Cytat:
Słońce zachodziło ostatnio dość szybko. Podkurczałam ręce, by były jak najbliżej ciała. Tuliłam dzieci, które trzęsły się z powodu chłodu. Niektóre, pąsowe na policzkach, odbierano mi bez pytania. Chciwe ręce wyciągały po coraz to więcej. Targały włosy, raniły skórę. Przystawiały zimne żelastwa do szyi, gdy zaciekle broniłam potomstwa. Nie mogłam nic na to poradzić. Byłam bezbronna. Nie wiem, co dalej się z nimi działo.
Relacja ludzka matka-ludzkie dzieci, widziana z tego punktu widzenia, zaczyna być raczej niesłodka. Łagodnie mówiąc. Dzieci przecież dojrzały, czyli są dorosłe.
Przekład z języka jabłoniowego na ludzki:
Słońce zachodziło ostatnio dość szybko. Podkurczałam ręce, by były jak najbliżej ciała. Tuliłam
dorosłe dzieci, które trzęsły się z powodu chłodu. Niektóre, pąsowe na policzkach, odbierano mi bez pytania. Chciwe ręce wyciągały po coraz to więcej. Targały włosy, raniły skórę. Przystawiały zimne
obowiązki i przyjemności, gdy zaciekle broniłam potomstwa. Nie mogłam nic na to poradzić. Byłam bezbronna. Nie wiem, co dalej się z nimi działo.
Ciekawe np. ile kobiet-czytelniczek z PP miało przepimpane z taką mamusią synka. Wolałaby grzeczne pytanie: proszę pani, mogę dotknąć pani jabłuszka? A ona i tak by rzekła: Nie, okrutna babo. A jeśli się dotknęło bez pozwolenia, mamusia tak się obrażała, że
nie wiedziała, co było dalej z prostego powodu: za daleko dzieciaki odjechały, żeby w ogóle żyć, a ona nie chciała niczego o nich wiedzieć.
Lub ile miało przepimpane z takim wychuchanym maminsynkiem.
Lub kto z czytelników, już niezależnie już od płci, miał przerąbane z nadopiekuńczością rodziców.
No cóż, świat pożera jabłuszka:
żyjąc, tracimy życie - jak u Janion.
I nie wiem, czy anielsko lepsze jest wiszenie na mamusi, marszczenie się, plamy opadowe za życia, dziobanie przez ptaki i spadanie z ramion mateczki w ziemię, żeby tam wreszcie zgnić do pestki.
Dobrego.