Krzyk o północy - R.Ważna osoba - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » Krzyk o północy - R.Ważna osoba
A A A
Krystyna Habrat
R. XII WAŻNA OSOBA.
/Zakończenie wątku Ludwika W./
Ile razy Ludwik Waldowiecki zbliża się do grupy pod windą, doznaje wrażenia, że rozmowa cichnie, urywa się. „Boją się mnie” - myśli z goryczą. „Czują respekt” - pociesza się. Ale na próżno.
Niby przywykł do podobnych reakcji w pracy, ale tu, w miejscu zamieszkania wolałby pozostać anonimowy, niechby i mijany obojętnie, niczym niewidzialny, jak każdy zwykły obywatel. Już o życzliwości marzyć nie śmiał. Dość miał uśmiechów zbliżających się uniżenie do jego biurka w pracy. Uśmiechów nieszczerych i przypochlebnych, które łatwo przy byle jego potknięciu mogły się zmienić w ironiczne i pełne złośliwej satysfakcji.
Długo udawało się unikać takiej odmiany losu, by otoczenie mogło wziąć na nim odwet. Ale nie będzie wiecznie piąć się w górę, a im wyżej zajdzie, tym dotkliwiej dokopią mu jak spadanie. Szczęśliwie udało mu się przepłynąć w -na razie - bezpieczną przystań spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. A jednak się boi.
Każdego dnia czeka, że to może się stać. W dodatku wyprowadzają go z równowagi fanaberie własnej żony. Fabiana niczego nie chce zrozumieć. Wytyka mu, że inni z jego pozycją mają wille, zagraniczne konta, posiadłości w różnych miejscach kraju, więc i on powinien zakręcić się skuteczniej koło własnych spraw.
Dotychczas jakoś sobie radził. Wiedział do jakiej organizacji się zapisać, jakie i gdzie wygłaszać mowy, kiedy zabierać głos, kogo popierać. Wszystko to robił bezbłędnie.Wystarczy, że powtarzał co trzeba, za tym, co trzeba. Ale czasy się zmieniły.
Kiedyś to nawet jeździł po wsiach, by uświadamiać chłopów i naprowadzać na linię partii. Wierzyli mu, nie wierzyli, ale musiał. Robił to, choć znał opowieść, jak to w jednej wsi takiego prelegenta nagabywali, dlaczego w sklepie GS-u nie ma gwoździ 5-calowych. Prelegent, jak zwykle miał na każde pytanie gotową formułkę, że to trudności przejściowe, że brakuje komponentów do produkcji, że zawodzi dostawa. Wtedy cwany chłop wstał ponownie i podsumował: "Ale, towarzyszu, w naszym sklepie gwoździe 5-calowe są. Chciałem tylko usłyszeć, jak będziecie, towarzyszu, o tym pieprzyć."
Tak, on też takie bzdury musiał wygłaszać. Inaczej by kariery nie zrobił. Tylko własną wioskę starannie omijał. Tam by mu pokazano, co się o tym myśli. Przecież pamiętają go, jak latał w krótkich portkach na bosaka.
Tak, zawsze starał się z całych sił być najlepszy, ale innym lepiej to wychodziło. O wszystkim decydują układy. Czasami przypadek. Lecz niekiedy to coś, czego się bał...
Wyszedł z windy i wydało mu się, że za jego plecami od razu podniósł się gwar. Na pewno mówią o nim. Tak mu się bacznie przyglądano.
Długo dzwonił do drzwi. W końcu wysupłał klucze z kieszeni. Fabiany nie było, a powinna już z pracy wrócić. Oczywiście, biega po sklepach za ciuszkami. Nigdy jej to nie znudzi. Zdjął w przedpokoju buty, założył kapcie. Marynarkę, zamienił na domowy sweter ze skórzanymi łatami na łokciach. Rozluźnił krawat, po chwili zdjął go, umył ręce. Pokręcił się tu, tam. Nie lubił być w domu sam. Nie wiedział wówczas, co ze sobą zrobić. Niezdecydowany włączył telewizor i usiadł w fotelu. Sięgnął po gazetę, rzucając okiem na podrygujące kukiełki z programu dla dzieci. Na innych kanałach nie było lepiej. Pstrykał bezradnie pilotem. Bał się ciszy mieszkania. Na dodatek nękała go zgaga.
Widocznie zaszkodziła mu smażenina w stołówce. Musiał tam jadać, bo Fabiana nie cierpi kucharzenia. Z początku nawet się chełpił, że taka z niej dama, co nie umie gotować. I wcale nie musi. Miałaby być kuchtą jak inne żony? Tak ją rozpuścił, że teraz sam musi robić dobrą minę do złej gry. Trudno, jak się chce mieć młodą i urodziwą żonę, to trzeba ponosić jakieś koszty.
Zresztą Fabiana ma delikatne zdrowie. Ciągle jej coś dolega. Wydaje majątek na leki. Do tego straszliwie uraźliwa. Byle co wyprowadza ją z równowagi. Należy się o nią bardzo troszczyć.
Ma kompleks, że jest tylko kosmetyczką bez wyższego wykształcenia. Wymyśla więc bajki o rozpoczętych studiach, to medycznych, to innych, zależnie czym bardziej chce zaimponować: estymą lekarza czy tytułem magistra.
Czasami tak się w tym zagalopuje, że zdaje się sama wierzyć w to, co wymyśla. Zamęcza go zresztą, żeby załatwił jej coś na uczelni, ułatwiając ukończenie jakiegokolwiek kierunku. Ale, co by chciała studiować, sama nie wie. Nic jej specjalnie nie pociąga. Chce być wszystko jedno kim, byle tylko kimś po studiach. Nasłuchała się nie wiadomo gdzie, o zaliczeniach, dziekanatach, seminariach i lubi w byle rozmowie popisać się odpowiednio wtrąconym słówkiem, jak to się ona kiedyś podczas sesji zimowej pochorowała i choć miała potrzebne zaliczenia omal nie przegapiła terminu egzaminów. Niestety jego możliwości, tak dalece nie sięgają i ona go przez to zadręcza.
Biedactwo kochane - pomyślał z rozczuleniem - a takie śliczne z tą białą cerą przy czarnych włosach i wielkimi czarnymi oczami. Co gorsza zadręcza się, że wyszła za rozwodnika. Innej by pochlebiało, że to dla niej się rozwiódł. Ale dla Fabiany wszystko mogło być źródłem cierpień.
Na szczęście jego matkę przyjęła jak należy i udało się jej przez całą wizytę zachować równowagę. Widać wiejska kobiecina nie mogła przysporzyć jej nowych kompleksów. Przy niej Fabiana nawet się bardzo nie siliła na udawanie kogoś więcej niż kosmetyczka i, o dziwo, zabrała matkę do swego gabinetu.
Znowu pieczenie w dołku dało o sobie znać. Lekarz dawno zalecił mu dietę i spokój. Dobry sobie! Spokój na jego stanowisku!? Choćby i teraz, gdy interes spółki rozkręca się ślamazarnie. Nigdy nie wiadomo, przetrwa kryzys, czy upadnie. Sięgnął po wodę sodową. Tak, na eksponowanym stanowisku jakie piastował, można się dorobić wrzodów żołądka albo zawału. Ostatni elektrokardiogram miał nie najlepszy. Wcześniej dopiero sanatorium oddaliło niebezpieczeństwo, a było już paskudnie. Odkąd powstała spółka, nie ma czasu zadbać o zdrowie. Tymczasem wielu ma mu za złe, że znowu wypłynął wysoko.
Wyłączył telewizor. I tak nie mógł skupić się na płynących stamtąd wypowiedziach. Napawały go goryczą. Położył się na kanapie i zamyślił. Ci z windy też na niego patrzyli, jakby im co był winien.
A przecież jego droga nie była nieuczciwa. Musiał się jedynie godzić na umowność pewnych spraw. Tego, czy tamtego, nie mówić. Czasem robić coś tak pro forma, bez zbytniego angażowania. Uwierzył tym, którzy mówili, że to jedyny sposób, aby coś w kraju poprawić i tylko oni będą mogli tego dokonać. On tylko zrobił w tym jeden, mały krok dalej. Uświadomienie tego przyszło później.
Najpierw z całym oddaniem uwierzył tym, co jemu, zahukanemu chłopakowi ze wsi, z zawalonym pierwszym semestrem politechniki, umożliwili wypłynięcie. To dzięki nim mógł kończyć studia pracując, a potem osiągnąć jakieś stanowisko. O, niebagatelne stanowisko. Miał rychło olbrzymi gabinet z palmą, dywanem, fotelami i sekretarką. Do tego samochód służbowy z kierowcą, czekającym cały dzień na jego dyspozycje.
Czy w inny sposób mógł się wybić?! Nigdy! On, wszędzie - jako wiejski chłopak - lekceważony. I bez żadnego poparcia. Zagubił się już na początku studiów i pozostało mu tylko wrócić na wieś. A przecież głowę do nauki miał. Tylko oszołomiło go wielkie miasto. Nie mógł odstawać od bardziej obytych kolegów, a ci zamiast na wykłady szli do kina, grali w karty i poznawali wszelkie uroki samodzielności. Dotrzymywał im kroku pełen wszak lęku. Rozgrzeszał się, że co teraz użyje, to jego. Dość nasłuchał się o takich, co z dyplomami na piątkę, powracali na prowincję. Tam brali mniej ambitne posady, jako, że żadna praca nie hańbi. Lepsze etaty były dla córek i synów prominentów. "Oni to dopiero zdolni" -mówiono o takich, wyprzedzając fakty.
Już jego wychowawca z liceum giął się w ukłonach przed doktorową Koszycką, jak scyzoryk. Za to nabijał się złośliwie z uczniów dojeżdżających ze wsi, kiedy zmęczeni pracami w polu, przysypiali na lekcjach i trzęśli się przy tablicy. „Dziecinko - rechotał zadowolony - ty idź lepiej do liceum kominiarzy”. Nawet jemu, gdy przed maturą zgłosił, że wybiera się na politechnikę, przyciął: "A może by lepiej na uniwersytet kominiarski?" Dopiero niedawno okazało się, że profesor sam był ze wsi. Kiedy zmarł, pochowano go w rodzinnej wioseczce, gdzie stało zaledwie parę walących się chałupin, bo kto mógł z takiego zadupia uciekał.
Dlatego jego miłość do Ady od początku była zatruta chęcią zemsty za własne upokorzenia. Było w tym poczucie niższości i zarazem pragnienie udowodnienia, że zdobywa to coś niby dla niego nieosiągalne. I jeszcze chęć górowania za wszelką cenę, a zarazem świadomość, że Ada, jego koleżanka z klasy, dobrze wie kim on jest i nigdy nie zdoła jej zaimponować. Jakże on, chłopak ze wsi, wyśmiewany w szkole, a na koniec oddany, może nawet zaprzedany, tym, których ona lekceważyła, mógł w jej oczach wydrapać się na piedestał? Niestety on oddał tamtym całe serce. Czyż nie oni umożliwili mu wybicie się w górę?! To właśnie dzięki tym, o których rodzinka Ady mawiała z przekąsem, on stał się kimś. Pragnął tego, bo aby uchronić się przed poniżeniami należy zajść jak najwyżej. Tak robią wszyscy!
Dopiero teraz nie jest tego tak pewny. Tych z góry mocno się opluwa.Nawet rząd i premiera. Przychodzą nowi myślący odmiennie. Wcześniej nawet nie przypuszczał, że można myśleć inaczej. Nikt go tego nie nauczył. Teściom - małomiasteczkowemu doktorkowi i jego żonie, snobce, z lubością opowiadającej o wysoko urodzonych - nie ufał. Własnym rodzicom również nie dowierzał. Co im ich skromność i uczciwość dała? Całe życie musieli czapkować lepszym od siebie.
On dawno przestał naiwnie wierzyć, że uczciwość do życia wystarczy. Kiedy się o tym ostatecznie przekonał zmienił swe nazwisko Burak na bardziej wyszukane: Waldowiecki. Chciał tak usatysfakcjonować przyszłych teściów, Koszyckich, co choć tego nie mówili, na pewno woleliby oddać córkę komuś z dobrym pochodzeniem, nazwiskiem, koneksjami, pozycją w świecie. Dopiero, gdy zaślepienie minęło zaczęła go irytować nuta pretensjonalności w tym nazwisku. Jego poczciwi rodzice na wieść o zmianie zasępili się, ale nie protestowali. Jeszcze wtedy byli nim całkowicie zachwyceni. Później też się nie wtrącali. Aż do jego rozwodu. Wtedy przestali wierzyć, że cokolwiek ich Ludwiś robi, to jest najwłaściwsze. Dotąd dzięki niemu rodzina mogła sobie niejedno załatwić. Wprawdzie Stefa, siostrzenica, dostałaby się na studia i bez niego, jednak bezpieczniej mieć poczucie, że w razie czego będzie się liczyć jego pozycja i jeden telefon gdzie potrzeba wystarczy. Oczywiście przeceniali go, ale niech tam.
Ucieszył się, kiedy razu pewnego stanął przed nim dano niewidziany kolega z jego wsi, Kuba. Już kiedy sekretarka go wprowadziła, powziął postanowienie, że pomoże koledze. Przynajmniej tym będzie mógł się wykazać. Nie, żeby chciał zaimponować, ale czuł nieokreśloną potrzebę spłacenia jakiegoś długu. Nawet nie chciał pokazać, kto teraz ważniejszy. Absolutnie! Kuba był z jego wsi, ale jemu jakoś udało się skończyć studia. Zawziął się, unikał imprez, i został inżynierem.Dalej już nie szło mu tak łatwo, a raczej dalej jak po grudzie. Nie awansował, bo zawsze znajdował się w pobliżu ktoś bardziej swój. Albo przywozili takiego w teczce. Mówiono o nich: robiący karierę brzuchem, czyli aby mieć co jeść. To znaczy: dobrze jeść. Ale Kuba do takich nie należał i przyszedł do niego, bo zakładał własny, niewielki, interes z prośbą o pomoc. Wszedł wyraźnie nastroszony. Z oporem sięgnął do mieszanki wedlowskiej, jaką go poczęstował, zanim sekretarka poda kawę. Kuba wyraźnie się go bał. Z satysfakcją więc pomógł mu przepchnąć jakieś tam biurokratyczne pułapki. A cieszył się tym bardziej, niż by to jemu pomożono. Niech tam! Chociaż tyle mógł zrobić. Jemu życie podobnej szansy nie dało. Nawet nie wie, czy za ten uczynek zasłużył na odpuszczenie innych win.
Bogiem a prawdą, wobec rodziców Ady powinien mieć wyrzuty sumienia. I dźwigać to brzemię obok wciąż go prześladujących obrazów krzywd z zamierzchłej przeszłości. Tyle lat minęło, tyle zaznał innych zaszczytów, a nie może się od tamtego wyzwolić. Nawet teraz, leżąc na kanapie, w pustym mieszkaniu, zniecierpliwiony dłużącą się nieobecnością Fabiany, wraca obsesyjnie do przeszłości.
Niepotrzebne we wszystkich poczynaniach rodziny Ady upatrywał niechęci do siebie. Nawet to, że unikali rozmów, jakie mogły go urazić, było mu nie w smak. Skwapliwie urywali rozmowy o biednych, żeby przypadkiem nie wziął tego do siebie. „Hołota” - wyrwało się raz doktorowej na wiadomość z telewizji o kimś tam oszukującym innych w ordynarnie prostacki sposób i natychmiast przeprosiła za swój wyskok. Tłumaczyła, że ma na myśli wyłącznie takich, co nie chcą być na poziomie i wykorzystują porządnych. Oczywiście, to nie mogło w żaden sposób dotyczyć jego rodziny, skromnej wprawdzie, lecz bardzo uważającej na to co wypada. Ale drażniło go, że niektórzy delikatni bronią się przed brutalnością innych za pomocą pogardy. Obawiał się, że któregoś dnia może to dotyczyć jego.
Wzdrygnął się. Z rozczulenia nad sobą, czy z zimna? Przecież już dawno wyleczył się z kompleksów i sam stanowi mocne oparcie dla niepokojów Fabiany. Znowu wstrząsnął nim dreszcz. W pokoju zrobiło się ciemno. Tak późno - zdziwił się, a jej ciągle nie ma? Wstał z kanapy.
Wreszcie dojrzał kartkę zatkniętą za lustro, że żona ma zwolnienie lekarskie i jedzie na trzy dni do matki. Zdenerwował się. Że też nie spojrzał tam wcześniej. Ale to ona najczęściej się przegląda. Wyciągnął krople na serce. Drżącą ręką odmierzył 20, dopełnił wodą i wypił, krzywiąc się niemiłosiernie. Ostrożnie powrócił na kanapę. Nie wolno mu się denerwować. Lekarz przestrzegał.
Boi się śmierci. W takiej chwili bardziej niż kiedykolwiek. Odejść kiedyś trzeba, byle nie za prędko. Byle teraz nie, gdy życie nęci tyloma pokusami i żal zostawić piękną żonę, luksusowy samochód i ...
Z jednej strony życie ma dla niego tysiące powabów, a z drugiej - wszystko to wydaje mu się mało ważne. Jeszcze nie wie, nie przemyślał tego do końca, czy życie zamyka się tylko w tym co zna na co dzień. Ostatnio coraz natarczywiej wyłania się spoza tego cień czegoś nieokreślonego. Jednak żywot człowieka nie może być aż tak tandetny - powtarza sobie nieraz. Tyle zabiegów wokół takiej tandety?! Musi być coś bardziej wzniosłego! Trwalszego niż krótki żywot jednostki.
Kiedy tak myśli, własny życiorys napawa go niesmakiem. Wciąż tylko gonił za znaczeniem, żeby mu wszyscy się kłaniali i żeby wziąć odwet na tych, którzy kiedykolwiek potraktowali go źle. Ciągle nie potrafi przestać je rozpamiętywać. Wyrzuca je z pamięci, ale wracają. Rany psychiczne w odróżnieniu do fizycznych nigdy się nie goją. Niby niewidoczne, a na zawsze.
W tym momencie był pewny, że to serce go boli. Powinien zadzwonić na pogotowie, lecz tyle razy alarmował przedwcześnie. Strach się jednak nasilał. Powinien poprosić o pomoc sąsiadów. Tylko których?? Wszyscy patrzą na niego krzywo.
"Ludzie!! Nie pokazujcie mi drzwi! - zawołał, łapiąc się za głowę. - Ja chcę być z wami! Tak, jak ja robiło wielu. Czyż mogłem przewidzieć, że inny punkt widzenia weźmie kiedyś górę? Że tamto wszystko było fałszywe?! To przerosło moje wyobrażenie!"
Nagle usłyszał ostrożny dzwonek do drzwi. Ucieszył się. Może Fabiana wraca?
- Czy to pan walił w ścianę?- pytali stojący na progu. Patrzyli groźnie.
- Ja...? Która to godzina?
- Dochodzi północ.
- O tej porze śpię - odparł wyniośle. Pragnął by sobie poszli. Inaczej zauważą nieobecność żony, jego lęk i słabość. Wahali się.
- Myśleliśmy, że ktoś wzywa pomocy...
- Przecież nie dokuczałbym tak innym - zawstydził się.
Odeszli speszeni, mrucząc przeproszenia. Wtedy obejrzał swą obolałą rękę i, nawet o tym nie myśląc, jeszcze raz z całą siłą uderzył w ścianę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 16.02.2011 09:42 · Czytań: 1355 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 10
Komentarze
OWSIANKO dnia 16.02.2011 17:38 Ocena: Świetne!
Droga Krystynko!

Jak zwykle tekst jest fest i jak zwykle czekam na dalszy ciąg (ciekawe, w jaką stronę skręcisz z pointą).

pozdrawiam
Wasinka dnia 16.02.2011 17:55
I znów czytałam z przyjemnością. Świat Ludwika i Fabiany ukazany z "jego" strony. I pozory, jakie człowiek stwarza, i mylne wyobrażenia innych... A może każdy z mieszkańców wali w ściany po nocach, zmagając się z własnym krzykiem ukrytym w sobie... Lubię różne perspektywy "obserwacji".
Pozdrawiam ciepło :)
czarodziejka dnia 16.02.2011 20:28
Kurcze wciągnęłam się w tą historię, chociaż ciężko mi spojrzeć na Ludwika przychylnym okiem. Wydaje mi się, że jest trochę naiwny, nie ma swojego twardego zdania ale to może tylko moje wyobrażenie. Zaciekawiona dalszymi losami poczekam na ciąg dalszy.
Tak na marginesie zauważyłam że napisałaś
Cytat:
spółki z OO.


- a pisze się z o.o (a może nie o to ci chodziło)

Cytat:
Wtedy przestali wierzyć, że że cokolwiek ich Ludwiś robi,

- jedno "że" to chyba przeoczenie
Pozdrawiam :)
Usunięty dnia 16.02.2011 22:13
Śledzę od jakiegoś czau Twój krzyk:). Lekko się czyta. Świetnie ukazujesz ludzkie kompleksy. Interesujący tekst.
Krzysztof Suchomski dnia 16.02.2011 23:53
Podoba mi się portretowanie postaci oczami innych postaci. Portret Fabiany świetny. Również czekam na dalszy ciąg.
Pozdrówka.
Krystyna Habrat dnia 17.02.2011 13:35
Dziękuje bardzo. Cieszę się ogromnie. Uchybienia poprawiam.
CD na razie nie przewidywałam, ale może, bo nie chciałabym zakończyć tak smutno i trochę mi Ludwika żal. Zwykle zostawiam furtkę dla nadziei.
Szuirad dnia 18.02.2011 11:32
Witaj
"Wyrzuca je z pamięci, ale wracają. Rany psychiczne w odróżnieniu do fizycznych nigdy się nie goją. Niby niewidoczne, a na zawsze." - i w którymś momencie wypełzną, silniejsze niż wcześniej. Czyż to nie jest swego rodzaju motor , napęd naszych dzialań, decyzji, czasem, z boku totalnie irracjonalnych? A jaka pozywka dla piszących :)

To walenie w ścianę to taki "smaczek" w tekście, swego rodzaju pointa o nie jednym dnie.
Twoje teksty czyta sie płynnie i do końca, bo gdzieś między wierszami kazdy znajdzie coś co może zaobserwoac wokół ale przede wszystkim dlatego, że zawsze odnajdzie gdzieś, choćby tylko odprysk ale kawałek siebie i nie zawsze chce przyznać jak jest on duży.
Pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 19.02.2011 12:58
Dziękuję bardzo. Niestety mój tekst się tutaj rozrasta. Nie tylko z powodu przypominania sobie prototypów tej postaci, ale też aby Ludwik W. nie był tak jednoznaczny. Próbuję ocieplić jego wizerunek, bo mi go żal.
Jovovich dnia 15.04.2014 12:36
Witam Pani Krystyno :)

Wczoraj dopiero wyszperałam informację o zainicjowanym przez Panią konkursie na PP. Z komentarzy pod tekstem, dowiedziałam się, że fragmenty książki, która jest nagrodą, znajdują się na portalu. Zaczęłam czytać. Pochłonięta treścią, nie zauważyłam nawet kiedy zegar wskazał trzecią nad ranem :)

Jestem zachwycona Pani pomysłowośią, stylem i lekkością pisania.

Być może żaden z moich tekstów jak dotąd nie zwrócił Pani uwagi, ale byłabym bardzo wdzięczna, gdyby zechciała Pani zerknąć choć na jeden i wyrazić opinię.

Pozdrawiam serdwcznie :)
neestix dnia 29.07.2014 00:09 Ocena: Świetne!
Jest tu bardzo wiele, chwytasz wątki wielopłaszczyznowo. Ten fragment nie jest tekstem do poduszki, przynajmniej dla mnie (każdy czyta inaczej, zwraca uwagę na inne rzeczy), ale to dobrze. Jest nad czym myśleć.
Bardzo w moim guście. Mechanizmy typowo ludzkie - trudno się nie utożsamić - podane w piękny sposób. Zachwyciłam się. :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:80
Najnowszy:wrodinam