„Pyłek. Niewielki, stopiony ze srebra, twardy i okrągły kawałek. To ja.
Pyłek. To moje imię, które dali mi moi kompani ze względu na mą lekkość i niewielki rozmiar. To dlatego też, że moi przyjaciele - złote Perły i szmaragdowe Korale, byli więksi. Nawet Sznurek, choć wąski, był nadzwyczaj długi. Byłem najmniejszy, ale nie przeszkadzało mi to. Doceniałem swój rozmiar.”
Owa srebrna, płaska blaszka wraz z przyjaciółmi tworzyła bogaty, połyskujący naszyjnik, należący niegdyś do bardzo majętnej żony monarchy. Czasy jednak się zmieniały, cacko wędrowało z rąk do rąk, aż wreszcie po bujnych wojażach trafiło tutaj – na wysoki stos kosztowności, połyskujący złotem i szlachetnymi kamieniami. Był to skarbiec, prywatna kolekcja, czujnie pilnowana przez właściciela.
„Mój opiekun troszczył się o mnie skrzętnie, broniąc także i moich sąsiadów. Byliśmy jego oczkiem w głowie. Nocą krył nas pod swym własnym ciałem, w dzień szczerzył kły i warczał, prezentując wielką tuszę, kiedy tylko jakiś chytrus wyciągał po nas swoje łapy.”
Tak, opiekun Pyłka był smokiem. Kawałek srebra zaś leżał w środku jego jaskini, mieszczącej się wysoko w górach i będącej twierdzą bestii. Czas lubi się jednak przeinaczać, posiadając własny, nie zawsze przychylny kalejdoskop. Jednego dnia, kiedy smok wybył z gniazda szukając obiadu, do środka groty wdarli się naiwni łotrzykowie. Było ich trzech i widząc wielkość zgromadzonych bogactw, rzucili się na nie chytrze. Jeden z nich niebawem poległ w walce z kompanem o królewski puchar. Jego krew splamiła błysk złota, nie ocuciła jednak szalonych zmysłów pozostałych. Niedługo później obładowani po brzegi bogactwem, dysząc ciężko, schodzili z gór. Ośmieleni zwycięstwem sądzili, że smok puści ich postępek płazem. Niedoczekanie! Niedługo trzeba było czekać, aż gadzie cielsko wyskoczy zza skały i zaatakuje. Złodzieje nie mieli szans – bogactwa rozsypały się po skałach, opuszczając chwilowych właścicieli. Również naszyjnik błysnął w słońcu i poleciał prosto na krawędź jednej z ostrych skał. Korale wylądowały z łoskotem, a Sznurek, wyraźnie nadwerężony, jęknął z bólu. Nie wytrzymał długo. Rozdarty, upuścił towarzyszy, którzy rozsypali się wokoło. Perły pisnęły w panice i łkając głośno, wołały na smoka. Pyłek nie miał ani tyle szczęścia, ani na tyle silnego głosu – niesiony przez silny, górski wiatr, turlał się właśnie ze szczytu.
„Przerażenie zatkało mi usta. Wiatr złapał mnie w swe łapska i rzucał gdzie popadnie. Kilka dni pozostawałem w jego mocy, aż u stóp gór spadł deszcz. Wtedy to pałeczkę przejęła woda, z którą, na wpół podtopiony, spędziłem kolejne dni. Wreszcie zatrzymałem się – woda znudziła się mną i wyrzuciła na leśnej dróżce, obok strumienia. Tu, w całkowitej samotności, spocząłem na następne miesiące. Było mi smutno. Często zastanawiało mnie, co też dzieje się teraz z moimi przyjaciółmi. Wyobrażałem sobie, że smok zebrał ich wszystkich z powrotem, zaniósł to swej twierdzy i żyli tam jak dawniej, beztrosko i spokojnie, wspominając czasem mnie, czasem też złotawego Sznurka. Leżałem i smakowałem tak swoich wspomnień, coraz bardziej głodny towarzystwa. Kiedy traciłem już nadzieję na zmianę, klepsydra losu znów się obróciła.”
Po lesie wędrował wtedy pewien młodzieniec, znakomicie zapowiadający się rzemieślnik. Szukał gdzie popadło nietypowych przedmiotów. Choć nikomu się do tego nie przyznawał, to posiadał rzadki dar, pozwalający mu poznawać historię porzuconych przedmiotów. Umiejętność tą nabył za wysoką cenę kalectwa, nie żałował jednak. Uwielbiał przechadzać się po lesie i dotykać kamieni, drzew, porzuconych narzędzi myśliwskich. Piorunujący przypływ wspomnień przywoływało samo muśnięcie wody, która łagodnie i chętnie opowiadała długie historie. Spacerując, chłopak dostrzegł również odbijający się w słońcu minerał. Ze zdziwieniem rozpoznał w nim srebro i zapoznał się z historią blaszki. Pyłek był przeszczęśliwy. Czuł, że znalazł wspaniałego przyjaciela.
„Obiecał mi, że spełni moje życzenie. Powiedział, że znajdzie mi rodzinę i stanę się częścią czegoś większego, co dzięki mnie zyska duszę. Dotrzymał słowa. Nigdy mu tego nie zapomnę.”
Pyłek sporo czasu spędził w pracowni swojego nowego właściciela, a kiedy praca została ukończona, grzecznie spoczywał na półce, zapoznając się z nowymi kolegami. Rzadko kiedy ktoś odwiedzał warsztat rzemieślnika. Jedni wątpili w jego umiejętności, inni w przydatność tworzonych przez niego narzędzi, naczyń czy instrumentów. Pewnego dnia jednak do małego pomieszczenia zawitał gość, który w życiu Pyłka odegrać miał większą rolę. Dzwonek nad drzwiami zagrał dźwięcznie i wesoło, zapowiadając przybycie długowłosej kobiety. Wabiony tym dźwiękiem chłopak pojawił się za ladą. Klientka ukłoniła mu się lekko, wzrokiem już badając zawartość półek. Z pomocą handlarza wybrała niewielki, drewniany przedmiot, obłożony blaszkami. Dmuchnęła w niego i wtedy powietrze w nim zatańczyło, przeszukując wszelkie kanaliki. Pyłek, któremu obce było dotychczas takie doznanie, poczuł nagłą radość i niewysłowioną siłę, która kazała mu odpowiedzieć na to wezwanie. Krzyknął radośnie, wkładając w to całą swoją energię. Niepozorna płytka zadygotała, wydając swój własny, niepowtarzalny dźwięk. Pyłek odkrył, że jego odczucia nie były odosobnione. Odpowiedziała mu rzesza podobnych dźwięków – jego koledzy wołali tak samo silnie, jak on. Krótka melodia, zagrana na nich, wywołała tak silne emocje, jakich nie czuli już od dawna.
- Tęskniłeś? – ta sama kobieta zapytała spracowanego mężczyznę, który siedział przed chatą i palił właśnie skręta własnego wyrobu. Mimo iż pytanie było czysto retoryczne, bo nie wyszła przecież na długo, to lubiła w ten sposób zagadywać swego przyjaciela. Usiadła obok niego i wyjęła mu z dłoni żarzący się papierek, sama go próbując. Nowa mieszanka wypełniła jej nozdrza nasyconym aromatem.
- Mam coś dla ciebie. – powiedziała, sięgając do kieszeni wysłużonego płaszcza. Podała mu mały pojemniczek, zawinięty w papier. – Twórca powiedział mi, że jego wyroby mają duszę. To mnie przekonało, bo w pełni zasługujesz na coś niezwykłego. – uśmiechnęła się, patrząc jak wielkie, popękane od pracy dłonie odpakowują małą rzecz i obserwując reakcję przyjaciela.
Pyłek, przysłuchując się całej rozmowie, był wniebowzięty. On, choć taki mały, to tak ważny i cenny! Pomyślał sobie, że to może być ten najszczęśliwszy okres, jaki trafi się w jego przewrotnym życiu. Jak później się okazało, nie omylił się, bo ilekroć gorące powietrze z ust mężczyzny przepływało przez wnętrze instrumentu, tyle też razy małe płytki wraz z nim trzęsły się i z radością wygrywały nowe melodie. Pyłek zaprzyjaźnił się ze swoimi sąsiadami, wieczorami gawędząc z Drewnem, czasem zaś śpiewając z takimi samymi jak on, małymi Blaszakami. Wtedy też był najbardziej szczęśliwy – część jego, tym razem już stałego właściciela, potrafiła sprawić, że Pyłek otrzymał głos i jako żywy, dzielić się mógł sobą.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
destin · dnia 13.06.2011 09:56 · Czytań: 3164 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: