Fredrika nie ma przy mnie, kiedy się budzę. Zaplamiony ręcznik zanoszę do łazienki. Przez chwilę oglądam się w lustrze. Po ranach nie został żaden ślad. Czuję jedynie lekkie mrowienie w tych miejscach. Jestem wypoczęta i całkiem spokojna. Wszystko się zmienia, gdy wchodzę do swojej sypialni i dostrzegam lilię wodną, którą podarował mi Edan. Długo wpatruję się w kwiat. Muskam palcami jasnoróżowe płatki. Nadal są jędrne. Zaciskam dłoń w pięść. Nie mam zamiaru zrezygnować z odszukania sir Mac Clamera i ukarania go. Musze, inaczej nigdy nie zaznam spokoju.
- Effie? – Ciepły głos Lenna wyrywa mnie z zamyślenia. – Wszystko w porządku? Jak się czujesz?
- Nic mi nie jest – zapraszam wampira do środka nie zważając na to, że zobaczy mnie w szlafroku Fredrika. – Ta lilia przypomina mi o Edanie. Nadal jest świeża.
- Chcesz ją zachować? – Amargein podchodzi i kładzie dłoń na moim ramieniu. – Jeśli ci to pomoże, mogę sprawić, by zachowała świeżość przez bardzo długi czas.
- Co się stanie z ciałem Edana? – nagle przypominam sobie wszystkie horrory, w których ciała wampirów rozsypywały się w proch lub płonęły. Ogarnia mnie lęk. – On zostanie pochowany?
- Nie – Lenn wyczuwa moje obawy. – Jego ciało zamieniło się już w popiół. Był młodym wampirem, dlatego ten proces nie przebiegł nagle.
- Co stanie się z prochami?
- Rozsypiemy je w jego ulubionym miejscu, a pamiątkową tablicę umieścimy w zakątku ciszy i skupienia – wzdycha, jakby dźwigał ogromny ciężar. Rozumiem go doskonale. – Nie chciałbym cię ponaglać, ale Samuel i Alexander wrócili już. Za kilka minut spotkamy się w salonie. Edwina również przyszła. Potem razem z mieszkańcami pożegnamy Edana. Załóż strój Strażniczki.
- On uwielbiał Jezioro Pegeen – wspominam nasze wygłupy. – Tam się udamy?
- Tak. Możesz zabrać lilię nad jezioro. To jej dom. I jego też, od dzisiaj.
Biorę szybki prysznic. Suszę włosy i wiążę je starannie w kucyk. Zakładam świeże ubranie i nowe buty. Broń leży na łóżku. Kiedy shodzę, wszyscy już są. Samuel uśmiecha się do mnie przyjaźnie. Alexander natomiast nie wie, co powinien zrobić. Przyglądam mu się dokładnie. Jako wampir wygląda równie seksownie. Strój Strażnika pasuje do niego idealnie. Ma już miecze.
- Alexandrze, witaj wśród nas – mówię, mocno go tuląc. – Cieszę się, że wróciliście obaj.
- Strażnicy trzymają się razem – najstarszy wampir wygląda na pogodnego, choć ja czuję tkwiący w nim głęboko żal. – Effie, czy wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję – siadam między Lennem i Fredrikiem mając naprzeciw siebie ciocię Edwinę i Philippa. – Czuję się dobrze.
- W takim razie możemy teraz wyjaśnić Edwinie wszystko, co się działo od naszego wyjazdu z Wyndham – Samuel siada w fotelu, a Alexander na wolnym miejscu obok cioci. – Alex dopowie kilka istotnych kwestii. Potem porozmawiamy z mieszkańcami i pożegnamy Edana.
Quinn opowiada Edwinie o wszystkim, co nas spotkało. Ciocia słucha spokojnie. Jednak, gdy słyszy, że Ferris Ryann przeżył walkę sprzed kilkudziesięciu lat i kierował atakami Czarnego Płomienia, przeżywa szok. Nie jestem pewna, jak przyjmie informację, że pomagał mu sir Mac Clamer. Niestety, ciocia usłyszawszy to zupełnie się załamuje. Mam teraz całkowitą pewność, że z wampirem łączą ją zażyłe relacje. Jest mi przykro, że została oszukana. Śmierć Edana przyjmuje już spokojniej, ale na jej twarzy pojawia się zrezygnowanie. Widzę, że coś się w niej załamało. Ona darzy sympatią każdego Strażnika, a Edan jawił jej się jeszcze, jako młody chłopak. Zbyt młody, by ginąć, zwłaszcza z rąk, które tak dobrze zna. Podwójne życie Alexandra już jej nawet nie szokuje. Nie oswoiła się jeszcze z myślą, że jest teraz wampirem i Strażnikiem. Myślę, że obawia się tego, jak ją potraktuje po tym, co zrobiła, by nas rozdzielić. Wszystko jest teraz bardziej skomplikowane niż wcześniej i każdy z nas musi się odnaleźć na nowo w tej rzeczywistości.
- Dzięki Alexandrowi Wyndham otrzymało status wolnego miasta – Samuel przechodzi do kwestii, które są konsekwencją naszych działań. – Pomyślałem, że Edwina zechce zająć się wszystkimi sprawami, które się z tym wiążą.
- Ja? – Ciocia jest zdumiona. – Wyndham jest zbyt małe, by prowadzić w nim wielką politykę i to na arenie międzynarodowej. Nie jestem pewna, czy dobrze wybrałeś, Samuelu.
- Wszyscy jesteśmy za tym, żebyś to ty stanęła na czele cywilnych władz – Philippe mówi spokojnie, choć z jego twarzy nie zniknął smutek i poczucie winy. – Rzeczywiście, miasto jest zbyt małe, by przyjąć na siebie tak wiele obowiązków.
- Nie musimy rezygnować z dotychczasowej współpracy i polityki – kontynuuje najstarszy Strażnik. – Nawet nie jestem pewien, czy powinniśmy ogłosić to światu. Myślałem o tym, by zachować nadal wszelkie pozory i zmienić jedynie myślenie mieszkańców. Ujawnienie się, zwłaszcza teraz, nie jest chyba odpowiednim posunięciem.
- Jeśli mieszkańcom nie spodoba się jakaś kwestia, to można ją zmienić – wtrąca Alex. – Myślę, że Samuel ma rację. Nie stworzymy własnej gospodarki, pieniądza, czy języka, chyba, że macie takie plany.
- Nie mamy – Quinn zaprzecza. – W Wyndham żyją ludzie i wampiry. Nie potrzebujemy tworzyć tutaj fabryk, czy elektrowni. Mamy wszystko, by przetrwać. A jeśli czegoś będziemy potrzebować, kupimy to. Jest jeszcze jedna sprawa.
- Jaka? – pyta Lenn.
- Jeśli się ujawnimy, istnieje duże prawdopodobieństwo, że staniemy się atrakcją turystyczną dla ludzi i azylem dla wampirów.
- Nie chcesz, żeby przybyli do nas i osiedlili się tutaj? – Philippe jest odrobinę zaskoczony.
- W tej chwili musimy uporać się z dwoma zagrożeniami – Samuel odpowiada stanowczo. – Po pierwsze, musimy mieć pewność, że Czarny Płomień nie zagrozi ani nam, ani nikomu innemu. Po drugie naszym celem jest odnalezienie sir Mac Clamera i osądzenie go. Temu miastu potrzebna jest ochrona. Nie zapewnimy jej, jeśli będziemy musieli go jednocześnie szukać i chronić mieszkańców przed napływem istot z zewnątrz. Jest nas tylko sześcioro.
- Ale rozważasz możliwość poinformowania innych wampirów o tym, że w Wyndham znajdą schronienie? – dopytuje Amargein.
- Tak, ale dopiero, gdy rozwiążemy nasze problemy. Nie chciałbym, aby to miasto stało się azylem dla wampirów, które weszły w konflikt z prawem.
- Rozumiem, że Edwina zajmie się tylko ludźmi mieszkającymi tutaj? – De Bran słucha w skupieniu. – A wampiry, komu będą podlegać?
- Niezupełnie tak – szybko wyjaśnia Quinn. – Edwina zajmie się wszystkimi cywilami. My nie będziemy jej podlegać, choć nie będziemy poza prawem tego miasta. Kwestia Strażników powinna jednak należeć do nas.
- Zgadzam się z Samuelem – ciocia nie ma zastrzeżeń. – Dopóki sytuacja tego miasta nie będzie jasna, nie ujawniajmy jego statusu. Tylko mieszkańcy zostaną poinformowani. Nie zamierzam ingerować w was, jako Strażników. Uważam, że powinniśmy mieć swoje prawo i sąd, który w razie potrzeby zostanie zwołany. Pamiętajcie też, że Wyndham nie zdoła przyjąć wszystkich wampirów, które chciałyby tu zamieszkać. Nie mamy nawet hotelu!
- Ta kwestia jest jeszcze odległa, ale musi zostać omówiona dokładniej – Fredrik wyraźnie nie ma ochoty drążyć tego tematu. – Rozumiemy, Edwino, że zgadzasz się zarządzać miastem?
- Tak, z przyjemnością – ciocia kłania się nam z szacunkiem. – Dziękuję.
- Cieszymy się – Samuel jest zadowolony. – Od jutra rozpoczniemy trening Alexandra. Wprowadziłem go w nasz świat, ale zapewne będzie miał jeszcze wiele pytań. Proszę, odpowiadajcie na nie, jeśli was zapyta.
- Oczywiście – Lenn zawsze gotów jest przyjść z pomocą. Uwielbiam to w nim. – Co zrobimy z rzeczami sir Gilleabarta? Jest jeszcze posąg Ferrisa.
- To oczywiste – Samuel nie ma wątpliwości. – Zdrajcy nie mogą być żadnym przykładem. Pomnik zostanie zniszczony, a dom Mac Clamera dokładnie przeszukamy. Wszystko, co wyda się w nim podejrzane zostanie spalone.
- Proponuję zrobić z nim to samo, co z domem Ferrisa – odzywam się chłodno. – Na jego miejscu możemy wybudować inny.
- Effie! – cioci ten pomysł się nie podoba, ale widząc moje spojrzenie nie próbuje nawet przekonywać. – Będziecie go szukać?
- Tak – mówię to chyba ze zbyt wielką nienawiścią, ale to uczucie w stosunku do zdrajcy nie opuszcza mnie ani na chwilę. – Przez niego zginął Edan, a Alex o mało nie umarł. Gdyby nie przemiana mielibyśmy dwa pogrzeby. Odnajdziemy Mac Clamera.
- Edwino, to postanowione – Samuel posyła jej łagodne spojrzenie. – Przykro mi, że cierpisz.
- Poradzę sobie z tym – odpowiada cicho. – Cieszę się, że Alexander przeżył...
Ciocia milknie, gdy uświadamia sobie znaczenie wypowiedzianych słów. Alexander zachowuje spokój. Nikt z nas nie chce dokładać jej cierpienia. Widzimy, że stara się być bardzo dzielna, a ukrywanie bólu odbiera jej wiele sił. Pozostaje nam jeszcze jedna kwestia. Czarny Płomień.
- Wiemy, że Effie włada mocą, – Samuel potwierdza moje przypuszczenia – ale, nie mieliśmy pojęcia, że działa ona na Czarny Płomień. Na szczęście, Ferris nie był tak zdolny, jak nasza Strażniczka. Mam przeczucie, że Trevina wiedziała o wszystkim, choć jej mąż zdołał to ukryć nawet przed nami.
- Czy mógł ją zabić? – ciocia zadaje trudne pytanie. – Skoro był takim potworem, to może...
- Nie wiemy – Quinn też rozważa tę kwestię. Widzę to w jego spojrzeniu. – Jeśli Trevina miała pojęcie o tym, może to dzięki jej staraniom w waszej rodzinie przychodziły na świat tylko dziewczynki.
- Trevina była świetną zielarką i dobrą kobietą – Lenn coś sobie przypomina. – Wiele się od niej nauczyłem. Nigdy jednak nie rozmawialiśmy na ten temat. Ale ona nie ubolewała raczej nad tym, że w rodzinie są tylko dziewczynki i kobiety.
- Mężczyzna mógłby nie oprzeć się pokusie podbicia świata, jeśli władałby mocą – mówię szczerze. – Ferris nie zrobił nic, by zniszczyć zło. Pozwolił sobie ugrzęznąć w tym bagnie.
- Effie, a ty, co zamierzasz zrobić? – Philippe przygląda mi się z uwagą. – Jesteś teraz potężniejsza nawet od nas.
- Akurat – rozśmiesza mnie tym stwierdzeniem. – Nawet nie wiem, jak przywołać Płomień. Nie mam pojęcia, ile czasu zajęłoby mu zjawienie się tutaj. Wy, w tym czasie posiekalibyście mnie na drobne kawałeczki.
- Nikt nikogo nie będzie siekał – Fredrik rzuca Philippowi wymowne spojrzenie. – Ale to prawda, że Effie jest teraz bardzo potężna.
- I kto to mówi – mierzę wampira bezlitosnym spojrzeniem. – Ty też powiedziałeś na Wyspie Śmierci, że władasz mocą! Pokazałeś nam to!
- Rzeczywiście – Lenn z podziwem spogląda na de Brana. – Machnąłeś tylko dłonią, a Płomień zafalował.
- Blefowałem, by zyskać przewagę – wampir nie jest do końca szczery z nami, ale nie mówię tego głośno. – Kiedyś, przed wiekami nauczyłem się tej sztuczki z ogniem. Trudno ją opanować, ale kiedy już się to stanie efekt jest magiczny.
- A już wierzyliśmy, że krew Effie obdarzy nas mocą – Philippe jest nieco zawiedziony.
- Nie smućcie się – Samuel uśmiecha się pobłażliwie. – Przecież odczuliście różnicę, której ja nie czuję.
- Chwileczkę! – Cas nie daje za wygraną. – Pamiętam dokładnie, co mówiliśmy po zawarciu pierwszego przymierza. Fredrik wspomniał, że czuje to samo, co my, ale moc Effie działa też w inny sposób na niego. Jakby budziła w nim jakąś ukrytą siłę.
- Tak powiedziałem – wampir nie wypiera się. – I nadal to czuję, ale nie mogę tej mocy przywołać. Krąży ona po moim ciele, oswajam się z nią, ale nie władam nią! Tamta sztuczka z ogniem, to naprawdę była tylko iluzja połączona z siłą ruchu!
- Dobrze – Samuel woli zakończyć rozmowę na tym etapie. – Porozmawiamy o tym innym razem. Mówiliśmy o Czarnym Płomieniu. Effie chyba zdołała go okiełznać, ale za cenę swojej krwi.
- Tak – kiwam głową. – Płomień wie, że nie jestem taka, jak Ferris. Usłuchał moich rozkazów, ale czy tak będzie zawsze? Może kiedyś zbuntuje się i stanie przeciwko nam? Nie wiemy tego, dlatego uważam, że powinniśmy szukać dwóch rozwiązań jednocześnie.
- Jakich rozwiązań? – ciocia Edwina wpatruje się we mnie z niepokojem. – To zło trzeba zniszczyć raz na zawsze!
- To nie jest takie proste, ciociu – odpowiadam zgodnie z przeczuciami i tym, co już wiem. – Płomień sam powiedział, że nie można go zniszczyć. Może blefował, nie wiem. Myślę, że musimy szukać sposobu, by go unicestwić, ale jednocześnie chcę poznać, czym on jest. Może uda się go zmienić.
- Chcesz zamienić zło w dobro? – Samuel upewnia się, że dobrze słyszy. – Cóż, może jest to właściwa droga działania. Spróbujemy każdej, by zapewnić sobie i innym bezpieczeństwo.
- Za kilka dni, gdy odzyskam siły chciałabym wezwać Płomień i dokładniej z nim porozmawiać – oznajmiam szczerze, chociaż przerażone spojrzenie cioci i niespokojne Strażników, może sprawić, że się wycofam. – Oczywiście, nie tutaj. Możemy polecieć nad ocean, albo przywołać go do Doliny Ossian.
- Effie, naprawdę chcesz to zrobić? – Fredrik nie spuszcza ze mnie oka. – Myślałem, że on wywołuje u ciebie paniczny lęk.
- Tak właśnie jest, ale wroga należy poznać. I albo z nim walczyć, albo sprawić, by przynajmniej stał się neutralny – mówię dobitnie. – Co inni o tym myślą?
- Mnie nie pytaj – ciocia wycofuje się od razu. – Ja nie chcę go widzieć.
- Ja nie mam nic do powiedzenia – Alex nieznacznie wzrusza ramionami. – Chciałbym jednak zobaczyć to, co mnie niemal zabiło w jaskini.
- Jeśli będziemy na tym spotkaniu, to jestem za – Philippe zgadza się, choć wiem, że nie będzie to dla niego łatwe.
- Zgadzam się z Effie – Lenn popiera mnie jednoznacznie.
- Wolałbym już nigdy więcej nie spotkać Czarnego Płomienia, ale skoro to konieczne – w głosie de Brana pobrzmiewa rezygnacja. – Mam tylko nadzieję, że Effie nie będzie chciała go zaprosić do Wyndham.
- Zwariowałeś? – prycham poirytowana. – I co niby miałabym tu z nim robić? Pokazać mu miasto, czy nasze sypialnie?!
- Nie pytaj mnie o to – odwarkuje. – To ty nim władasz!
- Wystarczy – Samuel wzdycha ciężko. – Zachowamy wszelką ostrożność i zobaczymy, co się wydarzy, gdy Effie wezwie Płomień.
- Dziękuję, Samuelu – kiwam głową.
- Jest coś jeszcze, o co chciałbym cię zapytać – spogląda na mnie z uwagą i nadzieją. – Czy chciałabyś ponownie zawrzeć z nami przymierze krwi?
- Tak – uśmiecham się przyjaźnie w stronę zamyślonego Alexandra, co nie uchodzi uwadze Fredrika. – Alex jest teraz Strażnikiem i powinien dołączyć do nas.
- Dobrze – Quinn uspokaja się. – A teraz porozmawiajmy z mieszkańcami. Potem pożegnamy Edana.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Elatha · dnia 13.07.2011 07:49 · Czytań: 772 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: