W cuchnącym autobusie
z nosem przyklejonym do szyby,
spoglądam w niebo i nie wiem
czy wysiąść czy zostać.
Nie jest to wyjątkowa pora;
trochę kropi, trochę świeci.
A właśnie w tym miejscu,
w ciągu kilkunastu sekund nie wiem, co robić.
Patrzę raz na niebo, raz na kierowcę,
czy już rusza czy też to widzi.
I muszę sprawdzić, wybiegam szybko
i wyciągam dłoń.
I wyciągam dłoń - jak w jakimś kiepskim filmie,
pomału i z rozkoszą.
Widziałeś kiedyś takie chmury?
Są tak blisko, tak bardzo blisko.
Jak puch.
Nie mogę ich dotknąć, nie śmiej się!
To jest niewiarygodne.
Czy Ty też masz w domu aniołka na chmurce z porcelany?
Ja teraz widzę ich kilka porcelanowych na prawdziwych chmurach.
Autobus odjeżdża,
pasażerowie gapią się na mnie jak na idiotkę.
Mam to gdzieś.
W międzyczasie robię w głowie listę zakupów,
także wspominam i wciąż delektuję się chmurkami.
Nigdy w nic nie wierzyłam,
a właściwie wierzyłam we wszystko.
Po trochu.
Wsiadam do kolejnego
i się zastanawiam gdzie nasze umysły się kończą,
gdzie zaczyna wiara.
Wszystko byłoby na miejscu,
przyszłabym do domu i wypakowała wędlinę.
Ale chmury wspominam
i zaraz widzę dwie kreski.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Mellite · dnia 05.05.2011 05:01 · Czytań: 562 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: