Vesper - cz.22 - Ramirez666
Proza » Długie Opowiadania » Vesper - cz.22
A A A
Ciemność absolutna. Przenikliwy do szpiku kości chłód. Uczucie niewypowiedzianej grozy i nieznośna świadomość ciągłej utraty czasu. To wszystko towarzyszyło Kellerowi i reszcie jego przymusowych kompanów w drodze do jądra złowieszczej otchłani, jaka zdążyła ogarnąć cały okręt. Im dalej brnął z nimi przez lodowatą ciemność, tym wszystkie jego obawy stawały się coraz bardziej wyraźne. Przepełnione trwogą serca doświadczonych żołnierzy, ludzi przyczajonych przecież do stresu i napięcia, na co dzień stykających się z przemocą i śmiercią, teraz biły w szaleńczym rytmie, a umysł na poły błagalnie, na poły stanowczo sprzeciwiał się jakimkolwiek dalszym poczynaniom. Każdy z osobna doskonale wiedział, z czym przyjdzie mu się zmierzyć tam na dole, w budzącej grozę jamie potwora. Starali się jednak nie okazywać wewnętrznych rozterek, tłumiąc w sobie targający nimi niepokój. Szli w milczeniu, wypatrując czyhającego na nich drapieżnika. Monotonne dudnienie własnego pulsu było jedyną rzeczą, którą słyszeli. Scenerię horroru otulała bowiem głucha cisza.

Cała sześcioosobowa drużyna dotarła do klatki schodowej równo pięć minut po masakrze oddziału Suworowa i z wielkimi obawami zaczęła pokonywać kolejne, prowadzące w dół stopnie. Każdy miał odmienną motywację, pomagającą znosić uciążliwy strach i iść naprzód, przedzierając się przez niebezpieczną ciemność. Keller pałał żądzą zemsty i chęcią zmierzenia się z groźnym przeciwnikiem, doktor chciał dorwać w celach naukowych choćby ścierwo potwora, Goebbels pragnął wydostać się jak najszybciej z pokładu Vesper, a ludzie sierżanta po prostu wykonywali rozkazy swoich dowódców. Po zejściu na niższe piętro w ich twarze uderzył powiew lodowatego powietrza przesiąkniętego fetorem stęchlizny. To nie wróżyło nic dobrego. Kacper zadrżał z zimna i obejrzał się na towarzyszy, którzy również przeczuwali nadchodzące kłopoty. Zdołał oszacować, że temperatura spadła już grubo poniżej zera, a woda nie zamarzła jeszcze tylko dlatego, że jej poziom cały czas dynamicznie się podnosił. Czuł, że jego przemoknięty mundur zaczyna kostnieć. Tym samym zrozumiał, jak realne niesie to za sobą zagrożenie. Uśmiechnął się ironicznie i prychnął zniechęcony samą myślą, że jeśli nie zginie z ręki upiora, ani do końca się nie wykrwawi, to z pewnością padnie ofiarą wyziębienia bądź utopi się, gdy osłabiony straci przytomność w którymś z zalewanych pokładów. Zły nastrój pogłębiła kolejna porcja bólu. Postrzałowa rana ramienia piekła dotkliwie, nie pozwalając skupić się w pełni na obserwacji otoczenia. Czuł się jak podczas powrotu z dobrej imprezy. Wycieńczony, obolały, śpiący i piekielnie głodny. Samo porównanie wywołało słaby uśmiech na jego bladej twarzy. Już niedługo, powiedział do siebie w myślach, już niedługo się zobaczymy, moja droga.

Brodząc w płytkim ścieku, sięgającym nieco ponad kostki, cała szóstka ruszyła dosyć szerokim korytarzem, prowadzącym bezpośrednio do sali bankietowej. Na szpicy Dekert z Kellerem, którzy oświetlali drogę, za nimi pogrążony w głębokim zamyśleniu Suworow i celowniczy szybkostrzelnego kaemu, szeregowy Sasza Tagancew. Ariergardę stanowiła ostatnia dwójka komandosów, sierżant Dragunov i operator wyrzutni rakietowej. Brnęli do przodu powoli i ostrożnie. Uważnie rozglądali się na boki, nie zapominając, by pilnować przy okazji swoich tyłów. Zagrożenie mogło nadejść z każdej strony. Znaleźli się na terytorium niebezpiecznego drapieżnika i musieli uważać na każdy swój kolejny krok, w przeciwnym razie mogli łatwo stać się jego pożywieniem.
Po kilkunastu metrach marszu Dekert uchwycił w świetle latarki kilka dryfujących swobodnie ciał. Wszystkie były ubrane w galowe garnitury i nosiły ślady poważnych obrażeń. Były gangster wzdrygnął się tylko nieznacznie i minął je bez słowa komentarza. Nie zrobiło to na nim specjalnego wrażenia. Podobne sceny widział już wiele razy w swoim życiu. Na przykład w górskiej wiosce w zachodniej Serbii, gdzie osobiście rozstrzelał całą cygańską rodzinę. Do dziś pamiętał wyraz oczu dwójki dzieci, którym strzelił prosto w głowy. Dla niego była to kwestia idei.
Keller nawet nie spojrzał w kierunku zwłok. Jego bezduszność wymazała wszelkie ludzkie odczucia. Dla niego ciała były tylko nic nie wartą kupą mięsa, nie miały przeszłości ani wspomnień, całkowicie bez wartości. Chłopak w milczeniu podążył za Dekertem. Idący parę kroków za nimi Sasza aż stęknął z wrażenia i przeżegnał się zamaszyście na widok makabry.
- Jezu Chryste, miej nas w opiece! – wyjąkał cicho, przyjrzał się zmasakrowanym zwłokom wytrzeszczonymi ze strachu oczyma, po czym ruszył prędko w ślad za pozostałymi. Bał się dłużej zostawać sam w towarzystwie kilku martwych ludzi.
Suworow skrzywił się z obrzydzenia i odwrócił głowę. On też miał dość zabijania na dzisiaj. Tym bardziej dziwiła go postawa Kellera, który szedł do przodu równym krokiem, z podniesioną głową i karabinem gotowym w każdej chwili do strzału, zupełnie jakby wcale nie bał się konfrontacji z demonicznym stworem. Przeciwnie. Sprawiał wrażenie, jakby celowo do niej dążył.

Idący na przedzie Goebbels dotarł mniej więcej do połowy korytarza, gdy niespodziewanie się zatrzymał. Podążający z tyłu Rosjanie od razu odgadli przyczynę postoju. W prawej ścianie korytarza ział ciemny otwór dwuskrzydłowych drzwi. Pierwszy rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, iż drzwi zostały wyważone razem z futryną pod wpływem silnego uderzenia od zewnątrz. Świadczyły o tym pływające dookoła kawałki drewna i pęknięcia w elewacji. Kacper skonstatował, że zrobił to zachęcony zapachem strachu dżinn. Odruchowo wycelował w tamtą stronę, kierując snop światła podlufowej latarki wprost na podłogę restauracji. Jego źrenice zwęziły się jeszcze bardziej i w pół sekundy zarejestrowały makabryczny obraz. Nieco więcej czasu potrzebował mózg na pojęcie grozy tego, co właśnie zobaczył. Dlatego minęła długa chwila, zanim Kacper drgnął i wydał z siebie odgłos podobny do jęku. Podłoga była gęsto usłana ludzkimi szczątkami, pływającymi w czerwonej brei, w jaką zamieniła się unosząca się tam woda pod wpływem sporych ilości rozlanej krwi.
- Ja tam, za chuj, nie wejdę pierwszy! – Dekert pokręcił głową, machinalnie odsuwając się od progu.
Keller zerknął na niego ukradkiem, po czym odwrócił się w stronę swoich rosyjskich towarzyszy. Zobaczył pobladłą twarz Suworowa, który wycelował do niego z kałasznikowa.
- Naprzód żołnierzu! – Naukowiec zachęcająco machnął lufą w kierunku wejścia. – Maszeruj albo giń!
- Myślisz, że się boję, doktorze? – Kacper uśmiechnął się, lecz jego oczy pozostały poważne. – Bądźmy szczerzy. Ja chcę zabić potwora, tak jak i pan, ale to można było osiągnąć bez narażania ludzi. – Chłopak wymownie kiwnął głową w kierunku komandosów, którzy skierowali w stronę Suworowa pytające spojrzenia. – Mogliśmy wycofać się ze statku. Dżinn się regeneruje, więc nie miałby siły ruszyć za nami w pościg. A wtedy załatwiłaby go eksplozja bomby albo kilka kolejnych torped z waszego okrętu. Po co właściwie tu schodzimy?
- Nie masz pojęcia co może zyskać nauka! – warknął naukowiec.
- Ja też nie mam! – wtrącił Dragunov. – Dlatego proszę mi wyjaśnić, po co nas pan tu przyciągnął!
- Ma pan swoje rozkazy, sierżancie!
- Nalegam.
- Chodzi o tkankę. – Iwan poddał się, gdy barczysty żołnierz nieco podniósł lufę broni i jakby mimochodem skierował w jego stronę. – Muszę ją pobrać ze szczątek tego drania. Wtedy będziemy mogli porównać ją z komórkami tamtego kaukaskiego okazu.
- Broń biologiczna. – Kacper westchnął. – Kurwa, nigdy się nie poddajesz, prawda? Wykonasz zadanie, choćbyś nie wiem ilu ludzi musiał poświęcić. Jesteś żałosny.

Chłopak odwrócił się. Nie miał dalszej ochoty na rozmowę. Na pewno nie z Suworowem. Nienawidził ludzi jego pokroju. Aroganckich egoistów, dla których liczą się tylko oni sami i ich własne plany. Może dlatego, że mimo usilnych starań, sam się taki stał. Po raz kolejny zrobiło mu się słabo. Sam nie wiedział, czy to od utraty krwi, czy od podsumowania samego siebie. Przygarbił się lekko i wbił oczy w pływające przed nim ciała. W gruncie rzeczy nie miał wyjścia. Obaj z Marcinem pozostawali formalnie w niewoli i pomagali członkom oddziału desantowego, włączeni do niego doraźnie jako tymczasowe wsparcie. Wiedział, że ubezpieczający go ludzie nie zawahają się pociągnąć za spust, gdy tylko będą mieli ku temu powód. Nawet jeśli Suworow okazał się wobec nich nielojalny. Kacper westchnął, ostatni raz obejrzał karabin, po czym popatrzył prosto w zimną przestrzeń przed sobą i wolno w nią wkroczył. Woda, w której brodził, była szkarłatna od krwi i dosłownie roiła się od trupów, które starał się delikatnie odpychać nogami. Zrobił kilka krótkich kroków. Promieniująca w powietrzu zła energia przyprawiała go o mdłości. Nie chciał tu być, ale musiał pokonać potwora. Za wszelką cenę.
Gdy przesunął strumień latarki nieco dalej w głąb restauracji, zobaczył dwa spore stosy ciał, kości i ludzkich szczątek, sięgające wysokości dorosłego człowieka. Z wrażenia zatrzymał się. Skurcz ścisnął mu żołądek, a groza przeorała wnętrzności. Nawet on, bezduszny zabójca, nie potrafił sobie wyobrazić ogromu okrucieństwa, jaki miał teraz przed sobą. Przez długą chwilę wodził zdumionym wzrokiem po twarzach powykrzywianych obłędem, bólem i rozpaczą. Nie mógł uwierzyć w to, co go otaczało i na co przecież patrzył. Widział kobiety trzymające w kurczowym uścisku swoje dzieci, które umierały w nadziei, że uda im się je jakoś ocalić. Widział dobrze ubranych mężczyzn, parę razy przewinęła mu się twarz jakiegoś posła lub innej osobistości, znana z telewizji, bądź zapamiętana z wcześniejszego pobytu na pokładzie. Teraz wszyscy jednakowo leżeli poszarpani w legowisku potwora. Zamożni nie zdołali się wykupić, sprytni nie wymknęli się, pokorni nie wybłagali łaski. Upiór zamordował wszystkich bez wyjątku. Keller przymknął powieki, by choć na chwilę uciec wzrokiem od otaczającego go koszmaru. Mimo, że nie wierzył w legendy ani mity, to wszystko działo się naprawdę. A on brał w tym czynny udział.
- Ja pierdolę, jaka rzeźnia! – Usłyszał za sobą zduszony strachem głos Dekerta, który ostrożnie za nim podążał.
Obaj przeczesali latarkami przedpole, jednak prócz masy zwłok, oraz mnóstwa roztrzaskanych stołów i krzeseł, nie widzieli nic podejrzanego. Kacper machnął ręką na znak, że pozostali mogą wchodzić.
- Boże, co tu się stało? – Sierżant Dragunov nagle przypomniał sobie swoje chrześcijańskie korzenie, gdy tylko ujrzał przed sobą dwie spore góry mięsa. – To zrobiło jedno stworzenie?
- Owszem – przytaknął stojący przy ścianie doktor – jedno. Dodałbym, że we wczesnym stadium rozwoju.
- Mówił pan przecież, że one mają tysiące lat!
- Tak, ale to tylko założenia. Poza tym ten dopiero obudził się z letargu, w jaki zapadł po uwięzieniu w krysztale. Dopiero zaczął regenerować siły. To, co tu widzicie, to dopiero początek jego możliwości.
- Skąd to bydlę się w ogóle wzięło? – zapytał głucho Dekert, nerwowo rozglądając się dookoła, a jego głos odbił się echem od zakrwawionych ścian pomieszczenia.
- Miliardy lat ewolucji potrafią uczynić prawdziwe cuda – odparł naukowiec, z jego ust buchnął spory kłąb pary. – Możliwości tego gatunku wykraczają daleko poza rozumowanie dzisiejszej nauki…

Rozmowę przerwał głośny zwierzęcy ryk, dochodzący z cienia po drugiej stronie hali bankietowej. Stało się jasne, że bestia obserwowała ich od samego początku, gdy tylko przekroczyli próg. Badała, analizowała możliwości obronne swoich ofiar, przygotowując jednocześnie plan własnego ataku.
- Formować szyk! – wrzasnął Keller, ustawiając się na skraju prawej flanki. – Nadchodzi! Przygotować wyrzutnię i granaty! Odwrót tylko na moją komendę, strzelać bez rozkazu!
Myśliwi usłyszeli dobiegający z ciemności przed nimi chrapliwy pomruk i plusk rozchlapywanej wody. Istota ruszyła do boju. Odruchowo skierowali światło w tamtą stronę. Zdążyli zobaczyć jedynie ciemny kształt znikający za stertą trupów. Nie zareagowali. Wiedzieli, że trzeba oszczędzać amunicję. Może nie być czasu na przeładowanie. Jedynie Suworow wypuścił w panice długą serię, której echo rozdzierająco zadzwoniło w uszach. Gdy ucichło, na powrót zapanowała złowroga cisza. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. To była cisza przed burzą. Tylko, że tym razem nie była to zwykła burza, ale morderczy huragan, mogący w każdej chwili uderzyć w nich z olbrzymią siłą niepowstrzymanego żywiołu.

Mimo braku wojskowego doświadczenia, Suworow okazał się naprawdę szybki. Od razu nacisnął spust, gdy tylko zobaczył w ciemności przed sobą podejrzany ruch. Demon rzucił się w jego kierunku, wprost pod lufę kałasznikowa. Jednak nim karabin zionął ogniem, przebiegły stwór zdążył wykonać zwinny unik, przez co kilkanaście zabójczych kul trafiło w pustkę. Następnie długim susem przemknął on obok zdezorientowanego doktora i mijając go, jakby przy okazji, uderzył ogonem. Wyprowadzony z mocnego zamachu cios trafił w odsłoniętą pierś, łamiąc kilka żeber i kręgosłup. Impet uderzenia powalił uczonego na plecy i sprawił, że ciało przeszorowało po podłodze jeszcze dobrych kilka metrów, rozchlapując na boki krwistą maź. Suworow zatrzymał się dopiero, gdy rąbnął karkiem i łopatkami w podstawę jednego z filarów.

Od tej pory wydarzenia potoczyły się w błyskawicznym tempie. Dżinn doskoczył do szeregowego Tagancewa, który właśnie próbował się obrócić i przyjąć prawidłową postawę strzelecką. Operowanie ciężką, nieporęczną bronią, jaką jest ważący kilkanaście kilogramów karabin PK sprawiło, że nim zdołał poprawnie wycelować, upiór dopadł go i bez problemów uśmiercił. Uderzenie zostało zadane od góry, pod wyjątkowo dużym kątem. Szpony najpierw rozerwały szyję i wszystkie główne arterie łącznie z gardłem, po czym strzaskały obojczyk i uszkodziły sporą część klatki piersiowej, rozcinając pancerne płyty kamizelki niczym zwykły papier. Raniony chłopak krzyknął przeraźliwie, a z jego ust obficie trysnęła krew. Sekundę później ciało szeregowego Tagancewa zniknęło pod spienioną, szkarłatną taflą. Tym samym wściekły dżinn znalazł się pośrodku pozycji reszty zabójców, którzy nierozważnie ośmielili się na niego zapolować. Bestia padła na cztery łapy i pochyliła łeb, kalkulując szanse. Z prawej strony miała zagonionego w kąt sierżanta Dragunova, z lewej zaś dwójkę byłych gangsterów. Obdarzony mocą pochłaniania ludzkich uczuć, emocji i myśli stwór zrozumiał w mgnieniu oka, że dwaj bezwzględni, okrutni i świetnie wyszkoleni najemnicy, mający na swoim koncie po kilkadziesiąt wykonanych egzekucji, stanowią dużo większe zagrożenie niż jeden zwykły żołnierz. Dlatego rzucił się właśnie ku nim. Rozpędził się niczym przemierzający sawannę gepard i używając wszystkich czterech kończyn, ruszył z wielkim impetem. Dawni przyjaciele nie marnowali czasu. Uchwycili cel w światło latarek i zaczęli pakować w niego krótkie, mierzone serie. Demon nie zatrzymywał się. Mimo ciężkich obrażeń i sporej dawki własnego, uporczywego bólu, parł naprzód. Biegł w dzikiej furii, wzburzając fontanny krwawej breji, czasami zygzakując i robiąc sprytne uniki.

Tymczasem kilkanaście kroków dalej, w progu sali, stał młodszy sierżant Zahajev Nikoladze. Na jego ramieniu leżała wygodnie oparta wyrzutnia z pociskiem w każdej chwili gotowym do strzału. Doświadczony żołnierz postanowił spokojnie odczekać, aż demon zbliży się do obu Polaków na odległość skoku. Wiedział, że będzie wtedy musiał zwolnić, by dokładnie wymierzyć atak i stanie się tym samym łatwiejszym celem. Rozumiał fakt, że obaj młodzi mężczyźni zginą w płomieniach, a impet nieodległej eksplozji powali również i jego samego, jednak uznawał to za jedyne racjonalne wyjście. Umysłem Nikoladzego kierowały już tylko pierwotne instynkty przetrwania. Nie było w nim miejsca na takie rzeczy jak litość czy współczucie. Ich wyzbył się dawno temu, jeszcze podczas intensywnego szkolenia w ośrodku Specnazu. Dlatego przymierzył spokojnie i czekał, aż cel znajdzie się w polu ostrzału. W plecaku miał jeszcze trzy zapasowe głowice zapalające, ale podświadomie czuł, że nie zdąży ich załadować. Okazja do strzału będzie tylko jedna, dlatego musi być celny. Sekunda za sekundą, metr za metrem, młody żołnierz przesuwał lufę miotacza wzdłuż osi biegu potwora. Nieświadomie wstrzymał oddech. Skupił się już tylko na celu, dosyć dobrze oświetlonym przez dwie mocne, wojskowe latarki. Jego mięśnie napięły się, place kurczowo zacisnęły się na stalowej dźwigni zapalnika. Jeszcze trzy sekundy, jeszcze dwie. Gdy dżinn rzeczywiście nieco zwolnił, sierżant gwałtownym ruchem obrócił tułów, przesuwając rurę wyrzutni o spory kąt w prawo, wycelował z wyprzedzeniem jakichś dwóch metrów i pociągnął za przycisk spustowy. Rozległ się głuchy huk i rakieta wyskoczyła z miotacza w akompaniamencie dzikiego świstu. Nikoladze zamarł w oczekiwaniu, aż fala uderzeniowa rozerwie potwora na strzępy. Jego przeciwnik był jednak o wiele sprytniejszy, niż mogli przypuszczać rosyjscy wojskowi.

Zaalarmowany hałasem dżinn wyhamował, zatrzymał się niemal w miejscu, pochylił łeb i obrócił w kierunku drzwi, gdzie pojawił się nowy cel do zlikwidowania. Tym samym uratował życie, bowiem rakieta minęła go od dobre półtorej metra. Keller, który jeszcze przed sekundą znajdował się niemal na wyciągnięcie morderczej łapy potwora, odskoczył machinalnie do tyłu, oddzielony od niego przez parzącą smugę dymu. Jednocześnie powiódł wzrokiem za iskrzącym ogonem rakiety, która przeleciała kilkadziesiąt metrów i eksplodowała przy zderzeniu ze ścianą. Eksplozja wstrząsnęła ścianami pomieszczenia, które zatrzęsły się gwałtownie, sprawiając wrażenie, że zaraz runą na głowy obecnych. Spora kula płomieni sięgnęła sufitu i na kilka krótkich sekund rozświetliła całe pomieszczenie krwawym blaskiem. To, co młody gangster wtedy ujrzał, przerosło jego najśmielsze wyobrażenia o zabijaniu i ogromie okrucieństwa mitycznej istoty. W dalszej części restauracji znajdowało się jeszcze kilka wielkich stosów poszarpanych ciał i obdartych ze skóry szkieletów. Na wodzie wokół nich kołysały się nie tylko pojedyncze zwłoki, ale też oderwane ręce, nogi, głowy, nawet gołe czaszki i piszczele. Z górnych antresol zwisały strzępy ciał i ubrań, na resztkach połamanej balustrady sterczały ponabijane zwłoki, tworząc makabryczne ozdoby potwornej tragedii. Tak wyglądało pięćset ciał, bezlitośnie unicestwionych przez nieobliczalną bestię. Ściany i filary były ciemne od brunatnych rozbryzgów zakrzepłej krwi, która pokrywała dosłownie wszystko dookoła, może tylko z wyjątkiem sufitu. Cała makabra tkwiła w sięgającym za kostki krwawym bagnie, mieniącym się jaskrawą czerwienią w świetle płomieni. Nim chmura eksplozji zgasła, dwa kryształowe żyrandole zamigotały jeszcze złowrogo, odbijając resztki ognistego blasku, co nadało pomieszczeniu klimat piekielnej apokalipsy. Kellera przeszył dreszcz. Niemal słyszał jęki i krzyki mordowanych pasażerów, płacz dzieci, błagania przerażonych, modlitwę wierzących, a w tle ryk oszalałej bestii. Zobaczył piekło. Był w nim. Gdy w końcu płomienie zgasły i tableau koszmaru na powrót pochłonęły ciemności, chłopak ocknął się z hipnotycznego transu i na powrót obrócił w kierunku nieodległej walki.

W międzyczasie wściekły dżinn ruszył w kierunku Nikoladzego. Rosjanin nie stracił zimnej krwi, mimo że spodziewał się wyniku starcia. Odrzucił prędko bezużyteczną rurę wyrzutni i sięgnął po wiszący przy biodrze karabin. Chwycił mocno za rękojeść, jednak nim zdążył go poderwać, nastąpił gwałtowny atak. Potwór rzucił się na niego i z całej siły uderzył twardym łbem w klatkę piersiową, gruchocząc żebra i mostek. Nie pomogła nawet gruba kamizelka. W ciągu sekundy ze zgniecionych płuc żołnierza uszło całe powietrze, więc nie mógł nawet krzyknąć. Przechylił się tylko do tyłu, przewrócony siłą pchnięcia, zaciskając z bólu zęby. Nim upadł, dżinn przebił mu brzuch swoimi ostrymi jak brzytwa szponami. Zahajev zamknął oczy. Gdy już wylądował łopatkami na podłodze, stwór pochylił się ku niemu z rozwartą paszczą i zaatakowała odsłoniętą szyję. Z rozrywanego gardła rozległ się chrapliwy bulgot.

Goebbels krzyknął w przerażeniu i opróżnił w kierunku dżinna resztę magazynka. Większość kul nie dosięgła jednak celu, wystrzelona była bowiem w całkowitej panice, niemal na oślep. Keller doskoczył do kompana i szarpnął mocno za twardy kołnierz pancernej kamizelki.
- To koniec! – wrzasnął mu niemal do ucha, próbując przekrzyczeć terkot automatu Dragunova, który jeszcze bronił się po drugiej stronie sali. – Spadamy!
Obaj uciekli w kierunku bocznego wyjścia, próbując zniknąć jak najszybciej z pola widzenia upiora. Dragunov został sam. Widząc swojego przyjaciela, przygniecionego przez ogromne cielsko potwora, wycelował dokładnie i wystrzelił. Kałasznikow ryknął serią, po czym niespodziewanie zamilkł. Zaskoczony sierżant odpiął magazynek i ze zgrozą zrozumiał, że jest pusty. Wystrzelał wszystko, zanim Zahajev zdążył odpalić pocisk. Trzymał teraz w dłoni pusty magazynek. Odrzucił go więc i sięgnął do pasa z ładownicami po następny, prawą ręką trzymają automat tak, aby światło podwieszonej pod lufą latarki oświetlało mu całe przedpole. Śliskimi od potu palcami odpiął klamrę sakwy i próbował wyłuskać z niej blaszany pojemnik. Wtedy usłyszał głośny chlupot. Podniósł wzrok, dokładnie w momencie, gdy mrok rzucił się na niego. W blasku latarki zdołał dojrzeć tylko dwa rzędy mocnych, spiczastych kłów.

Keller i Dekert byli już prawie u szczytu schodów prowadzących z powrotem na wyższy poziom, gdy zza ich pleców dobiegł pełen bólu i rozpaczy krzyk mordowanego człowieka.


* * *



Suworow ocknął się, leżąc podparty łopatkami o ścianę. Był otępiony bólem, jaki spowodował gwałtowny upadek. Połamane żebra i smród gnijących dookoła ciał sprawiały, że z trudem oddychał. Był również przerażony, znajdował się na granicy obłędu. Chciał zerwać się z miejsca, biec, uciekać, wszystko, byleby tylko czym prędzej oddalić się od tego potwornego pomieszczenia, jednak zdał sobie sprawę, że nie może. Nie miał czucia w nogach. Podejrzane mrowienie z dolnej części pleców nasunęło wniosek, że podczas upadku bądź na skutek uderzenia musiał zostać przerwany, lub w najlepszym razie uszkodzony, rdzeń kręgowy. Nie przejął się tym jednak. Owładnięta strachem przed śmiercią świadomość dawała mu jasne sygnały, że i tak nie przeżyje. Gdzieś z ciemności przed nim dochodziło głośne mlaskanie. Iwan z trudem przełknął ślinę. Delikatnie podciągnął się na łokciach i podparł nieco wygodniej o krawędź kolumny. Stęknął przy tym z bólu. Mlaskanie ustało w jednej chwili jak ucięte nożem. Demon zrozumiał, że jedna z jego ofiar wciąż żyje. Zostawił więc maltretowane zwłoki sierżanta i ruszył w kierunku wyczuwanej świeżej krwi i esencji przerażenia. Naukowiec nic nie widział w panującej wokół atramentowej czerni. Słyszał jedynie równomierny plusk wody, powodowany każdym kolejnym krokiem bestii. Poczuł ogarniające go przejmujące zimno. Mimo dramatycznie kiepskich perspektyw nie chciał poddawać się bez walki. Drżącą dłonią sięgnął po przytroczony do pasa pistolet, wyjął go i odbezpieczył. Następnie wyciągnął rękę przed siebie, celując w stronę źródła złowieszczego dźwięku.
- Zdychaj, szkarado! – wychrypiał w swoim ojczystym języku, po czym pociągnął za spust. Makarov szczekał miarowo, z każdym kolejnym strzałem rozświetlając mrok jaskrawym blaskiem. Uczony posyłał w ciemność kulę za kulą, jednak dramatyczna obrona nie przyniosła żadnych spodziewanych rezultatów. Widząc zbliżający się koniec, Suworow przystawił gorącą jeszcze lufę do skroni. Zamknął oczy, przypomniał sobie wszystkie najpiękniejsze chwile w życiu i ostatni raz szarpnął za cyngiel. Zamiast rozdzierającego bębenki huku wystrzału, usłyszał tylko złowróżbne kliknięcie iglicy. Z niedowierzaniem spojrzał na pistolet. W amoku wystrzelał cały magazynek. Nim w pełni zrozumiał ogrom swojego błędu, potwór stanął tuż nad nim i pochylił łeb tuż przed twarz Rosjanina. Fuknął groźnie, a Iwan poczuł, jak jego skórę ścina siarczysty mróz. Odruchowo wtulił głowę między ramiona i obrócił ją na bok, ostatkiem sił próbując maksymalnie odsunąć się od budzącej obrzydzenie bestii. Przyparty do kolumny nie miał jednak żadnego pola manewru. Zamknął powieki. W ostatniej sekundzie, w której nie czuł jeszcze bólu, pomyślał ironicznie, że odkrycie, mające przynieść mu nieśmiertelną chwałę, w rzeczywistości zgotowało mu dalece gorszy los, niż mógłby sobie wyśnić w najczarniejszym koszmarze.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ramirez666 · dnia 30.06.2011 08:47 · Czytań: 930 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
Wasinka dnia 30.06.2011 11:43
Sensacja to nie moja działka, choć zjawiska paranormalne czy też jakieś nadprzyrodzone zdarzenia bardziej, ale wolę, by były osadzone w innej rzeczywistości. Nic to jednak, a jedynie osobiste preferencje. Bo piszesz sprawnie, nie poprzestajesz na powierzchownym liźnięciu języka, korzystasz z jego dóbr wszelakich, co mi się podoba, gdyż często zdarza się, że autorzy podejmujący taką tematykę skupiają się głównie na treści, nie biorąc pod uwagę językowych możliwości. Wtedy jest płytko i - że tak nieładnie ujmę - prostacko. A mnie to odstręcza. Ty masz warsztat, pracujesz nad nim, starasz się tekst doszlifować, nie pędzisz, skupiasz się na tym, żeby zgrabnie wieść czytelnika również językowo. Dlatego zwolenników Twojego pisania znajdziesz wśród wielbicieli nie tylko gatunku, ale też oprawy słownej, takich, którzy docenią również sposób, w jaki historię opowiadasz. Ja doceniam.

Parę sugestii (przykładowo) :

Uważnie rozglądali się na boki(,) nie zapominając

Odwrót tylko na moja komendę - moją

Operowanie ciężką, nieporęczną bronią, jaka jest - jaką

znalazł się pośrodku pozycji pozostałych zabójców - nieco gryzie owo "po" trzykrotne...

zatrzymał się niemal w miejscu, pochylił łeb i obrócił się w kierunku drzwi, gdzie pojawił się nowy - "się" zbyt się narzuca...

Tym samym uratował swoje życia, bowiem rakieta minęła go od dobre póltorej metra - wyrzuciłabym "swoje" (zwróć uwagę na zaimki, których być nie musi, bo wiadomo, o "czyje coś" chodzi) ; czy ma być liczba mnoga w "życia", bo wydaje się, że nawet jak ma ich kilka, to i tak tutaj pasuje bardziej w pojedynkę; "bowiem" proponuję usytuować nie od razu po przecinku (hołduję tradycyjnej zasadzie łacińskiej) ; "od" - ? ; "póltorej" - zła odmiana (zdarzają Ci się zdania, w których warto pogrzebać, to jedno z nich)

Rosjanin nie stracił zimnej krwi, mimo, że - mimo że bez przecinka pomiędzy (tylko przed całym zwrotem) ; masz też wcześniej gdzieś tego niepotrzebnego robaczka

Z rozrywanego gardła rozległ się chrapliwy bulgot(.)

Suwarow ocknął się(,) leżąc

Był otępiony bólem(,) jaki

byle by tylko czym prędzej - byleby

Słyszał jedynie systematyczny plusk wody - jakoś słowo "systematyczny" tutaj nie pasuje...

Poczuł ogarniające go, przejmujące zimno - bez przecinka; proponowałabym jednak pokombinować z tym zdaniem, bo niezbyt ładnie brzmi takie powiązanie imiesłowów przymiotnikowych

Uczony posyłał w ciemność kulę za kula, jednak jego dramatyczna obrona nie przyniosła żadnych odczuwalnych rezultatów - za kulą (literówka) ; "jego" niepotrzebne, wiadomo bowiem czyja obrona; "odczuwalnych" nie wydaje mi się tu trafnie użytym słowem

wszystkie najpiękniejszy chwile - najpiękniejsze

potwór stanął tuż nad nim i pochylił łeb tuż przed twarz - celowe powtórzenie "tuż"? Bo niezbyt... I może lepiej "twarzą"

Ostatnie zdanie jakieś takie... Informacja o sławie jakoś się nie je z tym, że nie spodziewał się gorszego losu... No bo przecież spodziewał się sławy, więc logiczne, że gorszego losu nie... Wiem, o co Ci chodzi, ale pokombinowałabym z tym zdaniem.

Pozdrowienia słoneczne.
Ramirez666 dnia 30.06.2011 19:09
O dziękuje za rzeczowy i wyczerpujący komentarz ;) poprawki wprowadzę możliwie jak najszybciej, jeśli tylko znajdę trochę więcej czasu.

Również pozdrawiam i zachęcam do czytania dalszych części, możliwe, że wkrótce się pojawią ;)
Azazella dnia 30.06.2011 20:50
ufff... po poprzednim fragmencie, miałam mieszane uczucia. Pamiętam, że wymęczyłam strasznie tamtą część. Teraz wydaje mi się, że jest lepiej. Znacznie lepiej. Przeczytałam do końca i muszę stwierdzić, że... podobało mi się:). Teraz nie mam czasu na zapoznawanie się z wcześniejszymi częściami, ale mam nadzieję, że mi się uda to zrobić. Jak tylko się obronię, wrócę tutaj i, mam nadzieję, sukcesywnie będę zapoznawać się z Twoją opowieścią. Ale najpierw muszę zajrzeć do innych, którym to obiecałam:D. Pozdrawiam wieczornie i czekam na dalsze częsci
julass dnia 01.07.2011 05:51
Cytat:
gdy osłabiony straci przytomność w którymś z zalewanych pokładów.

na

Cytat:
- Jezus Chryste, miej nas w opiece! – wyjąkał cicho,

Jezu

Cytat:
Na prawej ścianie korytarza ział ciemny otwór dwuskrzydłowych drzwi.

W

Cytat:
Podłoga była gęsto usłana ludzkimi szczątkami, pływającymi w czerwonej breji

brei

Cytat:
Zobaczył pobladłą twarz Suworow, który wycelował do niego z kałasznikowa.

Suworowa; w

Cytat:
Muszę ją pobrać ze szczątek tego drania.
Cytat:
zobaczył dwa spore stosy ciał, kości i ludzkich szczątek

szczątków

Cytat:
Może dlatego, że mimo najszczerszych starań, sam się taki stał.

"usilnych" pasuje lepiej

Cytat:
Sam nie wiedział, czy to od utraty krwi, czy od własnego podsumowania samego siebie.

bez "własnego"

Cytat:
Keller przymknął powieki, by choć na chwile uciec wzrokiem od

chwilę

...itd...
trochę tych potknięć i literówek jest ale procentowo w stosunku do tekstu to nie jest aż tak źle...

to jest rzeczywiście bardziej strawne niż poprzednio odcinek... miejscami może trochę za dużo "medycznych" opisów mordowania ale niektórzy lubią takie... i tym razem się zaciekawiłem tekstem i tym co dalej...
julanda dnia 01.07.2011 20:09
Aleś mnie znudził tą jatką! I nic się nie dzieje, na filmie byłyby to szybkie sceny, a tu trzeba mleć słowa. Nie są to obrazki, które chcę podsunąć wyobtaźni, ale inni może lubią. Pozdrawiam!
P.S. Czemu takie imiona bohaterów? Dlaczego, nie można tak neutralnie, kojarzyłyby się z tą opowieścią?
MaximumRide dnia 01.07.2011 20:25
Ale masakra...

Tekst ciężki jeśli chodzi o całość. Nie czyta się łatwo, bo wiele w tym brutalności.
Ale muszę przyznać, że bardzo dokładnie opisałeś wszystkie wydarzenia. Naprawde baaardzo. Wiele razy czułam ciarki na plecach.
Jeśli chodzi o ocenę to całkiem mi się podoba. Nie czytałam poprzednich części więc nie jestem do końca obeznana, ale podoba mi się z jaką realnością opisujesz wydarzenia. To dodaje klimatu i nie raz wstrzymałam oddech.
Nie jest to lekka lektura, ale mnie czytało się dobrze.
Trochę literówek masz ale to poprawisz.
Poza tym podoba mi się.
Pozdrawiam
Ramirez666 dnia 10.07.2011 00:39
Popraweczki i sugestie wprowadzone, mam chwilę przerwy między egzaminami, więc postaram się wkrótce umieścić kolejną część.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty