7 lipca. Moje osiemnaste urodziny. Dzień, w którym stawałam się wolna. Od przeszłości, od zobowiązań, kłamstw. I od prawdy.
Wczesnym rankiem, skoro świt, chwyciłam torbę, zarzuciłam gitarę na plecy i wyszłam cicho przez tylne drzwi. Kilka ostatnich wdechów. Parę sekund dla zakodowania wszystkich zapachów tego domu. Będę wracać tu w snach.
- Do końca miałem nadzieję, że zmienisz zdanie… - usłyszałam za sobą, pomimo skrzypienia kurtki. W życiu bym nie przypuszczała, że będzie próbował mnie zatrzymywać.
- Dlaczego miałabym je zmienić?
- Choćby z miłości do nas? Łamiesz matce serce.
Zaśmiałam się głośno. Zawsze taki był. Nigdy nie potrafił przyznać się do błędu. Wyniosły pan Wolny, zimny, bez uczuć, bez wyrzeczeń, bez żalu.
- Matce. Przecież ona zrobiła to samo. Zostawiła cię.
Zamilkł. Widziałam jak spina wszystkie mięśnie twarzy, to ściska, to rozluźnia pięści. Jak walczy ze sobą, by nie powiedzieć czegoś… nieodpowiedniego. By nie uderzyć mnie po raz kolejny, poniżyć, zmieszać wraz z błotem. Mimo wszystko chciał mnie zatrzymać.
- To… ona tego nie chciała. Gdyby wiedziała jak… - zaczął, nie patrząc mi nawet w oczy.
- Dalej wierzysz, że to przypadek? – nie wierzyłam własnym uszom. Nie mógł pogodzić się z porażką, nawet jeśli wszystko na to wskazywało. - Że PRZYPADKIEM przedawkowała?
Patrzyłam, jak moje słowa zadają mu ból. Upajałam się każdą kroplą jadu w nich zawartych. To była zemsta, za mnie, za matkę. Za to spieprzone życie.
- Tyle razy uciekała, chciała odejść. Ale ty potrafiłeś ją znaleźć wszędzie. Nie miała gdzie się ukryć. A jednak ci uciekła. Tam, gdzie nie możesz już jej dosięgnąć.
Rzucił się w moją stronę. Był taki przewidywalny. Nie dam mu się więcej tknąć – powtarzałam. – Nigdy.
- Teraz ja odchodzę. Nie znajdziesz mnie – poczułam jak dziwna kropla ryła we mnie parząc. Ja płaczę? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałam.
- Nie uciekniesz od tego, kim jesteś.
- I tu się mylisz. A wiesz dlaczego? Bo nie ma już Klary Wolnej. Jest… wolna.
Odwróciłam się, muskając palcem wilgotny policzek. On nie jest tego wart. Zasłużył sobie, by zostać sam. Zasłużył… - powtarzałam sobie, coraz mniej w to wierząc. Starał się mnie wołać, lecz nie powstrzymał mnie przed niczym. To jest moje życie, nie popełnię tego samego błędu, co mama. Nie będę niewolnicą.
Założywszy słuchawki na uszy, wchodziłam z każdym kolejnym krokiem w swoich ulubionych trampkach w nowy i, mam nadzieję, lepszy świat. A przynajmniej w jego namiastkę.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Nennece · dnia 20.02.2011 20:18 · Czytań: 902 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: