie, dzisiaj znów wdzięczyły się jogurty, opony, laptopy i inne prozaiczne rzeczy niemające nic wspólnego z nowym, cudownym światem nieważkości. Wydawało się, że obecny stan rzecz, jest stanem naturalnym i pradawnym. Że nie ma nic normalniejszego niż skoki wzwyż na trzydzieści metrów
czy skok o tyczce na sześćdziesiąt. Można było odnieść wrażenie, że dawnego świata już nie ma, a co ważniejsze-nigdy nie było.

-Dupy już na to nie wyrwiesz-stwierdził Mark na widok klucza emerytów szybującego w przestworzach.
-Wiesz co mnie zastanawia? Kiedy będzie apogeum tego wszystkiego. Jeszcze wczoraj ludzie skakali na wysokość zaledwie kilku metrów, a dziś bez najmniejszego problemu doskoczyłem do okna twojej sypialni. Przecież masz wysoki parter i mieszkasz na drugim pietrze. To będzie z dziesięć, może jedenaście metrów. A, jak mówię, kompletnie się nie wysilałem. Gdybym chciał-doskoczyłbym pewnie i do czwartego pietra.
-Stary, dopóki to coś nie wyczerpie ci się w trakcie skoku, nie masz się co przejmować. To byłoby dopiero nieciekawe. Już słyszę ten plask i głuchy stuk kości roztrzaskanych o chodnik.
Jeśli tak się nie stanie to wszystko będzie dobrze. Póki co lećmy na naszych wątłych skrzydłach niczym porywczy Ikar, niewiele chyba już nam zostało tego jaskółczego żywota-skończył Mark i teatralnie zawiesił głos.
-Ach ty mój poeto! Niech no cię uściskam- Paul podniósł ton głosu i zaczął udawać kobietę
Obaj zachichotali i skacząc na wysokość dobrych piętnastu metrów popędzili w stronę zatapetowanej kelnereczki sprzed trzech dni.

Noc była jasna i ciepła- dokładnie taka sama jak od parunastu dni.
Co raz ,na tle Księżyca pojawiał się jakiś człekokształtny cień i powolutku, niczym we śnie, opadał gdzieś w zaciemniony horyzont. Zrobienie kilku zdjęć temu,do niedawna, niecodziennemu zjawisku było rzeczą banalnie prostą. Cykady grały troszkę ciszej niż zazwyczaj, nieco skromniej. Tej nocy, z balkonów zginęło chyba najwięcej rowerów od przeszło stu trzydziestu lat kiedy to Harry John Lawson wymyślił pierwszy egzemplarz. Nikogo to jednak nie zasmuciło. Czymże jest bowiem rower w porównaniu z delikatnym jak piórko skokiem? A skoki tej nocy były jakby trochę wyższe niż za dnia- bardziej przypominały próbne loty pierwszych szybowców pod koniec XIX wieku. Cały glob w trakcie tej nocy zmienił się nie do poznania, w tym nowym świecie ludzie jednak wciąż nie zapominali czym jest kradzież.
Kilkoro bezdomnych nieopodal mieszkania Paula spało na rozłożystej, gęsto pokrytej liści, gałęzi dębu, a gałąź ta nie drgnęła nawet pod ich ciężarem. Lekkość ich snów i ciał była tej nocy porównywalna.

Nazajutrz,po ciężkiej klubowej nocy, ciężkich głowach, plączących się nogach i ciężkich zapachach kobiecych perfum ,obaj dotarli do domu. Tym razem zdecydowanie błogosławili szwajcarską firmę za zmiękczenie niesfornych chodników. U Marka w domu po raz kolejny zadzwonił przeszywający, staromodny dźwięk telefonu.
-Przysięgam, że jeszcze dziś rozwalę to gówno i kupię nowy telefon, przysięgam.
Zwlekł się z łóżka i nieoczekiwanie potknął o stary,acz wciąż drogi perski dywan śmierdzący kotem chociaż nigdy nie gościł na sobie kota. Ku jego zdziwieniu, a przecież jeśli chodzi o te sprawy dziwić się już nie było łatwo, droga z pionu, w obkuty panelami poziom zajęła dobrą minutę. Sam nie mógł nic zrobić-złapać się czegoś, przytrzymać. Pozostało więc poddać się sile lichej grawitacji i poczekać aż upadnie na podłogę. Czas dłużył się w nieskończoność. Telefon dawno już przestał dzwonić,kiedy dane mu było złapać się czegoś stałego i podnieść swoje lekkie jak piórko ciało.
-DOŚĆ!-ryknął, a jego krzyk obleciał całe osiedle i odbił się od kilku betonowych płyt przeobrażając go raczej w coś żałosnego niż wściekłego.
-Mam tego dosyć, niech to się wreszcie skończy!
Wtem znów zadzwonił telefon.
Teraz szedł do niego ostrożnie, żeby przypadkiem znów się nie wywrócić.
-Halo-spytał zaspanym głosem i zamarł w pół słowa.
-Panie Mark, przypominam panu,że dzisiaj jest poniedziałek. Trwa już dokładnie od dwunastu godzin, a pan, o ile mnie pamięć nie myli, powinien być teraz na spotkaniu. Właściwie nie teraz, a godzinę temu.
-Strasznie pana przepraszam, miałem ciężką noc.. Rozstrój żołądka. Położyłem się dopiero nad ranem. Już tam biegnę. Ubiorę się tylko i już tam jestem. Jeszcze raz potwornie przepraszam.
-Chyba nic się jeszcze nie stało, ale za pół godziny się stanie. Jeśli pana tam nie będzie, stanie się coś co powinno stać się już dawno. Zwolnię pana!
Trzask słuchawki.
Chłopak wrzucił na siebie lekko zmięty ciemnogranatowy garnitur, zawiązał pośpiesznie krawat na najprostszy węzeł i wybiegł z mieszkania.
Przed blokiem stało zbiegowisku kilkudziesięciu osób. Wszyscy mieli głowy zadarte ku niebo. Kiedy Marek również podniósł głowę, zobaczył coś nieprawdopodobnego, nawet jak na świat księżycowej grawitacji.
Nastoletnia dziewczyna wisiała na wysokości ósmego piętra i trzymała się kraty balkonowej. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jej nogi znajdowały się wyżej niż głowa.
Marek nie bardzo przejął się całym zdarzeniem. Ostatecznie nic nie mogło się jej stać. Zeszłej nocy wraz z Pawłem przeskakiwali przecież dziesięciopiętrowce i gładko opadali na chodnik kilkadziesiąt metrów dalej.
Tymczasem na lokalnym programie informacyjnym nadawano reportaż z ostatniej chwili. Zaginął chłopiec lat trzynaście. Ostatni raz widziany przez rodziców w swoim własnym łóżku tuż przed porą snu.
Ktokolwiek coś na ten temat wie, proszony jest o kontakt z Policją. Potem pokazano zdjęcie chłopca i bezpośredni numer do jakiegoś funkcjonariusza bez pośrednictwa sekretarki.
Po kilku godzinach liczba zaginięć zaczęła wzrastać lawinowo. Zaczęło się od dzieci, potem przeszło na starców, a na końcu ginęli już wszyscy.
Kiedy jasne było, że sytuacji nie da się już opanować...

Paul po raz enty wybrał w komórce numer do Marka. Odczekał cztery sygnały i z rezygnają znów odrzucił połączenie.
Wykręcił więc kolejny numer.
-Cześć Meg, nie ma może z tobą Marka? Nie odbiera telefonu, a miał po mnie wpaść już godzinę temu.
-Nie, teraz go nie ma, ale był dzisiaj w pracy. Wbiegł spóźniony i od razu wleciał do sali konferencyjnej. Dosłownie wleciał. Niemal nie dotykał nogami do podłogi. Po spotkaniu szybko wyszedł z firmy. Widziałam go przez okno. Sama teraz zaczynam się o niego martwić.
Chłopak zamyślił się i nie odpowiadał.
-Paul jesteś?-usłyszał miły ale lekko rozedrgany głos.
-Tak... Dobra kończę. Jak się odezwie albo go znajdę to dam ci znać. Cześć.

-Co za dzień-mruknął pod nosem i ruszył nierównym chodnikiem w stronę domu Paula. Mógł wziąć rozbieg i ruszyć do niego podskakując, ale przy obecnym stanie rzeczy ponowne dotknięcie ziemi zajęłoby z godzinę.
Już niemal nie można było chodzić. Silniejszy wiatr powodował wzbicie się ciała w powietrze. Przejście kilometra zajęło mu czterdzieści minut.
Widział już uchylone okno balkonowe mieszkania do którego zmierzał.
Nagle zrobiło mu się słabo i potknął się. Upadł dopiero po pięciu minutach.
Kiedy spojrzał na powód swego upadku, okazało się, że była to srebrna moneta o małym nominale. Wstał i spróbował ją podnieść ale nie mógł-była za ciężka. Pociemniało mu w oczach i stracił grunt pod stopami. Zemdlał na chwilę, a kiedy na powrót otworzył oczy był już wysoko nad ziemią. Krzyczał coś jeszcze, ale nikt już nie mógł go dosłyszeć. Odlatując widział dachy domów, pobliskie jezioro,boisko do baseballa , gmach muzeum narodowego i mrówczy trucht ludzi. Potem znów zrobiło się ciemno.

Szwajcarska firma produkująca Moon-Pillsy dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Z całego świata doszczętnie zniknęły billboardy i wszelkie reklamy. Jedynie gazety sprzed tygodnia, które palono na wysypiskach śmieci nosiły piętno
Switzerland Enterprise.

Kiedy jasne było, że sytuacji nie da się już opanować podano prawdziwe powody zniknięcia tysięcy ludzi. Moon-Pillsy, których działanie miało trwać od dwóch do trzech dni ,ostatecznie nie przestawały działać w ogóle. Zmiany ,które zachodziły w ciele człowieka były nieodwracalne i wciąż postępujące. Cały świat ogłosił wzmożony stan zagrożenia. Nic jednak nie pomagało; płukanie żołądka, noszenie ciężarków- nic.
Można było już tylko wybierać między śmiercią głodową na chodniku będąc przyszpilonym garstką kamieni trzymanych w kieszeni, a wzbiciem się w powietrze i ostatnim lotem życia. Tak było na caluteńkim świecie.
Ludzie,których nie stać było na zażycie pigułek, a było ich zaledwie kilka tysięcy pomagali jak mogli. Przenosili lekkie jak piórka ciała pod zadaszenia, lub upychali do klatek schodowych lecz na dłuższą metę nie było już ratunku. Ludzie zachowywali się jak balony napełnione helem. Widok ciał ulatujących w niebo miał w sobie pierwiastek piękna. Wszystko, od pierwszego zniknięcia trwało kilkanaście godzin- potem krzyki i jęki ucichły.
Na niebie przestało świecić słońce. Zostało przysłonięte miliardami mikroskopijnych plamek. Świat wyglądał tak, jakby zawisły nad nim czarne burzowe chmury.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Gunslighter · dnia 30.01.2011 12:17 · Czytań: 616 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
Usunięty dnia 30.01.2011 19:19
Pytanie zasadnicze: po co wrzucasz tekst do piekła, skoro nie masz zamiaru nad nim pracować? Chyba nie rozumiesz idei tego działu.
Gunslighter dnia 31.01.2011 09:37
a ty zamierzasz powiedziec coś więcej niż tylko, czego nie zamierzam robić? misiaczku, masz dopieszczone, ładne teksty o dupie maryni i ciesz się z tego :). tym czasem powiedz mi, co tu jest nie tak.
Usunięty dnia 31.01.2011 09:40
Nie powiem Ci, z prostej przyczyny: nie interesuje mnie, o czym są Twoje teksty, bo sam masz je gdzieś, tak jak i czytelnika. Misiaczku.
Gunslighter dnia 31.01.2011 21:12
coś w tym jest :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty