Znowu miałem ten okropny sen. Byliśmy razem na polanie,
a kiedy przyszła północ, zaczęłaś rozdeptywać wszystkie grające świerszcze.
Wtedy, modliłem się do księżyca o jedną, zupełnie ciemną noc, w której
mogłabyś się zagubić i potknąć o powalone drzewo.
Te korzenie są niczym moja wiara. Niektóre jeszcze sięgają wody i łączą
z ziemią, tak jak dzieci ze swoją matką. Wiesz, złudzenia bywają
strasznie realne; czasami zapominam słowa „tato”.
I staje się. Każdej nocy podnoszę cię zagubioną w okolicach
własnych uczuć. Na przemian mieszasz szept z głośnym krzykiem.
Wyrywasz słowa i chcesz się ich pozbyć, ale ta droga prowadzi
do rozerwanych szwów. A przecież tak bardzo nie lubisz prosić o pomoc.
Nie musisz.
***
Świt w końcu położył rozgrzane dłonie na plecach
i przysuwa nas do siebie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Zachary Ann · dnia 01.07.2011 09:14 · Czytań: 1506 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 21
Inne artykuły tego autora: