Najtrudniej płynie się pod prąd
utartych poglądów.
Historyjka pedagogiczna
Lubię dzieci i jestem, jak mi się wydaje, całkiem niezłą nauczycielką. Przynajmniej po rezultatach swojej pracy sądząc. Ale to z pewnością nie wszystko. Lubię też wiele innych rzeczy, od muzyki, literatury i sztuki począwszy, a na żartach, zabawach, sporcie i… dobrym kielichu kończąc. A dlaczego nie? Przeżywanie życia na różne sposoby zapobiega nudzie, starzeniu się, mizantropii, a nawet sklerozie, jak myślę. Dlatego zazwyczaj jestem pogodna i uśmiechnięta. Nie muszę wyżywać się na uczniach. Mam na to inne, bardziej przyjemne sposoby.
Mam także tajemnicę. A może raczej pasję, choć ja nie nazywam tego w ten sposób i nie roszczę sobie żadnych pretensji do bycia ekspertem w owej dziedzinie. Dla mnie to po prostu gra wyobraźni i podróże w czasie.
Otóż, zbieram kamienie. Zwykłe kamienie z różnych stron świata. Z różnych miejsc, sławnych lub zupełnie nieznanych, i nie ma znaczenia, czy są piękne, oryginalne czy też najzwyczajniej szare. A przy okazji jeszcze inne ciekawostki i co mi tam w ręce wpadnie. Muszla z Tasmanii, glony z wybrzeża Antarktydy, kawałek drewna cedrowego wyrzuconego na brzeg Spitsbergenu… wszystko jest ciekawe. Mam „różę” Sahary i kamień z Zielonego Wzgórza, pąkle z Falklandów i koralowiec z Wenecji, glinianą skorupkę z amfiteatru w Aleksandrii, ząb morsa, kości wieloryba, a o trylobitach i amonitach już nawet nie wspomnę.
A potem biorę takie coś do ręki i myślę: Różowy granit z Rio de Janeiro… trzymam w dłoni dwa i pół miliarda lat historii Ziemi albo: Złoty Dom – ten kamyk widział uczty Nerona lub: Ciekawe, kto w Australii wydobył ten opal…
Może szkoda, że jestem tylko amatorką i o niektórych kamieniach zdążyłam już zapomnieć, skąd pochodzą. Ale mam tego tyle… Zresztą dbam o nie na swój sposób. Co jakiś czas myję wszystko i suszę, a potem ponownie rozkładam na glinianych talerzach i zwyczajnie cieszę się nimi. Tylko najcenniejsze chowam do pudełek. Wystarcza mi, że są, i że zawsze mogę popatrzeć na nie, gdy zechcę.
Pewnie dlatego nie mam bzika, że, jak powiedziałam, cenię jeszcze inne rzeczy. Książki, przede wszystkim. To też wspaniała gra dla wyobraźni. Wchodzi się w książkę i wszystko widzi swoimi oczyma, tak jak dyktuje intuicja. A poza tym to także opowieść o ludziach, którzy je napisali. Poznajesz ich i zaprzyjaźniasz się lub nie, lubisz bardziej czy mniej, a niektórych wręcz nie znosisz. Jak żywe osoby.
Ale wracając do rzeczy, czyli do szkoły, skusiło mnie kiedyś. Chciałam być uczynna. Geografka robiła wystawę, z Muzeum Geologicznego pożyczyła różne eksponaty, dzieci przyniosły swoje zbiory i pomyślałam: Czemu nie? Może być ciekawie. Koleżanka z radością przystała na pomysł, więc sporządziłam opisy, zapakowałam, co miałam najlepszego, i przyniosłam. Zajrzała do pudełek, przeglądnęła karteczki i pojaśniała. Zrobiło mi się miło.
– A gdzie wizytówka? – rzuciła.
– Wizytówka? – roześmiałam się. – Po co wizytówka?
– Jak to, po co? – zdziwiła się szczerze. – Niech uczniowie zobaczą, że wuefista też może mieć jakieś zainteresowania.
Cóż, chciała dobrze, tylko że ja od tamtej pory już nie zdradzam swoich pasji nikomu. Jest mi głupio, że wyłamuję się ze świadomości zbiorowej, i że ktoś, być może, musiałby zadać sobie trud zrewidowania poglądów. Lecz bynajmniej nie czuję się obrażona.
W końcu to nie ja wystawiłam sobie świadectwo.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt