Palec między drzwiami - hustlereq
Dla użytkownika » Piekło » Palec między drzwiami
A A A
I. Nasz facet.

Lubię zapach późnego lata, kiedy nieśpiesznie udaję się do pracy. To coś jakby samooczyszczenie przed nadciągającym, trudnym dniem. Mam wrażenie, że świat jest cudowny, że ludzie się uśmiechają nie mając żadnych problemów. Wiem, wiem – złudne wrażenie. Ale to takie przy...

Urwałem myśl w pół słowa, bo pod biurem widać jakieś zamieszanie. Kilkoro gapiów, Aśka załamująca ręce i Grześ klepiący ją po plecach. Udławiła się, czy jak?

- Czołem! - wrzasnąłem na powitanie.

Zbiorowisko jak na komendę odwróciło w moim kierunku głowy.

- Jak dobrze, że jesteś! - Aśka rzuciła się w moim kierunku – Zobacz! Tam coś jest!
- Gdzie? - zapytałem ostrożnie. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, że Aśka mnie wkręca.
- No patrz! - pokazała palcem.

Drzwi do budynku były otwarte. Drzwi do piwnic również. W środku panował kompletny mrok.

- Przecież tam poza smrodem niczego nie ma – stwierdziłem.
- Ależ jest, jest! Idź tam! - Grześ popchnął mnie lekko w kierunku „otchłani”.

Spojrzałem pytająco na Aśkę.

- O nie! - wyjąkała – Ja tam nie pójdę, bo się boję! Zresztą to powinni załatwiać faceci!

Aśka schowała się za plecami Grzesia. Nie pozostawało nic innego jak wejść do środka i zbadać całą sytuację. Na samą myśl przebywania z niezidentyfikowaną istotą w jednym pomieszczeniu zrobiło mi się gorąco. Do tego jeszcze ten dziwny zapach. Coś jak tania woda kolońska pomieszana z...

- Aaaaa! - rozległo się nagle. Wydawało mi się, że coś znalazło się pod moją stopą. Towarzyszący temu odgłos był niczym charczenie jakiegoś potwora. Plecy momentalnie oblał mi zimny pot. W panice rzuciłem się do wyjścia.

- I co? I co? - zapytała Aśka.
- Ja tam więcej nie pójdę! - oznajmiłem szczękając zębami.
- Ale co, jest, czy nie ma? - Grześ nie dawał za wygraną.
- Idź i sam się przekonaj!

Grześ nie przychodził. Z minuty na minutę sprawa wydawała się być coraz bardziej poważna. Podczas gdy Aśka niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, ludzie zaczęli spekulować.

- A może Grześka zagryzł szczur? - rzuciła znienacka Aśka.
- Jaki szczur? Co ty mówisz? - zdziwiłem się.
- Wiesz, bo oglądałam na Discovery taki program, że jak są szczury, to one mogą urastać do bardzo dużych rozmiarów! I mogą nawet zjeść kota. A Grześ wcale nie jest duży, i...

Tyradę słów Aśki przerwał Grześ.

- To się nawet na serwis lokalny nie nadaje! - sapnął.
- Ale co?! Mów! - zażądała Aśka.
- Mów, mów! - przyłączyłem się ochoczo.
- Tam leży jakiś facet. Żyje, ale chyba jest „nagrzany”.
- No to faktycznie newsa mieć nie będziemy – posmutniała wyraźnie Aśka.
- Słuchajcie, ale trzeba chyba wezwać pogotowie – zacząłem – Albo chociaż straż pożarną! Co będzie jak mu się coś stanie i później jego duch będzie nas straszył w „otchłani”? Czekaj, jaki to był numer?

***

Zdumiewające. Przyjechały wszystkie służby. Sanitariusze nieśpiesznie wyciągnęli faceta na chodnik przed budynkiem. Widać było, że zdążył już zmarnować sobie życie. Na oko mógł mieć najwyżej 30 lat. Co on tam robił? Jak się tam dostał? Jak się nazywa? Kim jest? Jak mu pomóc? Pytania mnożą się w nieskończoność. Pytania bez odpowiedzi...

Jakie znaczenie ma w obliczu tej sytuacji fakt, że dwa serwisy pod rząd nie wyszły? Kogo to obchodzi? Może facet przeżył jakąś tragedię? Takie „nic, tylko się zapić na amen”? Co by się stało, gdyby mnie zdarzyła się taka sytuacja? Podniósłbym się? A może nie warto się nawet nad tym zastanawiać? Pewnie nawet już go więcej nie zobaczę... Zaraz...

Aśka wymachiwała rękoma przed moimi oczami. Fakt, zamyśliłem się.

- Co jest? - zapytałem.
- On siedzi na dole!
- Kto?
- No, ten facet! - Aśka nie mogła powstrzymać podekscytowania.
- Ale gdzie „na dole”?
- No, pod wejściem! Na chodniku!

Zerwałem się na równe nogi.

- Dzwoń do Urzędu Miasta i pytaj, jak mu pomóc! - rzuciłem szybko wybiegając z pokoju. Zdążyłem tylko zobaczyć Aśkę stojącą z otwartą buzią, tak jakby zawiesił jej się system.

Faktycznie. Facet siedział na chodniku, oparty o mur budynku. Wyglądał jakby spał. Kto go tu zostawił?! Potrząsnąłem go lekko za ramię. Bez skutku.

- Proszę pana... - zacząłem.

Facet się nie ruszał. Pomyślałem nagle, że może dopiero teraz umarł i oskarżą mnie, że coś mu zrobiłem. Zmroziło mnie. Rzuciłem się w ucieczce na piętro. Zdyszany wpadłem do pokoju.

- To szczyt wszystkiego! Łaski bez! - wrzeszczała Aśka, po czym rzuciła słuchawkę na widełki - Ty wiesz, co to babsko mi powiedziało?
- No?
- Że oni się tym nie zajmują, że facet powinien iść na odwyk.
- No to akurat prawda.
- Ale ona była okropnie niemiła! Zapytałam się jej, kto ma go skierować na ten odwyk, skoro nawet nie wiadomo kto to jest, a ona na to „jak go pani nie zna, to co się pani tak interesuje”? Kumasz?

Myśleć, myśleć... Co zrobić w tej sytuacji...

- Ty, a może zadzwoń do jakiegoś księdza?
- Pffff – spięła się Aśka – Jak trwoga to do Boga? Niech Państwo coś z tym zrobi. Przecież on jest chyba Polakiem?
- Wygląda. Ale co, że niby ksiądz to źle?
- No nie, ale jak ksiądz zobaczy, że facet jest pijany, to mu nie pomoże. Jeszcze rzuci na niego jakąś klątwę i dopiero wtedy będzie... Zresztą, czekaj. Idę go obejrzeć.

Gdzie zadzwonić... Do kogo się zwrócić? Myśleć... Myśleć...

Zacząłem szukać informacji w internecie. Kiedy zdążyłem znaleźć informacje o „Ośrodku Pomocy Społecznej”, Aśka wróciła z impetem.

- On mruga oczami! - oznajmiła z zadowoleniem w głosie.
- Że niby ten facet?
- No! Rozmawiałam z nim nawet!
- Jak to? I co? I co ci powiedział?
- Że ukradli mu wózek!

Zdębiałem. Wózek? Jaki wózek? W pośpiechu zbiegłem na dół. Facet był w pełni przytomny. Na mój widok skrzywił się w bezzębnym uśmiechu.

- Proszę pana – zacząłem – Może mi pan powiedzieć, jak się pan nazywa i dlaczego pan leżał w naszej piwnicy?

Facet przestał się uśmiechać.

- Ukradli mi wózek.
- Jaki wózek?!
- Inwalidzki.
- Ukradli? Znaczy kto?

W tym miejscu zaczęła się przerażająca historia. Facet jest niepełnosprawny i do tego ma raka. Ponieważ to ostatnie stadium choroby, bierze „Tramal” (taki silny środek przeciwbólowy), bo łatwiej go aplikować (No tak! Dlatego wyglądał jak pijany!). Już dawno rodzina wyrzuciła go na bruk, bo „po co robić sobie kłopot”? A facet na wózku jeździ sobie to tu, to tam. Dzień i noc. Na „Tramalu”.

- I jak mnie trzepło w łeb, to musi spadłem z wózka. Jak się obudziłem, to wózka już nie było. Leżał żem na chodniku.
- I co było dalej? - zapytałem ogromnie przejęty.
- Jak naszły deszcze, to wczołgłem się pod tą klatkę. A później do piwnicy, bo musi ktoś zostawił drzwi otworem.

Wszystko nagle stało się jasne i proste. W ciągu kilku minut Aśka znalazła tani, używany wózek na Allegro, a Grześ pojechał go odebrać. Mnie – o dziwo bez trudu - udało się załatwić miejsce w pobliskim hospicjum. Wystarczyło chcieć. Płakaliśmy nawet trochę, kiedy „nasz” facet machał nam ręką z okna. Zmarł kilka tygodni później. Choć nie było zupełnie słychać o nim na zewnątrz, był naszym „prywatnym newsem numer 1”...

Idąc co rano do pracy, z nieśmiałym uśmiechem wciągam w nozdrza zapach kończącego się lata. Wszystko wydaje się piękne i proste. Wystarczyło raz spróbować pomóc komuś zmienić jego życie, wetknąć palec między drzwi. Jak się okazuje, nie pierwszy i nie ostatni raz...

II. Dziecko z promocji.

Dziecko wierciło się niespokojnie siedząc na biurku. Podczas gdy Aśka - klęcząc na podłodze jak pokutnica - sepleniła do niego coś w stylu „ciu, ciu, a gdzie sjoćka kaśkię waziła, cio?”, Grześ stał w drzwiach jak słup soli. Na to wszystko wpadłem ja. Wpadłem i oszalałem z zachwytu!

- Rany Boskie! - wrzasnąłem - Urodziłaś dziecko!
- Cicho, bo go przestraszysz – Aśka pogroziła mi palcem – To nie moje.
- Aha – zreflektowałem się – Znaczy pilnujesz, tak?
- Nie, znalazłam.
- Że jak?!
- Znalazłam w hipermarkecie.

Grześ zaczął się histerycznie śmiać. Ja też.

- Jak to „w hipermarkecie”? - zapytałem przez łzy – W promocji było, czy jak?
- Uwaga, wyprzedaż! Nieużywane dzieci można nabyć w sektorze „gie”! – zarechotał Grześ.
- Ej, no! - Aśka zaczynała być wyraźnie zła.
- No co, znalazłaś sobie dziecko i...?
- I zabrałam do domu...

Śmiech ugrzązł nam w gardłach. Przez chwilę zrobiło się zupełnie cicho. Miałem wrażenie, że w tej konsternacji Grzesiowi włosy stanęły dęba.

- Że co zrobiłaś? - wyjąkałem.
- Zabrałam do domu.
- Matko Boska! Porwałaś dziecko! - Grześ zamrugał powiekami, po czym łapiąc się za głowę wybiegł z pokoju.

Zdębiałem. Aśka – porywaczka. A to ci nowina! Koleżanka zza biurka okazuje się być przestępczynią! Jest kidnaperką! Koniecznie trzeba to podać jako news w „lokalu”! Jak ogłosimy, że serwisantka radia „FeEl” porywa dzieci w hipermarketach, najpewniej wszystkie sklepy w okolicy zbankrutują z powodu braku odwiedzających je matek z dziećmi! W obliczu takiej „rewelacji” nawet kłótnie polityków przestają być problemem. Aśka pytająco patrzyła w moją stronę.

- Ty jesteś pewna, że to nie twoje? - zapytałem w akcie desperacji. Oburzyła się natychmiast.
- Chyba wiem czy moje, czy nie! - wycedziła przez zęby – Zresztą co to ciebie obchodzi?!

Załamałem ręce. Pewne było, że należy z tym natychmiast coś zrobić.

- A kiedy to było? - zapytałem.
- Wczoraj, jak pojechałam po zakupy.
- I?
- No i jak się zastanawiałam, który wziąć papier toaletowy – ten z pieskami, czy ten w groszki - to to dziecko wylazło zza półki.
- Rany Boskie! I je sobie wzięłaś? Ot tak? Po prostu?
- No nie, nie od razu. Najpierw pomyślałam, że jakaś matka je zgubiła. Obeszłam cały hipermarket, a później zgłosiłam się do informacji, żeby nadali komunikat.
- I co? - zapytałem zaciekawiony.
- No i czekałam aż do zamknięcia hipermarketu.
- I nic?
- Nic.
- A później co?
Dziecko zrobiło się śpiące, więc je zabrałam do domu. Ty wiesz, jak on słodko spał? Taki mały, rozkoszny bobasek... Myślisz, że mogłabym go zatrzymać?
- Na razie nic nie myślę. Wiem tylko, że masz kłopoty. Po jaką cholerę zabierałaś tego brzdąca?!
- A co, miałam go na noc zakopać w koszu ze skarpetami, albo zostawić samopas, żeby go jakiś pedofil porwał?!
A co na to pracownicy informacji? Dali ci zabrać dziecko, ot tak?
- Najpierw prosiłam, żeby ktoś się nim zajął, ale babsko od komunikatu stwierdziło, że to nie przechowalnia, i że przeze mnie spóźni się na ostatni autobus do domu.

Najwyraźniej Aśka postąpiła słusznie, choć zupełnie niewytłumaczalne było, dlaczego nie wezwała od razu policji.

- Powinniśmy natychmiast zgłosić to na komisariat – stwierdziłem tonem nieznoszącym sprzeciwu – Co będzie, jeśli jego matka go szuka?
- A jak on nie ma matki?
- Jak to nie ma? - zniecierpliwiłem się – Przecież z jaja się nie wykluł!

Aśka posmutniała. Widać było, że pokochała to dziecko od pierwszego wejrzenia. Jakby od niechcenia zreflektowałem się, że Aśka nie ma przecież własnego potomstwa. Niebrzydka, zawsze atrakcyjna mogła już dawno wyjść za mąż, ale jakoś chyba się nie złożyło. W jej przypadku okazuje się nieustannie, że żaden facet na „radio” nie leci. Kiepska sprawa...

Podniosłem słuchawkę telefonu i wykręciłem numer najbliższego komisariatu. Przez chwilę oczekiwałem na połączenie.

- Komisariat policji, słucham – odezwał się znudzony męski głos.
- Yyyy – wyjąkałem zupełnie nie wiedząc, jak zacząć sprawę.
- Słucham?
- To jest... Yyyy, dzień dobry. Dzwonię z...

W tym momencie do pokoju wbiegł Grześ.

- Ludzie! - wrzasnął na całe gardło. Natychmiast odłożyłem słuchawkę.
- Co? - zapytała lekko przestraszona Aśka.
- Dziecko!
- Ty też? - wyjęczałem czując, że od tego wszystkiego zaczyna mnie boleć głowa.
- Nie! To znaczy... Już wszystko wiem! Właściciel dziecka się znalazł!
- Jaki właściciel?! - żachnęła się Aśka – Że to niby jakiś przedmiot jest? Gdzie jest ten drań?! Jak go dorwę, to tak mu...
- Czekaj! - przerwałem – Gdzie jest ten właściciel?
- Na komisariacie! Całe miasto szuka tego dziecka!

Aśka wyraźnie pobladła.

- Że niby ktoś zgłosił zaginięcie?
- Tak! On zgłosił! Ale to jakiś menel jest. Wiesz, taki z tego „Meksyku” za miastem. Wczoraj zgarnęli go za kradzież w hipermarkecie. Teraz za to beknie, a dzieciaka zamkną pewnie w domu dziecka.
- Naprawdę?! - Aśka zamrugała powiekami uśmiechając się szeroko.
- A ty co? To niby takie radosne jest? - zapytałem zdegustowany.
- No nie, ale wtedy mogłabym go zatrzymać! - klasnęła w dłonie - Są szanse, są szanse!

Nieoczekiwanie Grześ zaczął zanosić się od śmiechu. Widząc nasze zdezorientowane miny, pokazywał palcem w kierunku biurka, z którego na wykładzinę ściekała strużka mętnej substancji, tworząc wciąż powiększającą się plamę. Malec zaczął płakać.

O w mordę! Sika! - jęknąłem. Aśka poczerwieniała ze wstydu.
Przepraszam! Zapomniałam kupić mu pieluchy – wyszeptała.

***

Ojciec dziecka był okropny! Wielka, czerwona, ogorzała gęba - z której świat lustrowały dwie, rozbiegane gałki oczne – sprawiała, że jeszcze długo na samo wspomnienie tego typa, Aśka dostawała dreszczy. Na szczęście komendant ze spokojem przyjął nasze wyjaśnienia w sprawie dziecka i już po godzinie mogliśmy wrócić do biura.

Zgodnie z przewidywaniem Grzesia, szkraba – zaopatrzonego przez Aśkę w trzy paczki pampersów - zabrano z komisariatu do „Domu Małego Dziecka”. O dziwo, Aśka nawet się nie zmartwiła. Lakonicznie stwierdziła tylko, że będzie walczyć, bo „ta 'promocja' to jest w istocie dar z nieba”.

Wszelkimi siłami próbowaliśmy uświadomić koleżankę, że lepiej będzie poszukać dla malucha rodziny zastępczej. Jako, że Aśka od rana do wieczora uwięziona jest w newsroomie, nie umieliśmy znaleźć odpowiedzi na pytanie, kto się będzie brzdącem zajmował. Ale Aśka była nieugięta. Dzisiaj myślę, że w mgnieniu oka odnalazła swoją misję. A może obudził się w niej instynkt macierzyński?

Po ojcu dziecka słuch wszelki zaginął. Kiedy rozpoczęły się rozmowy Aśki z ośrodkiem adopcyjnym, o uszy obiło mi się, że „tatuś” siedzi w więzieniu. Wprost nie mogłem się nadziwić, że sąd zadziałał ekspresowo i zamknął go za kratkami. Tyle można przecież usłyszeć o ciągnących się przez lata sprawach...

Aśki nie ruszał ani wywiad środowiskowy, ani złośliwe komentarze rodziny. Nie złamało jej nawet widmo ewentualnego problemu „co będzie, jak facet wyjdzie na wolność”. Pamiętam, jak powiedziała kiedyś nieoczekiwanie, że kupiła sobie młotek. Na wszelki wypadek. Publicznie rozkleiła się tylko raz, słysząc słowa kobiety z ośrodka adopcyjnego: „musisz chcieć być jak najlepszą matką, dla dobra tego dziecka”. Byłem tam wtedy z nią. Widziałem...

Przyznaję, z takiej strony jej nie znałem. Matka - bohaterka... Pomaga jej ponoć świadomość, że przez ten etap przejść po prostu musi. Dziecka z „promocji” reklamacja przecież nie obejmuje...

III. Berecik.

Zadziwiające. Wszystko jakoś się kręci. Nawet mimo nowego prezentera, który już pierwszego dnia zdołał rozwalić kompletnie system emisyjny. Kto go wpuścił na antenę?! Przerwaliśmy nadawanie programu na kilka godzin... Od tego zamieszania Gucio wyłysiał pewnie do reszty... Dobrze, że nie muszę go oglądać na żywo. Zaiste, to istny dramat mieć takiego szefa jak on!

- Aśki już dzisiaj nie będzie – rzucił Grześ, przerywając moje zamyślenie.
- Coś się stało? - zapytałem.
- Nic. Pojechała do ośrodka adopcyjnego, załatwia coś w sprawie Kubusia. Aaaa! A w ogóle dzwoniła jakaś kobieta z hospicjum i pytała, czy mogą zatrzymać wózek po „naszym facecie”. Słuchaj, jadę do studia. Przywieźć ci coś z miasta?
- Nic nie chcę, dzięki. A w sprawie wózka, zadzwoń do Aśki.
- Jasne! - odparł wesoło Grześ, znikając za drzwiami.

Uśmiecham się do siebie. Aśka nie jest jeszcze matką w pełni, a już nazwała „swoją” pociechę. Choć nadała malcowi imię „Kuba” na cześć doktora Burskiego z „Na dobre i na złe” (w którym się pewnie podkochuje), po „akcji biurkowej” całe radio ochrzciło brzdąca mianem „Paprocha”. Wszyscy pytają „jak się ma Paproszek”, „kiedy zamieszkacie razem z Paprochem”, „a kiedy Paproszek pójdzie do przedszkola?”, i tak dalej. Wdzięcznie? Wszystko sprowadza się do...

Przerwałem tok myślowy, bo w drzwiach newsroomu z impetem pojawiła się Aśka. Czerwona na twarzy, z błyszczącymi oczami.

- Dzwoń po policję! - wrzasnęła.
- Zwariowałaś? - zapytałem na powitanie.
- Dzwoń! - jej zdenerwowanie sięgało zenitu. Dopiero po chwili spostrzegłem, że Aśka trzyma w prawej dłoni czyjeś włosy. Zdębiałem.
- Co tym masz tam w ręce? - zapytałem skonsternowany.
- Ta franca chciała mnie rozjechać! - wyrzuciła z siebie tonem oskarżenia.
- Jaka franca? Kto?
- Patrz! - Aśka była wyraźnie rozgniewana.

Jednym szarpnięciem wyrzuciła włosy, a wraz z nimi chude ciało na środek pokoju. Nie ruszało się.

- Co to jest?! - zapiszczałem.
- A skąd ja mam wiedzieć? Chciała mnie przejechać na przejściu dla pieszych! Dzwoń po policję!
- Na jakim przejściu?! Co ty znowu zrobiłaś?!

Ciało nadal się nie ruszało.

- Szłam przez pasy na parking, a ta franca tak mnie najechała na pasach, że aż się przewróciłam!
- Może deszcz padał i ślisko było?! – zapytałem przezornie.
- Jaki deszcz?! Upał 40 stopni, a ty mi z deszczem wyjeżdżasz! - wrzasnęła Aśka wyraźnie zirytowana – Dzwoń po policję!
- Czekaj! - zreflektowałem się – Ona się nie rusza! Jak ty ją tu zabrałaś? Trzeba sprawdzić, czy oddycha! Nauczyłem się tego w ogólniaku na „przysposobieniu obronnym”.
- Zwariowałeś! Nic się jej nie stało! Ciągnęłam ją tylko za kudły!
- Skąd?!
- Z Waszyngtona.
- Matko Boska! - jęknąłem – Przecież to na końcu miasta!
- Co miałam zrobić?! Jeszcze by mi uciekła! W końcu siedziała w samochodzie!
- Ty mi chyba nie chcesz powiedzieć...
- Tak! Wyciągnęłam ją z samochodu! - Aśka zmarszczyła brwi – Nawet nie stawiała oporu.

Też bym nie stawiał, gdyby ktoś mnie wyciągał za włosy z własnego auta...

- Musiałam się bronić – ciągnęła dalej Aśka – W końcu jako przyszła matka muszę uważać na siebie! Rozjechana matka to już nie jest matka przecież...
- Czekaj! – machnąłem ręką - Sprawdźmy najpierw czy oddycha, a później się zastanowimy co dalej.

Uklęknąłem przy „zwłokach”. Zwłoki miały mokre oczy. Widać działania Aśki były bolesne. Zbliżyłem ucho do ust „ofiary”. W wielu filmach widziałem, że zbliża się lusterko do ust zwłok, żeby sprawdzić, czy oddychają. Nie miałem lusterka, ale za to nadzieję, że usłyszę cokolwiek.

Na oko kobieta mogła mieć sześćdziesiąt parę lat. Agresywny makijaż sprawiał, że wyglądała kuriozalnie. Trochę wysuszona i pomarszczona - jak zerwana dawno temu z drzewa śliwka – miała podkreślone mocno oczy, a na ustach zastygłych w grymasie - grubą warstwę szminki. Wyraźnie nie oddychała.

- Ona nie żyje! - spanikowałem – Trzeba jej zrobić reanimację!
- Mam to w dupie ! - zawyrokowała Aśka, odwracając się ostentacyjnie plecami – Dzwoń po policję!

Pamiętałem z „ogólniaka”, że na cztery uciśnięcia mostka należy zrobić jedno „usta-usta”. Zrobiło mi się słabo. Gdy drżącymi rękami rozpiąłem trzy guziki koszuli „ofiary”, ta nagle odzyskała życie.

- Gdzie mnie z tymi łapami! - zachrypiała.

Zimny pot oblał mi plecy. Nawet Aśka spojrzała zaciekawiona. W zażenowaniu cofnąłem dłonie.

- Yyyy – wyjęczałem – Ja nic nie robię!
- Jakie nic?! Pokusa jest dziełem szatana! - fuknęło „ciało” siadając.

Najważniejsze, że żyła. Że też tylko mnie zdarzają się takie chore historie! Aśka zacisnęła usta w złośliwym grymasie.

- Gdzie jest mój beret?! – zasyczało „ciało”, dotykając swoich zmierzwionych włosów.
- Jaki beret? - zapytałem nie rozumiejąc pytania.

„Ciało” usiadło, rozglądając się na wszystkie strony.

- Gdzie ja jestem? - zapytało w odpowiedzi, podczas gdy Aśka nadal trwała w niemej pozie.
- W radio.
- Bóg wysłuchał moich próśb! - wrzasnęło ciało przewracając oczami i wznosząc jednocześnie dłonie ku górze. Sytuacja była tak kuriozalna, że razem z Aśką zaryczeliśmy ze śmiechu. „Ciało” zmarszczyło czoło.
- Boga w sercu nie macie?! - zapytało z jazgotem – Napiszę skargę do „Ojca Dyrektora”!

Zrozumiałem w jednej chwili. Aśka zdębiała.

- Pani się myli... - zacząłem - „Ojciec Dyrektor” to nie ta bajka.
- Jaka bajka?! - wrzasnęło „ciało” - Ludzie! „Ojciec Dyrektor” walczy ze złem jak nikt inny, a wy mi mówicie, że to złuda! Szatan was opętał! Tfu, tfu... - splunęło dwukrotnie przez lewe ramię, po czym podrapało się w głowę.

- Włosy mnie bolą! – stwierdziło tonem skargi.

Istotnie. „Ciało” miało wyraźne „ubytki” w tlenionym „upierzeniu”.

- Może się pani czegoś napije? - zapytałem.
- Zapaliłabym sobie.
- A palenie to już nie jest dzieło szatana?! - wycedziła złośliwie Aśka.
- A co to ja jestem niby? Lelum – polelum jakieś? - „ciało” podniosło się z podłogi – Inni to tylko „srutki – prutki” odstawiają i gżą się po krzakach zamiast sławić Pana! Niby dlaczego mam sobie nie zapalić?!
- Bo to grzech! - Aśka była złośliwie kategoryczna – Tak samo jak rozjeżdżanie biednych, bezbronnych kobiet na ulicy. Modlisz się pod figurą, a diabła masz za skórą! Będziesz się smażyć w piekle, ty stara wiedźmo!

„Ciało” po raz kolejny wzniosło dłonie ku górze.

- Boże! Widzisz, a nie grzmisz! Spraw, żeby to dziecko się opamiętało i nie grzeszyło więcej!
- Ta gumka od berecika musiała ciebie za mocno uwierać w główkę! - sapnęła Aśka pukając się palcem w czoło – Od braku świeżego powietrza masz pewnie nieodwracalne zmiany w mózgu!

W tym momencie „ciało” wyraźnie zdrętwiało.

- Wszyscy świeci! - ryknęło łapiąc się za głowę – Mój samochód!

***

Na akcję „ratowniczą” wyruszyły Aśka i „ciało”, które - jak się później okazało – było po prostu panią Helenką. Samochód znalazł się na pobliskim parkingu po kilku godzinach poszukiwań. Został tam odholowany przez Straż Miejską.

Ku zaskoczeniu wszystkich, kilka dni później Aśka pojawiła się w pracy w nowym nakryciu głowy, oświadczając jednocześnie, że „pani Helenka to jest lek na całe zło”. Zdumienie Grzesia i moje było kolosalne.

- Co macie takie głupie miny? Pani Helenka obiecała, że 27-ego pomodli się do św. Moniki, patronki matek w intencji adopcji Kubusia. To na pewno pomoże wszystko przyśpieszyć!

Nagle przesadna pobożność przestała być ważna. Incydent z „ciałem” też przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Pani Helenka stała się ważną, „metafizyczną” częścią układanki. Nagle zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że choć jest pełna karykaturalnych sprzeczności, może mieć swoje niebiańskie układy.

W tym wszystkim najbardziej zdumiewające jest, że pani Helenka pracuje w punkcie skupu złomu. Z Grzesiem obstawialiśmy sklep z dewocjonaliami, albo gotowanie u księdza na plebanii. Pudło!

Bardzo szybko Pani Helenka uświadomiła nam jak ważna jest segregacja odpadów i odnoszenie niepotrzebnego złomu do punktów skupu. Przyznaję, że po drodze udało się jej zawstydzić nas jeszcze na różnych odcinkach wielokrotnie, ale dzięki niej, Aśka, Grześ i ja, w ciągu kilku tygodni staliśmy się wzorem „śmieciowego” porządku. Uwierzyliśmy, że możemy coś zmienić również w tej materii stając się przez pro ekologiczni. I pomyśleć, że ciało samo wstało... I zostało. Przez przypadek i dla przykładu. Niechcący.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
hustlereq · dnia 27.03.2011 14:11 · Czytań: 750 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
wykrot dnia 31.03.2011 01:19
To byłoby znacznie fajniejsze, gdybyś używał mniej odstępów i nie dzielił tak dialogów. W Twojej wersji są bardzo rwane i niespójne. Musisz się zastanowić jaką myśl chcesz przekazać i jej ciągłości nie rozdzielać pauzami, ani odstępami linii.

Ale tak ogólnie, to nie jest takie głupie.
hustlereq dnia 01.04.2011 11:34
Dziękuję za opinię. To dla mnie ważne.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty