Było za późno, by wycofać zamiar z realizacji. Wsiadłam w byle jaki pociąg. Patrząc na tory, widziałam element życia. Zardzewiałe i wysłużone innym, błyskały miejscami jaśniejszą powłoką. Niczemu niewinne zaśniedziały topornie prawami losu. Im więcej zaczynałam dostrzegać szczegółów, tym bardziej czułam metaliczny posmak w ustach. Przypominał, że nie smakujesz już ulubioną wanilią.
Siedziałam nieruchomo jak marionetka, czekając, aż ktoś poruszy za sznurki i wprowadzi w ruch zastygłe kończyny. Nie uśmiechałam się. Zasiedziałe w kącikach ust wspomnienia, nie pozwalały na ich uniesienie. Czułam się jak dziecko, które zabłądziło w drodze do domu - nieumiejące znaleźć pluszowego misia. Wszystko, czego dotykałam, było kanciaste i zimne. Brudziło ciało lepkością. Raniło myśli, zarażało słowa, które codziennie wypluwałam, brzydząc się samej siebie. Nie chciałam dalej taka być.
Odwróciłam głowę od szyby, by nie patrzeć na krajobraz, który żegnał. Zamknęłam oczy. Poczułam ciężar mocno wytuszowanych rzęs - a może był to smutek, który uciekł spod powiek, by zapamiętać ból i wrócić emocją w najmniej spodziewanej chwili.
Oddychałam ciężej. Szarpnięciem otworzyłam okno, by zaczerpnąć powietrza. Ktoś krzyknął: Zamknij! Bez słowa - machinalnie, zrobiłam, co kazał. Odczułam to jak znak sprzeciwu dla losu. Wstałam gwałtownie i zaczęłam przemieszczać się szybkim krokiem wzdłuż zatłoczonych przedziałów. Było za późno - pociąg ruszył. Chciałam, by było inaczej - żałowałam, że nie zdążyłam powstrzymać biegu wydarzeń. W tym samym momencie straciłam przytomność.
Otworzyłam oczy. Ktoś ciągle pytał, jak się czuję. Milczałam. Nie potrafiłam powiedzieć, że dobrze. Bladość skóry towarzysząca mi od zawsze, skutecznie maskowała kłamliwą ciszę. Minęła kolejna godzina. Podróżowałam wciąż w tym samym pociągu, dalej oszukując siebie i innych. Wydłużająca się odległość nie pomagała. I tak byłam blisko tego, co przeraża, wnika głęboko i powoduje destrukcję. Nie umiałam zapanować nad strachem. Dystans się zmniejszał, a ja nie byłam w stanie postawić pomiędzy nami skutecznej granicy.
Pociąg zatrzymał się. Chwyciłam za torebkę, która ciążyła jak bagaż doświadczeń i wybiegłam. Odrealniona usiadłam na ławkę. Zapaliłam papierosa. wiatr wznosił szarość do nieba. Smutki pozostawiał - były wierne jak pies. Tylko nie słuchały komend.
Wstałam. Rozglądałam się dookoła. Nie wiedziałam, w którą stronę pójść. Spojrzałam na szyny. Błyszczały jak nigdy przedtem. Były takie niezwyczajne. Nie widziałam wtedy nic oprócz stali. Chciałam być taka jak ona. Twarda i znosząca tonowe ciężary ludzkich sumień. Skierowałam się w jej stronę i zaczęłam podążać szlakiem, który wyznaczała, tworząc idealną formę aż po horyzont. Zatracona w irracjonalności szłam pewnym krokiem. Tory były wyznacznikiem losu. Elementem, który miał zadecydować za mnie. Szukałam wskazówki w najdrobniejszej rysie. Wszystkie jednak wyglądały podobnie. Dopiero wraz z ciemniejszymi fragmentami każda z nich zyskiwała obraz i przenośnię stanowiącą tysiące myśli, słów, gestów, zachowań. Odliczałam kroki do obłędu. Nie umiałam przestać brnąć w absurd, który uśpił wszystkie zewnętrzne głosy, tworząc perfekcyjnie akustyczną salę dla wewnętrznych, chorych impulsów. Nie umiałam zejść na bok. Odciąć się od obranej drogi - zmienić kierunek przeznaczeniu. Byłam za słaba, by przestawić fragmenty życia i umieścić je na właściwym miejscu. Od dawna nie zauważałam czerwonego światła.
Ktoś krzyknął. Nie usłyszałam.
***
Poczułam szarpnięcie. Odwróciłam głowę.
- Nie poznajesz mnie?
- To ty? Niemożliwe - spojrzałam niepewnie.
I poszliśmy razem, wzdłuż torów - [nie]pewni kierunku.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
wodniczka · dnia 07.06.2011 07:37 · Czytań: 1232 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 31
Inne artykuły tego autora: