C.U.T. - valdens
A A A
The Truth Is Out There.
Future Is Now.



____________________



Wróciłem z zatłoczonego Kościoła do chałupy. Zrzuciłem garnitur i wciągnąłem luźne spodnie. Wyszedłem na podwórze dziarskim krokiem i spojrzałem w górę - na niebo. Słońce było już wysoko, a wokół niego ani jednej chmury. Wielki, głęboki błękit. Zapowiadał się prawdziwy skwar i susza.
Rozejrzałem się na boki po zagrodzie. Wszystko kwitło, pachniało, gziło się, podskakiwało... Pięknie. Gęsi dreptały za kaczkami, prosiaki za kurami, koty wygrzewały się na parapetach, a psy lizały sobie tyłki. Zawsze miło na coś takiego popatrzeć i podumać nad wyższością natury ludzkiej nad zwierzęcą. Nic przecież tak człowieka nie buduje jak prawdziwa, świętobliwa pogarda. Zwłaszcza po łacińskiej Mszy Świętej.

Tak ogromnie ubogacony udałem się za stodołę. Tam, przy samej ścianie suszyła się wysoka góra skoszonej trawy i pachniała tak, jak pachnie suszona góra skoszonej trawy ułożona przy drewnianej ścianie. Zaległem sobie w tej miękkości i w tym zapachu, i grzebiąc słomką w zębach, zacząłem rozmyślać. Sam nie wiem skąd mi się to bierze i nie wiem czemu ma służyć, ale przychodzą na mnie czasem takie momenty - najczęściej w niedzielne popołudnia, gdy nie ma nic do roboty - że myślę. Nie potrafię już się przed tym bronić, a wiem, że powinienem - zwłaszcza dlatego, że nie myślę wtedy o tym, co trzeba, co wzmacnia, ale o głupotach. Tak samo było wtedy.

Myślałem o młodości - o latach podstawówki i technikum. O tych czasach niedobrych, kiedy był bałagan i chaos; gazety w kioskach, papierosy, amerykańskie filmy w telewizji, piwo i złe media, i setki innych, diabelskich pokus. I, Matko wybacz, przyszło mi nawet do głowy, że wtedy było lepiej!
Słońce piekło w ten głupi łeb i chyba nawet przygrzało w kroku, bo chwilę później nadeszło jeszcze gorsze - zacząłem myśleć o babach.
Przed oczami, jak świnie, zaczęły przechodzić sprośności. Pamiętałem różne rzeczy z tej przeklętej młodości, bo zwyczajnie nie mogłem o nich zapomnieć.
Nie mogłem zapomnieć na przykład tego, że w czasach przejściowych, w takie dni jak ten, kobiety chodziły w przewiewnych, cienkich spódnicach. Te były tak wulgarnie krótkie, że odsłaniały nie tylko kostki, kolana, bo to by było pół biedy jeszcze, ale często nawet uda. Miałem to przed oczami. Widziałem to, przysięgam. Pamiętam nawet, że raz taka weszła na drabinę i wtedy było jej widać...

Cycki spod bluzki. To inna sprawa. Chodzi mi tutaj o bluzeczki, bo z nimi było tak samo. Szyto je w tak dziwny sposób, bezmyślnie albo oszczędnie, że były do niczego; nie spełniały swojej podstawowej funkcji. Krągłe fragmenty gruczołów mlecznych pozostawały widoczne! Duże, małe, noga, młode, stare, pupa, wiszące, jak u mamy, sterczące, miękkie, blade, śniade, gacie... Zaczynało mnie, o zgrozo, ponosić, a rękę w spodnie czort zaprowadził.
Nie trwało to - na szczęście - długo, dzięki Bozi, bo oto przed moimi oczami stanął widok nieprzyjemny:
Nuka - suka, która co chwilę się szczeni - znów stała dupą sklejona z psem Proboszcza. Zerwałem się natychmiast i z buta zastosowałem antykoncepcję dozwoloną. Świst, jęk, plask, chlast i już... stały obok, osobno.
Bardzo mi ulżyło i odeszły świńskie myśli - jak ręką odjął.
Odruchowo chwyciłem Różaniec, żeby podziękować Dziewicy za ratunek i przeprosić jak najprędzej. Stało się - stanął przecież - i samo się nie odstanie. Trzeba odpokutować, odpłacić, resztki myślozbrodni wyrzucić z serca i rozdeptać to plugawe robactwo.
Założyłem, że dwieście pięćdziesiąt paciorków wystarczy, pamiętając, że onanizm zupełny policja każe pięćsetką.
Dla pewności i lepszego efektu naciąłem jednak też skórę na brzuchu, na Krzyż Pański, i spoliczkowałem się trzykrotnie - w imię Ojca i Syna, i Matki Świętej.
No i zacząłem samo-umartwianie. Obracając święte kuleczki w brudnej ręce modliłem się i przeklinałem siebie.
Nie wiem dokładnie ile zrobiłem obrotów. Nie wiem też, czy kręciłem szybciej niż zwykle, czy wolniej, czy bardziej się upodliłem, czy mniej, raczej nie. Myślę, że modliłem się normalnie, klasycznie.
I wtedy usłyszałem świst, grzmot, huk! Podniosłem wzrok, poraził mnie błysk, fala gorąca uderzyła w twarz. Zatrzęsła się ziemia. Różaniec wypadł z ręki!
Klęczałem, jak wcześniej - zupełnie ogłupiony i całkiem ślepy. "Żyję? Nie żyję? Żyję. Bomba? Piorun? Dupa? Meteoryt?" - takie myśli chodziły mi po głowie. Wzrok, na szczęście, po chwili zaczął powracać, a to po to bym mógł zweryfikować, i wreszcie znów widziałem normalnie. Ale i tak nic nie widziałem. Dookoła unosił się bowiem gęsty dym i tumany kurzu. Ja sam obficie obsypany zostałem tym piaskiem, trawą i dżdżownicą; na spodniach, ramionach, we włosach i we włoskach.

Piasek powoli opadał i w końcu opadł zupełnie. I co? - Bomba? Meteoryt? Piorun? Lepiej. Rzeczywistość okazała się jeszcze ciekawsza.
Jakieś dwadzieścia kroków na wprost ode mnie, w świeżo przeoranym polu, lśniła kupa żelaza na kształt kuli, zagrzebana do połowy w gruncie rzeczy. Ozdobiona ze wszystkich stron antenkami, okienkami, błyskotkami, światełkami, choinką... No, UFO! UFO jak w mordę strzelił!
W tym momencie już widziałem wyraźnie. Widziałem je. Tak samo, jak Moniki majty od dołu. I nikt mi nie wmówi, że nie widziałem.
A byłem jeszcze trzeźwy, trawy nie palę nigdy. Ja tylko z niej liny skręcam.

Stałem, patrzałem i dziwiłem się. Nic nie dawało przecieranie oczu, ni potrząsanie głową. Nic. Widziałem dokładnie, jak gacie na drabinie. Mało tego - upadły pojazd zaczął wtedy wydawać dźwięki. Przeróżne odgłosy: buczał jak bąk, dyszał jak kapelan, syczał jak żmija, piszczał jak piszczałki, a w reszcie jakby zakaszlał i ucichł.
Wstałem, otrzepałem się z piasku i pomyślałem: "Co dalej?"
Odpowiedzi na to pytanie udzieliłem sam sobie dość szybko: "Nie wiem, kurwa!", a następnie z całej siły grzmotnąłem się w zęby. Pomogło. Od razu znalazłem coś lepszego - zrozumiałem, że ktoś tam albo coś tam w środku musi siedzieć. Chwilę później, jak już podziękowałem za cierpienie, otrzymałem naoczne zapewnienie, że siedzi, bo dostrzegłem w okienkach, że coś tam się rusza. I nie tylko rusza. Chyba też jęczało cichutko, ale tego nie jestem pewny, bo naprawdę mocno się uderzyłem. Ku chwale Ojczyzny!
Ale co robić dalej? "Biegać po księdza, żeby poświęcił? Po lekarza? Wyleczyłby? Do grabarza, by zakopał głębiej?"
W podjęciu najlepszej, z możliwych, decyzji przeszkodził mi widok: W jednym z okrągłych okien ukazało się duże, białe, ciekawskie oko, osadzone w żabiej skórze.
Patrzało badawczo. Trudno powiedzieć, czy ze złością, czy ze strachem, czy ze świętobliwą pogardą połączoną z miłością. Było tak inne, że nie sposób odgadnąć. Podobnie jak nie łatwo poznać po oczach ropuchy, czy żaby, co ta sobie myśli.

Przyglądaliśmy się sobie tak dłuższą chwilę przez szybkę, a potem okrążyłem statek dookoła. Dotykałem, badałem, stukałem w karoserię, w okienka, a oko nie spuszczało ze mnie się, pojawiając się to tu, to tam - w odpowiednich momentach, z prawidłowej strony. "Inteligentna bestia".

- No wyłaź! - poprosiłem w końcu.
Oko opuściło powiekę; ta zasłoniła je do połowy i lekko na ukos. Teraz wiedziałem, o co chodzi. Ten gest rozumiałem nawet u żab - węszenie podstępu.

- Wyłaź - powiedziałem. Tym razem trochę ciszej, bardziej gościnnie.
Stwór rozejrzał się w swojej puszce na boki i... nic. Nuda. Wydawał się jakby niezdecydowany, gapowaty, dupowaty jakiś.
Wtedy pomyślałem, że może "nie rozumieć po ludzku". Zacząłem więc cmokać: "No, chodź. No. Noooo, chodź do pana.", i klepać w kolana.
Nic nie dało. Poleciały więc kolejno: "cip, cip, cip", "gę, gę, gę", "kwi, kwi". Ciągle nic, reakcji brak. Żabi? "Re, re, kum, kum." Nie. "Cip, cip..."
Oko wyglądało jakoś... na obrażone. Ale kto je tam wie i nie istotne w sumie, bo najważniejsze, że w końcu coś zadziałało. "Cip? Kum?"
UFO zadrżało. Syknęło z dysz bocznych, a potem puk i odskoczyło wieczko.
Muszę przyznać, że wystraszyły mnie te dźwięki nie mało. Odskoczyłem jakby automatycznie jeden krok wstecz, a w tej samej chwili, jak pajac z pudełka, wyskoczył ufok z UFA!
Stanął sobie dumnie na dachu swojego pojazdu. I stało się jasne.
"Przydałyby się widły" - pomyślałem.
W tym samym momencie pomyślałem też, że trochę za późno o tym pomyślałem. Nie wolno przecież, za nic w świecie, ufać nieznajomym ludziom, a co dopiero nieznajomym obcym. W takich sytuacjach, powinno się stosować nadzwyczajne środki ostrożności do kwadratu, a ja wykazałem się głupotą do kwadratu. Zwyczajnie.
No, ale na szczęście nie było aż tak źle, jakby mogło być. Żyję przecież, a to jest mocnym dowodem, że mogło być gorzej. Ufok okazał się mało agresywny. Wymachiwał, co prawda, długimi ramionami, a koniuszkiem jednego z nich stukał się w czoło, krzycząc "cip, cip...", ale nie wyglądał na mordercę. Co to, to nie. Był najzwyczajniej w świecie obrażony. Chyba za "cip,cip", coś tam najwidoczniej znaczące w jego języku narodowym, albo o coś innego. Tak czy inaczej - dzięki Bozi - nie rzucił się na mnie, nie udusił, nie zjadł, a tylko pogroził i sobie poskakał.
- Dobra, dobra - powiedziałem, widząc, że nigdy nie skończy wywijać, i czując, że atakować też nigdy nie będzie.

Zamknął się. Opuścił wszystkie ramiona na karoserię, odsapnął, rozejrzał się dookoła i zeskoczył na glebę.
Wyglądał przekomicznie śmiesznie. Ogólnie. Całą jego sylwetkę dałoby się wpisać w stożek lub piramidę, która jakby dla hecy, nieco poniżej czubka ma jedno wielkie oko. Wierzchołek stożka natomiast ścięto i od góry wydrążono zwężającą się ku dołowi dziurkę - taki pomarańczowy otwór, jakie mają na przykład czynne wulkany.
Nieco poniżej oka, z kolei, znajdowała się inna dziurka, szparka - małe różowe, pionowe rozcięcie.
Nogi jak u ośmiornicy, a rąk wcale, czyli zupełnie, jak u ośmiornicy. Wysokość - niewiele większa niż szerokość, a przyrównując do mojego wzrostu, to oko nieco powyżej mojego pępka. Patrzało więc na mnie z dołu, spod byka można by rzec, a jednak nie wyglądało groźnie, bo długie na pół łokcia i podkręcone rzęsy psuły cały, byczy efekt skutecznie.
Staliśmy tak twarzą w "twarz" dłuższą chwilę milcząc, a wreszcie...
- Dzien topry - usłyszałem. I myślałem, że padnę, bo słowa te wyszły ze szparki pod okiem. Ryknąłem śmiechem, ale krótko trwał ten wybuch i opanowałem się wnet, bo oto gość wyciągnął do mnie jedno ze swoich kiszkowatych ramion...
- Dzien topry - powtórzył i czekał na uścisk dłoni.
Chwyciłem więc nieśmiało, z pewnymi oporami ten zielony koniuszek i ścisnąłem jak kiełbasę.
- Dzień dobry, gościu.
- Mash cosz do picza? - zapytał konkretnie ufok, kończąc grzeczności. - Mam sucho - dodał i cofnął ramię.
- M... mam - odparłem. Zaskoczył mnie nieco obrót spraw. - Mam, mam. Ale musisz poczekać.
- Poczekam. Maszyna popszuta. Weż idź jush. Pszyniesh, bo zdechne.
Po tym wyznaniu odwrócił się i zaczął majstrować przy swoim pojeździe, a ja tup tup - oddaliłem się w kierunku podwórza. Słońce było w zenicie, fajnie grzało w plecy. Super pogoda.
Okrążyłem stodołę, kilka kroków i dotarłem do budynku gospodarczego - chlewa. Wklepałem sześciocyfrowy kod dostępu PIN, zamek zazgrzytał i drzwi się otwarły. Zdjąłem od razu z parapetu brązowy dzbanek - ten od sypania kurom. Wysypałem jęczmień, wydmuchałem wszystkie pyłki i podstawiłem go pod kranik.
Ściekało sobie powoli kap kap, więc miałem trochę czasu. Rozpędziłem kijem kury, kurony, kruki i wrony. Wyfrunęły pod sufit z rykiem i zostawiły po sobie jedno urocze jajeczko. Puk i połknąłem.
Kap, kap, kap... I dzbanek był już pełny.

Ośmiornica nawet nie zauważyła, kiedy wróciłem, tak była zajęta pracą. Nie chciałem jej przerywać, więc usiadłem sobie na trawce pod stodołą - tam, gdzie siedziałem wcześniej - i obserwowałem. A bimberek czekał.
Kreatura stała, nad włazem swojego wozu, wsparta na kilku niby-nóżkach, a resztą z odnóż wywijała na wszystkie strony - kilkoma na zewnątrz, a resztą we wnętrzu, w kabinie. Stuki, puki, brzdęki... Świetnie jej szła ta robota. Ja lubię ciężką pracę, bardzo lubię na coś takiego popatrzeć, no ale jak długo można? Księżycówka się ulatniała.

- Eee! - krzyknąłem.
Ufok dosłyszał. Ramiona zmniejszyły obroty, a wreszcie zatrzymały się w powietrzu i białe oko wychyliło się z wnętrza statku.
- No chodź! Potem skończysz.
Chwilę później dziwoląg leżał obok mnie, na sianie, i ciężko dyszał.
- No to siup. Trzymaj.
Żmijowate ramię owinęło dzban, cmoknęło kilka przyssawek i naczynie powędrowało do góry, wysoko - nad głowę stwora.
- Eeee! - Pomyślałem, że mu odbiło. Że bierze zamach i chce tym rzucić, ale on spokojnie, spokojnie... przechylił naczynie i polał wódę na swój łeb. Wtedy zrozumiałem; ta dziura w głowie to gęba! - Jadaczko-pijaczka, a szparka pod okiem, to otwór mówiący. Zachwyciła mnie pomysłowość tego rozwiązania, szczerze mówiąc. Można tak jeść, pić i gadać jednocześnie, bez przerwy. "Całkiem to sprytne" - myślałem, patrząc jak rzeczka gorzałki spływa mu prosto do głowy. No i w tym momencie zaimponował mi jeszcze bardziej - tym spustem. Wlał w siebie, jak Boga kocham, ponad pół dzbana, mocnego jak sto diabłów, samogonu i nawet nie wzdrygnął.
Powiedział tylko:
- @#$%[^]`.
I odstawił dzbanek na trawę.

Teraz ja. Teraz Polska. Pociągnąłem dużego łyka, by gorszym nie być i chwilę później rozmawialiśmy już leżąc. Jak starzy kumple.
- Ale to słońce dziś piecze - stwierdziłem, ściągając koszulę.
- To to jest słoncze?! - zapytał i zerwał się na równe "nogi".
- No, a co innego? Słońce.
- A to #$@^!
I znów upadł na plecy.


____________________________



przejście do części drugiej
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
valdens · dnia 27.05.2008 21:40 · Czytań: 1967 · Średnia ocena: 4,43 · Komentarzy: 12
Komentarze
valdens dnia 27.05.2008 22:03
jak - to duży ssak łożyskowy z rodziny krętorogich, rzędu parzystokopytnych, który za 12 lat będzie syczeć (nie wiedzieć czemu). ;) Wyjaśniam uprzedzając ewentualne pytania i zapraszam do przeczytania cudownego opowiadania pt. "C.U.T." ;P Jest tu o jaku, ale nie tylko, zapewniam.
bury_wilk dnia 28.05.2008 09:34 Ocena: Świetne!
A czy inne takie stwory typu krowiastego też za 12 lat będą syczały?
No i nasuwa się automatycznie pytanie, co będą robiły węże?

:p

A opowiadanie zapowiada się świetnie, o czym już zdążyłem Cię poinformować. Aby tą świetność utrzymać należy spełnić kilka warunków, z których najważniejszy, to: SKOŃCZYĆ. Inne, też całkiem istotne, to utrzymać polot i proporcje do końca, nie wytracić impetu, no i mieć dobry pomysł na całość.
valdens dnia 28.05.2008 11:05
Jako taki pomysł na całość to mam, ale skoro mówisz, że to świetne, to taki "jako taki pomysł" się nadaje jak siodło na świński grzbiet. Muszę chyba się bardziej sprężyć i wytężyć i cholera coś w końcu skończyć (sam mówisz, że to najważniejsze).

A może tak oddałbym to w czytelników ręce? Taki konkursik na dalszy dialog i losy. TAK. Niniejszym to czynię! :)
Zapraszam ludzi, którzy odebrali przekaz z przyszłości i nie zgrzytało im za bardzo, którzy nadają na podobnych falach. Zapraszam do PROROKOWANIA.
Jeśli znajdą się tacy ludzie i znajdą się pod spodem pomysły bardzo dobre, to albo ukradnę całe gotowe rozwiązanie i dokleję do opowiadania (ewentualnie dopieszczę wcześniej), albo wezmę z każdego pomysłu po trosze i posklejam. Albo Wy wybierzecie, co ja zrobię, zobaczymy.
ZAPRASZAM :D
ginger dnia 28.05.2008 11:36 Ocena: Bardzo dobre
Hmpf... A czy ludzie wtedy przestaną mówić...?
milla dnia 28.05.2008 13:47 Ocena: Bardzo dobre
A ja czuję się w epłeni usatysfakcjonowana końcówką. I nie oczekuję ciagu dalszego, bo go tutaj jak dla mnie nie potrzeba. Zakończnie jest świetne, szczególnie z tym językiem ichniego zamiast nasyzch, rodzimych przekleństw:D
Znów mi się Twoje opko dzieli na dwie części: pierwszą - lepszą i drugą trochę słabszą (nie licząc końcówki)
PIerwsza część wrpowadziła mnie w aboslutny błogostan; ta sielskość i zapach siana mało mnie od zmysłów nie odprowadziła:). Potrafisz kapitalnie oddać klimat, nie przesadzając bynajmniej z lukrem. pOnadto, zawsze gdzieś tam się wkradną Twoje takie trzy grosze, które dodatkowo ubogacają tekst. Na przykład pitu piptu o kotavh, gąskach i na samym końcu absolutny smaczek o psach liżących tyłki. POdobnie ubawiałm się przy psach dupą szczepionych i antykoncepcji dozwolonej:D Takie to ...Twoje.
Dzisiaj 5 (nieco słabasza druga część)
valdens dnia 28.05.2008 14:18
Dziękuję za piątkę, proszę Pani :) Ale zanim usiądę chciałbym zauważyć, że w Pani wypowiedź zakradła się pewna sprzeczność. Bo niby końcówką "usatysfakcjonowana", ale początek lepszy niż koniec? Hmm
Coś kręcisz, kobitko, i dlatego pociągnę zabawę dalej. Jako mężczyzna nie mogę przecież pozwolić, żeby początek był lepszy niż finał. No, chyba mnie rozumiesz? :smilewinkgrin:
milla dnia 28.05.2008 14:25 Ocena: Bardzo dobre
Już tłumaczę. Po prostu druga część nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak pierwsza. ale końcówka od "teraz ja (...) była naprawdę git i mnoie mocno rozbawiła.
a usatysfakcjonowana jestem obrazkiem jako całością, końcówka zgrabnie to wszytsko zakończyła i jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciągu dalszego. mimo to, oczywiscie zobaczę, jak to pokręcisz.
nie wiem czy jestem zrozumiałą, bo mam chore zatoki i gorączkę i moze bredzę
DamianMorfeusz dnia 28.05.2008 19:38 Ocena: Bardzo dobre
Chyba nikomu nie postawiłem świetnego, tym razem też tego nie zrobię, ale to jest opowiadanie na 5+
Opowiadasz to super, bez prób szokowania jakąś oryginalnością, jednak z "Twoimi" wstawkami, m.in. tymi, o których wspomniała Milla. Język i przedstawienie sytuacji - smakołyk.
Racja - nie musisz nic dokańczać, po co? Chyba że planujesz napisać inne jeszcze historie tego rodzaju, tworząc jakby zbiorek. I nie muszą się wiązać ze sobą poza tym, że jest Rok Pański 2020 i ludzie biegają do kościołów, zamiast przerobić je na muzea :) Był facet i ufok, może być kobietka i cosik, dzieciak i cosik innego.
I tyle.
amavel dnia 28.05.2008 23:56 Ocena: Świetne!
Jestem zaskoczona pomysłem, innym niż wszystkie że tak powiem ;) We wstępie świetny sielski klimat: stodoła, drabina, zwiewne spódnice, słońce... Można się uśmiać wyobrażając to sobie, bo wszędzie przeplata się z tą sielskością humor typu „Słońce piekło w ten głupi łeb...”, "Cip? Kum?", „Mash cosz do picza?” czy też komiczny opis tego badawczego oka „Oko opuściło powiekę..”, czy te psy liżące tyłki, no klimat jest oddany. Całość fantastyka, zakończenie też dobre, popieram Damiana, że najlepiej zrobić jakiś zbiór ale sam decyduj :)
valdens dnia 29.05.2008 11:38
Jednak piszę dalej :) Co będzie, to będzie. A jak wyjdzie kiszka, to zawsze można zaznaczyć na niebiesko i wcisnąć [delete]
Usunięty dnia 29.05.2008 15:02 Ocena: Bardzo dobre
Autor dysponuje już wcale dojrzałym warsztatem, a jego styl nosi znamiona oryginalności. Jeżeli można nawet tu znaleźć jakieś odniesienia do Mrożka czy Redlińskiego to luźne i dość odległe.Mnie osobiście bardzo odpowiada ten sposób budowania fabuły - dystans, kpina, a na okrasę "jaja"/nb" jak berety "/
gabstone dnia 01.06.2008 14:22 Ocena: Świetne!
No to jestem ciekawa, jak można rozwinąć to opo? pomysł bardzo oryginalny, przyznaję. Valdens, choćby nie wiem jak temu zaprzeczał, wypracował sobie pewien sposób pisania, mogłabym bez podpisu stwierdzić, że to jego;)naprawdę ciekawe opowiadanie-5
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
gitesik
10/04/2024 18:32
Trochę ironiczny wydźwięk ma ten tekst, jak na mój gust to… »
valeria
06/04/2024 19:51
Na pamiątkę:) niepozorna książka :) »
mike17
06/04/2024 19:03
Piękne gratulacje ślę :) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:29
Najnowszy:kononsuchodolski