– Kim jest ta kobieta? – zapytałam szeptem, łokciem szturchając starszą siostrę. Powoli podniosła głowę i spojrzała w kierunku wskazanym moją brodą. Wzruszyła lekko ramionami i wróciła do swojego smutku. Pogrzeb ojca powoli się kończył. Jeszcze tylko wieńce, pojedyncze kwiaty i tony żałobnych wstąg z napisami, jakim był wspaniałym człowiekiem. Może i był, ale ja tego nie pamiętam. Nigdy go nie było w domu. Przed oczyma powoli sunął tłum żałobników: ciotek, wujków, kolegów z pracy, sąsiadów. Kolejne kondolencje. Przecież wyraźnie prosiłyśmy o ich nieskładanie. Ponure spojrzenia, litościwy wzrok, jakbyśmy były dwiema małymi sierotkami pozostawionymi na świecie na bożą łaskę.
Mnie intrygowała jednak nieznajoma. Dokładnie zlustrowałam jej szczupłą postać. W średnim wieku, delikatne rysy twarzy, łagodne spojrzenie. Już je kiedyś widziałam, tylko gdzie i kiedy?
– Rusz się – syknęła siostra. Wróciłam do rzeczywistości. Tłum powoli opuszczał aleję zasłużonych miejskiego cmentarza. Przyciszone głosy i posapywanie opasłych urzędników, którym przyszło dziś pożegnać szefa, mieszały się z szumem samochodowych silników na pobliskiej autostradzie.
–
I to ma być wieczny odpoczynek?! Nie chciałabym tu leżeć – przemknęło przez głowę. Wzrokiem odszukałam kobietę i nasze spojrzenia na moment się spotkały. Lekko skłoniła głowę i wycofała się pomiędzy dostojne nagrobki.
–
A jednak się znamy. Ty mnie na pewno – mruknęłam spod przymrużonych powiek.
*
– Tatuś ma dla ciebie niespodziankę – powiedział czule mężczyzna do czterolatki. – Ale to będzie nasza tajemnica. Nie wolno niczego mówić mamie! Obiecujesz? – Dziecko pokiwało główką na znak zgody. Mężczyzna z kieszeni płaszcza wyjął klucze i cichutko otworzył drzwi mieszkania. Wewnątrz pachniało czystością i świeżym praniem. W kuchni młoda kobieta z niemowlęciem na ręku nuciła kołysankę, delikatnie mieszając gotujące się mleko. Łagodny uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy zobaczyła mężczyznę z dzieckiem.
– Czyś ty oszalał? – syknęła – Przyprowadzasz tu Aśkę? A co będzie, jak powie matce?
– Ja… ja tylko chciałem, żeby poznała swojego braciszka – wyjąkał. Spłoszona kobieta uspokoiła się na moment.
– Ale musisz mi obiecać, że więcej tego nie zrobisz!
– Tak, tak – mruknął, wyjmując zawiniątko z jej ramion.
– Zobacz, jaki śliczny – przyklęknął, żeby pokazać niemowlę córce.
*
– Iwona, gdzie jest ojca komórka? – zapytałam późnym wieczorem. – Ty odbierałaś rzeczy ze szpitala!
– W gabinecie na biurku – odparła słabym głosem. Siedziała na kanapie i tępo patrzyła w jeden punkt. –
Ale ją trzepnęło – pomyślałam. –
Musiała być do niego mocno przywiązana. - Spojrzałam na zmarszczki na jej twarzy i spracowane ręce. Wyglądała jakby nie dziesięć a dwadzieścia lat była ode mnie starsza. Wydawała się zmęczona życiem, przybita sytuacja i bardzo samotna.
–
Powinna była znaleźć sobie jakiegoś faceta, a nie ciągle przy ojcu… – pomyślałam wchodząc do gabinetu. Stanęłam w drzwiach, jak zawsze onieśmielona wielkością tego pomieszczenia. Mahoniowa biblioteka, zajmująca dwie ściany, mieściła niezliczone ilości wolumenów. Uporządkowane w znany tylko ojcu sposób, lśniły teraz spoza kryształowych szybek, odbijając światło nisko zawieszonej witrażowej lampy. Olbrzymie biurko zaścielały sterty dokumentów, paczek i segregatorów. Zasłonięte ciężką kotarą okno od lat nie wpuściło tu nawet pojedynczego promienia słońca.
Stałam, przyglądając się meblom. Wszystko było zimne i obce, tylko otwarty klaser ze znaczkami przez moment znajomo zamajaczył na stole.
Szybko podeszłam do biurka i otwarłam największe pudło. Na wierzchu dokładnie poskładanych ubrań leżała komórka.
–
Staruszek nie nadążał za techniką – sięgnęłam po niebieską Nokię. Usiadłam w fotelu i zaczęłam przeglądać spis połączeń. Wychodzące: - Asia, Asia, Iwona, Iwona, Iwona… –
No, wiem, że do nas dzwoniłeś! – Daj mi coś innego – mruknęłam niecierpliwie do aparatu. Przychodzące: – Maria, Maria, Kowalski, Kowalski, Kowalski… -
Ależ ten facet upierdliwy! To ten czerwony na twarzy – skojarzyłam z pogrzebem. – Maria, Maria, Maria… –
Zaraz! Kim, do cholery, jest Maria? – zastygłam w zdumieniu. –
Jego sekretarka ma na imię Ewa, nie żadna Maria! – Miała – skarciłam się w duchu. Wróciłam do ostatnich przychodzących. Szczegóły połączenia: data, godzina… –
Dzwoniła godzinę po jego śmierci!
– Iwona – zawołałam wstając z fotela – kto to jest Maria? Znasz jakąś ojca znajomą? - Weszłam do pokoju w momencie, gdy zaczęła zwijać się w kłębek. Nienaturalnie podkurczone kolana wbijały się w kanapę; ramiona zakrywały głowę, a całe ciało rytmicznie kołysało się w przód i w tył.
– Iwona! Co jest?! Co się z tobą dzieje?!
*
– Ale, tato! Ja nie chcę! Tak nie wolno! To… To boli! – Mężczyzna delikatnie acz stanowczo zakrył usta córki:
– Cicho Iwuś, cicho… - Nikt nie widzi, zasłoniłem okno… - Mamie też nie powiemy…
*
Pogotowie przyjechało po dwudziestu minutach. Iwona, nadal zwinięta w embrionalnej pozycji, szeptała niezrozumiałe dla mnie zdania.
– To chyba jakiś szok. Dziś był pogrzeb naszego ojca – tłumaczyłam sanitariuszom. Pokiwali tylko głowami, bezszelestnie wbijając się w żyłę i wstrzykując jakieś środki.
– Co jej podajecie?! Dokąd zabieracie?! Mogę jechać z wami? – zawołałam, gdy podnieśli skurczone ciało, delikatnie układając je na noszach.
– Wojewódzki, proszę pani. Dziś ma dyżur Szpital Wojewódzki – spokojnie odpowiedział młodszy z ubranych w żółte kamizelki, sanitariusz. – Proszę przyjechać z rana, teraz nic pani nie pomoże.
Zamknęłam za nimi drzwi. Nagle dziwnie pusto zrobiło się w domu. Ojciec odszedł, matka - lata temu, teraz Iwona... Złapałam za ojca komórkę. Ostatnio przychodzące: Zadzwoń! Nie czekałam długo.
– Asia? To ty? – zastygłam w bezruchu, słysząc swoje imię. Serce zaczęło gwałtownie łopotać.
– Tak. Kim pani jest? – z trudem opanowałam drżenie głosu.
– Mam dla ciebie pewne dokumenty. Możemy się spotkać? – mówiła bardzo powoli, jakby chciała się upewnić, że nie popełnia błędu. Jednak głos, mimo niepewności, zdradzał chęć odkrycia tajemnicy.
– Jakie dokumenty? O czym pani mówi?! – niemal krzyknęłam. Chciałam informacji tu i teraz, a nie żadnych zakamuflowanych zagadek.
– Jutro o dziewiątej na Rynku. Poznasz mnie, już się znamy.