Proza »
Obyczajowe » Krzyk o... Każdy musi mieć swe niespełnienie i za nim gonić Cz.2
Krystyna Habrat
XXVI MARIA.
Któregoś dnia Maria, po powrocie z pracy, zastaje pod drzwiami matkę. Jak ją tu odnalazła?!
- Musisz wrócić. Tak się nie robi - mówi od progu, kiedy Maria w milczeniu bierze od niej płaszcz.
- Tak się nie robi - powtarza, kiedy córka zdejmuje futro, odsłaniając żółtą suknię.
- Jestem szczęśliwa - wyznaje na koniec Maria po cichu, ale matka wyczuwa w tych słowach drżenie, więc odpiera:
- Miłość nie jest aż tak ważna. Przynajmniej nie, gdy się dobiega czterdziestki.
Maria krzyczy, jakby chciała zagłuszyć nie tylko słowa matki lecz i własny niepokój:
- To wasza wina! Rozdzieliliście nas kiedyś...
- Ależ, Szymon sam tak zadecydował! Stryj Seweryn tylko go spytał, czy myśli o tobie poważnie. Na to on, że jest w tobie zakochany, ale najpierw musi osiągnąć coś na drodze artystycznej. Nie myśli o kapciach w domowym zaciszu. Wtedy Seweryn doradził, aby ci nie zawracał głowy, bo masz przed sobą maturę i potrzebujesz spokoju do nauki. I on potulnie zniknął. A przecież mógł wrócić jak skończył te swoje studia. Mógł i wcześniej! Gdyby tylko chciał. Nie słyszałam, żeby został sławnym malarzem. Podobno żeni się, rozwodzi.
Na te słowa Maria znieruchomiała. To zupełnie zmieniało znaną jej z opowiadań scenę ze stryjem. Zaniepokojona matka stara się ją udobruchać.
- No, nie gniewaj się. Prawda czasem boli. Ale pomyśl o sobie. Jak będzie dalej. Czy z twojej biurowej pracy dasz radę wyżyć? A co z Irminą? Pomyśl, naprawdę chcesz rozbić swoje i jego małżeństwo?
- Szymon beze mnie nieszczęśliwy! I ja bez niego! I wcale to nie podrywacz, uwodziciel. Żonę ma pierwszą...
- Szczęśliwy, nieszczęśliwy... Takie jedno słowo ci wystarcza?
Maria tylko kiwa głową raz jeden.
- Wszystko chcesz zniszczyć dla tego jednego słowa? Gdzie zatem on? Pokaż, jakie to wielkie szczęście?!
Maria milczy. Każda odpowiedź byłaby zła. Matka ciągnie więc swoje. Ale ona nie słucha Siedzą ciągle przy pustym stole. Jakoś nie pasuje w tej chwili stawiać tu szklanek z herbatą czy kawą. Może za chwilę.
Na razie Maria musi rozważyć, czym właściwie jest miłość. Im usilniej o tym myśli, teraz przy matce, tym mniej rozumie, dlaczego dla takiego uczucia zburzyła całe swe życie?
Matka widząc jej zafrasowanie również milknie. Dopiero po chwili szepcze, co wychodzi jak syczenie węża:
- A Henryk taki dobry. Było ci z nim dobrze. Nie możesz zaprzeczyć. Nigdy nie narzekałaś. On cię na rękach nosił.
Maria zrywa się, by zaparzyć kawy. Pragnie, żeby choć stół nie był tak żałośnie pusty. Całkiem jak jej obecne życie, kiedy wciąż czeka i czeka na Szymona. A jeśli on naprawdę kłamał? Jak spojrzeć mu w oczy? A matce? Córce? Innym?
W tej chwili żal jej męża. Myśląc o nim, nieoczekiwanie czuje coś tkliwie gorącego, pełnego rozpaczy. Wobec męża? Czyżby miłości mogło być kilka? Każda o innym obliczu? Uciekła tutaj w pogoni za szczęściem. Ale tego szczęścia za mało!
Zapatrzyła się w kuchni na płomień gazu pod czajnikiem. Drgnęła, czując rękę matki, dotykającą jej ramienia.
- Heniu chce żebyś wróciła... Wyjedziecie gdzieś daleko... Przecież go kochałaś. Tak mówiłaś, ile razy pytałam.
Maria milczy i rozgląda się nieprzytomnie, jakby myślami była daleko. Wyciąga filiżanki, ale jakby nie wiedziała, co z nimi zrobić. Matka zauważa, że w szafce są tylko dwie. Sama nasypuje do nich kawy rozpuszczalnej z puszki i nalewa wody. Przenosząc je do pokoju, myśli, że córka nie ma tu tacy ani ekspresu do kawy. Ubogie to jej gospodarstwo. U męża miała luksusy. Lubiła się stroić i sobie dogadzać. Wyrzucała pieniądze na głupstwa.
Maria siada przy stole. Powoli się uspakaja. Gorąca kawa koi jej rozterki. Wydaje się najwspanialszym na świecie napojem. Pod wpływem jej ciepła wszystko w środku zdaje się tajać, łagodnieć spokojem.
Jeszcze przed chwilą nie przypuszczała, jak bardzo łaknie spokoju. Nie pustych dni, wyglądania Szymona, płaczu w poduszkę i nasłuchiwania świergotu krążących wokół okna czarnych jeżyków. Z Henrykiem wszystko byłoby prostsze. Będzie wiedziała, co robić każdego dnia. I nic więcej się nie wydarzy. Aż do śmierci. Tylko pustka. Aż taka pustka?!
Nagle zęby jej zadzwoniły w szlochu o filiżankę. Chce to zagłuszyć i mówi pospiesznie:
- Może wrócę ... Ale jeszcze trochę...
- Co ludzie powiedzą?! Na razie kłamiemy, że wyjechałaś na kurs... Przecież nie masz tu szczęścia...
- Nie mów tak....
Matka kręci w dezaprobacie głową, jakby chciała się od czegoś opędzić. Marii jej żal. Ale wrócić i pociągnąć dzień za dniem wszystko to samo, jeszcze ją mierzi. Tylko, czy z posady sekretarki starczy jej długo na opłacanie wynajmowanego mieszkania? Liczy teraz każdy grosz i musi, niestety, ograniczać wydatki na stroje i jedzenie. Te przyziemne sprawy są zabójcze dla wielkich zamierzeń. Szaleństwem jest - myśli - porywać się na realizację czegoś zbyt trudnego, na spełnienie niespełnialnego. Może lepiej żyć chowając w zakamarku serca swe niespełnienie i przyglądać się temu z nostalgią w samotności, czarną nocą.
Siedzą długo bez słowa. Matce nie daje spokoju obraz dwóch samotnych filiżanek w szafie. I to u Marysi zbierającej z upodobaniem porcelanę Rosenthala albo ćmielowską. A teraz ma tylko dwie. Jednak to tyle, ile trzeba. Dla niej i Szymona...
Starsza kobieta podrywa się. Nie ma tu co siedzieć! Nic to nie da!
Maria długo patrzy za odchodzącą. Nie chciała, by ją córka odprowadzała. Trudno byłoby się dalej żegnać. Zresztą ludzie patrzą.... Mówiąc to, szybko się odwróciła.
Maria czuje, że mama broni się przed łzami.
Znikła za rogiem przygarbiona. Bardzo przez czas niewidzenia wychudła. Pewnie się zamartwia.
Jakoś trudno wracać do mieszkania na poddaszu. Nie może sobie znaleźć miejsca. Wciąż stoi jej przed oczami smutna twarz matki i jej wychudzona postać. Gryząc chusteczką, chodzi z kata w kąt i powtarza machinalnie raz po raz:
- Mamo, nie martw się! Ja jestem szczęśliwa! Jestem szczęśliwa! Jestem!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krystyna Habrat · dnia 12.03.2011 08:41 · Czytań: 1033 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: