Pakuję do plecaka termos z herbatą, banany i czekoladę. Jedziemy z Luckiem i jego kolegą z pracy, niejakim Georgem, do Newcastle. Gośka dosyć długo zajmuje łazienkę. Stroi się, jakby co najmniej szła na bal maturalny. Lucek wraz z bardzo wysokim brunetem czekają na ulicy.
Odrzucam osąd, że właśnie ruch jest dowodem na moje istnienie. Odwiedziny w irlandzkich miejscowościach traktuję jak zachłyśnięcie się nowym powietrzem, które w każdym miejscu jest inne. Na Giant’s Coseway zwiewnie odbijało się od geometrycznie wyżłobionych skał i spadało gdzieś w brunatne głębiny morza. Zaś na klifach Slieve Leagegue rześko obejmowało kolorowe skały, unosząc się gdzieś ponad horyzontem, a potem nurkowało w oceanie. W Hillsborough w powietrzu było czuć rzekę, a w porcie Ballyshannon pachniało świeżymi rybami. Woń skoszonej trawy i owczego łajna charakteryzowała wioski, natomiast miasteczka owijał swąd spalin i smażonych hamburgerów.
Dziś jesteśmy w Newcastle. Góry Mourne taplają się w słonych falach, a my beztrosko spacerujemy po kamienisto - piaszczystej plaży. Gośka zbiera muszle, Lucek robi zdjęcia wszystkiego co widzi wokoło, a George lustruje szczupłą sylwetkę Gośki.
Zastanawiam się, jak mogłabym określić, pogwizdujące w naszych uszach, powietrze. Zachodzimy do knajpki niedaleko przystani. Polska trójca sączy piwo, George, jak przystało na kierowcę, pije gorące cappuccino. Rozmawiamy, w większości po angielsku, ze względu na irlandzkiego kompana i tuż przed zmrokiem wracamy do Belfastu. George, w ekstazie zauroczenia, chowa kartkę z numerem telefonu Gośki do portfela. Twarz mojej przyjaciółki przybiera kolor dojrzałej wiśni...
Niewątpliwie powietrze w Newcastle było naszpikowane miłością.
DECYZJA
Czas - monotematyczny błazen na dworze władcy życia i śmierci. Wydaje się, że wczoraj przygotowywałam się do egzaminów na studia, a tydzień wcześniej rysowałam szlaczki w swoim zeszyciku do pierwszej klasy. Mieszkam w Belfaście trzy i pół roku. Coraz częściej śnię o bliskich mi ludziach, którzy zostali w Polsce.
O wyjeździe zadecyduje moneta. Reszka będzie oznaczała pozostanie na wyspie. Lucek - wzorowy skaut z Beskidu Niskiego - rzuca złotówką prawie pod sam sufit… Brzdęk… Moneta wiruje wokół własnej osi… Wypada orzeł!
Lucek włącza laptop, otwierając stronę linii lotniczych.
- To na kiedy zarezerwować ci bilet?
- Na pierwszego kwietnia.
Cdn.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Adela · dnia 21.04.2011 21:36 · Czytań: 859 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: