Effie Ryann-Mohr, Czarny Płomień cz.2 - Elatha
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Effie Ryann-Mohr, Czarny Płomień cz.2
A A A
Edwina Shanley wpatruje się zamyślona w płomienie, które starannie otaczają drewno wrzucone chwilę temu do kominka. Milczy próbując poskładać w całość usłyszane niedawno informacje. Nadszedł czas, w którym muszą zostać podjęte ważne decyzje. Ona jest na to gotowa, ale nie jej siostrzenica.
- Moja droga, wiem, że się martwisz – sir Gilleabart Mac Clamer wzdycha ciężko siadając obok kobiety. – Czekaliśmy prawie dwieście lat, by warunek twojego przodka został spełniony.
- Tak, wiem – kobieta kładzie swoją dłoń na dłoni wampira i gładzi ją z czułością. – Wolałabym zająć jej miejsce. Jej matka postąpiłaby tak samo.
- Edwino, nie masz mocy i Eleonora też jej nie posiadała – mówi cicho. – Od czasów Ferrisa Ryanna w waszej rodzinie nie urodził się żaden mężczyzna i tak przez niemal dwieście lat. To, aż niemożliwe. I żadna z kobiet, oprócz Effie nie miała mocy. Nie umiem tego wytłumaczyć, choć żyję tyle wieków na tym świecie.
- Mój prapradziadek założył to miasto. Pozwolił wam się tu schronić, żył z wami w zgodzie. Miał trzy wspaniałe córki i wyczekiwał męskiego potomka w rodzinie, aż do swojej śmierci. Zginął jako wampir. Był jednym z was...
- Był wspaniałym człowiekiem i wspaniałym wampirem – sir Gilleabart wpatruje się w obraz wiszący nad kominkiem - dumnego mężczyznę otaczają same kobiety. – Czułem się zaszczycony, że wybrał mnie do tej przemiany. Wiedział, że to właściwe postępowanie, które zapewni przetrwanie ludziom i wampirom. Poświęcił się, by móc lepiej walczyć, ale przegrał. To, co dalej nam zagraża, tak go przeraziło, że postawił warunki dla przyszłego Strażnika z waszego rodu. Miał to być mężczyzna obdarzony mocą. Ale męski potomek przez wieki nie pojawił się w waszej rodzinie. Dopiero Effie, choć jest kobietą ujawniła swą moc. Dla niej zostało ostatnie miejsce.
- Effie nic nie wie! – Edwina ma łzy w oczach. – Nie uwierzy nam.
- Ferris życzył sobie, żeby ten, który zostanie powołany na Strażnika dowiedział się o tym w odpowiednim czasie. Nie jako dziecko, które dorastać będzie z nieustannym lękiem, czekając na wezwanie, ale jako dorosły człowiek, który zna swoją moc. Gdybyśmy potrzebowali pomocy Effie, gdy ta była jeszcze małą dziewczynką nie wezwalibyśmy jej. Spełniliśmy wszystkie prośby Ferrisa. Ale zostało już tylko pięciu Strażników...
- Wiem, Gill, wiem wszystko i akceptuję to! – Edwina opiera swoją głowę na ramieniu wampira. – Kiedy jej powiemy?
- Dzisiaj – mężczyzna dostrzega stojących w ogrodzie Strażników, którzy czekają na wezwanie. – Oni już są. Czas poprosić Effie.
- Powiesz jej o wszystkim? – kobieta wstaje i skłania się Strażnikom. – O przymierzu też?
- Powiem jej wszystko, co wiem – wampir siada w fotelu przy biurku. – Edwino, idź proszę i poszukaj jej. Sam z nią porozmawiam. Potem cię poproszę.
- Dobrze, ale robię to niechętnie. Powinnam być przy tej rozmowie.
- Nie, to nie byłoby dobre dla Effie. Twoja obecność wyzwoliłaby w niej złość – wzdycha niezauważalnie. – Ja z nią porozmawiam.
Stary wampir czeka, aż kobieta wyjdzie. Potem odwraca się tyłem do okna, by nikt nie dostrzegł wyrazu jego oczu, które błyszczą z podniecenia.

Kiedy tylko widzę ciocię Edwinę, natychmiast do niej podchodzę. Wyraźnie cieszy się na mój widok, choć jej uwagę zaprząta coś innego. Jestem pewna, że już wie o incydencie z wampirzycami.
- Ciociu, te wampirzyce chciały mnie ugryźć – mówię szybko, nie chcąc dopuścić do pogorszenia jej nastroju. – Nie wiedziałam, że można je zauroczyć!
- Co takiego? – ciotka patrzy na mnie zdumiona. – Wampirów nie da się zauroczyć. To one mogą nas oczarować, dziecko! Myślałam, że tak elementarne rzeczy zapamiętasz.
- Widać trzeba zweryfikować te informacje – burczę cicho wskazując jej miejsce, gdzie znajduje się staw. – Sama idź zobacz. To tam, gdzie zebrał się ten tłum ciekawskich...
Ciotka Edwina nie mówi ani słowa. Rusza przed siebie pewnym krokiem. Po dwóch minutach jest z powrotem. Wyraźnie zła. Chwyta mnie za ramię i odciąga w stronę domu.
- To twoja sprawka? – pyta już spokojniej. – Użyłaś mocy?
- Najpierw mnie obrażały, a potem chciały wypić moją krew. I jeszcze się śmiały – tłumaczę spokojnie. – Miałam czekać, aż zaczną mnie kąsać? Zresztą moja moc uaktywniła się błyskawicznie, a ja chętnie z niej skorzystałam.
- Cieszy mnie, że znowu używasz mocy – ciotka uśmiecha się jakoś dziwnie, ale zaraz na jej twarzy pojawia się niczego dobrego nie wróżący gniew. – Ale jestem zła, że zauroczyłaś te wampirzyce! Jak mogłaś?!
- A ty słuchałabyś spokojnie, gdyby ci mówiły, że wprawdzie nie jesteś dziewicą i nawet jesteś czysta, ale i tak się tobą posilą?! – mówię trochę zbyt głośno. Na szczęście nikogo nie ma w pobliżu. – Jakby tego było mało mówiły jeszcze inne, o wiele dziwniejsze rzeczy! Z czyjegoś polecenia miały być dla mnie miłe tyle, że najwyraźniej nie miały na to ochoty. Wyrażały się o mnie z pogardą i planowały coś. Bardzo chciały utrudnić życie jakimś strażnikom...
- Strażnikom? – ciocia Edwina wyraźnie blednie. – Tak powiedziały?
- Tak, ciociu – przypatruję jej się z uwagą. – Wiesz, o czym mówiły?
- Tak, Effie, wiem – z ust wyrywa jej się westchnienie, co zdarza się naprawdę rzadko. – Proszę, żebyś teraz udała się do sir Gilleabarta. Chciał z tobą porozmawiać.
- O tym incydencie? – niepokoję się lekko. – Już wie?
- Na pewno wie, ale nie sądzę, żeby się złościł skoro twierdzisz, że to one cię zaczepiły.
- Podejrzane. Dobrze, pójdę tam – odpowiadam z dziwnym przeczuciem, że rozmowa z tym starym wampirem nie będzie zwykłą pogaduszką. – Jednak, jeśli on mnie dotknie, będę się bronić. Mówię poważnie!
- Effie, czyś ty oszalała? – ciotka posyła mi takie spojrzenie, że mam ochotę zapaść się pod ziemię. – Sir Mac Clamer przeżył dwa tysiące lat i nie jest zainteresowany uwodzeniem ciebie! On preferuje dojrzalsze kobiety!
- Czyli ciebie, ciociu? – mamroczę, ale zaraz potem mam ochotę odgryźć sobie język, choć ciotka tylko się śmieje.
- Właśnie, kochanie! – chichocze. – Woli mnie!

Chwilę później stoję przed gabinetem sir Gillebarta. Pukam i wchodzę do staromodnie urządzonego pokoju, który archeolodzy uznaliby za wykopaliskowy raj. Witam się uprzejmie z wampirem i siadam we wskazanym przez niego fotelu. Jest naprawdę wygodny. Z ciekawością przyglądam się właścicielowi posiadłości, który nawet nie wzbudza we mnie strachu. Trudno mi uwierzyć, że ma ponad dwa tysiące lat. Owszem, dostojeństwo jego osoby jest oczywiste, jednak wyczuwam w nim coś, czego nie umiem nazwać. Traktuje mnie uprzejmie i gdyby nie ta bladość skóry, mogłabym powiedzieć, że jest po prostu miłym, starszym mężczyzną.
- Słyszałem o tym niezwykłym wydarzeniu nad stawem – mówi spokojnie, gdy już nalał mi kieliszek wina. W jego głosie wyczuwam rozbawienie. – Miałaś do tego prawo. Wiem, co mówiły te dwie wampirzyce i przepraszam cię za ich słowa.
- Nie szkodzi – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Nie gniewam się, sir Gilleabartcie.
- Użyłaś mocy do obrony?
- Tak. Wie pan o niej od cioci Edwiny, prawda?
- Zgadza się – wampir uśmiecha się całkiem przyjaźnie. – Nie będziemy teraz rozmawiać o zdolnościach. Zapewniam cię jednak, że gdybym musiał dokonać wyboru między tobą i twoimi umiejętnościami, a moim życiem, to wybrałbym zdecydowanie ciebie. Jesteś dla nas zbyt cenna, by można cię było stracić.
- Mój przyjazd do Wyndham nie był więc przypadkowy – mówię spokojnie, by nie kusić mocy, która ni stąd ni zowąd zaczyna mnie łaskotać. Znowu jestem tym zaskoczona. – Słowa tych wampirzyc również miały sens.
- Jesteś bardzo spostrzegawcza.
- Raczej naiwna – patrzę tak wnikliwie w czerwoną zawartość kieliszka, jakbym tam miała znaleźć wszystkie odpowiedzi, ale oczywiście nic nie dostrzegam. – Chciałabym tylko powiedzieć, że nie zamierzam pozwolić nikomu, nawet wampirom, podejmować prób eksperymentowania na mojej osobie i mojej mocy. Będę się bronić choćbym miała zrównać to miasto z ziemią.
- Wierzę – wampir jest odrobinę zaskoczony i nie do końca akceptuje moje słowa, co poznaję po jego oczach. – Myślę jednak, że nie powinnaś niszczyć miasta, które założył twój praprapradziadek Ferris Ryann.
Tym razem to on mnie zaskakuje. Z ciekawością spoglądam na coś, co wygląda na mapę. W rzeczywistości jest to drzewo genealogiczne rodziny Ryannów. Całkiem spore, ale sir Gilleabart każe mi się skupić tylko na linii Ferrisa.
- Zauważyłaś coś ciekawego? – pyta mnie kilka chwil później, gdy wnikliwie przestudiowałam rodzinne koligacje. – Może potrzebujesz trochę więcej czasu, moja droga?
- Nie trzeba, dziękuję – już i tak zbyt wiele dostrzegłam, a teraz pytania niemal chcą rozerwać mi umysł. – Czy otrzymam odpowiedzi na wszystkie pytania?
- Jeśli tylko będę znał odpowiedź, odpowiem – wampir jest skupiony. – Słucham zatem, Effie.
- Od czasów mojego praprapradziadka Ferrisa w naszej rodzinie nie urodził się żaden mężczyzna. Wszystkie kobiety nosiły nazwisko Ryann, nawet po ślubie – mówię jednym tchem. – Ciocia Edwina jest wyjątkiem, ponieważ posługuje się nazwiskiem wujka Edmunda. Ja noszę nazwiska po obojgu rodzicach...
- Świetnie – sir Gilleabart uśmiecha się lekko. – Coś jeszcze?
- Owszem. Nie mniej zdumiewającą informacją od braku męskich potomków w naszej rodzinie, jest ilość lat, jak na tamte czasy przeżytych przez dziadka Ferrisa – skracam przedrostki z wygody, mając nadzieję, że mój przodek nie zacznie mnie straszyć. – Był wampirem?
- Tak. Ferris Ryann był wampirem, ale został nim dopiero po śmierci twojej prapraprababki Treviny – wraca do wspomnień. – Ona nie byłaby zachwycona przeistoczeniem, choć zapewne zrozumiałaby jego powód. Ja czułem się zaszczycony, gdy twój przodek poprosił mnie, żebym zmienił go w wampira. Zgodziłem się. Byłem jego dłużnikiem od dawna. Kiedy Ferris zakładał to miasto, nie było w nim wampirów, ale gdy się pojawiliśmy pozwolił nam zostać. Byliśmy przyjaciółmi...
- Zastanawiam się, czy powinnam poddać się złości, jaka mnie ogarnia! – rzucam z wściekłością, mając ochotę po prostu wstać, wyjść i nigdy tu nie wrócić – Zabawne, że to od pana, sir Gilleabarcie słyszę te wszystkie nadzwyczaj ciekawe informacje dotyczące mojej rodziny, o których nie miałam pojęcia! Drzewo genealogiczne, które znam kończy się na pradziadkach. O innych nie mówiono nic. Podobno dlatego, że w archiwach nie znaleziono potwierdzenia na ich istnienie. Widzę jednak, że było to kłamstwo.
- Owszem, nie powiedziano ci o reszcie rodziny, – wampir wygląda na czujnego – ale ja nie nazwałbym tego kłamstwem.
- Nie? – przerywam mu wstając i podchodząc do kominka. – A jaj by pan to nazwał?
- Ochroną danych osobowych...
Patrzę na sir Mac Clamera, jak na istotę z obcej planety. Gdyby nie jego spojrzenie pełne powagi, uznałabym, że po prostu ze mnie drwi. On jednak wygląda śmiertelnie poważnie. Jest spięty i niezwykle wyczulony na każdy mój gest.
- Jeśli wyjdę, to co pan zrobi? – zadaję ryzykowne pytanie.
- Pozwolę ci wyjść dopiero wtedy, gdy wszystko powiem. Jeszcze trochę to potrwa.
- A potem mogę odejść i nigdy tu nie wrócić?
Sir Gilleabart Mac Clamer przypatruje mi się bardzo uważnie. Waży moje słowa i widać, że targają nim wątpliwości. Na pewno mnie nie zabije, ale tak łatwo również nie pozwoli odejść. Jestem zbyt cenna dla tego miasta i jego mieszkańców. Pytanie tylko: dlaczego?
- Twój przodek chyba nie przewidział takiej postawy – wampir wzrusza ramionami i rozsiada się wygodniej w swoim fotelu. – A teraz posłuchaj dalej. Ferris Ryann nie zamienił swojego cennego człowieczeństwa dla chwilowego kaprysu. Czuł się tak bardzo odpowiedzialny za Wyndham i jego mieszkańców, że postanowił stanąć do walki ze złem, które przyszło zza Gór Tremaine, by tutaj siać spustoszenie. Jako człowiek był zbyt słaby na to.
- Zło? Jakiego rodzaju? – pytam wpatrując się w drzewo genealogiczne, ale ono powiedziało mi już chyba wszystko.
- Trudno je określić – sir Gill szuka czegoś w starej, skórzanej księdze, która dotąd nieotwarta leżała na biurku. – Twój przodek widział je, jako szarą mgłę pojawiającą się znikąd. Nie wiemy, czy to istnieje, jako osobny twór, czy zostało stworzone przez kogoś i obdarzone mocą. Pojawiło się w roku, w którym umarła Trevina. Wtedy też Ferris stał się wampirem. Ale zło odeszło tak nagle, jak się pojawiło.
- Dlaczego wampiry nie podjęły wtedy walki?
- Ferris nam zabronił – nieco teatralny grymas żaluna jego twarzy przypisuję po prostu specyfice charakteru wampira. – Mówiłem już, że czuł się odpowiedzialny za to miejsce i mieszkające tu istoty. Sam chciał powstrzymać to zło.
- Nigdy nie sądziłam, że wampirom można czegokolwiek zabronić i że posłuchają akurat człowieka – mówię zaskoczona swoją śmiałością.
- Ja też nie przypuszczałem, że doczekam chwili, gdy ludzka kobieta każe dwóm wampirzycom kąpać się nago w moim stawie – rzuca niby mimochodem. – Na dodatek w czasie przyjęcia.
- Czyli dziadek Ferris miał moc? – pytam zaciekawiona, pomijając tamtą uwagę.
- Posiadał pewne umiejętności, ale nie tak rozwinięte, jak u ciebie – wampir uśmiecha się jakoś dziwnie, odsłaniając swoje białe, modelowe zęby z pięknymi kłami, których nie tknął czas. – Był również bardzo przekonujący.
- Jak mam to rozumieć?
- Powiedział, że najpierw sam musi się z tym uporać. W przypadku jego klęski my będziemy mieć szansę, by go pomścić. Ale nie wcześniej, bo inaczej mamy się wynosić z jego miasta.
- I posłuchaliście.
- Tak. Tamte lata nie były dla nas zbyt łaskawe... Ferris oddał życie za ten zakątek, tę oazę spokoju.
- Widział pan mgłę?
- Widziałem, ale w innej postaci. Dla mnie to było jak Czarny Płomień. Gorące i płonące najczarniejszym mrokiem. Inni widzieli to podobnie, jak ja.
- Inni? – pytam z zainteresowaniem. – Inne wampiry?
- Tak, Strażnicy – wymawia to słowo z wielkim szacunkiem, ale dziwnie się przy tym uśmiecha. – Oni widzieli to tak samo, jak ja. Zaraz po pierwszym pojawieniu się Czarnego Płomienia wybraliśmy dwudziestu Strażników, którzy pomagali Ferrisowi patrolować jedyne przejście przez Góry Tremaine – Przełęcz Sutherland. Ale po jego śmierci straciliśmy nie tylko Przełęcz, ale całą Dolinę Ossian. I piętnastu Strażników... Potem zło odeszło znowu. Do Doliny nie wolno chodzić nikomu z mieszkańców. Nawet ja nie mam takiego prawa, choć jestem starszy od większości Strażników. Oni patrolują to miejsce tylko w dzień. Nocą strzegą Południowej Drogi.
- Przykro mi – mówię zupełnie szczerze. – Dlaczego nie powołaliście innych do ochrony?
- Czarny Płomień zabijając Strażników rósł w siłę. Nie mogłem narażać reszty wampirów na bezsensowną śmierć. To jedyna znana mi do tej pory moc, która jest w stanie nas zabić. Ludzie są dla niej nic nie znaczący, ale giną najszybciej, nie mając szans, by się bronić.
- Ale nadal jest pięciu strażników, prawda?
- Tak. Zostali z własnej woli, choć pozwoliłem im odejść – głos wampira wyraża podziw i nieokreśloną, ulotną emocję, której nie zdołałam rozpoznać. – Nasz los jest złączony. Jeśli my zginiemy, wy również dołączycie do nas bardzo szybko.
- Co ja mam z tym wspólnego? – zadaję w końcu to pytanie, wiedząc, że będę tego żałowała.
Sir Mac Clamer zastanawia się przez chwilę. Wstaje zza biurka. Podchodzi i podaje mi jakąś kartkę. Pożółkły papier pokryty jest równym pismem.
- To ostatnia wola Ferrisa. Spisałem ją, gdy on nie miał już sił, by wziąć pióro w dłoń. Zapoznaj się z nią.
Z każdym przeczytanym słowem mój strach miesza się z nieokreślonym bólem i wściekłością. Praprapradziadek umierając pozostawił swoją ostatnia wolę. Chciał, żeby ten z rodziny, kto zostanie obdarzony mocą stał się Strażnikiem i razem z wampirami chronił miasto, które on założył i tak bardzo kochał. Miał to być mężczyzna. Jednak gdyby męscy potomkowie Ferrisa nie zostali obdarzeni mocą, a w rodzinie dysponowała nią kobieta mogła również zostać Strażniczką. Wtedy sama musiała podjąć decyzję, nie zmuszana przez nikogo. Odmowa oznaczała jednak opuszczenie Wyndham. Ferris Ryann był dumnym i honorowym człowiekiem. Nie dopuszczał do siebie myśli, by jego potomek, który może przyczynić się do pokonania zła i nie czyni tego, mieszkał w tym miejscu.
Pech, czy przeznaczenie? Nie wiem czemu lub komu zawdzięczam swoje obecne położenie. Może to zwykły zbieg okoliczności? Życie, które znam i cenię coraz bardziej oddala się ode mnie, a ja nie potrafię go złapać i zatrzymać. Nagle wiele pytań uzyskuje odpowiedź. Mnóstwo innych, nie zadanych jeszcze, czeka na swoją kolej. A ja miotam się sama ze sobą. Właściwie to miasto jest dla mnie obce. Nic nie znaczy. Nigdy wcześniej nie odwiedzałam tego miejsca i nie mam nic wspólnego z wampirami.
- Chcesz odejść? – sir Gilleabart spogląda na mnie wyczekująco. Jest wyraźnie spięty, ale panuje nad emocjami.
- Rozważam tę możliwość – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Czy mój przodek na wypadek odmowy przewidział jakąś klątwę o której nie wspomniał w swojej ostatniej woli?
- Nie. Klątwa nie dotyczy odmowy. Ferris przeklął jednak swój dom, w którym umarł – wampir jest szczery. – Jeśli odejdziesz nigdy nie wrócisz już w to miejsce. Nie dowiesz się niczego o swojej mocy, nie pogłębisz jej. Żaden wampir również nie pomoże ci w potrzebie.
- Dotąd żadnego nie spotkałam i nie mam żadnych podstaw sądzić, by którykolwiek zechciał mi pomóc – posyłam mu wymowne spojrzenie. Przyjmuje je spokojnie. – Zostaliśmy wezwani, ponieważ zło znowu się pokazało?
- Niezupełnie – wampir przygląda mi się zaciekawiony. – Strażnicy zauważyli coś niepokojącego kilka dni temu. Myślimy, że to nas sprawdza. Nie zaatakowało i zniknęło szybko bez śladu. Dotąd nie pojawiło się. Zachowujemy jednak czujność. Jesteśmy gotowi do walki.
- Jaki udział ma w tym Alexander Bryce?
- Dla nas żaden. Jest waszym pilotem i asystentem Edwiny.
- A ciocia Edwina?
- Nie jest w stanie nam pomóc – sir Gill mówi to z żalem. – Wyndham to również jej miasto. Ma prawo przyjeżdżać tu kiedykolwiek zechce. Jest też moją bliską przyjaciółką.
- Zauważyłam – stwierdzam z rozbrajającą szczerością. – Ciocia wie o wszystkim?
- Tak – odpowiada szybko. – Wolałaby zając twoje miejsce, jednak nie ma żadnych mocy. Ona akceptuje warunki postawione przez waszego przodka.
- Sir Gilleabartcie, obiecał mi pan szczerość i mam nadzieję, że teraz jej pan dowiedzie – chcę dokładnie znać swoje położenie i podjąć odpowiednie działania. – Czy oczekuje pan ode mnie, że zmienię się w wampirzycę?
Mac Clamer długo mi się przypatruje, a potem niespodziewanie wybucha śmiechem. Wesołym, z daleką nutką ironii, którą nieoczekiwanie wychwytuję. Widząc moje pytające spojrzenie szybko się opanowuje. Lekki uśmiech pozostaje jednak na jego przystojnej twarzy.
- Nie musisz zamienić się w wampirzycę, by zostać Strażniczką – tłumaczy powoli, tak bym dokładnie pojęła sens słów. – Nikt nie wymaga tego od ciebie. Ale gdybyś zechciała jest taka możliwość. Stałabyś się potężną wampirzycą...
- A przymierze? – pytam szybko, nie chcąc by wizja zostania umarlakiem okazała się dla mnie za bardzo pociągająca. – Z kim mam je zawrzeć? Z panem? W końcu pan jest w tym mieście teraz najważniejszy.
- Pochlebiasz mi bardzo, Effie – znowu się śmieje, co zaczyna być dla mnie podejrzane. – Przymierze krwi z tobą byłoby bardzo ekscytujące, ale ja już zawarłem je z twoją ciocią i jestem szczęśliwy z tego powodu. Ty musiałabyś zawrzeć je ze Strażnikami.
- Z każdym? – upewniam się. – Jak to wygląda?
- No cóż... – sir Gilleabart po raz pierwszy lekko się denerwuje, co bardzo mi się nie podoba. – Przymierze zawierasz z pięcioma Strażnikami. To ci, którzy pozostali w Wyndham. Ty dołączyłabyś jako szósta z woli Ferrisa Ryanna i swojej oczywiście.
- Rozumiem, ale jak to przymierze wygląda?
- Pozwalasz każdemu z nich napić się swojej krwi i pijesz ich krew – mówi spokojnie, choć wyczuwam jego zdenerwowanie. – Dochodzi wtedy do powstania nierozerwalnej więzi Strażników. Ty wyczuwasz ich, oni ciebie. Wiele o sobie wiecie. Tworzycie jedność.
Miałam niejasne przeczucie, że przymierze będzie wiązało się z piciem krwi, ale odganiałam tę myśl, jak natrętną muchę. Teraz moje obawy zostały potwierdzone. Zamiast uciec z tego miejsca brnę jednak dalej, powoli zdając sobie sprawę, że to droga bez odwrotu.
- Czy to jednorazowe picie krwi?
- Mogłoby być, choć tak nie jest – wampir przygląda mi się badawczo, ale mówi dalej. – Jeśli raz posmakujesz ich krwi będziesz chciała kosztować jej znowu. Z nimi będzie podobnie. Wystarczy kilka łyków na jakiś czas. To kwestia indywidualna. Nie wiem, jak będzie... – waha się i natychmiast poprawia – nie jestem pewien, jak byłoby z wami, Effie. Dotąd nikt nie zawierał przymierza, chyba, że tylko między wampirem i człowiekiem. Ferris nie robił tego ze Strażnikami, ponieważ to ja go przemieniłem. Nie próbował też mojej krwi. Wampiry między sobą również nie zawierają przymierza.
- Zaraz! – przerywam mu niezbyt grzecznie. – Więc do tej pory nikt nie robił czegoś takiego? Tak mam rozumieć pańskie słowa?
- Tak – odpowiada zgodnie z prawdą. – Strażnicy jednak uznali, że takie działanie będzie skuteczniejsze...
- Sami to wymyślili? – w myślach posyłam im odpowiednią wiązankę. - Pan też uważa, że to dobre wyjście?
- Ja nie byłem przekonany, ale Edwina i Strażnicy wskazali mi wiele znaczących zalet takiego postępowania.
- Ciocia Edwina też? – wzdycham niemal zrezygnowana, ale zaraz moją twarz rozjaśnia piękny uśmiech. Sir Gill jest tym bardzo zaniepokojony. – Dobrze. Wszystko rozumiem. Mam wstąpić w szeregi Strażników i pomóc im w walce z tym złem, tak?
- Tak.
- Podejrzewam, że przymierze złączy mnie z nimi do końca mojego życia, tak?
- Tak. Dopóki będziesz żywa, a oni będą istnieć sojusz jest trwały i nie można go cofnąć. Do czego zmierzasz, Effie?
- Jestem świadoma tego, co może mi grozić, jeśli zostanę Strażniczką. Zgadzam się. Mogę tu zamieszkać – mówię starannie dobierając słowa. – Zawrę z nimi przymierze pod dwoma warunkami.
- Jakie to warunki?
- Jeśli zrobi się niebezpiecznie każe pan opuścić Wyndham cioci Edwinie i jej asystentowi – moje słowa brzmią twardo. – Przystaje pan na to?
- Tak – mówi bez namysłu. – A drugi warunek?
- Skoro mam być związana ze Strażnikami na zawsze i tylko śmierć może nas rozdzielić, – łapię się na tym, że brzmi to jak małżeńska przysięga – chcę, by i oni zawarli ze sobą przymierze...
Nie dostrzegam nikogo za oszklonymi drzwiami, które wychodzą na taras. W chwili, gdy wypowiedziałam ostatnie słowa wyczułam mnóstwo silnych emocji. Nie wyrażały niczego dobrego. Domyślam się, kto czai się w ciemnościach. Chyba nie spodziewali się po mnie takich słów. I dobrze. Zaskoczenie bywa bardzo pomocne. Nie zamierzam być dla nich zabawką i chodzącym bufetem. Skoro mam się poświęcić, oni mogą zrobić to samo. Mieli już do czynienia z piciem krwi. Ja nie! Po za tym intuicja podpowiada mi, że to rozwiązanie, choć wynika z mojej złośliwości może nam bardzo pomóc.
- To nie podlega dyskusji – uprzedzam sir Gilla, który chce chyba zaprotestować, ale rezygnuje. – I mam nadzieję, że nieźle smakują, bo jestem wybredna.
- Effie, stawiasz bardzo poważny warunek – mówi wstając. – Edwino, wejdź proszę.
Ciocia Edwina wchodzi spokojnym krokiem. Siada na kanapie, a obok niej sir Gill. W jej spojrzeniu odkrywam dumę, ale i zaskoczenie.
- Co ty na to, moja droga? – wampir posyła jej pytające spojrzenie. – Widzisz w tym sens?
- Skoro Effie jest o tym przekonana, to ja jej wierzę – mówi cicho. – Ale decyzja należy teraz do Strażników.
- Effie, nawet nie wiesz, jak trudny warunek do spełnienia postawiłaś nam wszystkim – sir Mac Clamer wstaje i kiwa głową w stronę drzwi wychodzących na taras. – Effie Ryann – Mohr, poznaj proszę ostatnich Strażników Wyndham...
Niemal natychmiast i bez żadnego hałasu drzwi się otwierają. Chwilę później spostrzegam w nich pierwszego Strażnika. Za nim wchodzą kolejni. Bez żadnego skrępowania taksują mnie spojrzeniami, a ja, choć mam ochotę uciec robię to samo, obserwuję. Jednocześnie jestem przerażona i oczarowana. Czuję, że próbują mnie zauroczyć, ale moje ciało i umysł nadal należą do mnie. Strażnicy ustawiają się przede mną w szeregu.
- Effie, pozwól, że przedstawię ci Strażników według ich wieku – sir Gilleabarth obserwuje czujnie nas wszystkich, jakby obawiał się, że zaraz zaczniemy ze sobą walczyć, zamiast współpracować. – Samuel Quinn, Fredrik de Bran, Philippe Cass, Lenn Amargein oraz Edan Finn. Panowie, poznajcie szóstą Strażniczkę, potomkinię Ferrisa Ryanna, Effie Ryann – Mohr.
Każdy z nich kłania się. Ja robię to samo. Nie odzywam się uznając, że skoro oni milczą, to i ja powinnam. Czuję się onieśmielona, zwłaszcza, gdy patrzę w szare, bezdenne oczy Samuela Quinna, najstarszego z nich. Wygląda na mężczyznę po trzydziestce, ale wiem, że przewyższa wiekiem nawet sir Mac Clamera. Wprawdzie wygląd może zwieść, ale nie spojrzenie. Jego powinnam się bać najbardziej, ale to następny wampir wzbudza moje obawy. W innych okolicznościach zaciągnęłabym go od razu do łóżka, ale przebywając z nim w tym samym pokoju mam pewność, że to on chce na mnie zapolować. Interesujące doznanie, choć trudno je sobie przyswoić. Niesforny kosmyk włosów w kolorze jasnego orzecha opada mu na czoło, ale nic z nim nie robi. Fredrik de Bran bezczelnie wpatruje się we mnie swoimi błękitnymi oczami. Jest najwyższym Strażnikiem. Ja nie należę do niskich kobiet, ale on musiałby się pochylić, żeby mnie pocałować. Jest pociągający. To typ niegrzecznego chłopca, który bardzo mi się podoba. Szkoda tylko, że zawsze z takich duetów wychodzę najbardziej poszkodowana. Z grzeczności przenoszę wzrok na następnego wampira. Kruczoczarne włosy i niemal takie same oczy przykuwają uwagę. Obserwuje mnie, ale dyskretnie i z życzliwością. Chcę usłyszeć jego głos, ale Philippe Cass milczy. Czwarty ze Strażników wygląda jak model ze światowych wybiegów. Tylko trochę niższy od Fredrika, jest jednak bardziej od niego muskularny. Ma bardzo krótkie, ciemne włosy, niemal ścięte na jeżyka. W piwnych oczach migoczą ciemnozłote iskierki. Jestem pewna, że z nim porozumiem się najszybciej. Czuję, że jest opanowany i bardzo przyjacielski. Uśmiecham się do niego lekko, a on odwzajemnia uśmiech. Jego kły są ciut większe niż u zwykłego człowieka, ale nie sądzę, by ktoś wychwycił tę różnicę. Ciekawa jestem, jak wygląda z nimi, gdy są całkiem wysunięte. Ostatni ze Strażników uśmiecha się cały czas, choć wyczuwam u niego lekkie zaniepokojenie. Jest najmłodszy i stąd zapewne jego brak podporządkowania się ceremoniałowi. Edan Finn interesuje się mną niemal namacalnie. Niesforne włosy koloru ciemnego brązu dodają mu uroku, a zielone oczy przypominają kocie. Polubiłam go od razu.
- Zapewne słyszeliście warunki, jakie postawiła Effie – sir Gilleabart przechodzi w końcu do najważniejszego. – Ja nie jestem waszym zwierzchnikiem i nie mogę podjąć takiej decyzji. Proszę jednak, żebyście głęboko przemyśleli jej propozycję, choć wiem, że wydaje się wam niedorzeczna.
- Potrzebujemy Strażniczki nawet, jeśli będzie oznaczało to zawarcie przymierza krwi między wampirami – cichy i dostojny głos Samuela Quinna wywołuje u mnie dreszcze. – Jestem gotów to zrobić. Effie, nawet nie wyobrażasz sobie, co to znaczy dla nas wampirów...
- I dlatego ja nie jestem tym zachwycony – Fredrik de Bran ma taką minę, jakby chciał mnie najpierw rozszarpać, a potem dopiero rozmawiać. – Zgadzam się, że potrzebujemy pomocy, ale czy akurat tylko ona nam pozostała?
- Fredriku, – Philippe Cass zniewala mnie chłodem swojego głosu, który mógłby zamrażać, ale mnie rozpala – zachowaj spokój. Ja również jestem gotów to zrobić.
- A ja nie mam ochoty poznawać wrednych myśli Fredrika! – Edan Finn śmieje się złowrogo. – Nawet nie wiemy, co przymierze z nami uczyni! Wampiry nie zawierały go między sobą!
- Jeśli to pomoże nam w walce z Czarnym Płomieniem, to jestem gotów poświęcić swoją prywatność – cichy, kojący głos Lenna Amargeina wbija się w mój umysł jak strzała. – Istnienie ma dla mnie nadal wartość nawet, jeśli utracę coś ze swej wolności.
Pragnę opuścić to miejsce raz na zawsze. Nie sądziłam, że zawarcie przymierza między nimi będzie tak trudne. Nie chcę niczego utrudniać, ale najwyraźniej moja obecność już ich skłóciła. I to w pierwszej chwili. Boję się myśleć, co będzie później. Powzięłam jednak pewną decyzję.
- Nie chciałam nikogo urazić swoimi słowami – zaczynam patrząc im po kolei w oczy. – Wybaczcie, jeśli was obraziłam. Nie miałam takiego zamiaru. Pragniecie zawrzeć ze mną przymierze, które nas umocni. Akceptuję to z wszelkimi dla mnie konsekwencjami, o których właściwie nic nie wiem. Jednocześnie wycofuję słowa, które padły z moich ust. Nie oczekuję od was tego samego, czego wy ode mnie. Nie musicie tego robić. Nie poznałam nigdy wampira i nie miałam pojęcia, jak bardzo cenicie sobie wolność myśli, osobiste wspomnienia gromadzone przez wieki istnienia, czy emocje znane tylko wam. Wybaczcie mi, ale teraz was opuszczę. Chcę zostać sama...
Kłaniam się wszystkim i wychodzę z gabinetu. Jeszcze chwila, a moja moc znalazłaby ujście. Muszę ochłonąć. Kieruję się wprost do wyjścia. Liczę na to, że spacer po opustoszałym Wyndham przywróci mi spokój.

- Cała Effie – Edwina Shanley wodzi spokojnym wzrokiem po obecnych. – Wierzę, że chciała dobrze stawiając wam ten warunek, ale widząc wasze poruszenie zrezygnowała. Macie szóstą, oddaną Strażniczkę, chrońcie ją.
- Tak zrobimy, Edwino – Samuel uśmiecha się lekko. – Kwestia naszego przymierza pozostaje otwarta, ale musimy ją przedyskutować. Powinniśmy już wracać.
- Jeszcze jedno – Lenn odwraca się, gdy wychodzą. – Effie wie, gdzie mieszka?
- Nie, – sir Mac Clamer kręci głową – ale w tym wypadku wróćcie z powrotem do Strażnicy. Edwina przeniesie się tutaj.
- Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie – kobieta aprobuje pomysł. – Nie powinna być sama. Musi przywyknąć do was. Alexander również się przeniesie. Ja z nim porozmawiam.
- Dobrze – Lenn uśmiecha się i dołącza do reszty.

Chwilę później Edwina również opuszcza gabinet, by poszukać swojego asystenta. Teraz nie jest już taka pewna, czy dobrze postąpiła zabierając go ze sobą. Spodziewa się, że rozmowa z nim będzie bardzo trudna i burzliwa.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Elatha · dnia 11.04.2011 08:02 · Czytań: 909 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Komentarze
Usunięty dnia 11.04.2011 12:50 Ocena: Dobre
Przeczytałam. Mam pewien niedosyt, nie myślałam, że tak szybko odsłonisz rolę Effie -:), chyba że ciąg dalszy idzie jednak w kierunku typowego horroru... Postacie są wyraziste, rozpoznawalne w dialogach, rozmowa jest wciągająca, choć mogło być troszkę więcej niepewności, zanim została podjęta decyzja. Pierwsza część lekka, druga już bardziej w klimacie gatunku. Nadal jestem zainteresowana, co dalej, bo spodziewam się - po pierwszej części, obiecanego czarnego humoru... :confused: Pozdrawiam
Elatha dnia 11.04.2011 17:20
Amsa, Wierna Czytelniczko :) (mam nadzieję, że się nie obrazisz za to określenie), według mnie akcja wymagała takich działań, jak odsłonienie roli Effie. Niepewności jeszcze będzie sporo. Naczytałam się w życiu horrorów i nadal obstaję przy tym, że moja powieść nie jest typowym przedstawicielem tego gatunku ;). Humor też się pojawi :).

Dziękuję za komentarze.
Usunięty dnia 11.04.2011 19:22 Ocena: Dobre
To dobrze, czekam z niecierpliwością, puść coś w tym tygodniu, bo tylko jak mam II zmianę mam czas na czytanie :yes: Pozdrawiam
MaximumRide dnia 31.07.2011 13:41
,,nieco teatralny grymas żaluna jego twarzy,,

żalu na

No i pierwsze spotkanie za nami.
Opowieść od samego początku idzie gładko i ciekawie.
A nic nie wskazuje na to, co zacznie sie dziać później:)
Idę dalej...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:34
Najnowszy:pica-pioa